Studenci znanej uczelni MIT, czyli Massachusetts Institute of Technology twierdzą, że mieszkańcy Chicago są wielkimi szczęściarzami. Może nie powiedzieli tego wprost, ale tak zrozumiałem to, co mówili na temat swego najnowszego wynalazku. Kiedy ktokolwiek z MIT coś mówi, to należy słuchać, w końcu to jedna z najlepszych uczelni technicznych na świecie...
Teraz poważnie. Grupa studentów MIT postanowiła zmniejszyć stopień zużycia paliwa w samochodach. Nie oni pierwsi i jedyni zajmowali się tym problemem i podobnie jak ich poprzednicy musieli w końcu przyznać się do porażki. Silnik spalinowy można uczynić nieco bardziej oszczędnym, ale zawsze związane to jest ze spadkiem jego mocy lub obniżeniem komfortu jazdy, co z kolei jest wynikiem pozbycia się części wagi samego pojazdu i jego wyposażenia. Po raz kolejny dowiedzieliśmy się, że jedynie całkowita rewolucja może nas uratować i powinniśmy przestać udoskonalać na razie niezastąpione, choć już wiekowe urządzenie i zacząć myśleć o czymś innym. Dowiedzieliśmy się też, że zaledwie 15% mocy silnika wykorzystywane jest na samo poruszanie kół, reszta to pokonywanie wszelkich przeszkód... powietrza, nierównych nawierzchni... chwileczkę! Nierówne nawierzchnie!
Pomysł na początku wydawał się nierealny, ale upartym umysłom ścisłym z MIT udało się w końcu zamienić ruch elementów zawieszenia pojazdu w energię elektryczną. Skoncentrowali się na amortyzatorach i ich pionowych drganiach. Zamienili je w ruch obrotowy, podłączyli do prądnicy i zaczęli uzyskiwać energię, którą zasilali elektryczny silnik samochodu. Im większy ruch amortyzatorów, tym większe żniwo energetyczne.
W Chicago wyglądałoby to tak. Zapalamy samochodowy silnik spalinowy i ruszamy. Wjeżdżamy w pierwszą dziurę w jezdni już po kilku metrach i w ciągu następnych kilkunastu sekund zaliczamy dziesięć kolejnych. W tym momencie silnik spalinowy przestaje być potrzebny, bo uzyskany z amortyzatorów i rozpadającego się podwozia prąd pcha nas naprzód z dozwoloną prawem prędkością 35 mil na godzinę. Naszym zadaniem jest tylko dokładne celowanie w największe wyrwy i jedziemy praktycznie za darmo. Są w naszym mieście dzielnice, w których dzięki temu wynalazkowi w ciągu roku zbankrutowałyby wszystkie stacje benzynowe. Zdolni studenci założyli już firmę i zajęli się produkcją nowych amortyzatorów o nazwie GenShock. Oczywiście wcześniejsza opowieść jest nieco wyolbrzymiona - aż tak wiele energii one nie produkują, ale pozwalają obniżyć spalanie w pojazdach hybrydowych o kolejne kilkanaście procent. A to zawsze coś.
Powracamy więc do chicagowskich nawierzchni. Coraz więcej osób zastanawia się, co się właściwie z nimi dzieje. Próbuję zrozumieć tłumaczenia dotyczące pogody. Zgadza się, ciężka zima, zresztą druga z kolei, wahania temperatur, duży ruch kołowy. Ale w sąsiednich stanach, zwłaszcza tych na północy zima była i jest równie dotkliwa, a jeździć bez groźby utraty koła się tam da. Podobnych problemów z ulicami nie widziano w Chicago i okolicach od czasów, gdy wyjechał na nie pierwszy pojazd. Czyli nigdy. Może kiedyś doczekamy się wyjaśnień, choć szczerze w to wątpię. Być może wynajmowane do remontów ulic firmy oszczędzają na jakości używanych materiałów, może samo miasto wydaje na ten cel mniej, niż nam opowiada, może po prostu, tak jak w przypadku każdej rzeczy stworzonej przez człowieka, nadszedł koniec zbudowanych przed laty ulic i czeka nas tworzenie nowych. Nie wiem. Wiem natomiast, że wykorzystywanie federalnego pakietu stymulacyjnego na łatanie dziur w Chicago wydaje się co najmniej nie na miejscu. Nie uwierzę, że miasto zatrudni dodatkowe osoby do wykonywania tych prac, jestem natomiast przekonany, że pracownicy departamentu transportu zarobią więcej dzięki możliwym nadgodzinom. Właściwie większość projektów zaplanowanych dzięki tym pieniądzom będzie podobnie funkcjonowało. Wszystkie naprawy, remonty i budowy wykonywane będą przez już współpracujące z Chicago firmy, które od lat otrzymują wciąż te same kontrakty. Pewnie wiedzą jak ładnie należy się za coś takiego odwdzięczyć. Nie widzę możliwości, by miliard przyznany naszemu miastu w jakimkolwiek stopniu pomógł najbardziej potrzebującym, uzdrowił nieco ekonomię i stworzył nowe miejsca pracy. Skorzysta Chicago, bo wybuduje sobie i odremontuje kilka budynków, czy ulic. Zarobią współpracujące z nim firmy i ich właściciele. Skorzysta też na tym oczywiście mała garstka pracowników, którzy choć przez chwilę nie będą musieli martwić się utratą pracy. Nazywanie tego jednak wielkim pakietem stymulacyjnym mającym postawić nas na nogi jest lekką przesadą. Śmieszne też wydają się zapowiedzi prezydenta, że każdy zostanie z przyznanych pieniędzy rozliczony. Ciekawe jak zamierza się do tego zabrać w Chicago?
Na koniec ciekawostka. W grudniu dowiedzieliśmy się o wielkim oszustwie Bernarda Madoff"a, który budując finansową piramidę wśród swych inwestorów oszukał ich na ponad 65 miliardów dolarów. Został aresztowany, ale wcześniej udało mu się wyprowadzić z kraju kilka miliardów. Przyznał się do winy, przeprosił i podobno dostać ma za karę około 150 lat więzienia. Pod wpływem jego machinacji zachwiały się struktury Wall Street, kolejne tysiące osób straciło na akcjach, które poszybowały w dół pod wpływem tych wiadomości. Zaufanie społeczeństwa do instytucji finansowych zawisło na cienkim włosku...
Dokładnie 3 miesiące później, w lutym tego roku, brytyjska gazeta opublikowała zdjęcie pływaka, Michaela Phelpsa, ośmiokrotnego złotego medalisty z Pekinu, który palił marihuanę. W wyniku tej publikacji Phelps stracił jednego sponsora, został na miesiąc zawieszony przez związek pływacki i dostał naganę od trenera. Poza tym zasmucił swą mamę i zawstydził przyjaciół. Kilka dzieciaków z podstawówek napisało do niego, że już nie jest ich idolem. Szeryf powiatu, w którym impreza miała miejsce zastanawiał się długo jak wsadzić go za palenie trawy do więzienia, ale nie miał wystarczających dowodów. Sprawa powinna była zniknąć z mediów tydzień po pierwszej informacji.
Teraz pytanie. Która z informacji ukazała się w codziennej prasie amerykańskiej, doniesieniach telewizyjnych i radiowych komentarzach częściej: największy w historii przekręt finansowy, z którym związane jest samobójstwo, bankructwo tysięcy osób, upadek kilkudziesięciu firm i 150 lat więzienia, czy też jeden skręt wypalony przez młodego sportowca na imprezie u znajomych? Mimo, że to nieprawdopodobne, to Phelps znów wygrał.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak