Temat kamer na skrzyżowaniach powraca niemal każdego tygodnia. Nie bez powodu. Jest ich coraz więcej, a już wkrótce wykorzystywane będą one do innych celów, oczywiście przynoszących dodatkowe zyski miastu i wywołujących zgrzytanie zębami kierowców.
W tej chwili tzw. Red Light Cameras obserwują 132 skrzyżowania w samym tylko Chicago i wyłapują kierowców pokonujących je na czerwonym świetle. Poprawa bezpieczeństwa w tych miejscach jak wynika ze statystyk jest znikoma, ich obecność przynosi jednak znaczne zyski miastu. W ubiegłym roku wpływy do kasy Chicago z tego tytułu przekroczyły 50 milionów dolarów.
Do rady miasta wpłynął w tym tygodniu projekt przewidujący podłączenie do wspomnianych kamer oprogramowania, które sprawdzałoby, czy samochód pokonujący skrzyżowanie jest ubezpieczony. Jak wiadomo posiadanie polisy przez kierowców jest w stanie Illinois obowiązkowe, a kary za nie dopełnieniem tego wymogu dotkliwe.
Ald. Edward Burke z 14 okręgu miejskiego, pomysłodawca projektu, uważa, że Chicago mogłoby rocznie zarobić dodatkowo co najmniej 100 milionów, jeśli mandat za brak ubezpieczenia wynosiłby 90 dolarów. Jest jednak szansa, że kara będzie znacznie wyższa, o czym za chwilę.
Sytem chicagowskich kamer podłączony zostałby do National Law Enforcement Telecommunications System, który identyfikowałby nieubezpieczonych kierowców. W stanie Illinois mandat za brak ubezpieczenia wynosi minimum 500 dolarów. Istnieje jednak przepis pozwalający Chicago na zatrzymanie całości kary dla siebie, jeśli mandat wypisany zostanie na terenie miasta przez chicagowską policję lub przewinienie zarejestrowane zostanie przez należącą do Chicago kamerę. W tym przypadku rada miasta może postanowić, że mandat wynosił będzie nie proponowane 90 dolarów, ale nawet przewidywane przez prawo pełne $500. Wtedy roczny zysk miasta mógłby sięgnąć nawet 400 milionów dolarów. Znając potrzeby budżetu i naszych aldermanów możemy założyć, że system zacznie działać wkrótce, a kary na pewno nie ograniczą się do 90 dolarów.
Plany sięgają dalej. Edward Burke przekonuje, że kamery sprawdzające rejestracje pojazdów i wyłapujące nieubezpieczonych kierowców można zamontować przy wjazdach na wszystkie parkingi, na lotnisku, przy bramkach na autostradach. Alderman przekonuje, że zyski dla miasta będą olbrzymie biorąc pod uwagę, iż 20% samochodów w naszym stanie nie jest ubezpieczonych. Jedyny problem to baza danych. 13 stanów w USA zobowiązało wszystkie kompanie ubezpieczeniowe do przekazywania danych ubezpieczonych kierowców. Illinois nie jest jednym z nich. Musiałby więc wcześniej wejść w życie odpowiedni przepis. To jednak nie jest największym problemem.
Według organizacji chroniących prawa obywateli jesteśmy bliscy zrealizowania orwellowskiej wizji świata. Co bowiem będzie stało na przeszkodzie, by w niedalekiej przyszłości te i inne kamery, a jest ich w sumie w Chicago ponad 10 tysięcy, posłużyły wyszukiwaniu osób, które jedzą podczas jazdy, rozmawiają przez telefon, nie trzymają obydwu rąk na kierownicy, nie mają zapiętych pasów lub nie patrzą podczas jazdy przed siebie. Możliwości jest wiele.