----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

19 marca 2009

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Dla mieszkańców naszego regionu chyba najlepsza pora roku. Odpoczywamy po zimie, nabieramy sił przed latem. Bylibyśmy niemal szczęśliwi, gdyby nie kilka drobiazgów. Nie da się ukryć, że lepiej na razie nie jest, a wszystko wskazuje, że będzie nieco gorzej. Tylko częściowo nawiązuję do sytuacji ekonomicznej kraju mając raczej na myśli nasze własne, polityczne podwórko.

Dawno nie widziany w mediach Todd Stroger dał o sobie znać. Zapewnił, że nie opuści wyborów w 2010 roku i ponownie będzie się ubiegał o stanowisko prezydenta powiatu Cook. Zapowiedź ta rozczuliła wszystkich obawiających się, że zechce on odstąpić komuś swój fotel. Na szczęście będzie z nami jeszcze długo, bo jego praca bardzo pomaga innym - głównie wysoko postawionym politykom i działaczom partii demokratycznej. W ostatnich wyborach wsparli go między innymi Richard Daley, Barack Obama, czy senator Dick Durbin. Na Obamę nie ma co już liczyć, ale zawsze będzie kogo o pomoc poprosić. Na pewno ją otrzyma. Nie wyobrażam sobie, by jako jeden z najgorszych w historii tego powiatu prezydentów mógł wygrać ponownie, ale z drugiej strony myliłem się w tych sprawach już nie raz.

Nie wiem też, co myśleć o zapowiedzianej podwyżce podatków stanowych. Z jednej strony, jako mieszkaniec Illinois i podatnik jestem oburzony propozycją. Z drugiej zdaję sobie sprawę, że nowy gubernator nie ma innego wyjścia. Widziałem wykres pokazujący wydatki i przychody naszego budżetu w ostatnich latach. Pierwsza linia sięga nieba, druga ledwie odrywa się od ziemi. Owszem, chciałbym wcześniej ujrzeć choćby małe próby ograniczania tych wydatków i zdecydowane cięcia w budżetach poszczególnych departamentów. Skoro jest tak źle, to rewolucja wydaje się odpowiednim narzędziem odzyskania równowagi. Zapowiedzi ograniczenia podróży pracowników stanowych, zmniejszeni świadczeń, czy wymiana żarówek na energooszczędne to zwykłe mydlenie oczu. Nowy gubernator nie tylko nie spróbował uchronić nas od tej podwyżki, ale jest jej architektem. Z drugiej strony wymagało to sporej odwagi. Przecież doskonale wiemy, że najgłębsze cięcia w niczym nie pomogą, a jedynie opóźnią nieuniknione. Wobec tego odrzucenie tych zabiegów i od razu sięgnięcie po ostateczne rozwiązanie zasługuje na uznanie. Szkoda tylko, że to my będziemy płacić.

Były gubernator, Rod Blagojevich, jawi się w świetle ostatnich wydarzeń niemal jak obrońca ludu. Przez 6 lat sprzeciwiał się podnoszeniu podatków i zrzucał z biurka wszystkie propozycje tego dotyczące. Pat Quinn po sześciu tygodniach bez mrugnięcia okiem proponuje podniesienie ich o 50%. Pamiętajmy, że tuż przed odwołaniem go ze stanowiska Blagojevich wspominał, iż jest to celowe działanie legislatury pragnącej pozbyć się jedynej przeszkody na drodze do podniesienia podatków.

Człowiek zaczyna się gubić. Na szczęście otrzymaliśmy kolejną, nowiutką listę firm, które otrzymały stanowe kontrakty od poprzedniej administracji. Można na niej dostrzec ciekawą zależność... im więcej pieniędzy dana kompania przekazała na fundusz byłego gubernatora, tym wyższa suma na kontrakcie. Znów oddychamy spokojnie...świat nie jest jednak tak skomplikowany...

Sporo krzyku w sprawie Sears Tower, tzn. Willis Tower. Część mieszkańców miasta uważa, że to zamach na ich wolność oraz niepodległość całego kraju. Ponieważ firma pochodzi z Wielkiej Brytanii postrzega się ją jako najeźdźcę wykupującego Amerykę. Inni nie mogą się przyzwyczaić do nowej, obco brzmiącej nazwy, ale zdają sobie sprawę, że za kilkanaście miesięcy nie będą już pamiętali o Sears Tower. Ostatnia grupa jest najliczniejsza. To ci, którym jest wszystko jedno. Co ciekawe, osoby obojętne na zmianę są bardzo aktywne na portalach internetowych i posługują się dość wyszukanymi słowami na określenie tych, którym wszystko jedno nie jest. Dyskusja od kilku dni dotyczy już całkiem czego innego. Teraz chodzi o to, czy istnieje prawo zabraniające obojętności i czy patriotycznie pobudzona część nie próbuje przypadkiem decydować za innych. Znamy to z przeszłości, choć w innych wymiarach. Czasem tematem jest religia, czasem kolor skóry prezydenta. Nikt nie zauważa, że namiętnymi dyskutantami nikt się nie przejmuje. Niezależnie jak potoczy się ta wymiana zdań nowa nazwa zostanie w końcu przez wszystkich zaakceptowana. Ważne jest, że ktoś wynajął część tego budynku, dał zatrudnienie kilkuset osobom i będzie - mam nadzieję - płacił podatki, które później trafią do zaprzyjaźnionych z miastem firm. Bo przecież tylko o to chodzi.

Radny Chicago, Edward Burke, zgłosił ostatnio kilkanaście propozycji. Wszystkie, zgodnie z oczekiwaniami są, delikatnie mówiąc, nienajlepsze. Chce on kastrować wszystkie psy i koty w celu ograniczenia ich populacji i poprawy bezpieczeństwa mieszkańców, zamieniać kamery na skrzyżowaniach w skomplikowane urządzenia na miarę Robocopa, które będą węszyć, sprawdzać i wystawiać niezliczoną liczbę mandatów. W związku z podwyżką cen biletów wstępu do Art Institute zaproponował, by za karę odciąć dopływ darmowej wody do tego budynku, a także zlikwidować wszelką pomoc, jaką miasto świadczy na rzecz sławnej na całym świecie instytucji. Nie wiem, co zrobiłby z zaoszczędzonymi pieniędzmi. Przeznaczył na łatanie dziur w ulicach, czy zamontował kilka dodatkowych kamer?

W związku z tym przypomniałem sobie wyczytane gdzieś przed kilkoma dniami pytanie, jakie zadał jeden z mieszkańców Chicago: czy istnieje szansa, by wprowadzić obowiązek kastracji i sterylizacji lokalnych polityków, tak, aby ograniczyć nieco ich populację?

Miłego weekendu.

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor