----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

02 kwietnia 2009

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Do symboli Chicago oprócz kilku budynków, rzeźb i parków zaliczyć należy pizzę na grubym cieście, która w całym kraju określana jest od lat jako „Chicago Style Deep Dish Pizza". Przesadzają ci, którzy uznają ją za lepszą od oryginału, ale przyznać trzeba, że ma ona swych zwolenników. Drugim kulinarnym symbolem naszego miasta jest Hot Dog. Parówka musi być gotowana lub przyrządzona na parze, nie wolno jej dotknąć ognia, gdyż wtedy nie przysługuje jej określenie Chicago Style. Podłużna, miękka bułka, w którą jest ona później zawinięta musi być ozdobiona ziarnami maku, gdyż taką właśnie tutaj wymyślono. Na wierzchu kładziemy cebulę, musztardę i słodki przecier ogórkowy, który zawdzięcza swój wściekle zielony kolor inżynierom z pobliskich zakładów chemicznych. Dopuszczalny jest kawałek ogórka kiszonego, plasterek surowego pomidora lub papryki i szczypta soli selerowej. Zabronione jest użycie ketchupu! Tak jedzą w Nowym Jorku. Barbarzyńcy! Niech nikt w Chicago nie waży się na polanie prawdziwego Hot Doga jakimkolwiek sosem pomidorowym.

Właściwie na tym kończą się najważniejsze kulinarne symbole naszego miasta, ale to nic, bo te które mamy są przecież tak dobre, że rozsławiają nas w całym świecie - od Des Plaines po granicę ze stanem Indiana.

Dlatego z pewnym zdziwieniem wyczytałem, iż odwiedzająca nas w sprawie olimpiady delegacja nie skosztuje tych smakołyków. Chwileczkę, przyjeżdżają przecież po to, by poznać miasto, mieszkańców, nasze symbole, nasze nastawienie do igrzysk oraz oczywiście stan finansów i możliwości zarobku. Odwiedzą wysprzątane śródmieście, park Waszyngtona, wybrzeże Michigan. Skontrolują komunikację miejską, możliwości taksówkarzy i pojemność hoteli. Chcą zebrać jak najwięcej informacji przed podjęciem decyzji, w wyniku której dziesiątki, a może setki tysięcy ludzi z całego świata przyjedzie do nas na dwa tygodnie w 2016 r. Czyżby delegaci nie wiedzieli, że 90% z nich żywić się będzie właśnie pizzą i hot dogami, gdyż są na każdym rogu i wydają się tanią alternatywą dla kosmicznych cen w restauracjach? Wydaje mi się, że jednym z podstawowych obowiązków każdego z członków MKOL powinno być skosztowanie lokalnych specjałów. Okazuje się, że nie tylko ja tak uważam.

Burmistrz też chce, by delegacja również pod względem kulinarnym wyjechała zaspokojona i pewna, że miłośnicy sportu z całego świata znajdą tu coś dla siebie. Dlatego zaplanowano wszystkie posiłki na wiele tygodni wcześniej, tak, by poszczególne ich składniki zdążyły dotrzeć z najdalszych zakątków naszego globu. Jak na przykład żeberka wołowe pochodzące z najdroższych krów hodowanych wyłącznie w Japonii lub rzadkie grzybki występujące jedynie w lasach tropikalnych południowej Ameryki.

Dziennikarze chicagowscy postanowili pójść tym tropem i wykorzystując swe wszystkie wejścia w najwyższych władzach miasta, powiatu i stanu dowiedzieć się, gdzie i czym karmić będziemy dostojnych gości.

Na przykład w sobotę posiłek będzie dość pospolity. Kuchnia grecko-armeńska, do tego podawana w jednej z sal hotelu Fairmont. Szef restauracji Naha, uznany w ubiegłym roku za najlepszego kucharza w rejonie Wielkich Jezior przygotuje specjalnie dla nich swe największe przeboje. Niestety, ze względu na brak odpowiedniego słownika tematycznego nie jestem w stanie przetłumaczyć wszystkich nazw planowanych na ten dzień potraw, ale nawet w języku, którego nie rozumiem brzmią one apetycznie. Udało mi się rozszyfrować tylko kilka: orzeszki piniowe w ostrym sosie, biała ryba z owocami zbóż, czy dzikie pory. To tylko lunch, który jest zaledwie przykładem posiłków serwowanych dla gości tego dnia.

Następnie, w niedzielę, obiad zaplanowano w nietypowym miejscu - Shedd Aquarium. Tam nad jakością i smakiem potraw czuwał będzie szef restauracji Table FiFty-Two, rozsławionej niedawno przez prezydencką parę, która spędziła w niej wieczór walentynkowy. Nad menu pracowali specjaliści nie tylko od żywienia, ale chyba też od promocji miasta. Nawet nie będę próbował tego opisywać.

W poniedziałek kuchnia śródziemnomorska, chociaż nie do końca. Swój kunszt przedstawi dwóch szefów z restauracji Aigre Doux uznawanej za najlepszą tego typu w mieście. To właśnie tam pojawią się egzotyczne żeberka wołowe, poza tym dziewięć rodzajów sałatek warzywnych. Praktycznie każdego dnia delegacja będzie jadła coś, co w Chicago jest na porządku dziennym, a całość zwieńczy pożegnalna kolacja w ART Institute, której przygotowanie jest wielką tajemnicą, podobnie jak honorowy gość.

Jak to z tajemnicami bywa wiemy już wszystko. Okazuje się, że posiłki serwować będzie szef restauracji Spaggio, uznanej w ubiegłym roku za najlepszą w kraju, przy okazji jedną z najdroższych, a tajemniczym, niespodziewanym gościem będzie piosenkarka Jennifer Hudson, ubiegłoroczna zdobywczyni Oscara.

W żadnym punkcie nie przewidziano pizzy w stylu chicagowskim lub hot doga z towarzyszeniem rytmów latynoamerykańskich.

Czytając opracowany na przyjazd delegacji program pobytu dochodzi się do wniosku, że jest on równie mocno związany z naszym miastem jak posiłki, którymi zajadać się będzie trzynastoosobowa delegacja. Na pewno wyjadą od nas zadowoleni, na pewno przekonani, że żyjemy tu jak w raju i jesteśmy w stanie sprostać każdemu wyzwaniu. Mało tego, w mieście, gdzie tak się je i tak zwiedza muszą być ukryte wielkie pieniądze, które bez problemu zasilą konto MKOL. W czasie gdy delegacja spożywać będzie wystawne kolacje i obiady, podróżować w kontrolowanych przez miasto warunkach jego mieszkańcy kupią kawę w Dunkin Donuts, złapią kawałek pizzy lub hot doga i wrócą do domów z nadzieją, że następny dzień w pracy nie będzie ostatnim. Włączą telewizor i dowiedzą się, że w kasie Chicago pustki i konieczne są kolejne podwyżki. Usłyszą o zarobkach urzędników w ratuszu, rozpoczęciu procesu skorumpowanego gubernatora, strajkach policji i zamykanych szkołach. Na koniec, w kronice towarzyskiej ujrzą uśmiechnięta twarz burmistrza, który zapewnia, że miasto o niczym innym nie marzy, jak organizowaniu olimpiady, a pieniądze nie stanowią najmniejszego problemu. W końcu od czego są sponsorzy. Mieszkańcy wtedy w głębi duszy uśmiechną się wiedząc, że to o nich mowa.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor