15 kwietnia, w ostatnim dniu rozliczania podatków w kilkuset miastach w całym kraju, również w Chicago, odbyły się protesty przeciw nadmiernym wydatkom budżetowym oraz ewentualnemu podniesieniu podatków.
W śródmieściu Chicago zebrało się kilkaset osób skandujących „USA!, USA!, USA!". W tym czasie mówcy przypominali o sumach przeznaczonych przez nową administrację na ratowanie przemysłu motoryzacyjnego i banków. Zwracali uwagę na nadmierne wydatki budżetowe i konieczność podniesienia podatków w niedalekiej przyszłości. Podobny przebieg miały demonstracje w innych miastach.
W protestach, nazwanych „tea parties" (w nawiązaniu do słynnej „bostońskiej herbatki" z 1773 r., gdy Boston protestował przeciw podatkom nakładanym na amerykańskich kolonistów przez króla Wielkiej Brytanii), brali udział głównie zwolennicy partii republikańskiej , którym nie podoba się program prezydenta Obamy i demokratów w Kongresie.
Demonstrantów, którzy od początku roku planowali wystąpienia i porozumiewali się głównie za pośrednictwem internetu i telefonów komórkowych, popierają czołowi politycy GOP. Są to m.in. były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich i popularni konserwatywni komentatorzy radiowi i telewizyjni, jak Sean Hannity
z telewizji Fox News, która pomogła w nagłośnieniu protestów.
Demonstracje miały pokojowy przebieg. Główny protest zorganizowano 15 kwietnia, gdyż jest to tzw. Tax Day - ostatni dzień rozliczeń podatkowych.
Protestujący twierdzą, że administracja Obamy zmierza do podniesienia podatków, co przy jednoczesnym znacznym zwiększeniu wydatków budżetowych, przewidzianym w programie rządowym, doprowadzi do niebezpiecznego powiększenia deficytu i zadłużenia kraju oraz zahamuje wzrost gospodarczy.
Biały Dom przypomina, że plan rządowy przewiduje podwyżkę podatków tylko dla najzamożniejszych Amerykanów, stanowiących zaledwie 2 procent populacji kraju. Konserwatywna opozycja jednak utrzymuje, że liczby te są nieprawdziwe i w rzeczywistości podwyżki obejmą szersze warstwy społeczeństwa.