Musiało do tego dojść. W sklepach pojawiły się urządzenia ostrzegające kierowców przed kamerą na skrzyżowaniu.
Nie jest to antyradar. Działa całkowicie inaczej, odmiennie też wygląda. Urządzenie wyposażone jest w GPS i każdego dnia z głównej bazy danych ściąga informacje dotyczące rozmieszczenia w całym kraju kamer na skrzyżowaniach oraz kamer kontrolujących prędkość przejeżdżających pojazdów. Następnie podczas jazdy zaczyna nas ostrzegać głośnym sygnałem, gdy zbliżamy się do podanej z dokładnością do kilkudziesięciu centymetrów lokalizacji obserwującego ulicę obiektywu kamery.
cena tego drobiazgu to prawie 400 dolarów, w związku z czym zainteresowanie na razie jest słabe. Jednak cena powoli spada, a liczba zachwyconych działaniem gadżetu kierowców rośnie.
Dla kierowcy poruszającego się po Chicago, które ma przecież najwięcej kamer na skrzyżowaniach w całym kraju, zwłaszcza kierowcy spieszącego się, takie ostrzeżenie to majątek. Dosłownie. Jeden mandat za przejazd na czerwonym świetle wynosi tu przecież 100 dolarów. Teoretycznie więc 400 dolarów zwraca się po czterech ostrzeżeniach, dzięki którym uniknęliśmy grzywny.
Urządzenie pomaga też w uniknięciu wielu niepotrzebnych stłuczek, do których dochodzi przed samym skrzyżowaniem. Wielu kierowców gwałtownie hamuje w momencie dostrzeżenia kamery lub w momencie zmiany koloru sygnalizacji. Kierowca poinformowany o pułapce spokojnie zatrzyma się przed białą linia bez wprawiania w panikę kierowców poruszających się w innych samochodach.
Dodatkową zaletą produktu jest ostrzeganie przed fotoradarami, których pozycja wprowadzona jest również do bazy danych.
Tylko w 2008 r. dzięki kamerom na skrzyżowaniach Chicago zarobiło prawie 45 milionów dolarów, co stanowi 580 tysięcy wysłanych mandatów.
Rekordziści potrafią otrzymać ich nawet kilkanaście miesięcznie.