„Miałabym nadzieję, że mądra, latynoska kobieta z bogactwem jej doświadczeń byłaby w stanie dojść do lepszej konkluzji częściej niż biały mężczyzna, który nie miał takich doświadczeń," stwierdziła Sonia Sotomayor podczas wykładu na temat prawa i wielokulturowej różnorodności w University of California w roku 2001. Ten rasistowski komentarz kandydatki prezydenta Obamy na stanowisko sędziego najwyższego Stanów Zjednoczonych nie jest przejęzyczeniem, niewłaściwym doborem słów, czy niezamierzoną gafą. Nie jest też wyjętym z kontekstu wystąpieniem jej w roli adwokata diabła czy przypadkową, niezręczną uwagą. Jest nieodłączną częścią dowodu myślowego, że amerykańskie prawo może jedynie skorzystać z doświadczeń i stronniczości jakie kobiety i mniejszości etniczne w roli sędziów sobą reprezentują.
Jeśli ktokolwiek liczy na sprostowanie, wyjaśnienie czy wprost wycofanie żenująco stronniczego komentarza ze strony kandydatki na najbardziej prestiżowe stanowisko w sądownictwie amerykańskim, to pora uświadomić sobie, że nic takiego nie nastąpi. Sotomayor nie powie nic w stylu: „Pozwólcie mi wyjaśnić co chciałam powiedzieć", czy „Wierzyłam w to w przeszłości, ale obecnie zdałam sobie sprawę z tego, że się myliłam", albo „O, rety, o czym jak myślałam?" Którakolwiek z tych taktyk załagodziłaby kontrowersję i umożliwiłaby przesunięcie debaty na temat bardziej dla niej korzystny. Może kiedy dojdzie do przesłuchań potwierdzających nominację, Sotomayor zaprzeczy tej uwadze. Biały Dom twierdzi, że dokonała niekorzystnego wyboru słów. Ale prezydent Obama w sobotnim wystąpieniu emitowanym przez radio oskarżył jej krytyków o „wyrwanie kilku komentarzy z kontekstu w celu namalowania zniekształconego obrazu dotychczasowych dokonań sędziny."
Ale o wyjęciu z kontekstu mowy nie ma. Pełny tekst przemówienia sędziny Sotomayor jasno dowodzi, że jej wyniosłe spostrzeżenie nie jest przypadkowe. Otóż zdaniem kandydatki na sędziego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych bezstronność jest przereklamowana. Oto co sądzi ona na ten temat: „Aspiracja do bezstronności jest tylko tym - jest aspiracją, ponieważ przeczy faktowi, że dzięki swoim doświadczeniom podejmujemy decyzje inne niż inni." Przyszła sędzina nie wydaje się uważać, że jest strasznie ważne by starać się sprostać tej aspiracji. Sotomayor potwierdza potrzebę stronniczości w podejmowaniu decyzji sądowych, tłumacząc że „czy to powstałe w wyniku doświadczeń czy przyrodzonych psychologicznych czy kulturowych różnic, co jest możliwością, do której czuję mniejszą odrazę czy pomniejszam bardziej niż mój kolega sędzia Miriam Cedarbaum, nasza płeć i nasze pochodzenie narodowe może i odegra rolę w naszym osądzie."
Czyli bardziej zwięźle: sędzinie Sotomayor nie przeszkadza i może nawet woli ona by rezultaty spraw sądowych były powiązane z płcią i rasą sędziego (przynajmniej kiedy sędzia nie jest białym mężczyzną). Jak wskazują zwolennicy jej kandydatury, Sotomayor stwierdziła również, że sędziowie „nie powinni wypierać się różnic będących rezultatem doświadczeń i pochodzenia, ale próbować, jak sugeruje Sąd Najwyższy, bez przerwy osądzać kiedy te opinie, sympatie i uprzedzenia są właściwe."
Sędzia Cedarbaum, zauważa Sotomayor, „wierzy, że sędziowie muszą wykraczać poza swe osobiste sympatie i uprzedzenia i aspirować do osiągnięcia większego stopnia sprawiedliwości i prawości na podstawie prawa." Czy Sotomayor dzieli ten szlachetny pogląd? Niezupełnie.
Oto co Sotomayor sądzi w tym względzie: „Jakkolwiek zgadzam się i próbuję zbliżyć się do aspiracji Cedarbaum"a, to zastanawiam się czy osiągnięcie tego celu jest możliwe we wszystkich czy nawet w większości spraw. I zastanawiam się czy poprzez ignorowanie naszych różnic my, kolorowi kobiety i mężczyźni, nie robimy krzywdy zarówno wobec prawa jak i społeczeństwa." Co brzmi alarmująco podobnie do stwierdzenia, że nie jest możliwe by kobiety i sędziowie reprezentujący mniejszości etniczne przezwyciężyli swe uprzedzenia, i byłoby wstydem gdyby to zrobili.
W podtekście tego wszystkiego znajduje się podejrzenie Sotomayor, że biały mężczyzna w roli sędziego jest skłonny traktować mniejszości i kobiety niesprawiedliwie. Wskazuje ona na to, że „mądrzy mężczyźni jak sędzia Oliver Wendell Holmes i sędzia Benjamin Cardozo głosowali w sprawach, które utrzymały w mocy zarówno dyskryminację płci jak i rasy w naszym społeczeństwie. Do roku 1972 żadna sprawa w Sądzie Najwyższym nigdy nie utrzymała wniosku kobiety w sprawie o dyskryminacje ze względu na płeć."
Sotomayor zdawała się nie zauważyć, że zaprzeczyła tym samym swemu sposobowi argumentacji. Sąd Najwyższy, który utrzymał w mocy wyrok dotyczący dyskryminacji z tytułu płci, składał się z dziewięciu mężczyzn - podobnie jak sąd, który nakazał zakończenie rasowej segregacji w szkołach publicznych był w całości złożony z białych. Również sąd, który utrzymał akcję afirmatywną przez uniwersytety publiczne miał tylko jednego czarnoskórego sędziego. Nie było kobiet w sądzie, który znalazł konstytucyjną ochronę dla praw aborcyjnych. Dobrze czy źle, sędziowie w tych procesach jasno dążyli do odłożenia na bok swoich wąskich, personalnych interesów i utrzymania fundamentalnych zasad Konstytucji w sposób najlepszy w jaki mogli. Większość Amerykanów, większość prawników i większość sędziów, jak przypuszczamy, wierzy, że tak dokładnie sędziowie powinni postępować. Dlaczego nie wierzy w to Sonya Sotomayor?
Większość Amerykanów wierzy bowiem, że Konstytucja nie rozróżnia kolorów, a pigment skóry ma się nijak do mądrości. I że rząd, który używa rasy w celu wybrania zwycięzców i pokonanych podczas wprowadzania w życie takiej regulacji poprzez sądy i określając ją sprawiedliwą jest rządem, który zaraża swych obywateli korozyjnym i osłabiającym cynizmem. Oto pierwszy afro-amerykański prezydent, którego kampania obiecywała poprowadzić nas w nieznane obszary Ameryki po okresie rasizmu, funduje nam debatę na temat Soni Sotomayor.
Kwalifikacje Sotomayor jako pierwszorzędnego intelektu nie są przedmiotem kontrowersji. Oto ta inspirująca ikona Białego Domu jest Latynoską urodzoną na Bronxie, wychowaną przez owdowiałą matkę, która poświęciła wszystko dla swej córki. Sotomayor ukończyła Yale Law School stając się ostoją nadziei dla każdej latynoskiej matki i córki, od Bronxu, przez Chicago, do L.A. Dziewczyny z sąsiedztwa mogą zapatrzeć się w Sotomayor i aspirować do wielkości. Ale jej nienaganne kwalifikacje zostały poddane w wątpliwość przez tę samą opartą na rasie politykę rządu, ktora wyniosła ją na szczyt systemu sądownictwa. Otóż wszyscy teraz zadajemy sobie pytanie czy Sotomayor zaszła tak daleko tylko ze względu na swe pochodzenie?
Media nie określają to rasizmem, ale zamiast tego definiują to jako akcję afirmatywną. Wszyscy jednak wiemy, że nie jest to nic innego niż tylko popierana przez rząd preferencyjność rasowa.
Kiedy prezydent Obama nominował Sotomayor do Sądu Najwyższego w ubiegłym tygodniu, etniczne grupy poparcia wypinały swe piersi z dumy, chwaląc wybór „pierwszej Latynoski" do najwyższego sądu w kraju. Niektórzy z politycznych oponentów, takich jak strateg republikański, Karl Rowe, zbagatelizował znaczenie nominacji, wskazując na to, że Benjamin Cardozo, który służył w Sądzie Najwyższym w latach 1930., był synem portugalskich rodziców. Czy czyniło to z niego pierwszego kandydata latynoskiego?
The Pew Hispanic Center w raporcie opublikowanym w ubiegły czwartek, zatytułowanym „Who"s Hispanic?" dowiódł, że Sotomayor, której rodzice pochodzili z Puerto Rico, jest rzeczywiście pierwszą, latynoską kandydatką do Sądu Najwyższego. Ale autorzy dodają, że ta kategoria zależy od tego jak ludzie sami się określają, oznaczając, że Cardozo mógłby być traktowany odmiennie, gdyby ciągle żył. Określenie „latynoski" było od dziesiątków lat przedmiotem debaty, a jego znaczenie charakteryzuje dużo niuansów.
Po pierwsze, określenie „latynoski" czyli „Hispanic" jest wymysłem federalnych urzędników przygotowujących się do spisu demograficznego z roku 1980 i mających nadzieję na skategoryzowanie tego co przybrało formę narastająco zróżnicowanej populacji mieszkańców z Meksyku, Kuby, Puerto Rico i innych hiszpańskojęzycznych krajów," informuje raport Pew. W połowie lat 1980. określenie to zyskało na popularności do tego stopnia, że przedostało się do Oxford English Dictionary, który częściowo definiuje Latynosów, czyli Hispanic jako „odnoszących się do Hiszpanii albo jej ludzi." Webster definiuje Latynosów jako „odnoszących się albo pochodzących od ludzi, mowy czy kultury Hiszpanii czy Portugalii," wspierając argument, że Cardozo był Latynosem.
W rzeczywistości 12 procent nieznacznej populacji portugalskiej w Stanach i około 15 procent imigrantów brazylijskich określiło się jako „Latynosi" („Hispanic") w spisie powszechnym w roku 1980. Te odpowiedzi zmniejszyły się do 1 procenta i 4 procent w roku 2007.
W latach 1980, w dekadzie, w której zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w wojny cywilne w Ameryce Łacińskiej podsycało historyczną urazę w stosunku do imperializmu i podbojów hiszpańskich, określenie „latynoski" („Hispanic") zostało odrzucone przez aktywistów, którzy woleli być nazywani „Latynosami."
Słowo „latynoski" („Latino") „ma znacznie więcej, w swoich korzeniach, autochtonicznych konotacji jak również hiszpańskich konotacji z ludźmi z Ameryki Łacińskiej ." stwierdza Sylvia Puente, dyrektor wykonawcza Latino Policy Forum, zauważając, że określenie Latino zostało wykształcone w Chicago. „Hispanic" było określeniem zdefiniowanym przez rząd i stworzonym z korzeni w Hiszpanii." Początkowo używane głównie na wschodnim wybrzeżu, określenie „Latino" zyskało na tyle wystarczająco politycznej przyczepności na terenie całego kraju w latach 1990. by zostać włączone wraz z „Hispanic" w pytaniach ze spisu powszechnego w roku 2000. Ale ponieważ spis nie potwierdza pochodzenia respondentów, to każdy może stwierdzić, że jest Hispanic/Latino, co stało się udziałem 46.9 milionów mieszkańców Stanów Zjednoczonych w roku ubiegłym.
Obama twierdzi, że korzenie Sotomayor ukazują jej wzgląd na zwykłych ludzi. Jej doświadczenie zawodowe jest jednak bardziej niejasne. Sotomayor wychowała się na Południowym Bronxie, dostała cukrzycy w wieku lat 8, straciła ojca w wieku 9 i przeszła Princeton i karierę w sądownictwie federalnym dzięki silnej matce, która w dzieciństwie wystarała się o „jedyny egzemplarz encyklopedii w sąsiedztwie." Wszyscy jesteśmy niewątpliwie wzruszeni historią Sotomayor. Ale czy jej ponadprzeciętna znajomość „zwykłych" ludzi pochodzi z faktu bycia Latynoską?
Wnioskując z dramatycznego wprowadzenia w East Room, prezydent Obama jest olśniony portorykańskim pochodzeniem kandydatki Sotomayor. Prezydent ma jednak nieszczęsną tendencję do łączenia osobowości i zasad. „Stoję tutaj jako ktoś, kogo własne życie było możliwe dzięki tym dokumentom," stwierdził prezydent podczas swego przemówienia w National Archives w maju. Jakby był jakikolwiek Amerykanin dla którego nie było to prawdą. Czy jakby etniczne mniejszości mogą wysuwać takie roszczenia bardziej przekonująco niż inni Amerykanie.
Prawdziwa walka dotycząca zaprzysiężenia skoncentruje się na roli, jaką Sotomayor odegrała w procesie o testach promocyjnych w oddziale straży pożarnej w New Haven, w Connecticut. Jakkolwiek testy te zostały stworzone jako rasowo-neutralne, to statystyka zdawania ich przez czarnoskórych była o połowę mniejsza niż dla białych. Więc New Haven wyrzuciło rezultaty testu. Kilkunastu białych strażaków, którzy zdali test wystarczająco wysoko by zasłużyć na promocję, zasądziło miasto. Jeden z powodów był dyslektykiem, który wynajął nauczycieli do pomocy. Sotomayor była w zespole trojga sędziów, którzy utrzymali anulowanie testów. Zespół wydał zaledwie jeden akapit uzasadnienia, które zignorowało wiele konstytucyjnych kwestii i zadziwiało brakiem empatii, współczucia i wszystkich tych szlachetnych kwalifikacji, które powinny stanowić część wychowania w Południowym Bronxie. Sprawa znajduje się obecnie przed Sądem Najwyższym, który może unieważnić poprzednią decyzję w następnych tygodniach.
Czy lubimy rasowe preferencje czy nie, to obejmują one sposób patrzenia na prawo, który jest wyrafinowany, a nie zdroworozsądkowy. Jeśli opinia w sprawie z New Haven jest słuszna, to jest to tego rodzaju słuszność, której można nauczyć się w Yale Law School, a nie w Południowym Bronxie. Sotomayor może być dzieckiem dzielnicy zamieszkałej przez Latynosów, w sensie kulturowym, ale sądownicza filozofia, którą reprezentuje, pochodzi od mandaryńskiego, nie proletariackiego skrzydła partii demokratycznej.
Akcja afirmacyjna, wspierająca grupy dyskryminowane była swego rodzaju rewolucją w amerykańskim prawie i w naszym postrzeganiu obywatelstwa. Odgrywając zasadniczą rolę w niemal wszystkich wyborach i referendach w ostatnich kilku dekadach, jest niezawodnie niepopularna. Podpierają się nią sędziowie. Od wyboru pierwszego czarnoskórego prezydenta, można było spodziewać się następnego kroku. Argument, na którym się wspiera, że mniejszości etniczne są pozbawione sprawiedliwego dostępu do wpływowych pozycji w społeczeństwie, został, mówiąc co najmniej oględnie, podważony. Podniesienie do rangi sędziego najwyższego obrońcy konserwatywnego stanowiska akcji afirmatywnej jest więc prowokacją w sposób, który nie miałby miejsca w przeszłości.
Ciągłe i pełne pasji popieranie Latynosów sugeruje, że Sotomayor głęboko troszczy się o los historycznie pokrzywdzonych. Począwszy od Princeton, postrzegała ona prawo jako narzędzie dla społecznego upełnomocnienia.
Krytycy jej nominacji mają jednak wątpliwość, że jeśli zostanie ona awansowana do rangi Sądu Najwyższego, to zaniesie swe preferencje zbyt daleko, sympatyzując z uciskanymi czy najsłabszymi jako kwestią zasad - czy nawet przekonań - raczej niż na podstawie zimnego osądu prawnego. Istnieje bowiem różnica pomiędzy taką perspektywą i próbą oddziałania na korzyść jednej, a nie innej grupy. A komentarz Sotomayor o nadrzędności racji mniejszości sugeruje jej niepohamowaną niechęć do bezstronności.
Na podst. „Chicago Tribune", „Time" oprac. E.Z.