Prezydent Obama zobowiązał się zamknąć więzienie w Guantanamo Bay jeszcze w bieżącym roku, ale nikt nie wie, co zrobić z przetrzymywanymi tam bojownikami świętej wojny. Ważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie czy w ogóle możliwa jest ich re-edukacja?
Jeszcze przed wyborem Obamy stało się jasne, że Guantanamo będzie musiało zostać zamknięte. Kilka procesów sądowych rozstrzygnięto na korzyść więźniów, w tym proces byłego jemeńskiego kierowcy Osamy bin Ladena, Salima Hamdana. Piętnastu więźniów Guantanamo deportowano do Jemenu, w tym Hamdana, a wielu pozostałych do nich dołączy. Niemal połowa z nich - około stu z 240 przetrzymywanych - pochodzi z Jemenu. W ubiegłym roku prezydent Jemenu, Ali Abdullah Saleh, ogłosił, że zawarł umowę ze Stanami Zjednoczonymi w celu zbudowania tam obozu dla powracających uchodźców, przy użyciu amerykańskich funduszy. Amerykanie obiecali ponoć prezydentowi Jemenu około $11 milionów na budowę obiektu.
Prezydent upierał się, by w zarządzaniu nowym programem wspomógł go Hamoud al-Hitar, jemeński sędzia, który został pozyskany przez rząd jemeński do zreformowania rosnących szeregów islamskich bojowników. Po tym jak prezydent Jemenu ogłosił tę wiadomość ubiegłej wiosny, rząd jemeński wyasygnował na ten cel część obszaru w portowym mieście Aden i stworzył plan obozu, który obejmowałby „meczety, szkoły i pokoje gościnne dla żon." Ale pieniądze nigdy nie nadeszły.
Urzędnicy administracji Stanów Zjednoczonych utrzymują, że nigdy nie było pewnej umowy dotyczącej finansowania. Amerykanie mają uzasadnione wątpliwości w kwestii przekazania dużej sumy pieniędzy rządowi jemeńskiemu bez żadnych gwarancji, że środki te będą użyte zgodnie z wcześniejszym przeznaczeniem. Po pierwsze, bezprawie w kraju wzrasta coraz bardziej. W kwietniu generał David Petraeus, szef CentCom poinformował Kongres, że Jemen stał się popularnym schronieniem dla bojowników Qaeda. W marcu terrorysta wysadził się w powietrze w zatłoczonym obszarze archeologicznym zabijając czterech koreańskich turystów. Tydzień później inny zamachowiec zaatakował konwój koreańskich członków administracji, którzy przybyli by prowadzić dochodzenie wcześniejszego zamachu. Nikt nie zginął. Niektórzy Amerykanie testują pomysł przesłania więźniów Guantanamo do lepiej funkcjonującego programu resocjalizacyjnego w Arabii Saudyjskiej. Doradca Obamy do spraw anty-terroryzmu, John Brennan, odbył podróż do Sana w ubiegłym roku w celu spotkania się z prezydentem Jemenu, Salehem, i powiedział mu, że Waszyngton ma coraz większe wątpliwości co do tego, by Jemen był zdolny wchłonąć przetrzymywanych. Reakcja prezydenta Jemenu wydaje się mniej dyplomatyczna. „Nie jesteśmy posłusznymi żołnierzami Stanów Zjednoczonych", odburknął Saleh. „Nie mówimy OK na wszystko o co nas poproszą. Nie jesteśmy ich pracownikami."
Jest to jasne. Jemeński rząd ma długie i skomplikowane relacje z Al Qaeda. W przeszłości Saleh użył islamskich bojowników do walki ze swymi politycznymi oponentami w kraju. Powszechnie wiadomo, że Saleh zwerbował byłych weteranów wojny afgańskiej z roku z lat 1980 do pokonania swych wrogów w południowym Jemenie podczas wojny domowej w latach 1990. A zaledwie ubiegłego lata Abdul Majeed al-Zindani, islamista jemeński, który jest sklasyfikowany przez Departament Stanu jako terrorysta, zagroził, że zgromadzi tysiące mężczyzn do walki wraz z wojskiem jemeńskim przeciwko buntowniczemu plemieniowi Houthi na północy kraju.
W rezultacie rząd Jemenu postrzega niektóre elementy Qaedy jako sprzymierzeńców niż zewnętrzne zagrożenie. Minister spraw zagranicznych Jemenu, Abu Bakr al-Qirbi, wyznaje, że największym wyzwaniem dla stabilności reżimu są socjaliści i Houthi. To prawda, że nowa generacja bardziej nihilistycznych działaczy Qaedy jest również problemem, twierdzi minister. Ale Al Qaeda „nie ma rzeczywistego programu", wyznaje Abu Bakr al-Qirbi. Dlatego też Qaeda w oczach jemeńskiego rządu wywołuje zobojętnienie. W związku z powracającymi z Gitmo rząd jemeński sugeruje „rób co chcesz z nimi". „Rżnij ich, bombarduj, poślij ich do kraju gdzie funkcjonuje kara śmierci" wyznaje jeden z członków jemeńskiej administracji.
Ta postawa jest jeszcze jednym z powodów dla których Amerykanie postępują z ostrożnością. Ośrodki resocjalizacyjne, włączając program saudyjski, nie są dobrowolne. Jeśli Jemeńczycy się nie mylą i Stany Zjednoczone zobowiązały się do pomocy w opłaceniu centrów resocjalizacyjnych, administracja Obamy finansowałaby w rzeczywistości więzienia za granicą właśnie kiedy Waszyngton próbuje wydostać się spod cienia tajnych więzień w rękach CIA i nadzwyczajnych interpretacji prawnych. Khaled al-Ansi, dyrektor jemeńskiej grupy obrony praw humanitarnych HOOD, wyznaje, że poczynając od ubiegłorocznej jesieni zaczął skarżyć się do przedstawicieli administracji amerykańskiej, że przymusowe centra resocjalizacyjne byłyby pogwałceniem praw więźniów. „Guantanamo z Sany jest gorsze niż rzeczywiste Guantanamo," wyznaje al-Ansi. Jedynym możliwym rozwiązaniem jest by Stany Zjednoczone po cichu skłoniły Saudię by sfinansowała program jemeński. Minister spraw zagranicznych Jemenu przyznaje, że program tego typu mógłby dobrze działać, ale zaprzecza jakoby było to przedmiotem dyskusji.
Ogromne bogactwo Arabii Saudyjskiej jest przynajmniej po części odpowiedzialne za stosunkowy sukces obiektu resocjalizacyjnego w tym kraju. Program saudyjski jest wychwalany za swoją ideologiczną perswazyjność, ale w rzeczywistości działa skutecznie, ponieważ rząd kupuje bojowników. Absolwenci programu resocjalizacyjnego otrzymują pieniądze, a w niektórych przypadkach zatrudnienie, pojazdy i domy jako pomoc w integrowaniu ich ze społeczeństwem. Jemeńczycy natomiast twierdzą, że nie posiadają funduszy by oferować takie dary ze swej strony. Jemen jest najuboższym krajem na Bliskim Wschodzie, z bezrobociem na poziomie 35 procent. Niektórzy przedstawiciele administracji Jemenu są zdania, że mogą lepiej wykorzystać $11 milionów niż na otworzenie centrum resocjalizacyjnego dla stu mężczyzn. „Jemen nie może wydać swoich cennych pieniędzy na takie centrum", informuje Abdulkarim al-Eryani, były premier Jemenu i obecny doradca prezydenta. W najlepszym razie absolwentom programu rząd może zaoferować zatrudnienie w wojsku - stanowiska z wynagrodzeniem $100 na miesiąc. Ale oferowanie byłym więźniom Guantanamo broni, szkolenia i mundurów stanowi problem sam w sobie.
W ubiegłym miesiącu zarówno republikanie jak i demokraci w Kongresie zdecydowali o odrzuceniu $80 milionów w funduszach by zamknąć więzienie, żądając by Biały Dom dostarczył bardziej szczegółowy plan dotyczący tego gdzie należałoby rozlokować pozostałych więźniów. Bez względu na przekonania polityczne, nikt nie chce mieć byłych bojowników islamskich za sąsiadów na amerykańskim podwórku, nawet biorąc pod uwagę więzienia o najostrzejszym nadzorze. W porównaniu z rozlokowaniem islamistów na amerykańskiej ziemi, zagraniczne programy resocjalizacyjne wydają się, choćby z zewnątrz, atrakcyjną alternatywą. Ale niewiele krajów jest skłonnych otworzyć swoje drzwi na przyjęcie więźniów Guantanamo. Te, które chcą przyjąć swoich obywateli z powrotem, mają swe własne wyzwania, z których nie najmniejszym jest upewnienie się, że byli więźniowie nie powrócą na drogę terroryzmu. Niektórzy amerykańscy przedstawiciele administracji są tak zaniepokojeni jemeńską zdolnością zasymilowania i zreformowania więźniów Gitmo, że zachęcają zamożniejsze, bardziej stabilne kraje, jak Arabia Saudyjska do przyjęcia Jemeńczyków.
Dotychczasowe programy resocjalizacyjne nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Hamoud al-Hitar, lokalny sędzia, który został pozyskany przez rząd jemeński do resocjalizacji islamistów i doradca jemeńskiego prezydenta do spraw nowego programu, wykształcił do tej pory około czterystu byłych więźniów, którzy ukończyli jego program resocjalizacyjny, wyrazili skruchę i zostali wypuszczeni na wolność. Pomysł Hamouda al-Hitara na resocjalizacje jest prosty: polega on na angażowaniu więźniów w to co nazywa on „pojedynkiem teologicznym" i wyzywaniu ich do uzasadnienia swych wierzeń przez cytowanie tekstów religijnych. Al-Hitar następnie przeciwstawia im swoją własną, zwykle bardziej umiarkowaną interpretację tego samego tekstu. Jeśli więzień wydaje się dokonywać postępu, po kilku sesjach sędzia oferuje mu pisemne zobowiązanie do podpisania, w którym wyrzeka się przemocy. W zamian za to młody bojownik świętej wojny otrzymuje kilkanaście setek dolarów i otrzymuje wolność. Większość z wypuszczanych na wolność byłych więźniów pozostaje w areszcie domowym, który oznacza, że mogą podróżować wolno na terytorium Sany, jeśli tylko stawią się regularnie na kontroli u swoich kuratorów sądowych. Skorzystało z tego do tej pory niemal 400 więźniów.
Problem polega jednak na tym, że program al-Hitara nie działa. Do roku 2004 co najmniej niektórzy z absolwentów programu resocjalizacyjnego prowadzonego przez sędziego zaczęli pokazywać się w Iraku. Amerykańska administracja ostrzegła o tym jemeńskich odpowiedników. Wśród studentów al-Hitara program był żartem. „Będąc szczery, wszyscy żartowali sobie z niego," mówi jeden z byłych więźniów. „Wszyscy zrozumieliśmy, że było to tylko wyłudzenie pieniędzy od Amerykanów. Tylko się nami bawili." Nawet prezydent Jemenu, Saleh, przyznaje, że program al-Hitara był skuteczny jedynie w 60 procentach. Błąd, patrząc retrospektywnie, wydaje się oczywisty: więzień powie wszystko by wydostać się z więzienia. „Jeśli sam szatan kazałby mi podpisać, to zrobiłbym to," wyznaje al-Bahari. „Program al-Hitara", wyjaśnia, „był zupełnie bezużyteczny."
Historia sędziego i bojownika świetej wojny jest jeszcze jedną ilustracją złożoności kwestii Guantanamo dla administracji Obamy. Hamoud al-Hitar uparcie twierdzi, że jego program jest najlepszym sposobem na poradzenie sobie z przetrzymywanymi. Al-Hitar traktuje powodzenie programu personalnie, ponieważ związał z tym wiele ze swojej własnej tożsamości. Al-Hitar urodził się w najmniej wpływowym z plemion jemeńskich: Mathhaj, w małej prowincji Ibb, gdzie jego rodzice uprawiali kukurydzę, sorgo i khat. Kiedy dorastał w latach 1950. Ibb był ciągle w dużym stopniu rolnym zaściankiem. Nie było prawdziwych szkół, jedynie grupka uczniów, którzy gromadzili się w lokalnym meczecie. Kiedy stał się nastolatkiem, al-Hitar chciał szerszej edukacji. Pociągało go zwłaszcza prawo. „Miałem odczucie, że sędzia był jakoś wyjątkowy", wspomina. „Nikt nie mógł narzucić ci opinii." Sędzia „mógł postąpić jakkolwiek chciał ze swoją wolą." Al-Hitar odbył więc trzydniową podróż, częściowo na ośle, do Sany by rozpocząć naukę.
Obecnie al-Hitar rzadko wychodzi z roli. Niemal zawsze nosi swoje tradycyjne szaty sędziego i specjalny, ze złotym ostrzem sztylet, który świadczy o pozycji. Ale łatwo zapomnieć, że ta szanowana osobistość zawdzięcza wszystko wyłącznie samemu sobie. Al-Hitar zasadniczo sam siebie stworzył.
Ten niezależny element rozciąga się na jego osobistą politykę. Rodzina al-Hitara, jak większość rolniczych Jemeńczyków, była muzułmańska i pobożna. Jako młody mężczyzna al-Hitar zafascynował się Gamalem Abdelem Nasserem, dziarskim egipsko arabskim przywódcą nacjonalistycznym. „Miałem tę islamistyczną skłonność, wspomina sędzia. „Ale Nasser był tak czarujący. Lubiłem go. Podziwiałem go. Był w stanie zmobilizować tłumy." Al-Hitar miał zaledwie 12 lat kiedy armia izraelska rozbiła Nassera i jego sprzymierzeńców w wojnie sześciodniowej w roku 1967, rozwiewając nacjonalistyczną aurę tajemniczości. Al-Hitar, jak wielu innych młodych Arabów i muzułmanów tego czasu, zaczął poszukiwać nowych bohaterów. Pięć lat później, w roku 1972, przystąpił do lokalnego Bractwa Muzułmańskiego.
Grupa ta oferowała poczucie przynależności i dawała ujście społecznym impulsom al-Hitara. „W tym czasie czuliśmy, że jest to jedyny ruch, który jest anty-komunistyczny," wspomina. „Czuliśmy, że komunizm był przeciwny ludzkiej naturze." Ale ostatecznie przekonał się, że Bractwo było nietolerancyjne. Wkrótce po rozpoczęciu pracy jako sędzia, we wczesnych latach 1980., al-Hitar wycofał się z organizacji i przyłączył do partii rządzącej, prowadzonej przez prezydenta Saleha.
Jako sędzia al-Hitar kwestionował obyczaje społeczne. Rozpatrywał swój najbardziej znany proces sądowy w roku 1984, kiedy dwóch lokalnych muzułmanów zostało oskarżonych o zamordowanie dwóch jemeńskich Żydów. Zgodnie z niepisaną, ale długoletnią tradycją, muzułmanie, którzy byli oskarżeni o zabicie Żydów nie podlegali karze śmierci. Al-Hatarowi wydawało się to niesprawiedliwe „Przeżywałem konflikt pomiędzy moją kulturą a sumieniem," wyznaje al-Hitar. „Moje sumienie mówiło mi, że wszyscy ludzie są równi. Moja kultura mówiła mi, że nie byli. Przeszukiwałem Koran, Sunnę (muzułmański kodeks obyczajowy i prawny) i historię kalifów. Żaden z nich nie rozróżniał pomiędzy muzułmanami i nie-muzułmanami. Dusza jest duszą." Podczas ostatecznego przesłuchania al-Hitar skazał dwóch muzułmanów na śmierć. W sądzie zawrzało. Sędzia otrzymał pogróżki za ogłoszenie takiego wyroku.
Łatwo zrozumieć dlaczego może on wydawać się pociągający dla amerykańskich ustawodawców poszukujących wyjścia z dylematu dotyczącego Gitmo. Wśród zachodnich dyplomatów ma on opinię dzielnego, zawdzięczającego wszystko wyłącznie sobie, niezależnie myślącego i sprawiedliwego. Program al-Hitara zainspirował powstanie podobnych, włączając w to Arabie Saudyjską, która prowadziła swój własny program resocjalizacyjny przez pięć ostatnich lat. W dodatku do debat ideologicznych, Saudyjczycy stosują skomplikowany system marchewki i kijka by utrzymać bojowników islamskich w ryzach. Kiedy wojownicy świętej wojny przybywają do centrum resocjalizacyjnego, oferuje się im słodycze i gry wideo jako rozrywkę. Ale kara za powrót do przestępczości może być ostra. Kiedy bojownicy są wypuszczani na wolność, administracja saudyjska pozyskuje obietnice od rodziny więźnia by utrzymać go pod kontrolą. Jeśli powróci do przemocy, cała rodzina może zostać ukarana.
Ale nawet gdyby wszystko w programie al-Hitara działało skutecznie - jeśli pojawiłyby się pieniądze, więźniowie nie byliby wykorzystywani i zdolność perswazji sędziego byłaby nadzwyczajnie skuteczna - ciągle nie ma gwarancji, że nauczanie al-Hitara odpowiadałoby interesom amerykańskim. Jego poprzedni program został wstrzymany w roku 2005, po części z powodu skarg amerykańskich urzędników. Absolwenci programu al-Hitara zostali bowiem złapani podczas walki przeciwko Amerykanom w Iraku.
Jedn z nich, Nasser al-Bahri, o przydomku „Morderca" walczył w Bośni, Somalii, Czeczni i Afganistanie jeszcze przed trzydziestym rokiem życia. Przez sześć lat pracował jako ochroniarz Osamy bin Ladena, który raz opatrzył osobiście jego rany zadane w pobliżu Kabulu. W Afganistanie poznał Mohameda Attę i kilkunastu innych porywaczy 9/11. Wrócił do Jemenu na około rok przed atakami. Jemeńska policja tajna, pod naciskiem amerykańskiej administracji by rozprawić się z lokalnymi bojownikami nawet jeszcze przed atakami na światowe centrum handlowe, nie czekała długo by go zamknąć. W grudniu 2000 roku al-Bahri został aresztowany i zamknięty w małej celi w więzieniu politycznym w Sanie. Wszystkie wykłady al-Hitara „nie przekonały mnie," wyznaje. „Nadal nienawidzę amerykańskiej arogancji. Nadal nienawidzę amerykańskiej armii. Ciągle nienawidzę."
Na podst. „Newsweek" oprac. E.Z.