Amerykańskie Biuro Statystyki Pracy szacuje, że od czasu przegłosowania pakietu stymulacyjnego amerykańska gospodarka utraciła 2,000,000 stanowisk pracy. Średni tydzień pracy został zredukowany do 33 godzin. Kiedy Obama podpisywał pakiet stymulacyjny, to upewniał wszystkich, że bezrobocie nie przekroczy 8%. Obecnie wynosi 9.5%. To tyle uczciwości.
Poziom bezrobocia, który jeszcze w maju wynosił 9.4 procent, jest najwyższy w ostatnich 26 latach. Co to oznacza dla nas? Nic dobrego. „Nie obserwujemy stabilizacji, na jaką liczyliśmy”, oznajmia Sharyn O’Halloran, profesor ekonomii politycznej z Columbia University. Ostatnia sytuacja, kiedy zbliżaliśmy się do 10 procentowego poziomu bezrobocia miała miejsce podczas recesji w latach 1982 i 1983, kiedy kraj borykał się z kryzysem oszczędnościowym i pożyczkowym, następstwami kryzysu ropy z roku 1970 i wysokimi stopami procentowymi rzędu 21.5 procent.
Czy sprawy mogą się pogorszyć? Nie jest to jasne. O ile niewielu ekonomistów życzeniowo wskazuje na „zielone przebłyski”, to rzeczywista sytuacja w wielu stanach przypomina bardziej wypaloną glebę. Ma to miejsce zwłaszcza w zachodniej grupie stanów, włączając Kalifornię, Oregon i Nevadę, gdzie bezrobocie przewyższyło 11 procent.
Ogólny obraz ekonomii jest ponury. Wiszący w powietrzu kalifornijski deficyt budżetowy oznacza, że stan może będzie musiał rozdać długi zamiast je spłacić. W roku ubiegłym ponad 300,000 domów zostało przejętych przez banki w Nevadzie. Urzędnicy administracji w urzędzie zatrudnienia w Oregonie twierdzą anegdotycznie, że próbują wchłonąć rosnącą liczbę bezrobotnych z miejsc takich jak Kalifornia. Są także rejony takie jak Michigan, które bazują głównie na pojedynczym przemyśle. Poziom bezrobocia wynosi tam obecnie 14.1 procent, a deficyt budżetowy sięga $1.7 miliardów. We wszystkich tych stanach fundusze edukacyjne, bezpieczeństwo publiczne i parki znajdują się w niebezpieczeństwie jeszcze większych cięć.
Nadal jeszcze „Wielka Recesja” nie jest tak zła jak „Wielka Depresja”, kiedy poziom bezrobocia wynosił średnio 25% i kiedy ekonomia pogrążona była w kryzysie przez pełne 43 miesiące. Obecna recesja może nie być tak długa, ale ciągle odczuwana jest jako dotkliwa, a cyfry bezrobocia wahają się wśród różnych społecznych, etnicznych i rasowych grup. Pomimo nowoczesnych siatek bezpieczeństwa i podkreślania przez Obamę wagi programów pomocy społecznej, jest nadal łatwo popaść w kłopoty.
„Ludzie, których zarobki należały do najwyższych, zarabiają obecnie mniej. Oznacza to dłuższe godziny pracy i bardzo ograniczone możliwości otwarcia nowych stanowisk pracy dla następnych pokoleń”, twierdzi O’Halloran. O ile pomoc rządu pomoże stępić uderzenie bezrobocia, to jeśli poziom krajowego bezrobocia przekroczy próg 10 procent, może zniszczyć psychikę ludzi, przewiduje O’Halloran. Jak będą się zachowywać? W podobny sposób jak w ostatnim roku: konsumenci zaprzestaną wydawać pieniądze. Jeśli sytuacja się pogorszy, zapasy towarów będą rosnąć, a wytwórcy wstrzymają produkcję jeszcze bardziej, a firmy wszystkich rodzajów będą pozbywać się dodatkowych pracowników. Wysokie bezrobocie oznacza, że pracownicy są bardziej skłonni akceptować niższe wynagrodzenia, które z kolei obniża regionalną i krajową bazę podatkową.
By powstrzymać tę falę, administracja Obamy wprowadziła kilkanaście pakietów stymulacyjnych w celu wsparcia bezrobotnych – od subsydiowania kosztów ubezpieczenia zdrowotnego COBRA do rozszerzenia liczby tygodni, w czasie których można pobierać świadczenia socjalne, ale zanim pieniądze federalne wpłyną do stanu, upłynie trochę czasu.
Niektórzy ekonomiści są zdania, że obecny poziom bezrobocia prawdopodobnie przekroczy poziom dwucyfrowy jeszcze w roku bieżącym i utrzyma się na takim poziomie co najmniej do roku 2010. Przedłuży to cierpienia bezrobotnych, stłamsi handlowców i inne biznesy, powiększy miliony dolarów wydatków rządowych i utraconej produktywności. Może zagrozić samemu ozdrowieniu. Jakkolwiek poziom bezrobocia często wzrasta po tym jak produkcja ekonomiczna osiąga wartość dodatnią, to dwa ostatnie kryzysy w latach 1990-91 i 2001 wprowadziły pojęcie „bezrobotnego uzdrowienia”. Nawet jeśli gospodarka się poprawiła, wielu bezrobotnych pracowników uznało, że stanowiska pracy jakie stracili, były niemalże niemożliwe do odzyskania.
Tym razem, jak informuje wielu ekonomistów, nowy czynnik może doprowadzić do pogorszenia problemu. O wiele więcej zwolnień w czasie obecnej recesji miało charakter stały, nie tymczasowy. Od początków recesji w roku 2006 amerykańska ekonomia utraciła 6.5 miliona stałych prac. Oprócz tego, zamiast redukcji działań, przedsiębiorstwa zamknęły całe oddziały lub dokonały znacznych zmian strukturalnych, jak Citigroup i Bank of America redukując dziesiątki tysięcy pozycji. W dodatku, pracownicy, którzy przeżyli cięcia zatrudnienia pracują przeciętnie mniej godzin tygodniowo niż wcześniej, według statystyk Departamentu Pracy.
Bardziej zatrważające są prognozy wydatków konsumenckich, największego motoru amerykańskiej ekonomii. Jeśli ludzie nie będą wydawać pieniędzy, wiele biznesów nie będzie miało środków ani potrzeby by zatrudniać pracowników. Wkrótce po recesji lat 1990-91 konsumenci zaczęli kupować domy, samochody i inne drogie towary na kredyt, zauważa Richard Curtin, dyrektor sondażu konsumenckiego przeprowadzonego przez University of Michigan. Wspomogło to rozwój zatrudnienia w przemyśle budowlanym, wytwórstwie i innych dziedzinach. Tym razem, z powodu kryzysu kredytowego, konsumenci nie będą w stanie otrzymać finansowania tak łatwo, podczas gdy inni, którzy mogą otrzymać pożyczki, będą temu niechętni, wskazuje sondaż Curtina.
Zamiast stymulowania gospodarki, konsumenci opowiadają się za oszczędzaniem i utrzymywaniem swych zadłużeń kredytowych na niskim poziomie. Amerykanie przetrzymali w skarpetach niemal 7 procent swych dochodów po opodatkowaniu w maju, co stanowi najwyższy poziom w ostatnich 15 latach. „Oznacza to, że będziemy mieli wolno rosnący sektor konsumencki”, stwierdza Curtin. Więc nawet jeśli federalny pakiet stymulacyjny podniesie spowolnienie konsumenckie w następnym roku, stwierdza Curtin, to oczekuje się, że „wydatki konsumenckie zmaleją w 2011 i zanikną w 2012.”
Analitycy twierdzą, że niektóre czynniki mogą złagodzić bezrobotne ożywienie gospodarki. Pracodawcy w dziedzinie opieki zdrowotnej i administracji rządowej będą, jak się oczekuje, przyjmowali do pracy. Pojawia się przemysł zielony, który będzie potrzebował więcej pracowników. Biorąc pod uwagę dotknięte kryzysem wynagrodzenia, powiększenie siły roboczej będzie tańsze. Wielu pracodawców dokonało już maksymalnych cięć. Dla pracowników „będzie to trudny marsz do tyłu”, stwierdza Sophia Koropeckyj, ekonomista pracy w Moody’s Economy.com.
Bezrobotne ożywienie jest tylko jednym z wielu aspektów obecnej recesji. Przyparci do muru pracodawcy nie tylko zwalniają pracowników, ale zmniejszają wynagrodzenia i wprowadzają tak zwane „furloughs”, czyli niepłatne, przymusowe wakacje. Sondaż przeprowadzony przez YouGov na rzecz magazynu The Economist wykazał, że 5 procent respondentów wzięło tego typu przerwę w roku obecnym, a 13 procentom zredukowano wynagrodzenie. Watson Wyatt Worldwide, firma konsultingowa zajmująca się zarządzaniem zasobami ludzkimi, twierdzi, że liczba amerykańskich pracodawców stosujących bądź redukcje wynagrodzeń bądź niepłatne przerwy w pracy, wzrosła drastycznie od października. Od września, wraz ze wzrostem bezrobocia o trzy punkty procentowe, średni tydzień pracowniczy skrócił się i wzrost wynagrodzenia godzinowego zwolnił ostro do 3.1%. Spowolnienie będzie jeszcze większe, kiedy włączy się spadek świadczeń, zwłaszcza w dziedzinie finansowej.
Przeszłe recesje, w latach 1970. I 1980. Nadeszły wraz z nagłymi skokami bezrobocia, ale kiedy ekonomia się ożywiła, prace wróciły. W przeciwieństwie do tego, ożywienie po recesjach w latach 1991 i 2001 charakteryzowało się bezrobociem. Stan gospodarki się polepszył, ale pracodawcy nie spieszyli się z wypełnieniem stanowisk pracy. Obecna recesja przypomina doświadczenia z 1970. i 1980. Innymi słowy – dużo zwolnień i mało przyjęć. Więc, jeśli straciliśmy stanowiska pracy w czasie kryzysu, to może odzyskamy je z powrotem szybciej podczas ożywienia?
Może nie. Ekonomiści podkreślają dwa czynniki, które ich zdaniem, wykazują potencjalne bezrobotne ożywienie. Po pierwsze, znaczący brak czasowych zwolnień. Proporcja pracowników, którzy znajdują się na tymczasowym zwolnieniu, jest stosunkowo niska w porównaniu z latami 1980., sugerując, że mniej pracowników oczekuje na powrót do pracy. Dla porównania, od lipca 1981 do listopada 1982 roku tymczasowe zwolnienia wzrosły od 16.1% do 20.7%. Podobnie, od grudnia 2007 do kwietnia 2009, udział bezrobotnych pracowników na tymczasowym zwolnieniu spadł z 12.8% do 11.9%.
Po drugie, duża liczba pracowników zmuszana jest do przerw w pracy, bądź to przez kilka dni w miesiącu bądź do mniejszej liczby godzin pracy dziennie. Liczba pracowników zatrudniona w niepełnym wymiarze godzin, wbrew ich woli, osiąga historycznie wysoki poziom. Proporcja siły roboczej, która wykazuje pracę w niepełnym wymiarze z powodów ekonomicznych, wzrosła z 3.0% w grudniu 2007 roku do 5.8% w kwietniu 2009. Wzrost ten był powszechny i nastąpił w szerokim spektrum zawodów. Ponadto, redukcja liczby godzin nie była nieznaczna, ponieważ ponad połowa takich pracowników doświadczyła redukcji od pięciu i więcej godzin tygodniowo.
Kiedy sprzedaż wzrośnie, przedsiębiorstwa nie muszą zatrudniać większej liczby osób – po prostu przywrócą swych pracowników do pracy w pełnym wymiarze godzin. Wystarczy zestawić te dwa czynniki i otrzymujemy definicję ekonomicznego ożywienia bez szczególnego skoku w rozwoju zatrudnienia. Ekonomiści zakładają „dłuższą i powolniejszą drogę uzdrowienia poziomu bezrobocia”.
W obliczu zwolnień, przymusowych przerw w pracy oraz redukcji wynagrodzeń, Amerykanie zdają się reagować stoicko. Łudząc się, że recesja osiąga dno, tłumaczą sobie, że parcie na więcej zwolnień ustępuje; a opublikowany ostatnio raport OECD sugeruje, że rozwój w krajach rozwiniętych może powrócić w następnym roku, jakkolwiek na anemicznym poziomie 0.7%.
Praca w końcu powróci. Ale nie będzie wyglądać podobnie. Nikt nie będzie płacić jedynie za pojawienie się w pracy. Zobaczymy więcej płynności zatrudnienia, więcej pracy na zlecenia, bardziej kolaboracyjny i mniej bezpieczny świat pracy. Przewodzić będzie mu nowa generacja wyznająca nowe wartości, a kobiety osiągną większą kontrolę.
Kluczem do znalezienia pracy będzie wiedza gdzie jej szukać. Jakkolwiek atrakcyjność Wall Street znacznie spadła w dobie kryzysu, to bankowość będzie, jak przewidują prognostycy, nadal intratną dziedziną zatrudnienia. Do dziedzin, które przejmą uzdolnionych ekonomistów będzie należała technologia i analityka, a także matematyka, inżynieria oprogramowania komputerowego i informatyka. Sektor technologii informacyjnej w okresie najbliższych siedmiu lat powiększy się o 24%, przewiduje Departament Pracy. Starzejąca się populacja stworzy również nowe miejsca pracy. Do rozwijających się w chudych czasach dziedzin należeć będą również opieka zdrowotna i edukacja, a także przemysł budowy osiedli dla osób starszych i domów opieki.
Największą zmianą na przyszłym rynku pracy będzie zmiana świadczeń. Obecnie 57% pracodawców stwierdza, że zaprzestało oferowania tradycyjnego planu emerytalnego, albo też bierze to pod uwagę. Wydatek przeciętnej amerykańskiej firmy na świadczenia zdrowotne dla pracownika i jego rodziny szacowany jest na $14,000 rocznie. W rezultacie pracodawca przesuwa ten rosnący ciężar na barki pracowników. W konsekwencji wydatki przedsiębiorstw na potrzeby zdrowotne wzrosły o 29% w ciągu ostatnich pięciu lat, a nakłady pracowników – wzrosły 40%.
Ograniczeniu uległy także korporacyjne emerytury, trzecia noga przysłowiowego stołka emerytalnego, którego dwie inne stanowią Social Security i osobiste oszczędności. Pod koniec roku 2008, sponsorowane przez pracodawcę plany emerytalne były niedofinansowane w wysokości ponad $400 miliardów, donosi konsultingowa firma menedżerska, Mecer. Ostatni wzrost giełdy zmniejszył ten deficyt o połowę, ale pozostaje on funduszowym utrapieniem i jest jeszcze jednym powodem dla którego przedsiębiorstwa odwracają się od tego świadczenia. Kiedy niektóre świadczenia znikają, to inne kwitną jako lepiej pasujące do biznesowej rzeczywistości i w pewien sposób bardziej doceniane przez młodszych pracowników, których firmy chcą przyciągnąć. Oznacza to plany oparte na kontach bankowych, jak 401(k) z obfitą kontrybucją pracodawcy, czy ostatnią innowację znaną jako pensje gotówkowego bilansu. Traktują one lepiej młodszych pracowników, ponieważ są oparte na wynagrodzeniu i ignorują staż. Wypadają korzystnie w porównaniu z 401(k), ponieważ typowo rosną ze stałym oprocentowaniem, więc nie są uzależnione od chwiejnego rynku. Młodsi pracownicy nie plasują świadczeń emerytalnych na liście 10 najbardziej pożądanych priorytetów, a w przypadku pracowników w wieku ponad 55 lta, są one na trzeciej pozycji. Dla pokolenia boomers nie oznacza to nic dobrego.
Najstarsi boomers będą musieli odłożyć emeryturę o niemal 9 lat w celu odzyskania tego, co stracili w czasie kryzysu rynkowego. A nie dotyczy to tylko pokolenia boomers. Biorąc pod uwagę powszechne oczekiwania, że giełda i handel nieruchomości przyniesie mniej w przyszłości, wszyscy będą musieli przesunąć przejście na emeryturę. Będziemy musieli pracować dłużej i ciężej niż kiedyś. A pokolenie boomers nie jest tylko po prostu segmentem rynku – to 38% siły roboczej. Z powodu swej liczebności, boomers nie znikną po prostu z rynku – będą pracować jako strategiczni konsultanci i doradcy. Stąd też do 40% wzrośnie segment amerykańskiego rynku do roku 2019, który, jak się przewiduje, obejmie niezależnych kontraktorów, obecnie stanowiących 26%.
Do roku 2019 pokolenie X, stosunkowo mała grupa urodzonych w latach 1965-78, obejmie menedżerskie stanowiska decyzyjne. Wraz z następnym pokoleniem, Y, urodzonym w latach 1970 – 2000, całkowicie zmieni podejście do pracy. Obie generacje nie będą wierzyć w długą służbę na stanowisku pracy w zamian za serię awansu zawodowego. Za 10 lat wszystko to, łącznie z powolnym przesuwaniem się po drabinie kierowniczej i dobijaniem się o narożne biuro, ulegnie zmianie. Menedżerowie pokolenia X wprowadzą kolektywne podejmowanie decyzji, które może obejmować członków zespołu rozproszonych po całym świecie. Do roku 2019 liderzy będą musieli być kulturowo zręczni na skalę globalną, posiadać wiedzę jak motywować i nagradzać ludzi zasadniczo od nich różniących się.
O około 15%, jak się szacuje, wzrośnie amerykańska wytwórczość w ciągu pięciu następnych lat. Skoncentruje się ona na wysoce wykwalifikowanych pracownikach tworzących produkty wysokiej jakości w przemysłach technologicznych. Odnoszące sukcesy przedsiębiorstwa przyszłości będą musiały brać pod uwagę bezpieczeństwo produktu, nie tylko jego cenę, w podejmowaniu decyzji o lokalizacji pracy. Innowacyjne firmy zostaną więc w kraju, dzięki sieci amerykańskich uniwersytetów i ich stosunkowo rygorystycznym prawom własności produktu.
Do 2.5 milionów do roku 2018 wzrośnie liczba stanowisk pracy w przemyśle zielonym, co w porównaniu ze stanem obecnym stanowi 233% wzrost.
Przyszłościowy rynek pracy będzie oznaczać koniec tak zwanych kabin pracowniczych, a naczelny nacisk zostanie położony na znalezienie niezbędnych osób i korzystanie z obsługi zewnętrznej w odniesieniu do wszystkich pozostałych. Około 28% siły roboczej będzie dojeżdżało do pracy w pełnym lub niepełnym wymiarze godzin. W roku 2000 stanowili oni jedynie 12 procent rynku. Segment pracowników, którzy wystąpią o pewną płynność pracy wyniesie 80%.
Trening menedżerów przedsiębiorstw stanie się istotnym elementem przemiany siły roboczej. Już w chwili obecnej szkoły oferujące pełnowymiarowy program M.B.A. przeżywają wzrost zgłoszeń o 77%. Szkoły biznesowe nastawione na zabezpieczenie najwyżej płatnych prac dla swoich absolwentów muszą stać się miejscem szkolenia opartego na pryncypiach moralnych. Nie będzie to możliwe dopóki profesja menedżerów nie zostanie zinstytucjonalizowana, dopóki nie powstanie profesjonalny egzamin, rada licencyjna i szansa na walkę z nadużyciami. Obecnie jednak zarządzanie etyczne wydaje się przekraczać ramy jakiekolwiek szkoły biznesowej.
Na podst. „The Economist”. „Time”, “Chicago Tribune” oprac. E.Z.