Wzorem Chicago coraz więcej małych miejscowości montuje na swoich skrzyżowaniach kamery. O ile w Chicago dochodzi w miejscu przecięcia się ulic do wielu drobnych stłuczek i poważnych wypadków, o tyle na przedmieściach kamery czuwają w miejscach, gdzie od lat nie doszło do kolizji. Nie tylko czuwają, ale nieprzerwanie wypisują mandaty...
Prawo federalne nie określa dokładnie zasad montowania kamer na skrzyżowaniach, jednak zaznacza, że powinny one pojawiać się na nich wyłącznie wtedy, gdy liczba wypadków jest wyjątkowo wysoka. Poza tym poszczególne miasteczka mają wolną rękę. Nikt nie kontroluje miejsc umieszczania aparatów, nikt nie sprawdza ich liczby, nikt też nie interesuje się zyskami z wypisywanych w ten sposób mandatów, które, jak doskonale wiemy, są karą za niepodporządkowanie się sygnalizacji świetlnej. Warto wiedzieć, że na przedmieściach większość mandatów dotyczy skrętu w prawo. Kierowcy najczęściej zatrzymując samochód na czerwonym świetle przed dokonaniem skrętu przekraczają białą linię, by mieć lepszą widoczność. Przez kamerę traktowane jest to jako wykroczenie i nagradzane jest grzywną wysokości 100 dolarów. W ciągu jednego dnia na średnio ruchliwym skrzyżowaniu fotografowanych jest kilkuset łamiących prawo kierowców.
Przykładem może być Elk Grove Village, które umieściło u siebie kilka takich urządzeń. Liczba kolizji będących wynikiem przejazdu na czerwonym świetle w niektórych z tych miejsc wynosi od 2 do 3 rocznie. Zgodnie z zaleceniami federalnymi kamery nie powinny się tam znaleźć. Jednak są, działają i niedługo będzie ich więcej. Podobnie jest w kilkudziesięciu innych miejscowościach w okolicach Chicago.
Teoretycznie chodzi o poprawę bezpieczeństwa, w rzeczywistości nikt nie ma wątpliwości, że powodem ich montowania są pieniądze. Nie tylko dla miasteczka, ale również dla prywatnej firmy, od której dzierżawione są urządzenia. Prawo Illinois nie pozwala na przekazywanie określonej części zysku z mandatów właścicielom kamer. Podpisywane są więc umowy na określoną, miesięczna sumę, a następnie dodawane w miarę potrzeb różnego rodzaju opłaty – na przykład: za wysłanie listu, za odebranie telefonu i odpowiedź na pytanie, za umieszczenie zdjęcia samochodu w internecie, itd. W sumie miasto oddaje prawie połowę zysków. W Roselle dwie kamery zarobiły w 9 miesięcy ponad 298 tys. dolarów, z czego 117 tysięcy otrzymała firma będąca ich właścicielem.
Cos takiego, jak uzasadnienie umieszczenia kamery na skrzyżowaniu mimo, że wymagane jest prawem, praktycznie nie istnieje. Wystarczy, iż lokalny szeryf uzna, że dzięki kamerom zmienią się niebezpieczne przyzwyczajenia kierowców.
Gdzie w grę wchodzą pieniądze i brak nadzoru łatwo o nadużycia. Obawiają się tego nie tylko kierowcy, ale również organizacje pozarządowe. Instalacja kamer to już spory, a w przyszłości znacznie większy biznes. Przy małych nakładach zysk jest olbrzymi. Dlatego coraz częściej słyszy się o konieczności wprowadzenia dokładnych wytycznych, jawności kontraktów i wprowadzeniu mechanizmów pozwalających kierowcom na ewentualną obronę. Jednak tak długo, jak montowanie kamer odbywało się będzie wyłącznie w imię bezpieczeństwa, nie mamy na co liczyć.