Chicago ponownie zastanawia się nad ułatwieniami dla gejów, lesbijek, biseksualistów i transgenderystów podczas starań o miejskie kontrakty. Alderman Tom Tunney chce, by część zleceń odłożono specjalnie dla tej grupy, podobnie jak ma to miejsce w przypadku mniejszości rasowych i kobiet.
24% miejskich kontraktów odłożone jest w Chicago dla biznesów będących własnością mniejszości, kolejne 4% dla kobiet. Oznacza to, że 28% wszystkich zleceń według prawa musi trafić do przedstawicieli tych właśnie grup. Kilka dni temu miasto przedłużyło okres obowiązywania tego rozporządzenia o kolejne 6 lat, czyli do 2015 r. Jednak alderman Tom Tunney, pierwszy chicagowski radny otwarcie przyznający się do swych preferencji seksualnych, uważa, że przepis ten powinien objąć również grupę gejów, lesbijek, biseksualistów i transgenderystów (GLBT), którzy według niego byli w przeszłości i są obecnie podczas starań o kontrakty miejskie dyskryminowani.
Nie jest to pierwsza próba Tunney`a. Sześć lat temu złożył on na posiedzeniu rady podobny projekt, jednak pod wpływem różnych czynników bardzo szybko się z niego wycofał. Tym razem też niczego nie uzyskał, jednak na nowo, w bardziej sprzyjającym momencie, rozpoczął na ten temat dyskusję, która w bliższej lub dalszej przyszłości może okazać się dla grupy GLBT korzystna.
Komisja budżetowa, zajmująca się nadzorowaniem podziału kontraktów, gotowa jest do rozmów na ten temat. Podobnie burmistrz Richard Daley, który uznał pomysł za korzystny dla miasta i małych biznesów. O szczegółach propozycji na razie nie może być mowy, gdyż największym problemem jest definicja i kwalifikacja. O ile w przypadku mniejszości rasowych lub kobiet, udowodnienie przynależności do konkretnej grupy w czasie starania się o miejskie kontrakty nie stanowi większego problemu, o tyle w przypadku GLBT nie jest to takie proste. Samo przyznanie się do określonych preferencji nie wystarczy, gdyż otwierałoby to drogę do wielomilionowych nadużyć, które i tak czasami mają miejsce podczas przyznawania odłożonych kontraktów. Zdają sobie z tego sprawę członkowie komisji budżetowej, burmistrz oraz sam Tom Tunney. W całym kraju nie ma ani jednego miasta, na którym mogłoby wzorować się Chicago, gdyż nigdzie podobny przepis nie obowiązuje. Jedna z zaproponowanych definicji mówi, że dowodem przynależności do GLBT mógłby być stały, wspólnie mieszkający partner, co kwalifikowałoby takiego biznesmena do starania się o miejskie kontrakty odłożone specjalnie dla tej grupy. Innych definicji na razie nie ma, ale ma nad nimi pracować komisja.
Upłynie sporo czasu zanim ewentualne poprawki do obowiązującego obecnie prawa zostaną wprowadzone. Nie wiadomo też, czy w ogóle do zmiany prawa dojdzie.
„Jedyne czego się domagam, to dokładne rozpatrzenie takiej możliwości, tak, by obowiązujące prawo było jeszcze lepsze – powiedział ald. Tunney.
Według niego brak podobnego rozporządzenia w jakimkolwiek innym mieście jest wyłącznie wynikiem braku definicji i możliwości sprawdzenia aplikanta.