----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

10 września 2009

Udostępnij znajomym:

Prezydent Obama wraz z doradcą do spraw edukacji planowali pozyskanie amerykańskich uczniów do kampanii prezydenckiego wsparcia. Dzieci miały pisać listy na temat jak mogłyby pomóc prezydentowi Stanów Zjednoczonych. W wyniku sprzeciwu wściekłych prawicowców plany prezydenckiej indoktrynacji amerykańskich dzieci spaliły na panewce. W ubiegły wtorek prezydent Obama wygłosił więc ugrzecznione orędzie do amerykańskich uczniów nawołując do tego, by nie opuszczały szkoły, uczyły się i odrabiały lekcje. Bo jest to dobre dla nich i Ameryki.

Kontrowersja otaczająca przemówienie Obamy wywodzi się z proponowanego planu lekcji stworzonego przez Departament Edukacji, który miał towarzyszyć orędziu. Początkowa wersja planu zalecała, by uczniowie pisali listy dyskutując, „co mogą zrobić by pomóc prezydentowi”. Pod wpływem nacisków ze strony konserwatystów Biały Dom poinformował, że plan nie był umiejętnie sformułowany i upowszechnił zrewidowaną wersję zachęcając uczniów do pisania listów na temat tego, jak mogą „osiągnąć krótkoterminowe i długoterminowe cele edukacyjne.”

Amerykańskie dzieci i administratorzy szkół stali się oto przedmiotem kontrowersji z powodu pozornie najmniej kontrowersyjnego wydarzenia – przemówienia do dzieci z okazji rozpoczęcia nowego roku akademickiego. Biały Dom jest zdania, że orędzie prezydenckie do dzieci i towarzyszące mu sugestie programowe mają po prostu zachęcić do ciężkiej pracy i kontynuowania nauki. Wielu rodziców, którym prasa przykleiła już etykietkę konserwatywnych, nie dowierza rzekomo niewinnym intencjom socjalizującego prezydenta. Są przekonani, że prezydent wykorzystał tę okazję do forsowania stronniczego programu politycznego na podatne wpływom młode umysły.

Konserwatywni aktywiści określili przemówienie Obamy mianem socjalistycznego. Zaniepokojeni rodzice wzywali do bojkotu. Administratorzy szkół zastanawiali się czy pozwolić uczniom na wysłuchanie mowy prezydenckiej.

Przede wszystkim orędzie tego typu zakłóca normalny tok zajęć. Po drugie, jest podyktowane intencjami politycznymi. A po trzecie, jeśli ktoś chce usłyszeć orędzie Obamy, może wysłuchać go z własnego wyboru, za pomocą YouTube albo innego środka przekazu medialnego. Prezydent Stanów Zjednoczonych nie musi wykorzystywać szkół publicznych i co nie bez znaczenia, podatniczych pieniędzy, na zmuszanie dzieci szkolnych do wysłuchiwania tego typu wypowiedzi politycznych.

Szef partii republikańskiej z Florydy Jim Greer po zapoznaniu się z początkowymi planami opublikował w ubiegłym tygodniu oświadczenie, w którym oskarża Obamę o wykorzystywanie pieniędzy publicznych w celu indoktrynowania dzieci. „Jako ojciec czworga dzieci jestem absolutnie zbulwersowany tym, że podatnicze środki wykorzystuje się na rozpowszechnianie socjalistycznej ideologii prezydenta Obamy”, stwierdził Greer. „Pomysł by dzieci szkolne w całym kraju były zmuszone do oglądania jak prezydent usprawiedliwia swe pomysły...nie tylko doprowadza do szału, ale przeczy przekonaniom większości Amerykanów, ignoruje amerykańskich rodziców i ilustruje nadużycie władzy.” Zmienioną wersję przemówienia Greer ocenia pozytywnie.

Republikański gubernator Minnesoty, Tim Pawlenty, potencjalny kandydat do wyścigu o prezydenturę w roku 2012, stwierdził, że przemówienie Obamy było „nieprowokowane” i że to posunięcie prezydenta podnosi pytania dotyczące jego treści i motywów.

Tom Horne, republikański stanowy kurator edukacji publicznej z Arizony stwierdził, że jest zaniepokojony faktem, że materiały U.S. Departmant of Education są zbyt pełne uwielbienia w stosunku do Obamy i są „błędne z punktu widzenia kształcenia.” Wyjaśnił, że „dobre praktyki edukacyjne powinny uczyć jak słuchać sceptycznie i krytycznie analizować, i nic z tego nie jest zawarte w materiałach.”

Wiele okręgów szkolnych zdecydowało się nie udostępniać przemówienia Obamy, częściowo w odpowiedzi na głosy zaniepokojenia ze strony rodziców. Barrington Community Unit School District 220 otrzymał około 100 telefonów od zaniepokojonych rodziców w czwartek ubiegłego tygodnia. Wielu z nich obawia się, że przekaz Obamy jest nieodpowiednio czy politycznie zabarwiony i poprosili o zezwolenie na opuszczenie klasy przez ich dziecko. Około trzydzieści skarg telefonicznych zarejestrowano w Naperville School District 203, co sprawiło, że administracja szkoły rozesłała noty do rodziców wyjaśniając plany okręgu szkolnego w kwestii nadania przemówienia. Nauczyciele w tym okręgu zostali zachęceni do wykorzystania przemówienia stosownie do wieku uczniów i poinformowania rodziców o specyficznych planach jego wykorzystania w formie maili i zawiadomień telefonicznych. Zdając sobie sprawę z kontrowersji administratorzy z Barrington District 220 zwrócili się do nauczycieli z prośbą o podjęcie indywidualnych decyzji na temat transmisji przemówienia. W okręgu szkolnym numer 181 w Hinsdale i Clarendon Hills, administratorzy popierają nadawanie przemówienia prezydenckiego w klasach od czwartej do ósmej. Wyjaśniają, że nie traktują tego jako sposobności politycznej, ale jako prezydenckie wystąpienie na temat znaczenia edukacji. W wielu okręgach szkolnych, włączając Glenbard Township High School District numer 87 i okręg szkolny numer 21 w Buffalo Grove, przemówienie Obamy zostało nagrane i udostępnione do wykorzystania później w różnych zespołach szkolnych. Niewielkim pocieszeniem jest fakt, że dzieci mogą być zwolnione z obowiązku wysłuchania przemówienia prezydenta, bowiem zabiera ono znaczącą część lekcji, w której i tak pozostaje mało czasu na rzeczywistą naukę.

W okręgu szkolnym w Antioch administratorzy otrzymali kilkanaście telefonów od zaniepokojonych rodziców, którzy uważają, że szkoła stanowi nieodpowiednie miejsce dla przemówienia prezydenta. Kurator Jay Sabatino stwierdził, że „Kiedy zdarzają się rzeczy takie jak ta, nagrywamy je i zamieszczamy link do przekazu wideo na wypadek gdyby ktoś chciałby je obejrzeć w dogodnym czasie, ale nie odrywamy dzieci ze szkoły by obejrzały je w czasie lekcyjnym albo podczas posiłku.”

Reakcja poszczególnych okręgów szkolnych na tego typu propagandę polityczną jest sprawdzianem priorytetów obowiązujących w danym kuratorium. „Żaden z okręgów szkolnych nigdy nie obchodził wydarzenia krajowego w skali ogólnoszkolnej, włączając wydarzenia 11 września”, skonstatował Harry Griffith, kurator z okręgów szkolnych w Lake Forest. „Nie ma znaczenia, czy byłby to Barack Obama czy Ronald Reagan. Zignorowalibyśmy to”, podsumował. Nieprzypadkowo jest to jeden z najlepszych okręgów szkolnych w Illinois.

W szkole moich córek rodzice, którzy nie życzą sobie by ich dziecko wysłuchiwało nagranego wcześniej przemówienia, muszą zgłosić swoją skargę do dyrektora szkoły. Jak gdyby niejasnym dla wychowawców było to, że szkoła powinna kształcić, a nie wychowywać przyszłych wyborców. Nie wysyłamy przecież notki do nauczycieli każdego dnia nauki, prosząc o prowadzenie nauki! Dokonujemy corocznych wpłat podatków na cele edukacyjne, a nie indoktrynacyjne. Konieczność tłumaczenia się ze swoich przekonań jest nie tylko denerwująca, ale u dzieci, których rodzice podejmą sprzeciw, wywołuje zrozumiałe odczucie inności, jeśli nie ostracyzmu. Dzieci bowiem nie chcą się wyróżniać i nosić etykietek osób niepoprawnych politycznie. Wymuszanie takich praktyk przez prezydenta jest znaną nam z czasów sowieckiej dominacji manipulacją. Dyktowanie jedynie właściwych poglądów politycznych przez urzędującego prezydenta jest nie tylko zamachem na konstytucyjne wolności obywateli, ale narzucaniem przez rząd treści programowych w szkole. Szkoła deklaruje wprawdzie oferowanie alternatywnych zajęć, które rzekomo mają obejmować te same koncepty programu. Pytaniem pozostaje, jakie to założenia programowe przyświecają upolitycznionemu przemówieniu prezydenta do młodzieży szkolnej? Od lat obserwowaliśmy, jako rodzice, rezygnację przez kuratoria z rzetelnych treści programowych na rzecz zagadnień poprawnych politycznie. Program, w którym bardziej liczą się tego typu propagandowe gesty wyborcze prezydenta walczącego o odzyskanie popularności, z pewnością nie koncentruje się na edukacji.

Sposób w jaki szkoły potraktowały przemówienie Obamy obejmował zarówno ekstremalne przypadki zorganizowanych zgromadzeń w celu wysłuchania orędzia, jak również pozwolenie, by nauczyciele podjęli samodzielnie decyzję czy rozpowszechnić wiadomość lub nagrać ją do wykorzystania w terminie późniejszym. Inne pozwoliły na odrabianie prac domowych w korytarzu szkolnym tym uczniom, którzy nie chcieli wysłuchiwać przemówienia. Niektórzy administratorzy stwierdzili, że o planach transmisji dowiedzieli się zbyt późno, by zmieniać plany.

Okręg szkolny w Arlington, w Teksasie, odmówił transmisji przemówienia Obamy. Kilka tygodni później miasto, w którym wybudowano nowy stadion futbolowy o wartości $1 miliarda, będzie gościło George’a W. Busha. Okręg szkolny posyła tam autobusy szkolne z wybranymi klasami.

Po odczytaniu tekstu przemówienia w ubiegły poniedziałek okręg szkolny numer 200 w Wheaton zdecydował się na rozpowszechnienie przemówienia w każdej z klas, począwszy od przedszkola. Uczniowie mogli jednak zostać z tego zwolnieni. Rzecznik prasowy okręgu wyznał: „Nie ma na to dobrej odpowiedzi. Stało się to tak spolaryzowaną kwestią w społeczeństwie na terenie całego kraju”. Większość nauczycieli w dwóch publicznych szkołach średnich w Joliet zaprezentowało przemówienie na żywo, jakkolwiek uczniowie musieli zmienić klasy w trakcie transmisji. Podobnie okręg szkolny w Schaumburg High School District numer 211, który obejmuje pięć podmiejskich szkół, zdecydował się na transmisję na żywo. Nauczyciele zostali zachęceni do wykorzystania przekazu Obamy w ramach obowiązujących treści programowych.

„Dlaczego rodzic nie może oglądać tego ze swoim dzieckiem wieczorem”” zapytuje Cara Mendelson, prezydent PTA w podmiejskim Plano, w Teksasie. I odpowiada na swe retoryczne pytanie: „Bo to właśnie czyni to oświadczenie znaczącym, kiedy rodzic siedząc obok  mówi – To jest to o oczym marzę dla ciebie. To jest właśnie to co chcę żebyś osiągnął.” Jej zdaniem Obama „eliminuje rodziców” poprzez przemawianie do dzieci podczas godzin szkolnych. Kilkanaście innych okręgów szkolnych w Teksasie wybrało opcję nierozpowszechniania przemówienia, jakkolwiek okręg w Houston pozostawia decyzję w gestii poszczególnych dyrektorów szkół.

W Wisconsin okręg szkolny w Green Bay zdecydował nie transmitować przemówienia na żywo i pozwolił by decyzję o późniejszym ewentualnym wykorzystaniu podjęli indywidualni nauczyciele.

„Uprzejmości wobec prezydenta nie wykraczają poza uprzejmości wobec jakiegokolwiek obieralnego urzędnika, który chciałby wejść na teren naszej szkoły”, informuje rzecznik prasowy okręgu szkolnego w Hillsborough, na Florydzie. Stowarzyszenie administratorów szkolnych w Minnesocie sugeruje, by nie zakłócać pierwszego dnia zajęć szkolnych transmisją przemówienia, ale największy związek zawodowy nauczycieli nalega by szkoły udostępniły przemówienie prezydenta. Szkoły w Quincy w Illinois zdecydowały się na niepublikowanie przemówienia. Kurator Lonny Lemon stwierdził, że telefony od zaniepokojonych rodziców „uderzyły jak ściana kamienna” w ubiegłą środę.

„Jeśli o mnie chodzi, to nie jest nauka o społeczeństwie – sprawia wrażenie tworzenia kultu osobowości”, stwierdził senator z Oklahomy, Steve Russell. „To coś czego można się spodziewać w Korei Północnej czy w Iraku Saddama Husseina.”

Neal McCluskey, wicedyrektor Cato’s Institute’s Center for Educational Freedom również zauważa zapędy indokrynacyjne Obamy: “Jeśli (przemówienie) zasadniczo próbuje wymusić by dzieci przyznały, że prezydent i prezydentura są inspirujące, to jest to problematyczne.”

To prawda, że poprzedni prezydenci Stanów Zjednoczonych, Ronald Reagan i George H.W. Bush w 1989 wygłosili podobne przemówienia do uczniów. George H.W. Bush występował specyficznie przeciwko nadużywaniu narkotyków, a przemowa utrzymana była w tonie podkreślającym rolę rodziny i pryncypiów moralnych na których ma opierać się wychowanie młodego człowieka. Czego, niestety, brakuje w orędziu Obamy. Zatroskany rodzic odnosi nieodparte wrażenie, że oto prezydent, który nie radzi sobie z realnymi kwestiami gospodarczymi i społecznymi, nieproszony wdziera się na terytorium zarezerwowane dla rodziny, a nie rządu. Sytuacja, w której partia polityczna lub urzędnik administracji publicznej mają czelność uzurpować sobie odpowiedzialność za wychowanie, jest co najmniej niepokojąca. A jako żywo przypomina nam obrazki z komunizującej Polski, w której to rodzina i wartości chrześcijańskie były konsekwentnie tępione i wyśmiewane jako bastiony konserwatyzmu. Stąd bałwochwałczość prasy brzmi nieco znajomo, kiedy to broni niewinnego z pozoru zapędu wychowawczego Obamy wobec cudzych dzieci.

Partyjne szczerzenie kłów byłoby równie dobrze uzasadnione gdyby republikański prezydent zwrócił się do dzieci szkolnych prosząc je o pomoc w walce z terroryzmem. Demokraci argumentowaliby, że umysły dzieci byłyby cynicznie zatruwane przez kompleks militarno-przemysłowy. I mieliby rację, zauważa Kass z „Chicago Tribune”. No właśnie.

Biały Dom, przyznając, że popełnił błąd z początkowym planem zajęć, jest podenerwowany kontrowersją, stwierdził wyższy rangą korespondent CNN z Białym Domem, Ed Henry. Nie zdaje się tym przejmować sekretarz prasowy Białego Domu, Robert Gibbs, który lekceważy całą dysputę wokół przemówienia Obamy jako element „głupiego sezonu”.

Pod względem edukacyjnym przemówienie Obamy było fiaskiem. Doradca Obamy do spraw edukacji, Arne Duncan, mylił się deklarując, że przemówienie prezydenta było bezprecedensowe, jako że zarówno George Bush jak i Ronald Reagan zwrócili się wcześniej do uczniów. Duncan był niezręczny sugerując, by południowo-koreańskie w stylu przemówienie Obamy było nierozerwalnie powiązane z osobą prezydenta, zamiast z dobrem kraju. Owszem JFK rzucił amerykańskim uczniom podobne wyzwanie, ale zapytał co mogą oni uczynić dla kraju, nie dla prezydenta. Wreszcie, Duncan był niezdarny zmieniając witrynę internetową Departamentu Edukacji w nadziei, że nikt tego nie zauważy, i wyglądał niemądrze mówiąc wszystkim, że sprzeciw wobec przemówienia był niezasadny. Jeśli w to wierzył, dlaczego zmienił plan lekcji po tym jak stał się on przedmiotem kontrowersji?

Przede wszystkim jednak Obama wraz z Duncanem zdezorganizowali jeden z pierwszych tygodni nauki w szkołach, który i tak obfituje w wyzwania. W jaki sposób nauczyciel jest w stanie zapanować nad klasą, zaprezentować plan zajęć i zaprowadzić ton akademicki, jeśli prezydencka mowa wdziera się w czas spędzony z dziećmi i dominuje krajobraz pierwszego tygodnia? Poza tym przeszkadza w posiłku, zmusza nauczycieli do przetrzymania dzieci, utraty czasu na lunch i ogranicza czas niezbędnych przygotowań do lekcji. I czy rzeczywiście dyrektorzy i administratorzy szkół musieli zostać wpętani w niepotrzebną kontrowersję polityczną zaraz na początku roku akademickiego? Co gorsze, zarówno Obama jak i Duncan sprawili, że pierwszy tydzień roku akademickiego w niemal 100 tysiącach szkół publicznych był znacznie trudniejszym niż musiał być dla ludzi, którym powinni pomóc: wychowawcom, uczniom i rodzicom.

Na podst. źródeł internetowych oprac. E.Z.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor