Juz za 3 tygodnie będziemy wiedzieli, czy przypadnie nam organizacja Igrzysk w 2016 r. Na razie atmosfera wokół naszej kandydatury gęstnieje, wzrasta niepokój władz miasta i wzmagają się protesty przeciwników.
Za promocję Chicago zabrał się nawet prezydent Obama, wysyłając do Kopenhagi jedną ze swych zaufanych doradczyń, Valerie Jaretto. Ma ona spotkać się z przedstawicielami MKOL i promować amerykańskiego kandydata. Zanim trafiła do administracji, działała w lokalnym komitecie olimpijskim, jest więc najlepiej przygotowaną do wypełnienia tej misji osobą. Spekuluje się nawet, że najprawdopodobniej sam prezydent uda się do Danii, jeśli jego obecność w dniach poprzedzających głosowanie przyniesie korzyść Chicago.
Niektórzy przedstawiciele administracji twierdzą wręcz, że tylko wielki i nieoczekiwany kryzys mógłby przeszkodzić w tej podróży. Powszechnie uważa się, że prezydenci i premierzy innych krajów, w przeszłości wygrywających prawo do Igrzysk, w znacznym stopniu przyczynili się do tych zwycięstw. Przykładem może być choćby Tony Blair, były premier Wielkiej Brytanii, który dzięki osobistemu zaangażowaniu pomógł Londynowi w uzyskaniu miana gospodarza w 2012 r.
Na razie planowane jest w Białym Domu przyjęcie dla sportowców, które ma być wyrazem poparcia dla starań władz miasta o prawo do organizacji Igrzysk. Organizowane jest ono wspólnie przez administrację i komitet Chicago2016.
Barack Obama od początku wspierał naszą kandydaturę. W czerwcu ogłoszono powstanie w Waszyngtonie komitetu o nazwie White House Office of Olympic, Paralympic and Youth Sport. W lipcu prezydent wystąpił w specjalnym filmie promocyjnym, przygotowanym dla Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Nigdy jednak rząd federalny nie zadeklarował pomocy finansowej. Zająć się tym musiała rada miasta, która w tym tygodniu jednogłośnie przyjęła propozycję burmistrza dotyczącą całkowitego pokrycia ewentualnych strat wynikających z organizacji tej imprezy. Tym samym Chicago przestało być jedynym miastem wśród kandydatów nie posiadającym tego typu gwarancji. Zysk dla zwolenników olimpiady, niewątpliwe ryzyko dla podatników. Wprawdzie żadne Igrzyska organizowane w USA nie okazały się w przeszłości stratne, to jednak kiedyś może się to zdarzyć po raz pierwszy. Wtedy z kasy miasta podjęte będą pieniądze potrzebne na pokrycie strat MKOL. Mówimy o dziesiątkach, a nawet setkach milionów dolarów. Dotychczasowe gwarancje w wysokości 500 milionów nie były dostateczne, co daje nam przybliżone pojęcie o wchodzących w grę sumach.
Przedstawiciele Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego przyznają, że decyzja rady miasta przywraca Chicago szanse na zwycięstwo.
„Bez gwarancji byłoby to niemożliwe” – mówi sie w kuluarach. Jednak w dalszym ciągu gwarancji nie ma. Zdecydowanym faworytem jest Rio de Janeiro, które w opinii specjalnej komisji MKOL najlepiej przygotowane jest do roli gospodarza.
„Nie chodzi jednak o to, by na 3 tygodnie przed głosowaniem przewodzić stawce, ale raczej o to, by zajmować czołową pozycję na kilkadziesiąt godzin przed ogłoszeniem decyzji” – powiedziała Anita DeFrantz, amerykańska delegatka w MKOL.
Wraz ze wzmożona promocją i gorączką przedolimpijską pojawiły się doniesienia o zmniejszającym się poparciu wśród mieszkańców dla starań o olimpiadę. Sondaż przeprowadzony przed kilkoma dniami pokazał, że już prawie połowa respondentów z ulgą przywitałaby ewentualna przegraną. Największy wpływ miała na to decyzja burmistrza dotycząca finansowania z budżetu bez wcześniejszych konsultacji społecznych. Poparcie dla działań administracji Richarda Daley dotyczących Igrzysk wyraziło zaledwie 51%.