----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

01 października 2009

Udostępnij znajomym:

Bez pracy jest obecnie niemal 10% Amerykanów, kraj staje przed długoletnim, dwucyfrowym bezrobociemWiele wskazuje na to, że ilustruje ono zasadnicze załamanie gospodarki, wymykające się przewidywalnym prognozom ekonomistów. Nawet kiedy gospodarka się odrodzi, wiele prac nie powróci. Nawet po wyjściu z recesji, bezrobocie prawdopodobnie się utrzyma.

Amerykańska gospodarka traci miejsca pracy znacznie szybciej niż przewiduje zasada Okuna. Poddana pod dyskusję po raz pierwszy przez ekonomistę Arthura Okuna w roku 1962, zasada ta stanowi, że kiedy ekonomia się rozwija, to wytwarza prace w przewidywalnym tempie, a kiedy upada, pozbywa się ich w podobnym tempie. Prawo to ilustruje zatrudnienie na przykładzie tego jak działa pedał gazu w samochodzie: jak dodajesz gazu, jedziesz szybciej, gdy spowalniasz, jedziesz wolniej. Zdaniem ekonomisty Lawrence Summers, ta właśnie funkcja dodawania gazu nie funkcjonuje prawidłowo w obecnej gospodarce. Według tej zasady, powinniśmy obecnie znajdować się na etapie średnio 8.5% bezrobocia, a nie zdążać w kierunku 10%. Coś nowego i chyba dziwnego zaczyna dziać się podczas obecnej recesji. Coś nie przewidzianego przez ekspertów. „Nie sądzę, powiedział Summers do publiczności zgromadzonej na wykładzie w Peterson Institute, „że ktokolwiek w pełni rozumie to zjawisko.” Co rodzi niepokojące pytania. Czy tworzenie nowych miejsc pracy będzie równie powolne? Czy dwucyfrowe bezrobocie utrzyma się nawet po wyjściu z recesji? Czy pomysł pełnego zatrudnienia stanie się staroświecki? Czy w amerykańskiej gospodarce doszło do zasadniczego załamania? A jeśli tak, to jak można to naprawić?

Szybkość amerykańskiego, rekordowego regresu zatrudnienia odzwierciedla zagadkowość tego ekonomicznego upadku. Pamiętajmy, że kryzys obejmował zapewnienia ze strony szefa Rezerwy Federalnej, że się skończył, kiedy w rzeczywistości właśnie się zaczynał i wyznanie byłego szefa Rezerwy, że mylne okazało się to, w co wierzył przez całe dziesiątki lat. Ta konsternacja nigdzie bardziej nie uwidacznia się z taką jasnością, jak w dziedzinie zatrudnienia.

Gromadząc dane dotyczące potencjalnie „najgorszych sytuacji” na potrzeby testowania banków ustawodawcy ustalili w ubiegłym roku, że najbardziej zatrważającym scenariuszem bezrobocia będzie w roku 2009 poziom wynoszący 8.9% - cyfra, którą zanotowano już ubiegłego maja. Od grudnia 2007 do sierpnia 2009 roku gospodarka utraciła niemal 7 milionów stanowisk pracy, informuje Bureau of Labor Statistics. To 5% upadek ogólnej liczby miejsc pracy, spadek, którego nie zanotowano od czasów zakończenia drugiej wojny światowej. Liczba bezrobotnych, którzy znajdują się bez pracy w długim okresie czasu, przez ponad 27 tygodnie, jest najwyższa od kiedy BLS rozpoczęło gromadzenie danych w roku 1948. Statystyki bezrobocia ujawnione 4. września wykazały bezrobocie rzędu 9.7%, sytuując Stany Zjednoczone na czele Europy, z 9.5%.

Amerykę czeka najgorsze bezrobocie od czasów Wielkiego Kryzysu. Jest to niepokojące nie tylko ze względu na samą skalę zjawiska, ale ponieważ rynek pracy, ukształtowany przez globalizację, jak również załamanie technologii i finansów, może być zasadniczo inny od tego co widzieliśmy do tej pory. Jeśli w wyniku tego przez dłuższą chwilę jesteśmy skazani na stały poziom bezrobocia rzędu 9% - 11%, zasięg, którego matematycznej zbieżności z wydarzeniami 9/11 nie sposób nie zauważyć – to mamy do czynienia z problemem, który określi pierwszą kadencję prezydentury Obamy w sposób, który wypadki 9/11 zdefiniowały kadencję George W. Busha. Podobnie jak oryginalne 9/.11, ten także wymaga ostrożnej rekonfiguracji niektórych z podstawowych zasad polityki kraju. I podobnie jak wstrząs w następstwie wydarzeń 9/11 doprowadził do długo wyczekiwanych i ciągle nie scementowanych reform w wywiadzie i obronie, to kryzys w zatrudnieniu zmusi nas do przeegzaminowania sytuacji, która pogarszała się przez lata. Ogólna liczba prac nie włączając rolniczych w Stanach Zjednoczonych jest prawie taka sama teraz – średnio 131 milionów – jak miała miejsce w roku 1999. A Rezerwa Rederalna przewiduje w najlepszym razie skromny wzrost. Oznacza to ponad dziesięć lat bez faktycznego wzrostu zatrudnienia. Nietrudno sobie wyobrazić, że jeżeli nie będziemy ostrożni, kraj wypełnią bezrobotni przemieszczający się bez celu w minivanach po zadłużonych posiadłościach, pozbawieni możliwości spłaty pożyczek hipotecznych, nie posiadający dostępu do opieki zdrowotnej, z małą nadzieją na satysfakcjonującą pracę.

To jak Ameryka pracuje musi stać się przedmiotem debaty narodowej. Kryzys zatrudnienia oferuje możliwość głębokich przemyśleń na temat jak i dlaczego pracujemy, co jest pracą satysfakcjonującą, jakie prace Amerykanie mogą i powinni wykonywać najlepiej. Ale pomysły dostarczone przez Waszyngton do tej pory są niewystarczające. Odzwierciedlają sposob myślenia poprzedzający sytuację z 9% - 11% bezrobocia, w podobnym stopniu jak poprzedzające wydarzenia 9/11 myślenie odzwierciedlało politykę obronną określającą kto jest naszym wrogiem. Fundusze na kreowanie nowych stanowisk pracy w ustawie American Recovery and Reinvestment Act były oparte na założonym poziomie bezrobocia 8.9%. Obecnie 15% jest realną możliwością. A ciągle nie słyszymy interesujących pomysłów o poprawie upadającego systemu bezrobocia, choć miliony Amerykanów pozostają bez pracy. Uwikłany w debatę o opiece zdrowotnej Biały Dom okazał się zbyt słaby i rozproszony by radzić sobie z niebezpieczeństwem braku zatrudnienia.

Tymczasem nie możemy pozwolić sobie na zwłokę. Im dłużej ktoś jest bez pracy, tym trudniej jest mu ją odzyskać, co jest prawdą zarówno dla kraju jak i pojedynczego obywatela. Jak wyjaśnia Summers: „Jest zupełnie możliwe, że to, co rozpoczęło się jako cykliczny wzrost bezrobocia może skończyć się jako głęboko zakorzeniony problem.” Kryzysy z przeszłości ilustrowały tę lekcję: im dłużej czekasz, tym trudniej jest je zahamować. Odnosi się to zarówno do bezrobocia, jak wysoko oprocentowanych kredytów bankowe dla osób nie kwalifikujących się, al-Qaedy czy wirusów komputerowych.

Larry Summers zyskał reputację jako teoretyk zatrudnienia. Jest siostrzeńcem dwóch ekonomistów, którzy zdobyli Nagrodę Nobla i był uważany za jednego z najzdolnieszych studentów, ale kiedy brał pod uwagę swoje możliwości badawcze 30 lat temu, wybrał niepopularną wtedy specjalność. „Panujące wtedy powszechnie przekonanie, że bezrobocie nie jest strasznie poważnym problemem, było błędne”, wyznaje Summers. Dziedziny, w których panowało istotne długo-terminowe bezrobocie umożliwiły mu badania o funkcjonowaniu rynków. W zasadzie Summers dostrzegł w bezrobociu szansę badań o tym jak rynki nie funkcjonują prawidłowo. To doskonałe doświadczenie w odniesieniu do roku 2009.

Wiele ze swych pomysłów Summers skodyfikował w artykule z roku 1986 pod tytułem „Hysteresis and the European Unemployment Problem.” Hysteresis jest słowem wywodzącym się z greckiego „husteros”, co oznacza „późno”. Odnosi się do czegoś, co zdarza się, kiedy coś trzaska w taki sposób, że nigdy nie może być złożone z powrotem. O pomyśle, że hysteresis występuje w gospodarkach ekonomiści nie lubią myśleć. Wolą uważać ekonomie za jo-jo przykute do silnego sznurka cyklu biznesowego, poruszające się w dół i w górę od wzrostu do spowolnienia i z powrotem. Ale od czasu do czasu rzeczy się psują. Argumentem Summersa w roku 1986 było to, że bezrobocie w Europie, tego typu, które utrzymywało się pomimo rozwoju, było wyrazem gospodarki, która się popsuła. Ekonomia Europy została uderzona nie tylko przez wstrząsy jak nagły skok cen ropy, upadek wydajności i zwiększające się podatki, ale również przez uparte związki zawodowe, które doprowadziły do tego, że zatrudnianie, zwalnianie i dostosowywanie wielkości płac było niemal niemożliwe.

Hysteresis, wyjaśnia Summers, może wywodzić się z każdego rodzaju wstrząsów. I to jest to, co ma obecnie miejsce w Stanach Zjednoczonych. Jeśli przyjrzeć się trzem głównym krachom zatrudnienia w ostatnich 100 latach – w latach 1930., wczesnych 1980. i obecnie – można dostrzec istotne różnice. Recesja w czasach Reagana skończyła się powrotem pracowników do prac, które były takie same albo podobne do tych, które stracili. Ale bezrobocie lat 1930. było strukturalne. Prace, które zostały utracone, głównie w rolnictwie, nigdy nie powróciły. Pracownicy musieli przenieść się do sektora przemysłowego, a przejściu temu pomogły wymogi wojny. Było to masowe, zbiorowe hysteresis. Brzmi znajomo? „Wiele z prac, które zostały utracone już nigdy nie powróci,” informuje Summers. Co oznacza, że czkawka w prawie Okuna jest ostrzeżeniem: sam wzrost gospodarczy nie zagwarantuje Ameryce zatrudnienia.

Co robić? Bolesnym faktem jest to, że opcja z lat 1930., by rząd bezpośrednio zatrudnił miliony ludzi, nie jest już opcją możliwą do wykorzystania obecnie. „Nie sposób stworzyć realnych miejsc zatrudnienia w ten sposób,” stwierdza profesor Harvardu, Robert Mangabeira Unger. W latach 1930. można było rzucić 10 tysięcy ludzi z łopatami na tamę czy do planu budowy dróg. Obecnie praca 10 tysięcy łopat jest wykonywana przez maszyny – i było o wiele łatwiej wyperswadować farmerom by przekształcili się w robotników ziemnych niż byłoby zwolnić sprzedawców funduszy powieniczych i zrobić z nich pracowników naprawy kanałów ściekowych.

Więc jeśli rząd nie może zagwarantować zatrudnienia, to skąd przyjdą prace? Jedną opcją byłoby poleganie na tradycyjnych strategiach: jeśli stworzymy zapotrzebowanie poprzez rozwój, tanie pieniądze i masowe wydatki rządu, to niektóre stanowiska pracy powrócą. W międzyczasie należy kształcić ludzi do jakiejkolwiek pracy, którą mogą zdobyć – szybkiej żywności, pielęgniarstwa, czegokolwiek. Ale jeśli żyjemy w świecie po hysteresis, to samo dodanie gazu do ekonomii nie wystarczy, i stworzenie tanich miejsc pracy bez perspektyw nie wytworzy siły roboczej zdolnej do przetrwania konkurencyjnego rozwoju. „Nie ma sensu prowokowanie zmiany ekonomicznej, jeśli nie ma ludzkiej reprezentacji, która mogłaby z niej skorzystać,” wyjaśnia Unger.

Alternatywą będzie przekształcenie tego, co oznacza praca w Ameryce. Taki plan rozpocząłby się poprzez zmianę tego co oznacza bycie bezrobotnym. Wymagałoby to ogromnych środków na zmianę kwalifikacji zawodowych, takich, by zagwarantowały, że każdy zwolniony pracownik ma szansę nauczyć się nowych umiejętności, i lat finansowania by je wykształcić – zamiast obecnie oferowanych sześciu miesięcy. Sugestia administracji, by zwiększyć finansowanie lokalnych koledżów może być dobrym początkiem. Idealnie Biały Dom musi wystąpić ze zbiorową ustawą dotyczącą zatrudnienia, która gwarantowałaby bezrobotnemu pracownikowi podstawowe prawa na okres dwóch lub trzech lat: praw do opieki zdrowotnej, dostępu do kursów zmiany kwalifikacji, finansowania, doradztwa w wysoko wyspecjalizowanej wytwórczości czy usługach zdrowotnych. Jeśli taki program byłby dobrze przeprowadzony, to byłby rodzajem „gotówki w zamian za przestarzałe zawody.” Istnieje również potrzeba wykorzystania innowacyjnych rozwiązań w technologii i usługach, jak na przykład Disney i Google, w celu uczynienia procesu bezrobocia mniej biurokratycznym i emocjonalnie skomplikowanym.

Ale należy również wziąć pod uwagę to, w jaki sposób tworzy się stanowiska pracy i jakie rodzaje prac Amerykanie chcą wykonywać. Najbardziej prawdopodobne źródła wzrostu zatrudnienia będą ograniczone do opieki zdrowotnej, edukacji i usług restauracyjno hotelarskich. Ale nie sposób odzyskać naszej narodowej potęgi za pomocą pielęgniarsta, nauczania i serwowania usług. Same prace w usługach nie wspomogą rozwoju i innowacji – co będzie zasadniczym zadaniem, jako że borykamy się ze spłatą historycznie wysokiego długu narodowego i finansowania emerytury baby boomers. Więc w dodatku do bodźców w celu zmiany kwalifikacji, potrzebna jest seria regulacji, która przekształciłaby krajobraz nowo tworzonych miejsc pracy. Przetransferowałyby one pieniądze z Wall Street w pożyczki społeczne w celu stymulowania powstawania nowych przedsiębiorstw. Wytworzyłoby to pulę lokalnych przedsiębiorstw, w których lokalne społeczności zapytują: Co nam wychodzi, i jak możemy to robić lepiej? Niektórzy z najbardziej wykwalifikowanych operatorów maszyn mieszkają w Środkowym Zachodzie. Ale ich umiejętności są skierowane w kierunku umierającego przemysłu samochodowego i bez banku kredytowego dla rozpoczynających działalność przedsiębiorstw i sposobu na organizowanie się, nie mają szansy na przekształcenie się w siłę roboczą globalnie konkurenyjnych przedsiębiorstw wytwórczych.

Czy rzeczywiście istnieje zapotrzebowanie na operatorów maszyn? Tak, nawet w czasie recesji. Jeden szacunek dowodzi, że około milion miejsc pracy dla osób o wysokich kwalifikacjach pozostaje nieobsadzonych. To dlatego świeże podejście do tworzenia miejsc pracy, takie, które skupia się na biegłym opanowaniu umiejętności zamiast przyciskania guzików, odgrywa znaczenie. „Jeśli powrócimy do tradycyjnych metod radzenia sobie z tym problemem”, informuje socjolog Richard Sennett „wkroczymy z powrotem na drogę bez perspektyw.”

Wydawałoby się, że zwolnienie pojedynczego pracownika stanowi w ogromnym organizmie amerykańskiej gospodarki wydarzenie mikroskopijne. Nic bardziej błędnego. W dobrych czasach Ameryka pozbywała się 2.5 milionów stanowisk pracy miesięcznie, ale tworzyła niemal 3 miliony nowych. Płynne bezrobocie pozwalało zwykle przedsiębiorstwom na dostosywanie się do potrzeb, zwiększając produktywność i inspirując wzrost. Zdrowa gospodarka kompensowała straty prac poprzez tworzenie nowych.

Ale ostry wstrząs spowodowany przez kryzys finansowy w roku 2008 sparaliżował amerykańską ekonomię. Masowe zwolnienia osiągnęły rekordowy poziom, zapełniając rynek pracy poszukującymi zatrudnienia. Sześć lat strat prac w wytwórczości zostało skompresowane w okres 18 miesięcy, przeciążając programy zmiany kwalifikacji zawodowych. Spadek wartości domów i zaostrzenie możliwości pożyczkowych uczyniły z mobilności pracownika sprawę wątpliwą. Zamiast łączenia bezrobotnych z nowymi stanowiskami pracy, system zatrudnienia odmówił posłuszeństwa.

W chorej gospodarce pojedyncza utrata pracy staje się wirusowa, dołączając do innych i rozszerzając się wśród rodziny, społeczności i sąsiedztw. Głębokie cięcia wydatków rodzinnych oznaczają mniejszy popyt dla przedsiębiorstw i mniejszy dochód podatkowy dla rządu. To zaciśnięcie pasa oznacza mniejszą sprzedaż samochodów, i w związku z tym mniej pracy dla wytwórców części samochodów. Przekłada się to na infrastrukturę i inne usługi publiczne, włączając rozwój gospodarki. Efektem końcowym jest mniej pracy dla bezrobotnych – co zamyka złowieszczy cykl. Dla bezrobotnych może oznaczać to stały spadek zdolności zarobkowej i standardu życia – zupełną odwrotność amerykańskiego marzenia.

Na podst. „Time” oprac. E.Z.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor