Barack Obama, urzędujący zaledwie dziewięć miesięcy prezydent Stanów Zjednoczonych, został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Kandydaturę do tego kontrowersyjnego wyróżnienia zgłoszono już po dwunastu dniach od zaprzysiężenia prezydenta. Pokojowy Nobel „za nadzwyczajne wysiłki na rzecz wzmocnienia międzynarodowej dyplomacji i współpracy międzyludzkiej” wywołał zdziwienie, a niekiedy oburzenie. Obamę uhonorowano także za wysiłki na rzecz wznowienia procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. „To nie za pokój, nieprawdaż? Bo go tu nie mamy”, podsumował decyzję pracownik afgańskiego banku, Homaira Reza.
Nagroda, która miała wyróżnić sposób, w jaki Obama zmienił kierunek krajowej dyplomacji, może w rzeczywistości okazać się ciężarem u szyi prezydenta. Zwraca bowiem uwagę na to, jak dużo z zamierzeń administracji, począwszy od zamknięcia Guantanamo Bay do zakończenia wojny w Iraku, pozostaje niewykonanych. Nagroda stanowi również ryzyko polityczne dla prezydenta, którego republikanie przedstawiają jako bardziej skupionego na poszukiwaniu międzynarodowego poparcia niż na obronie interesów bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Krytycyzm nasili się jeśli prezydent odrzuci militarne żądanie wysłania dodatkowo 40,000 żołnierzy do Afganistanu.
„Nagroda jest prawdopodobnie ostatnią rzeczą, jaką Obama sobie życzył, jako że jest niejako bezpłatnym scenariuszem do skeczów programów rozrywkowych w stylu Saturday Night Live”, zauważa John Kass. Zresztą trzeba przyznać, że prezydent okazał skromność przy przyjęciu wyróżnienia. „Będąc szczerym, nie czuję, że zasługuję na to by występować w towarzystwie tak wielu osób, którzy zostali odznaczeni tą nagrodą, mężczyzn i kobiet, którzy zainspirowali mnie i zainspirowali cały świat swym odważnym dążeniem do pokoju”, stwierdził pokornie Obama.
Ostatnią nominacją polityka z Illinois do pokojowego Nobla była kandydatura byłego republikańskiego gubernatora George Ryana, który miał wtedy stawić czoła procesowi o korupcję. Nominacja Ryana do pokojowej nagrody Nobla za uwolnienie skazanych na karę śmierci, była zrozumiana przez każdego myślącego człowieka jako wulgarna próba wpłynięcia na ławę przysięgłych, która w końcu go skazała. Obama jest trzecim urzędującym prezydentem Stanów Zjednoczonych, którzy zdobyli Pokojowego Nobla. W roku 1906 otrzymał ją Thoedore Roosevelt, a w 1919 – Woodrow Wilson.
Nobel dla Obamy wywołuje jednak więcej wątpliwości niż aprobaty. Głosy krytyki podkreślają koniunkturalność tej decyzji. Nie ulega bowiem wątpliwości, że prezydent nie zdołał jeszcze poprzeć swych szlachetnych zamierzeń żadnymi konkretnymi czynami. Nie udało się w żaden sposób doprowadzić do zbliżenia pomiędzy Palestyńczykami a Izraelem, a szef izraelskiej dyplomacji stwierdził jasno, że w obecnej sytuacji pokój na Bliskim Wschodzie jest nie osiągnięcia i w najbliższym czasie nic się nie zmieni. Prawdopodobnie pierwszym pokojowym przedsięwzięciem Obamy będzie dopiero podpisanie umowy z Rosją o ograniczeniu głowic nuklearnych do 1,5 tysiąca. Wprawdzie w spektakularnym wystąpieniu internetowym do świata muzułmańskiego i Irańczyków prezydent podkreślał, że oba światy, zachodni i islamski nie są dla siebie wrogami i powinniśmy dążyć do pokonywania dzielących nas różnic, ale przemówienie to, jakkolwiek istotne, miało ściśle charakter życzeniowy i nie wykraczało poza konwencje roszczeniowe, a żadnych konkretnych działań Obama nie podjął.
Komitet Noblowski uzasadniał wprawdzie, że dzięki wysiłkom Obamy „wielostronna dyplomacja osiągnęła centralną pozycję”. Styl tego uzasadnienia nie pozostawia wątpliwości, że Komitet Noblowski nie mógł odmówić sobie udzielenia nagany George’owi Bushowi. Tegoroczny Nobel jest w istocie nagrodą dla anty-Busha. „Myślę, że Komitet Noblowski nie mógł głosować w naszych wyborach w roku 2008, więc zdecydował się głosować w roku obecnym”, wyznał John Bolton, były ambasador w ONZ w administracji Busha. Jego zdaniem Nobel dla Obamy „To mający o sobie wysokie mniemanie Europejczycy przemawiający do prostackich Amerykanów, dyktujący właściwy sposób.” Przewodniczący Norweskiego Komitetu Noblowskiego broni decyzji w dość retoryczny sposób: „Pytanie, które musieliśmy zadać, brzmiało, kto w ubiegłym roku zrobił najwięcej by rozszerzyć pokój na świecie. Kto zrobił więcej niż Barack Obama?” Nie ulega wątpliwości, że na tak sformułowane uzasadnienie nie ma odpowiedzi.
Potwierdza ono, że tegoroczny pokojowy Nobel przyznany został bardziej za intencje, a nie za konkretne rezultaty działań dyplomatycznych i że jest w zasadzie nagrodą na kredyt, na wyrost. Wyraża nie popartą rzeczywistymi przedsięwzięciami nadzieję, że laureat może w przyszłości uzyskać zasługi dla światowego pokoju. Odzwierciedla zmianę klimatu dyplomacji mocarstwa, które sugeruje podjęcie rozmów, a nie narzuca swej interpretacji wydarzeń. W tym sensie potwierdza jedynie dobrą wolę Obamy, który zadeklarował zakończenie wojen zainicjowanych przez Busha.
Wiadomość o przyznaniu Obamie pokojowej nagrody Nobla wywołała różnorodne reakcje na całym świecie, od euforii, przez sceptycyzm, do lodowatego lekceważenia. Świat arabski powitał Obamowskiego Nobla z zadowoleniem za jego wysiłki w kierunku dotarcia do muzułmanów, ale także z frustracją, że elokwencja i charyzma prezydenta nie spowodowały istotnych zmian w praktyce. Rozlew krwi trwa w Iraku, Afganistanem wstrząsają zamieszki i niepewność, a izraelsko palestyńskie rozmowy na temat zażegnania konfliktu utknęły w martwym punkcie. Obama zainspirował region blisko-wschodni w swoim czerwcowym przemówieniu do muzułmanów w Kairze, uważanym za rozsądny i pojednawczy gest w kierunku wymazania wojennych lat za czasów administracji Busha i naprawienia relacji ze światem arabskim. Ale wraz z upływem kolejnych miesięcy, słowa pełne pasji i dobre intencje rzadko wystarczały. Sukces w tej dziedzinie mierzony jest poprzez postęp jaki Biały Dom dokonuje w celu stworzenia panstwa palestyńskiego. A w oczach wielu Arabów Obama znalazł się w kropce i został pokonany przez uparty rząd izraelski wykazujący niewielką skłonność do pokoju.
W Kenii, miejscu urodzenia ojca Obamy, wiadomość o pokojowym Noblu dla Obamy została przyjęta przez wielu jako lokalne zwycięstwo. Od wyborów w ubiegłym roku, Obama, którego babka i przybrani bracia ciągle mieszkają w Kenii, był źródłem dumy i inspiracji dla Kenijczyków, z których wielu jest gorzko rozczarowanych korupcją i nieskutecznością ich własnych przywódców. Mieszkańcy tego wschodnio-afrykańskiego kraju traktują to jako kolejne zwycięstwo dla Kenii i Afryki. W roku 2004 Kenijka Wangari Maathai została pierwszą afrykańską kobietą, której przyznano pokojową nagrodę Nobla za jej prace na rzecz zwalczania wylesiania powierzchni i promocji ochrony środowiska. Zdaniem innych na ironię zakrawa fakt przyznania Kenijce i w połowie Kenijczykowi pokojowego Nobla za prace pokojowe, w sytuacji, w której ich kraj pozostaje ogarnięty niepewnością.
Poprawa relacji z Moskwą i próba ograniczenia arsenału nuklearnego obu krajów stała się czołowym zadaniem odnowionej polityki zagranicznej administracji Obamy. Ale kiedy rozeszła się wiadomość o przyznaniu Obamie nagrody Nobla, reakcja Moskwy była znacząco chłodna. „Przyznanie nagrody Obamie świadczy o głębokim rozczarowaniu spowodowanym przez politykę George’a Busha”, oznajmił Mikhail Margelov, szef komisji spraw zagranicznych wyższej izby rosyjskiego parlamentu w wypowiedzi dla RIA Novosti. „Obama, ze wszystkimi swoimi zaletami, nie był aktywny w polityce światowej wystarczająco długo by ludzie mogli powiedzieć ze spokojnym sumieniem: Tak, on na to zasługuje”, stwierdził polityk.
W Afganistanie, gdzie wielu Afgańczyków jest niepiśmiennych i ludzie na prowincji nigdy nie słyszeli o nagrodzie Nobla, reakcją było zaskoczenie. Nawet wśród wykształconych elit w dużych miastach, jak Kabul, w stosunku do Nobla dla Obamy panowało zdeprymowanie. „Nie jestem pewny, czy dobrze rozumiem – to nie jest za pokój, nieprawdaż?” stwierdził pracownik banku, Homaira Reza. „Ponieważ go nie mamy.” Prezydent Hamid Karzai, którego stosunki z administracją Obamy były znacząco chłodne, pogratulował przywódcy amerykańskiemu, wyrażając nadzieję, że Obamowska „wizja i przywództwo... pokój i normalność powrócą do Afganistanu i naszego regionu.”
W Chicago muzułmanie i przywódcy żydowscy wyrazili zaskoczenie nagrodą, ale stwierdzili, że Obama na nią zasługuje, zarówno za to co zrobił jak i za kierunek w jakim prowadzi kraj. „Odnowił pomysł, że Ameryka może ponownie stać się zarzewiem nadziei dla świata”, stwierdził rabin Steven Bob, który współ-przewodniczył krajowemu ruchowi Rabbis for Obama podczas kampanii. „Mamy szczególny cel i nie jesteśmy tylko jeszcze jednym krajem.” Anina Sharif z chicagowskiego oddziału Council on American-Islamic Relations również chwali postawę Obamy. Jej zdaniem „wielu muzułmanów czuło się pokrzywdzonych za czasów Busha, a Obama goi niektóre z tych ran.” Jakkolwiek, stwierdza ona, muzułmanie w Stanach Zjednoczonych i za granicą tracą cierpliwość dla jego wysiłków by zrealizować niektóre obietnice na Bliskim Wschodzie, włączając w to nacisk na Izrael by zakończył rozwój osadnictwa na Zachodnim Brzegu. „Powiedział wiele razy, że to zrobi, ale nie zrobił jeszcze nic”, stwierdza. „Powoduje to, że wielu muzułmanów czuje się pokrzywdzonych.”
Bez względu na to jak kontrowersyjnie reaguje na to świat, nawet przedstawiciele jego własnej partii dostrzegają w przyznaniu Obamie pokojowej nagrody Nobla pewne niebezpieczeństwo. Podkreślając niepokój, że Nobel może spotęgować krytycyzm jakoby Obama był zbyt ustępliwy, krajowy komitet demokratyczny ogłosił oświadczenie mające wykazać, że prezydent jest napiętnowany przez własnych wrogów. Obejmowało ono komentarze Talibanu potępiające nagrodę jako „niesprawiedliwą” i uwagi Hamasu określające ją jako „przedwczesną”. Jeśli Obama nie będzie w stanie poczynić postępu w kwestii swych przyrzeczeń, oznajmiają demokraci, nagroda Nobla może być postrzegana jako ekwiwalent Bushowskiego hasła „wypełnionej misji”, które pogrążyło prezydenta George’a Busha.
Krytyczne uwagi Hamasu i Talibanu zostały zrównane przez krajową konwencję demokratyczną ze złośliwością komentarzy republikanów. „Czego rzeczywiście dokonał prezydent Obama? pytał retorycznie Michael Steele, szef krajowego komitetu republikańskiego. „Godnym pożałowania jest fakt, że potęga władzy prezydenta przyćmiła niestrudzone wysiłki rzeczników pokoju, którzy dokonali prawdziwych osiągnięć pracując na rzecz pokoju i praw ludzkich,” skomentował.
Niektórzy krytycy sugerują, że Obama uzyskał nagrodę Nobla, ponieważ jest czarnoskóry. „Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że pokojowa nagroda Nobla ma jakiś udział w akcji afirmatywnej,” napisał bloger, Eric Erickson na konserwatywnej witrynie Redstate.
Inni na prawicy nasilili swój krytycyzm wobec Obamy jako apologety Ameryki, który poprzez poprzez wysiłki na rzecz pojednania, osłabił kraj na arenie międzynarodowej. „Nie jestem pewien co społeczeństwo międzynarodowe pokochało najbardziej,” stwierdził republikański senator Gresham Barrett, kandydat na gubernatora w Południowej Karolinie, „słowolejstwo na temat Afganistanu, wycofanie tarczy antyrakietowej z Europy wschodniej, odwrócenie się tyłem do bojowników wolnościowych w Hondurasie, hołubienie Castro, trzymanie z Palestyńczykami przeciwko Izraelowi, czy niemal usztywnienie postawy wobec Iranu.”
Niektórzy republikanie wtórują demokratom w pochwałach wyboru Obamy, wśród nich gubernator Arnold Schwarzenegger: „Prezydent udowodnił, że zależy mu na dotarciu do innych krajów i usytuowaniu Ameryki ponownie jako globalnego przywódcy pokoju i pomyślności”, stwierdził w oświadczeniu.
Gubernator Minnesoty, Tim Pawlenty, który ma na oku rywalizację z ramienia partii republikańskiej o nominacje prezydencką w roku 2012 stwierdził: „W każdych okolicznościach, właściwą odpowiedzią jest: Gratulacje.”
Niektórzy z lewicy tymczasem przyłączyli się do chóru krytyków, uznając, że nagroda jest niezasłużona w sytuacji, w której Obama rozważa wysłanie więcej wojska do Afganistanu. „Prezydent Obama musi udowodnić, że naprawdę jest siłą pokojową”, skomentował Kevin Martin, dyrektor anty-wojennej grupy, Peace Action.
Nobel dla Obamy nie powoduje więc zaskoczenia w kontekście stronniczych komentarzy partyjnych. Wywołuje poruszenie z lewa i prawa. Wydaje się, że nie to było głównym zamierzeniem Komitetu Noblowskiego. Nieprzypadkowo pojawiają się głosy o dewaluacji nagrody, która wydaje się być koniunkturalnym przedsięwzięciem politycznym, a nie wsparciem dla tych, którzy szukają pokoju w warunkach dla pokoju niesprzyjających. Trafnie ujął to Rush Limbaugh: „Obama wygłasza przemówienia dyskredytując swój własny kraj i dostaje za to nagrodę, która jest teraz warta tak dużo jak jakieś nagrody dodawane obecnie do pudełka krakersów Cracker Jacks.”
Na podst. prasy oprac. E.Z.