----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

22 października 2009

Udostępnij znajomym:

Po dziesięciu miesiącach od objęcia urzędu społeczna aprobata dla prezydentury Obamy spadła do zaledwie 50% według sondażu Gallupa, 55% w sondażach CNN, czy 57% w badaniach ABC News lub 49% zdaniem Fox News. Krytycyzm dotyczy zasadniczych aspektów polityki Obamy, w tym zbyt wysokiego deficytu budżetowego, pro-socjalistycznych zmian systemu opieki zdrowotnej, czy nieskutecznej walki z terroryzmem na arenie międzynarodowej. Jak informuje sondaż przeprowadzony przez University of Minnesota’s Opinion Research Institute, oponenci Obamy podnoszą kwestię jego „kontrowersyjnego aktu urodzenia”, „umiłowania socjalizmu” i „Hitlerowskiego w stylu planu opieki zdrowotnej zakładającego eutanazję”. Znaczna liczba krytyków obecnej prezydentury podziela następujące stwierdzenie: „Nie mam żadnego problemu z tym, że Obama jest czarnoskóry, ale mam problem z tym, że jest socjalistą z Kenii, który próbuje uśmiercić moją babkę”.

Zasadniczą zmianę nastrojów społecznych potwierdził protest, który 12 września zgromadził kilkudziesięciotysięczny tłum w Waszyngtonie występujący przeciwko celom Kongresu i administracji Obamy, głównie wydatkom, skali i lewicowym zamierzeniom obecnej prezydentury. Liczbę zgromadzonych szacuje się od 70,000, według źródeł liberalnych, do setek tysięcy, jak informują media konserwatywne. Protest motywowany przez niepokój dotyczący rządowych wydatków i odczucie, że poglądy obywateli nie są reprezentowane, był wyrazem przekonania, że kraj zmierza w złym kierunku.

Różnorodne hasła protestujących świadczyły o szerokim wachlarzu podnoszonych zagadnień. „Zatrzymać szał wydatków Obamy!”, „Hej, opieko Obamy, trzymaj się z daleka od mojego ciała!”, „Odwołać piastujących urzędy w roku 2010!”, „Zachowajmy wolność, aresztujmy Obamę!”. „Mamy dość bycia ignorowanymi” „Wydaje się za dużo pieniędzy publicznych” – wyznali protestujący, wyrażając sceptycyzm, że interesy społeczne nie są reprezentowane przez nowe interwencje rządowe rzędu trylionów dolarów.

Czołowe media przedstawiały protest w kategoriach „polityki paranoidalnej”, inspirowanej przez wściekłych komediantów typu gwiazdy radowo-telewizyjnej Glenna Becka i agitatorów Fox Channel. To dobrze znana nam z naszych polskich doświadczeń taktyka dyskredytująca przeciwnika. Poświadczająca jedynie rekordowo niskie zaufanie społeczeństwa do publicznych środków przekazu. Sam Obama w ostatnich tygodniach drastycznie eskaluje swą wrogość wobec Fox Channel w miarę jak rośnie krytycyzm mediów wobec prezydenta. Uprawiany przez Biały Dom bojkot krytycznych kanałów informacyjnych, traktowanych jak byłyby one oponentem politycznym, tym bardziej dyskredytuje prezydenta.

Protesty i demonstracje medialne będące jednymi z największych inicjatyw społecznych w ostatnich dekadach, oddają zasadniczą zmianę nastrojów społecznych. Pogląd o ponadpartyjnej współpracy, dominujący w czasie kampanii prezydenckiej Obamy jeszcze rok temu, przekształcił się w podejrzenia i odczucie bezradności. Zaufanie stało się wartością toksyczną, a dobra wiara rozmienia się na drobne. Odżyły teorie spiskowe, które jak zawsze, żerują na gniewie, podejrzeniu i społecznym strachu. Tyle, że tym razem dotyczy on najwyższej obieralnej głowy państwa. „Boję się. Ty także powinieneś” wyznał kilkakrotnie Glenn Beck w ostatnich miesiącach.

Czego obawia się Glenn Beck?

To właśnie Glenn Beck przekazuje obecnie stan świadomości wielu osób na politycznej prawicy. Ten gospodarz programów radiowych i telewizyjnych, komentator polityczny, autor książek i przedsiębiorca zastąpił Rusha Limbaugh, który reprezentuje raczej triumfalną erę Reagana, a także Seana Hannity, który oddawał ton wczesnych lata Busha. I jakkolwiek publiczne środki przekazu określają go jako odzyskującego trzeźwość alkoholika, wyznawcę mormonizmu, liberała i chorego na nadpobudliwość psychoruchową, to w obecnych czasach niepewności ekonomicznej i politycznej słabości stał się wyrazicielem niezadowolenia konserwatystów.

Czego obawia się Glenn Beck? Otóż boi się on jedno-osobowego rządu, który zmieni niegdyś dumną Amerykę w kolejną Francję. Boi się, że Obama żywi „głęboko osadzoną nienawiść wobec białych”, co nie oznacza, pospiesznie dodaje dziennikarz, że rzeczywiście „Obama nie lubi białych.” Obawia się, że zarówno demokraci jak i republikanie w Waszyngtonie są poważnie skorumpowani i że ich korupcja rozszerza się jak plaga. Nie tak dawno temu zwykł się był obawiać, że hipokrytyczni republikanie w administracji Busha zabijali kapitalizm i wybebeszali wolność, a teraz obawia się, że liberałowie w administracji Obamy knują to samo. Niekiedy obawia się, że rodzina Rockefelerów zainstalowała komunistyczne i faszystowskie symbole w Rockefeller Center.

Z okazji ostatniej rocznicy wydarzeń 9/11 Beck zaniepokoił się, że Amerykanie mogą nie być już ludźmi zdolnymi do pokonywania gór w furmankach czy odbudowy Wieży Wolności. Beck stwierdził wtedy: „Wierzę, że gdyby to zależało ode mnie, Wieża Wolności zbudowana byłaby lata temu. I nie byłaby to Wieża Wolności, byłyby to Wieże Wolności – ponieważ zbudowalibyśmy te obie wieże z powrotem w taki sposób jak wyglądały one wcześniej! Za wyjątkiem tego, że zbudowalibyśmy je mocniejsze. Zbudowalibyśmy je w sposób, który wytrzymałby atak. I byłyby one 25 pięter wyższe , z dużym napisem na dachu: Przyjdź i spróbuj tego jeszcze raz. Zbudowalibyśmy je gołymi rękami, bo to w stylu Amerykanów. Kiedy upadamy, kiedy napotykamy kryzys, powstajemy w górę i robimy rzeczy jeszcze lepsze. Wierzę, że jedynym powodem dla którego nie zbudowaliśmy ich, jest to, że byliśmy powstrzymani. A kto nam powstrzymuje? Politycy. Grupy szczególnych interesów. Polityczna poprawność. Wszyscy, tylko nie my.”

Beck określa swe występy jako połączenie „rozrywki i oświecenia” –ale rozrywka wysuwa się na czoło. Historyk radia, Marc Fisher wyjaśnia, że „Jak Limbaugh, Glenn Beck jest byłym DJ-em na liście 40 najlepszych, ale „najpierw i przede wszystkim artystą estradowym, któremu udało się osiągnąć znaczącą pozycję polityczną.” Rozpoczął w radiu w wieku lat 13, zainspirowany przez nagrania radiowe oferowane mu przez jego matkę, która później popełniła samobójstwo.. Beck eksploatuje wieczny temat skorumpowanych „ich” krzyżujących szyki szlachetnym „nam”. Niekiedy „oni” są nie wymienionymi z nazwiska „carami”, których, według Becka, Obama wykorzystuje do obalenia konstytucyjnego rządu. Innym razem „oni” są siecią lewicowych aktywistów społecznych znanych pod nazwą ACORN. Nękając Obamę i demokratyczny Kongres Beck wyznaje, że potencjalni opresorzy nie wywodzą się z określonej partii. W swojej ostatniej książce „Glenn Beck’s Common Sense”, rozchwytywanym bestsellerze o nakładzie ponad 1 miliona egzemplarzy napisał on: „Większość Amerykanów pozostaje przekonanych, że kraj znajduje się na złej drodze. Wiedzą, że coś po prostu nie jest w porządku, ale nie wiedzą jak to opisać czy, co ważniejsze, jak to powstrzymać.” Atak Becka na populizm obu partii przywołuje kampanie miliardera z teksasu, Rossa Perot.

Beck posiada wpływy. Wraz z blogerem z St. Louis, Jimem Hoftem, którego blog zatytułowany jest Gateway Pundit, Beck przyczynił się do rezygnacji jednego z carów administracji Obamy, Vana Jonesa, w czasie święta Labor Day. Jones, którego zadaniem było nadzorowanie inicjatyw ekologicznych, okazał się zwolennikiem konspiracji w stylu Becka, bo teoretyzował niegdyś, że „biali truciciele środowiska i biali działacze ochrony środowiska” „wszczepiają truciznę w społeczeństwa kolorowych” i podpisał petycję żądającą dochodzenia czy administracja Busha sprowokowała wydarzenia 9/11. W dniu 14 września Senat przeważającą liczbą głosów uciął wszystkie fundusze federalne dla ACORN, a U.S. Census Bureau ochłodziło swe powiązania z organizacją. Nastąpiło to na skutek mistrzowskiej promocji przez Becka serii wideo ukazujących filmowców pozujących w charakterze alfonsa i prostytutki podczas wizyty w urzędach ACORN w kraju. Aktywiści tej organizacji zostali nagrani jak oferują porady na temat uchylania się od płacenia podatków i zakładania burdeli dla nieletnich dziewcząt.

Poprzez wzmacnianie podejrzeń i podsycanie odczucia bezsilności, Beck identyfikuje się ze swą raptownie rosnącą publicznością. „Ciągle zdumiewa mnie potęga zwykłych Amerykanów,” stwierdził po rezygnacji Jonesa. Kiedy ten doradca Obamy określił kampanię przeciwko niemu mianem oszczerczej, Beck poinformował, że było to po prostu „uczciwe zadawanie pytań.” I zapowiedział kontynuację, ostrzegając: „Sądząc po innych radykałach w administracji, oczekuję, że to zadawanie pytań będzie kontynuowane w najbliższej przyszłości.”

Zarobić na gniewie

Wbrew bowiem dumnie zapisanego na odwrocie dolarówki życzenia: „E pluribus unum”, co oznacza po prostu zjednoczenie w różnorodności wielu ludzi z różnych krajów, połączonych jednym uczuciem patriotyzmu, wielu Amerykanów nie może znieść siebie wzajemnie. Nie wierzymy sobie i jesteśmy skłonni żywić o sobie najgorsze podejrzenia. To historia tak stara jak pistolet użyty przez wice-prezydenta Aarona Burra do zabicia swego politycznego rywala, Alexandra Hamiltona. I tak nowa jak ponad $1 milionowe kontrybucje kampanijne na rzecz Joe Wilsona, który wsławił się wykrzyknięciem do Obamy „Kłamiesz!” podczas połączonych obrad Kongresu. Nienawiść i podejrzenie przepełniają amerykańską historię potęgując niepewność dotyczącą pytań typu: Komu zaufać? Czy winni są skorumpowani, zafascynowani komunizmem zdrajcy z lewicy, czy rasistowscy, chciwi władzy podżegacze wojenni na prawicy, a może to nieuczciwe, niekompetentne, przebiegłe media, które odmawiają prawdy o kimkolwiek kim osobiście gardzą. Wszyscy jednak są zgodni co do jednego – że bez względu skąd się biorą, pocieranie bolesnych miejsc stało się lukratywnym przedsięwzięciem. Obopólna pogarda dla amerykańskich ekstremistycznych poglądów przyciąga tłumy i nabija portfele w księgarniach, departamentach informacyjnych telewizji kablowych, stacjach radiowych i festiwalach filmów dokumentalnych. Kampania Wilsona jest tylko jednym z przykładów i to zupełnie skromnym. Jego oponent, Rob Miller również zebrał około $1 milion nowych donacji dzięki wybuchowi. Michael Moore zarabia więcej niż za swe filmy. Podobnie wygrażanie Becka na panującą administrację przynosi mu niezły dochód. W czerwcu magazyn Forbes oszacował zarobki Becka za ubiegłe 12 miesięcy na około $24 milionów. Największe udziały pochodzą z programu radiowego, słuchalnego przez 8 milionów słuchaczy w około 400 stacjach radiowych – co stanowi jedną z pięciu największych publiczności radiowych w kraju. Beck jest także jednym z najbardziej poczytnych autorów w kraju. Jako jeden z kilku osiągnął pierwszą pozycję na liście bestsellerów New York Timesa w kategorii zarówno fabuły jak i fikcji. Jego najnowsza książka, „Arguing with Idiots” wyjdzie w przyszłym miesiącu i jeśli wszystko dobrze pójdzie, będzie trzecią pozycją Becka z pierwszorzędną lokatą na liście bestsellerów. Beck nawiązał ostatnio współpracę z Simon & Schuster, które płaci mu udział w dochodzie, a nie tradycyjne tantiemy autorskie, a w planach ma stworzenie serii książek dla każdego czytelnika, od dzieci, poprzez nastolatki, po dorosłych.

Jego portal internetowy rejestruje 5 milionów gości miesięcznie; jego co-tygodniowy przekaz jest oglądany przez 1.5 milionów osób. Posiada internetowy magazyn, Fusion i tradycję wystąpień na żywo, w stylu komedii i monologów politycznych, które przyciągnęły ponad 200,000 fanów w ostatnich latach. Finał jego ostatniego objazdu był transmitowany w 450 salach kinowych w całym kraju.

Ściągnięty przez Fox News Channel z CNN Headline News w ubiegłym roku, Beck wystartował ze swoim programem o 5 po południu w sposób jaki nigdy nie był przewidywany przez obserwatorów przemysłu, przyciągając ponad 3 miliony widzów w ostatnich dniach. W rzeczywistości pomimo późnej popołudniowej godziny, niekiedy pokonywał nawet Billa O’Reilly, olbrzyma najlepszej oglądalności Fox w czołowych sondażach demograficznych. Wartość jego kontraktu z Fox jest wyceniana na około $2 miliony rocznie. Mając do dyspozycji około 25 pracowników w Mercury i 10 w Fox, Beck Inc. rzeczywiście przyczynia się do rozruszania gospodarki.

Nieuniknionym pytaniem jest to ile z tych działań przemysłu rozrywki jest szczerych? W roku ubiegłym, zaraz po wyborach, Beck rozmawiał z Kate Picket z Time i nie brzmiał bardzo przerażony. Wczesne decyzje personalne Obamy skomentował „Myślę, że jak do tej porty, dokonał dobrych wyborów.” O swych odczuciach wobec prezydenta stwierdził: „Nie jestem zwolennikiem Obamy, ale jestem zwolennikiem swojego kraju... Jest moim prezydentem i musimy sprawić, by osiągnął sukces. Jeśli nie uda mu się, nie uda się na wszystkim.” Na temat partii demokratycznej wyjaśnił: „Nie znam osobiście żadnego demokraty, który byłby palącym trawkę hipisem, który chciałby przekształcić kraj w Rosję Sowiecką.” O zaufaniu społecznym wypowiada się następująco: „Musimy się zjednoczyć, ponieważ przed nami ciemne, ciemne czasy. Nie ufam żadnej gnidzie w Waszyngtonie. Nie ma znaczenia z jakiej pochodzą partii. Ale jeśli nie zaufamy sobie, nie przetrwamy.”

Ekstrema

Kreowanie Glenna Becka na głównego krytyka obecnej administracji jest rzecz jasna przesadą. Prawdą jest natomiast, że wybór Obamy na prezydenta sprowokował ruch protestacyjny w całym kraju. To ruch prawicy, który destabilizuje spotkania rad miejskich, protesty tak zwanej Tea Party – lokalnie zorganizowanych, a federalnie skoordynowanych protestów przeciwko rozrostowi administracji, Obamie, budżetowi federalnemu, a zwłaszcza pakietowi stymulacyjnemu, który protestujący postrzegają jako przykład marnotrawstwa wydatków rządowych i niepotrzebnego rozwoju rządu. Sprzeciwiają się także rozrostowi długu narodowego. Protestujący krytykują również możliwy wzrost podatków w przyszłości, zwłaszcza podatków od zysków kapitałowych, podatków od nieruchomości, podatków od dochodu i podatków od papierosów. Protesty miały miejsce 5 kwietnia obecnego roku, zbiegając się z ostatnim dniem rozliczenia podatków, 4 lipca, w Dzień Niepodległości i 12 września. W serię protestów włącza się także Values Voter Summit, zorganizowany przez Family Research Council, znany z opozycji wobec homoseksualizmu i aborcji.

Interesującą cechą tych ruchów protestacyjnych jest przesunięcie akcentów programowych. Na czele debat utrzymują się już nie tyle homoseksualizm i aborcja, co kwestie imigracyjne i opozycja wobec reformy służby zdrowia. Jedną z najistotniejszych są podejmowane przez protestujących kwestie Konstytucji, podważanej, ich zdaniem, przez rozwój socjalizmu na lewicy.

Myślą przewodnią społecznych konserwatystów jest przekonanie, że boskie rewelacje ojców kraju, zawarte w Konstytucji, są obecnie zarzucane, a w rezultacie społeczeństwo odchodzi od boskiej wizji kraju. Bazują oni na lekturach takich jak Cleona Skousena „The 5,000 Year Leap”, czy Saula Alinsky’ego „Rules for Radicals”, które ukazują Konstytucję jako wzorowaną na prawie boskim. W odróżnieniu od republikanów, liberałowie powołują się na europejskich socjalistów, w tym na ateistycznego Marksa jako podstawę praw wolnościowych. Naczelnym pomysłem społecznych konserwatystów jest to, że ojcowie założyciele nie tylko stworzyli podwaliny amerykańskiego prawa w sposób właściwy, ale zgodny z wolą Boga, i jeśli od tego odejdziemy, nie tylko będziemy w błędzie, ale przeciwstawimy się wizji Boga dotyczącej kraju.

David Weigel, który w dniu 23 września występował w NPR jako dziennikarz dyskutujący kwestie zmian zachodzących w ramach partii republikańskiej dokonuje interesujących obserwacji społecznych. Ten dziennikarz magazynu internetowego The Washington Independent, związany z takimi mediami jak liberalny magazyn Reason, a także The Nation, American Conservative, American Spectator i American Prospect, zauważa zasadnicze przesunięcie w ramach prawicy. W kontekście Carrie Prejean, Miss Kalifornii, która straciła koronę, ponieważ stwierdziła, że nie wierzy w małżeństwa homoseksualne, Weigel argumentuje, że prawo międzynarodowe przeszkadza naszemu własnemu prawu moralnemu. Wyraża on niepokój, podzielany przez wielu uczestników Values Voter Summit, że krytyka małżeństw homoseksualnych w przyszłości może prowadzić do kłopotów w pracy i ostracyzmu społecznego. W podobnym tonie opisuje on tematy poruszane podczas zjazdu Values Voter, a wskazujące na tendencje odciągające społeczeństwo od jego monogamicznych wartości i heteroseksualnych jakości.

Nie ulega wątpliwości, że akcentowanie kwestii Konstytucyjnych i imigracyjnych przynajmniej tak bardzo jak tradycyjnych wartości, jest próbą rozszerzenia bazy rozbitej partii republikańskiej. Weigel podkreśla fakt, że ruch konserwatywny motywowany jest przez pryncypia moralne.

Ogromną rolę w organizacji protestu na Waszyngton odegrał ruch pod nazwą FreedomWorks, konserwatywnej organizacji libertarianistycznej z republikańskimi członkami, dysponującej wielkimi pieniędzmi, ale dopiero ostatnio zyskującej wpływy. FreedomWorks i zwolennicy libertarianizmu zasadniczo przeciwstawiają się krajowej opiece zdrowotnej ze względu na to, że ich zdaniem, będzie to pierwszy krok na drodze do wieloetapowego przejęcia przez państwo służby zdrowotnej, co skończy się wprowadzeniem w Ameryce służby zdrowia w stylu szwedzkim czy francuskim. Organizacja przejęła ster ruchu, który wyraża paranoidalny niepokój dotyczący tego czy służba zdrowia zabije ludzi starszych, czy zabierze pieniądze podatnicze i sfinansuje aborcje, a ponadto czy nielegalni imigranci będą w stanie z niej skorzystać.

Inną grupą, która zaktywizowała się w rozwój ruchu konserwatywnego jest FAIR, Federation for American Immigration Reform. Ta wpływowa organizacja bazuje na niepokoju społecznym jakoby nielegalna imigracja miała uzyskać dostęp do opieki zdrowotnej.

W przesunięciu akcentów na prawicy i organizacji marszu na Waszyngton niemałą rolę odegrał Fox News, który przyjął opozycyjną postawę wobec administracji Obamy. Nie tylko ze względu na Glenn Becka, ale z uwagi na wpływ tej sieci informacyjnej na rozwój popularnej i intelektualnej opozycji wobec obecnej administracji.

Jednak żadna stacja medialna nie funkcjonuje w społecznej próżni. Posądzanie jej o żerowanie na ekstremie, która czerpie maksymalny dochód z relatywnie małej, ale posażnej publiczności, byłoby nieprawdziwe. Większość społeczeństwa pozostaje bowiem niezadowolona. Sondaż Franka Luntza, który objął 6,400 Amerykanów, sprawdzał nastroje społeczne zadając pytanie czy zgadzają się oni ze stwierdzeniem: „Jestem piekielnie wściekły i nie będę tego dłużej tolerował.” Niemal trzy z czterech osób, czyli 72% respondentów powiedziało – tak. Pytaniem pozostaje co dalej z tym gniewem?

Na podst. „Time” i NPR oprac. E.Z.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor