Aborcje, których koszt wynosi przeciętnie $413, są tanie. Ich cena waha się od $90 do $1,800, w zależności od etapu rozwoju płodu. Za samo wejście do szpitala trzeba zapłacić więcej.
W ustawie dotyczącej reformy służby zdrowia, przegłosowanej w ubiegłym tygodniu w Izbie, rangę sztandarowej zyskała kwestia aborcji. Poprawka autorstwa Barta Stupaka z Michigan, bez której ustawa nie uzyskałaby finałowej aprobaty, była warunkiem osiągniętego w ostatniej chwili kompromisu. Oznacza ona zakaz ujęcia aborcji w administrowanym przez rząd planie ubezpieczeniowym, który miałby rywalizować z prywatnymi polisami. A także uniemożliwia planom prywatnym oferowanie zabiegów aborcyjnych, jeśli akceptują one osoby otrzymujące subwencje rządowe.
Aborcje, których koszt wynosi przeciętnie $413, są tanie. Ich cena waha się od $90 do $1,800 lub więcej, w zależności od etapu rozwoju płodu. Za samo wejście do szpitala trzeba zapłacić więcej. Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że organizacje charytatywne posiadające dostęp do zasobnych ofiarodawców pokryłyby koszt aborcji dla amerykańskich kobiet o niskim poziomie dochodu. W oparciu o konkluzje zaczerpnięte z danych Guttmacher Institute, fundusz gwarantujący bezpłatne aborcje dla każdej kobiety w Stanach Zjednoczonych wynosiłby około $500 milionów rocznie. Fundusz ograniczony do ubogich kobiet – o poziomie dochodu wynoszącym 200% albo niżej minimum socjalnego – ciągle pokryłby wydatki wszystkich kobiet zabiegających o aborcje, według obliczeń opartych na ostatnio dostępnych danych, w wysokości jedynie $311 milionów rocznie. Dotychczas płaciliśmy za to my, posiadacze prywatnych polis zdrowotnych. Nie wiedząc o tym. I wbrew naszej woli.
Senacka propozycja reformy służby zdrowia wyraźnie umożliwia finansowanie aborcji. Ponieważ reforma zdrowia jest opłacana ze środków Health and Human Services Department, żadne publiczne fundusze nie pokryją kosztów aborcji. Ale jej przeciwnicy mają słuszne powody do podejrzewania, że opłaciłyby to inne fundusze pochodzące ze składek ubezpieczeniowych. Ustawa określa wyraźnie, że prywatnym polisom ubezpieczeniowym „nie zabroniono by pokrywania wydatków na rzecz aborcji poza tymi, które uniemożliwiają fundusze przeznaczone przez Department of Health and Human Services, to znaczy w przypadkach ciąż będących skutkiem gwałtu czy kazirodztwa bądź zagrażających życiu matki.” Siedemnaście stanów robi obecnie to samo z programem Medicaid, który jest finansowany zarówno przez rząd federalny jak i stanowy – rozdzielając fundusze stanowe wykorzystywane do opłaty za aborcje od funduszy federalnych, które, na mocy prawa, nie mogą być do tego używane. Rzecznicy aborcji dowodzą, że to rozróżnienie stanowych i federalnych funduszy nie ma sensu, ponieważ nawet jeśli Medicaid byłby samowystarczalnym finansowo programem, jakim miał być, a nie jest, to nadal byłby federalnie zarządzany i stworzony przy użyciu środków federalnych. I trudno odmówić im racji.
Obecnie około 87 procent prywatnych polis ubezpieczeniowych oferuje świadczenia na rzecz aborcji. Jakkolwiek Kongres zabronił by Medicaid finansował aborcje jeszcze w roku 1976, wprowadzając w życie tak zwany Hyde Amendment. Ustawa zabrania opłacania aborcji z funduszy corocznie przydzielanych na rzecz Health and Human Services. Ustawa, nazwana na cześć jej inicjatora, Henry’ego Hyde’a z Illinois, została wprowadzona w odpowiedzi na decyzję Sądu Najwyższego w sprawie Roe przeciwko Wade z roku 1973 legalizującą aborcję i stanowiła pierwszy, poważny sukces legislacyjny oponentów aborcji w Stanach Zjednoczonych. W przeciwieństwie do powszechnego poglądu, Hyde Amendment nie zakazuje wszystkich funduszy federalnych na rzecz aborcji. Ustawodawstwo zabrania jedynie używania funduszy z budżetu HHS na cele aborcji.
Poprawka Hyde’a zainspirowała wprowadzenie innych, podobnych prowizji rozszerzających zakaz finansowania aborcji ze środków federalnych na inne rządowe programy opieki zdrowotnej. Wskutek tego pracownicy rządowi, którzy zabiegają o aborcję, muszą zapłacić za zabieg z własnej kieszeni. Oprócz tego usługi aborcyjne nie są świadczone personelowi armii amerykańskiej i ich rodzinom, ochotnikom Peace Corps, klientom Indian Health Service i więźniom federalnym.
Poprawka Hyde’a nie powinna być mylona z Mexico City Policy, która uniemożliwiła wykorzystanie funduszy amerykańskiego rządu w agencjach promujących albo dokonujących aborcji w innych krajach. Zapobiegła również wykorzystanie funduszy federalnych przez organizacje, które dyskutowały zabieg aborcyjny ze swymi członkami lub klientami bez względu na to czy zabieg został rzeczywiście wykonany.
Aborcja stała się obecnie sztandarowym hasłem proponowanej przez administrację Obamy reformy służby zdrowia. Z tego powodu tak zwany Amendment Stupak-Pitts stał się ośrodkiem parlamentarnej debaty światopoglądowej ujawniającym przy okazji głębokie podziały nie tylko pomiędzy obiema partiami, ale w ramach partii demokratycznej. Amendment Stupak-Pitts stanowi poprawkę do America’s Affordable Health Choices Act z roku 2009 autorstwa demokratycznego kongresmana z Michigan. Określa on, że „żadna część kosztów jakiegokolwiek planu, który obejmuje pokrycie kosztów aborcji” nie może być finansowana ze środków rządowych. Poprawka zyskała naturalnie z powodów ideologicznych wsparcie republikanów, ale również centrowych demokratów. Sześćdziesięciu czterech demokratów głosowało za poprawką Stupak-Pitts, bez której ustawa dotycząca reformy służby zdrowia nie byłaby przegłosowana w Izbie stosunkiem głosów 220-215.
Ustawa dotycząca reformy służby zdrowia została przyjęta w Izbie zaraz po dołączeniu prowizji, która zabrania federalnie subsydiowanym polisom ubezpieczeniowym oferowania usług aborcyjnych. Poprawka nie tylko zakazuje ujęcia aborcji w opcji powszechnie dostępnych polis ubezpieczeniowych proponowanych w ustawie. Zapobiega również oferowaniu usług aborcyjnych przez prywatne polisy ubezpieczeniowe, jeśli akceptują one osoby otrzymujące dotacje rządowe. Dołączenie poprawki autorstwa Stupak spowodowało, że demokraci poparli sugestie amerykańskiej konferencji biskupów katolickich, godząc się na kompromis wyłączający aborcję z ustawy, za wyjątkiem polis opłacanych wyłącznie ze środków prywatnych.
Przewodnicząca Izby, Nancy Pelosi dołączyła do ustawy skomplikowaną formułę, która w zamierzeniu miała rozdzielić federalne subsydia od prywatnych środków – wymagając by polisy wykorzystywały jedynie fundusze prywatne do zwrotu wydatków ubezpieczalni za usługi aborcyjne.
Niuansy walki o zwrot kosztów aborcji mogą być podchwytliwe, ale podstawowy problem jest prosty. Każda ze stron, zarówno przeciwnicy aborcji, jak i jej rzecznicy, są w stanie zaakceptować kompromis, na mocy którego żadne środki podatnicze nie będą służyły finansowaniu aborcji. Zwolennicy aborcji rozumieją to w następujący sposób: federalne pieniądze mogą subsydiować jakąkolwiek polisę, jak tylko ubezpieczalnia nie wykorzystuje tych subsydiów bezpośrednio do opłacenia aborcji. Przeciwnicy aborcji mają bardziej zdecydowaną definicję: federalne środki nie mogą subsydiować jakiejkolwiek polisy, która obejmuje aborcje, ponieważ ubezpieczalnia po prostu pobrałaby pieniądze jedną ręką jednocześnie wypisując czek za aborcje drugą. Na rynku prywatnych polis każda ze stron trzymałaby się swoich własnych zasad. Ale zsocjalizowany rynek miesza je ze sobą.
By osiągnąć to co uznawane jest za neutralność, zwolennicy aborcji, tak zwani pro-choice musieliby zmusić przeciwników aborcji do akceptowania niebezpośrednich opłat za zabiegi aborcyjne. A by przeciwnicy aborcji mogli utrzymać czyste ręce, muszą oni pozbawić ubezpieczenie na wypadek aborcji wsparcia federalnego, co w rezultacie czyni je komercyjnie niewykonalnym. Więc argument lewicowców przeciwko wyłączeniu aborcji jest argumentem prawicowców przeciwko socjalizacji. I nie jest to przypadek. Przez dwadzieścia pięć lat centralny przekaz ruchu na rzecz prawa do aborcji miał charakter skrajnie liberalny. W Arkansas, gdzie był on oryginalnie przystosowany dla konserwatywnych wyborców, był wyraźnie powiązany z bronią palną i desegregacją: Rząd straszy, że odbierze nam prawo do posiadania broni i mówi nam gdzie mamy posłać swe dzieci do szkoły, a teraz chce powiedzieć, że kobiety nie mogą przerywać ciąży – nawet jeśli zostały zgwałcone.”
Podobna walka na temat aborcji rozgorzała w roku 1993, kiedy prezydent Clinton próbował subsydiować i standaryzować ubezpieczenie zdrowotne. Jego plan był inny, ale podobna walka wybuchła wokół objęcia aborcji ubezpieczeniem zdrowotnym, a grupy pro-aborcyjne podniosły ten sam skrajnie liberalny argument. „Politycy i obcy nie mają prawa do wyboru ubezpieczenia dla kobiety”, stwierdzał przedstawiciel NARAL Pro-Choice America. Prezydent Planned parenthood nawoływał, że Kongres nie powinien mieć prawa by „wybierać i dobierać świadczenia, które są najlepsze dla amerykańskich kobiet.” Ale plan Clintona opierał się na tym, że ustawodawcy i ciała nadzorujące wybierały usługi medyczne dla wszystkich ubezpieczonych. Jedynym sposobem by tego uniknąć było zabić cały plan. I tak właśnie się stało.
Słynne reklamy z udziałem „Harry i Louise” sponsorowane przez Health Insurance Association of America były pierwowzorem przekazów aborcyjnych. „Rząd może zmusić nas do wyboru spośród kilku planów zdrowotnych stworzonych przez rządowych biurokratów”, stwierdzała jedna z reklam. „Jeśli pozwolimy, by rząd za nas decydował, stracimy.”
Ten sam ton pobrzmiewa w obecnych przekazach grup pro-aborcyjnych. „Nie chcemy oddać opieki zdrowotnej grupce biurokratów, którzy wtedy zdecydują jaki rodzaj służby zdrowia będziemy mieli,” deklaruje senator orrin Hatch z Utah. A reklama American Prosperity Foundation głosi: „Rząd nigdy nie powinien wchodzić pomiędzy rodzinę i lekarza.” Inne ogłoszenie emitowane przez Campaign for Responsible Health Care Reform konkluduje: „Rozszerzona kontrola rządowa ponad twą głową. Powiedz Kongresowi: zwolnij”. Trzecia reklama, sponsorowana przez Conservatives for Patients’ Rights pokazuje sztywnych biurokratów wyposażonych w teczkę zatytułowaną: „Federal Health Police”. Kiedy wkracza pomiędzy kobietę i jej lekarza, wymachując karząco palcem, narratorka mówi: „Dzisiaj to ty podejmujesz decyzje, które są dla ciebie najlepsze, bez ingerencji rządu. Ale jeśli Kongres wprowadzi polisę administrowana przez rząd, możesz skończyć tak, że biurokraci rządowi odbiorą ci możliwość wyboru, wkraczając pomiędzy ciebie, twego lekarza i twe osobiste decyzje medyczne. Nie jest jeszcze za późno by umieścić pacjentów w pierwszej kolejności. Powiedz nie administrowanej przez rząd opiece medycznej.” Obecnie liczba respondentów uznających, że plan Obamy zakłada zbyt dużą rolę rządu w proponowanej reformie wynosi 45 procent.
Jakkolwiek Izba przegłosowała ustawę, to walka o reformę służby zdrowia, której centralnym punktem stała się aborcja, nie ustaje. Liberałowie krzyczą: „Trzymajcie wasze subsydia od moich jajników”. Republikanie ostrzegają, że „Amerykanie muszą zrozumieć, że chodzi o przejęcie przez rząd całego systemu opieki zdrowotnej”, jak głosi republikanin Paul Broun z Georgii. Opozycja republikanów wobec planu Obamy podkreśla również niebezpieczeństwo powiększenia i tak już obciążonego deficytu budżetowego. „Ludzie niepokoją się bardzo tym, co Waszyngton robi im, nie dla nich”, stwierdza Eric Cantor, republikanin z Virginii. Ponadto, nowe wymogi wobec przedsiębiorstw i firm ubezpieczeniowych odstręczyły już wcześniej poważne grupy przemysłowe, z których wiele przeciwstawiało się ustawie, wyznając, że uczyni ona służbę zdrowia mniej dostępną.
Kompromis, jaki wynegocjowała przewodnicząca Izby, Nancy Pelosi, w kwestii funduszy aborcyjnych w celu pozyskania odpowiedniej liczby demokratów opowiadających się za zakazem przerywania ciąży, wisi obecnie na włosku. Senat ciągle musi bowiem jeszcze wypracować finałową wersję ustawy, której zatwierdzenie jest jak najdalsze od gwarantowanego. Ostra walka rozegra się wokół opodatkowania najbardziej specjalistycznych planów ubezpieczeniowych, ujęcia usług aborcyjnych w ubezpieczeniach, i przede wszystkim, tego administrowana przez rząd ubezpieczalnia będzie rywalizować z prywatnymi firmami. I jakkolwiek główna różnica poglądów będzie dotyczyła kwestii finansowych, to niemniej ważna będzie kontrowersja natury społecznej dotycząca aborcji. A demokraci, na przykład Joe Lieberman i republikanie o umiarkowanych poglądach, jak Susan Collins i Olympia Snowe są prawdopodobnie skłonni wesprzeć finansowanie aborcji, bez względu na kondycję finansową ustawy dotyczącej reformy służby zdrowia.
Na podst. „Newsweek” oprac. E.Z.