Sprawca masakry w największej amerykańskiej bazie wojskowej w Ford Hood, Nidal Hasan, wojskowy psychiatra, który 5 listopada zabił 13 osób i ranił ponad 20, wydaje się uosabiać nowe, nieznane nam dotąd zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. A jako niezwiązany z al-Qaidą i wykształcony na amerykańskiej ziemi major, stanowi jednocześnie najgorszą obawę ekspertów terroryzmu.
Rodzina Hasana w oficjalnym oświadczeniu, na pytanie o to co spowodowało desperacki atak muzułmanina na niewiernych, odpowiada, że nie wie. Ale to nieprawda. Wiedzą wszyscy. To niewygodna prawda, przemilczana zgodnie z wymogami amerykańskiej poprawności politycznej. W rezultacie jesteśmy oto świadkami narodzin krajowego terroryzmu, który ponadto został wymierzony z wewnątrz struktur powołanych do strzeżenia bezpieczeństwa.
Co gorsza, o wewnętrznych dylematach moralnych amerykańskiego psychiatry wojskowego wiedzieli od dawna jego współpracownicy, słuchacze wykładów i przełożeni. Kiedy informuje się o tym, że oficer armii dumnie określa się jako muzułmanina najpierw, a potem dopiero jako Amerykanina, kiedy pojawia się na seminarium dotyczącym zdrowia społecznego z prezentacją pod tytułem: „Dlaczego wojna z terroryzmem jest wojną z islamem”, kiedy oklaskuje zabicie amerykańskiego żołnierza przez muzułmańskiego neofitę w centrum rekrutacyjnym w Arkansas, i kiedy zostaje złapany na korespondencji z radykalnym imamem z Jemenu, który nawoływał wszystkich muzułmanów do zabijania amerykańskich żołnierzy w Iraku, to warto zastanowić się jakich jeszcze oznak zagrożenia potrzeba zanim ktoś zatrzyma się i zacznie zadawać pytania.
Hasan nie krył się z radykalnie religijnym stylem życia i gorliwą pobożnością. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że ta właśnie muzułmańska religijność popchnęła go do świętej intifady przeciwko jego własnym pacjentom i współtowarzyszom z amerykańskiej armii. Regularnie uczęszczał na nabożeństwa w Muslim Community Center w Silver Spring w Maryland i korzystał z dorocznej usługi matrymonialnej, która działała jak biuro matrymonialne. Jego były imam, Faizul Khan wyznał New York Times, że Hasan chciał poznać kobietę, która modliłaby się pięć razy dziennie i nosiłaby hidżab. W Walter Reed Army Medical Center, gdzie ukończył swe szkolenie psychiatryczne, był reprymendowany za próby nawracania pacjentów na islam i surowe krytykowanie tych, którzy przejawiali problemy z alkoholem i narkotykami za ich bezbożne zachowanie. Kiedy wybuchła wojna w Iraku i Afganistanie domagał się prawa muzułmanów w Ameryce do świadomego sprzeciwu wobec podejmowania walki; jego rodzina twierdzi, że wystąpił z ofertą zwrócenia kosztu swej edukacji medycznej w zamian za zwolnienie go ze zobowiązań.
Pierwsze światełka ostrzegawcze zapaliły się jeszcze podczas kształcenia Hasana. Jego kolega wyznaje, że Hasan był bardzo otwarty na temat bycia muzułmaninem w pierwszej kolejności i uznawania prawa Shari ponad amerykańską Konstytucję. Kiedy student szkoły medycznej zakwestionował ten priorytet pytając: Jak możesz być oficerem armii i nie uznawać Konstytucji, Hasan stał się najwyraźniej nerwowy i nie miał jasnej odpowiedzi. Kiedy następnie dowodził jakoby Stany Zjednoczone prowadziły wojnę z islamem, student zwrócił się z pytaniem do podpułkownika prowadzącego kurs: Dlaczego pozwalasz na kontynuowanie tego. Nie ma to nic wspólnego z ochroną środowiska, co było rzeczywistym celem kursu. Po prostu na to pozwolę, odpowiedział podporucznik, który zresztą zatwierdził temat wcześniej.
Tego typu problemy ilustrują wady systemu amerykańskiej armii, szkolnictwa i kultury korporacyjnej. Polityczna poprawność, czy też próba ochrony różnorodności, lub, jak kto woli, społeczna obojętność i brak odpowiedzialności, uniemożliwia prawidłowe zdiagnozowanie problemu i zapobieżenie tragedii. Niektórzy pamiętają żywo, jak w kilka godzin po wydarzeniach 9/11 grupki niezorganizowanych imigrantów z radością skandowały hasła antyamerykańskie na ulicach Chicago. Wezwana policja nie podjęła jakichkolwiek działań, spokojnie monitorując porządek publiczny. Zdezorientowanych informowała, że każdy ma prawo do wypowiadania własnych poglądów, o ile tylko nie narusza to porządku publicznego. A okrzyki radości nie kwalifikowały się, zdaniem policjantów, do kategorii zakłócania porządku. Amerykanie boją się bowiem zakwestionować ideologię innych z powodu możliwości posądzenia ich o dyskryminację, co może oznaczać koniec czyjejś kariery. Zdaniem byłego pracownika, Hasan nie pozwolił nawet na wykonanie sobie zdjęcia z koleżankami. Jak donosi NPR, w jego byłym miejscu pracy, w Walter Reed przedstawiciele administracji debatowali na wiosnę roku 2008 na temat ewentualności czy Hasan przejawiał psychotyczne zachowania. W końcu orzeczono, że w wypadku zaplanowanego przeniesienia Hasana do walki w Iraku czy Afganistanie, żołnierze nie czuliby się bezpiecznie w jego towarzystwie. Wątpliwa pozostaje więc nie tylko ewaluacja profesjonalnych kompetencji wojskowego psychiatry, ale również jego status zawodowego żołnierza – oficera. Wydaje się, że zawiodły w tym wypadku wszystkie struktury organizacyjne powołane do strzeżenia i monitorowania porządku publicznego, włączając w to szpital, armię czy szkołę medyczną.
Pierwszym ostrzeżeniem dla amerykańskich służb bezpieczeństwa powinna była być korespondencja Hasana z imamem al-Awlaki, znanym z podżegania do świętej wojny, kaznodzieją i prowokatorem posiadającym związki nie tylko z dwoma z samobójców uczestniczących w wydarzeniach 9/11, ale i grupami ekstremistycznymi. Al-Awlaki wcześniej cieszył się reputacją kleryka muzułmańskiego o umiarkowanych poglądach, który uznawał, że terroryści mający się za dobrych muzułmanów wypaczyli swą religię. Ale jego obraz zmienił się, kiedy wywiad zaczął przyglądać mu się bliżej. Otóż okazało się wtedy, że zebrał fundusze na rzecz Hamasu, spotkał się z dwoma samobójcami porywaczami w dawnym meczecie w San Diego i posiadał związki z innymi grupami ekstremistycznymi. W kwietniu 2001 roku dwaj porywacze będący sprawcami 9/11 modlili się w meczecie al-Awlaki w Virginii. Hasan wybrał ten meczet na miejsce pochówku swej matki.
Jakkolwiek al-Awlaki wrócił do Jemenu, gdzie wykształcił reputację intelektualnego banku krwi dla aspirujących do męczeństwa. Wywiad wykrył, że Hasan wymienił z imamem około 20 maili. Jakkolwiek prowadzony przez FBI Joint Terrorosm Task Force przejrzał tę korespondencję wraz z działającym w ramach Pentagonu Defense Criminal Investigative Service, to te organizacje, powołane do ewaluacji krajowego bezpieczeństwa doszły do wniosku, że nie ma potrzeby wszczynać dochodzenia. Wymiana korespondencji była bowiem nieznaczną częścią setek, a być może tysięcy maili, które wymieniał al-Awlaki z respondentami ze Stanów Zjednoczonych. Treść tych maili wydawała się stosunkowo niewinna, a stanowiła zapytania o wiarygodnym przedmiocie badań Hasana, a mianowicie próbie dowiedzenia się jak na muzułmanów w armii wpływa walka przeciwko współbratymcom muzułmanom. Pewnien wysoki ranga urzędnik wydziału antyterrorystycznego wyznał anonimowo, że korespondencja nie zwróciła niczyjej uwagi, ponieważ Hasan nie zwracał się w niej do imama z prośbą o błogosławieństwo swej misji religijnej. Czy rzeczywiście do tego musi dojść, by urzędnicy i administratorzy służb bezpieczeństwa zostali zmuszeni do działania?
Pentagon stwierdził, że nigdy nie słyszał o wiadomościach elektronicznych Hasana, ale wkrótce zaczął wskazywanie palcem winnych. Kiedy urzędnicy wydziału antyterrorystycznego są przydzieleni do konkretnego zespołu, to pracują formalnie na rzecz tego zespołu, a nie Pentagonu, wyjaśnił jeden z administratorów. Dyrektor FBI zlecił jednak przegląd sprawy Hasana pod kątem tego czy któraś ze stosowanych regulacji czy działań Pentagonu nie powinna ulec zmianie. Jednym z głównych wyzwań będzie określenie jak odróżnić rzeczywiste zagrożenia od zachowań prowokacyjnych i jak kształcić agentów by mogli to osądzić. Obecnie na liście obserwacyjnej znajdują się setki tysięcy osób podejrzanych o terroryzm.
Jeden z wysokich rangą urzędników do walki z terroryzmem w ramach administracji Busha wyznał, że FBI wiedziało o imamie al-Awlaki i korespondencji Hasana, i jakkolwiek brzmiała ona jak zapytania akademickie, to powinna była wzbudzić niepokój. Niestety administracja Obamy ocenia zagrożenie ze strony islamu nieco inaczej od poprzedniej. Jak to możliwe, że korespondencja z radykalnym imamem, który otwarcie przyklaskuje działaniom terrorystycznym, nie jest automatycznie powodem wszczęcia dochodzenia przez amerykańskie służby wywiadowcze? Po masakrze al-Awlaki chwalił Hasana na łamach swej witryny internetowej za wypełnianie swej powinności na rzecz świętej wojny – za zabijanie żołnierzy, którzy mieli być przeniesieni do zabijania muzułmanów. „Jest człowiekiem świadomym, który nie mógł znieść życia w sprzeczności z islamem i służby w armii walczącej przeciwko jego własnym ludziom”, wyznał otwarcie al-Awlaki. W swych mailach Hasan wydawał się kwestionować zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w wojnę w Iraku i Afganistanie i często posługiwał się dowodami z prawa shari na to, że to działania Ameryki muszą zostać poddane konfrontacji. To więc Hasan dostarczał dowodów al-Awlaki, a nie odwrotnie.
Al-Awlaki nie był jedynym przedmiotem niepokoju. Około sześć miesięcy temu wywiad znalazł wiadomość internetową, w której autor – NidalHasan porównywał samobójców terrorystycznych do żołnierzy, którzy wysadzają się w powietrze by oszczędzić swych kolegów. Jak informuje wyższy urzędnik administracji, Hasan utrzymywał także inne kontakty międzynarodowe, które opowiadały się za użyciem przemocy, jak al-Awlaki. Nie jest pewne czy był to tylko kontakt, czy też rodzaj zaangażowania operacyjnego. Pewne jest natomiast, że Hasan pozostawał pod wpływem ekstremistycznej retoryki i propagandy. Administracja przeczesuje obecnie wszystkie dane dotyczące Hasana upewniając się, że nie podejmie wniosków na podstawie jedynie przedwczesnego przeglądu informacji.
Podstawowym pytaniem dotyczącym nie tylko Hasana pozostaje jednak jak to możliwe, że nawet osiągając mierne wyniki w pracy, poddany rewizji danych osobowych i analizie korespondencji z radykalnymi klerykami, był on awansowany ze stopnia kapitana do majora w maju i przeniesiony do Fort Hood, największej aktywnej bazy wojskowej w Stanach Zjednoczonych? Jednym wytłumaczeniem ewidentnym luk istniejących w funkcjonowaniu służb wywiadowczych i wojskowych jest desperackie zapotrzebowanie na psychiatrów. Posiadając 50,000 żołnierzy i 150,000 członków rodzin i personelu cywilnego, Fort Hood ma największą liczbę wojskowych samobójstw i przypadków zaburzeń na skutek traumy, które wzrosły czterokrotnie od 2005 do 2007 roku.
Ale prawdziwą przyczyną tragedii jest amerykańska doktryna politycznej poprawności, która uchroniła Hasana od surowszych konsekwencji ze strony armii. Emerytowany podpułkownik Ralph Peters sugeruje, że właściwe poprawności politycznej przewrażliwienie wobec muzułmanów w armii pozwalało mu na uniknięcie konsekwencji służbowych i pozwoliło uniknąć degradacji. „Temu facetowi odpuszczano, ponieważ był muzułmaninem, pomimo zapewnień armii, że wszyscy jesteśmy równi”, informuje. Wysoki rangą urzędnik Pentagonu zgadza się, że jest w tym źdźbło prawdy. „Zastanawialiśmy się dlaczego niektóre z tych dziwnych spotkań nie pociągnęły za sobą czegoś bardziej sformalizowanego”, mówi. „Myślę, że ludzie są zbyt przewrażliwieni wobec muzułmanów w armii, i powoduje to wyraźne ociąganie się ze stwierdzeniami typu – Ten człowiek jest wariatem” – wyznaje.
Masakra w Teksasie jest nie tylko poważnym aktem wewnętrznego terroryzmu, ale przede wszystkim atakiem wymierzonym ze środka aparatu bezpieczeństwa. Nawet jako działanie szalonego człowieka funkcjonującego w pojedynkę, Fort Hood zagraża przesłance Obamy jakoby większa przyjazność wobec islamu była opłacalną strategią walki z islamską groźbą. W dużej mierze winne masakrze jest powszechne społecznie dążenie by uniknąć zaprezentowania się jako osoba uprzedzona wobec muzułmanów czy niesprawiedliwa wobec islamu. Pod tym względem zagrożenie tego typu jest czymś nowym w porównaniu z wyzwaniami administracji Busha.
Obama ma rację akcentując rozróżnienie pomiędzy religijnymi poglądami, które są zgodne z demokratycznym pluralizmem i tymi, które nie są. Zajmując się konsekwencjami ataku, prezydent musi kontynuować rozdzielenie islamskiego ekstremizmu od islamu jako całości. Ale jego przemówienie w Fort Hood, jakkolwiek podnoszące na duchu, nie oddaje opanowania problemu. Ameryce nie zagraża ogólnikowa perwersja wiary. Stoi natomiast przed nami zagrożenie wynikające z perwersji jednej wiary w szczególności. Prezydent musi sięgnąć do rezerw swej dobrej woli by przypomnieć muzułmanom o umiarkowanych poglądach o ich specjalnych zobowiązaniach. Jeśli walczący islamizm stanowi wypaczenie umiarkowanych poglądów muzułmańskich, tylko one mogą go zwalczyć.
Na podst. newsweek.com oprac. E.Z.