Sąd w Miami skazał trzech spośród pięciu mężczyzn, członków grupy Liberty Six oskarżonych w 2006 r. o planowanie wysadzenia w powietrze wieżowca Sears Tower przy współpracy z Al-Kaidą i próbę podłożenia bomby pod biuro FBI w Miami.
24-letni Burson Augustine za udział w planowaniu zamachów i złożenie przysięgi wierności Al-Kaidzie otrzymał sześć lat więzienia. Jego brat, 26-letni Rotschild Augustine spędzi w wiezieniu 7 lat. Trzeci mężczyzna, 34-letni Stanley Phanor otrzymał osiem lat.
Prokuratura domagała się 30 lat, jednak uznano, że byli oni najmniej zaangażowanymi w planowanie zamachów członkami grupy. Pozostali dwaj mężczyźni, uznawani za przywódców Liberty Six usłyszą wyroki w ciągu najbliższych dni, być może jeszcze przed weekendem.
Proces trwał tak długo, że zmieniła się nawet nazwa najwyższego w Chicago budynku. O sprawie zapomniała też większość mieszkańców Chicago i lokalnych polityków. Przypomnijmy więc, że mężczyzn aresztowano w 2006 r. po policyjnej prowokacji, w której agent FBI podszył się pod rzekomego wysłannika Al-Kaidy proponującego grupie dokonanie kilku zamachów terrorystycznych na terenie USA. Mężczyźni zlecenie przyjęli.
Pierwsze dwa procesy unieważniono w po stwierdzeniu nieprawidłowości proceduralnych. Obrońcy oskarżonych, Afro-amerykanów z Florydy, utrzymywali, że ich plany nie były w istocie poważne i nie zostałyby zrealizowane. Próbowano przedstawić ich jako amatorów mocnych wrażeń, którzy nigdy nie wysadziliby w powietrze najwyższego budynku w USA oraz podłożyli bomby pod biuro FBI w Miami.
Trzeci proces, podobnie do dwóch po poprzednich, nie był łatwy - miał być pokazowym skazaniem potencjalnych terrorystów, a z biegiem czasu zamienił się w trudną z prawnego punktu widzenia debatę na temat winy oskarżonych. Dziennikarze obserwujący rozprawę pełni byli wątpliwości. Dwa lata temu Miami Herald zamieścił artykuł dotyczący rozprawy, w którym znaleźć można było takie zdanie:
„Pewnego dnia Stany Zjednoczone rozpoznają, rozbroją i zlikwidują prawdziwą komórkę terrorystyczną. Do tego czasu mamy rozprawę dotyczącą grupy Liberty Six”.
Prowadzenie sprawy kosztowało rząd federalny od 5 do 10 milionów dolarów.
Specjaliści od prawa zgodnie uważają, że przypadek ten nigdy nie będzie wzorowym przykładem prowadzenia rozprawy przez rząd.
„Pokazuje on, że jeśli ponawia się próby wiele razy, to w końcu uzyskuje się zwycięstwo” – powiedział profesor Jonathan Turley z George Washington Law School.
Niektórzy uważają, że rozprawa w Miami była najlepszym przykładem przerośniętych ambicji administracji byłego prezydenta w sprawie walki z terroryzmem, inni wskazują, że nie była to nawet sprawa dotycząca terroryzmu, ale ulicznego gangu, który dzięki operacyjności FBI udało się przekonać do realizacji poważniejszego ataku.