Coraz więcej miast i powiatów rezygnuje z legalizacji na swym terenie maszyn hazardowych. Tym samym spada potencjalny zarobek stanu, który jeszcze niedawno oceniano nawet na pół miliarda dolarów rocznie.
Gubernator Pat Quinn i legislatura stanowa wydały kilka miesięcy temu zgodę na legalizację tego typu maszyn z nadzieją, że zapewnią one częściowe finansowanie programu stanowych robót publicznych, których koszt wyceniono na ponad 31 miliardów dolarów.
Jednak każde miasteczko i powiat rezygnujące z takiej możliwości oznacza dla Illinois mniejszy zysk. Gubernator na razie uspokaja mówiąc, że rejony te zamieszkałe są przez ok. 10% populacji stanu, co nie wpływa zbytnio na przewidywane zyski i dopiero przy 20%, jeśli do tego dojdzie, administracja zacznie się martwić.
Jeszcze przed legalizacja maszyn hazardowych oceniano, że rocznie do budżetu wpłynie z tego tytułu od $288 mln. do $534 mln. Liczby te na razie nie zostały skorygowane, choć jeśli do grona rejonów wprowadzających u siebie odpowiednie zakazy dołącza kolejne, będą one musiały być poważnie obniżone.
na horyzoncie pojawił się jednak nieoczekiwany ratunek ze strony firm organizujących wyścigi konne. Firmy te zasugerowały, by licencje, z których zrezygnowały poszczególne miasteczka, wykorzystać na ich terenie. Na razie nie ma konkretnej propozycji, choć gubernator zapewnia, że jeśli takie się pojawią, na pewno zostaną odpowiednio rozpatrzone.
Dyskusja na ten temat wydaje się jednak nieco przedwczesna. Według najbardziej optymistycznych prognoz pierwsze maszyny hazardowe w restauracjach i barach na terenie Illinois pojawią się nie wcześniej, niż pod koniec 2010 r.
Wcześniej, kosztem kilku milionów dolarów, zakupić i uruchomić trzeba centralny komputer, który kontrolował będzie pracę wszystkich urządzeń, oraz przeprowadzić tzw. background check, czyli kontrolę historii kryminalnej właścicieli biznesów zainteresowanych instalacją u siebie maszyn hazardowych.