----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

31 grudnia 2009

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

„Gdy nie ma chleba, nie ma Tory”, mówi żydowskie przysłowie. Jego wolne tłumaczenie brzmi: „Jeśli ludzie borykają się ze znalezieniem pracy, nie mogą skoncentrować się na innych dziedzinach życia.” Jednak w obecnej sytuacji ekonomicznej znalezienie pracy może być ćwiczeniem wiary, a domy modlitwy stają się ośrodkami pośrednictwa pracy i kształcenia zawodowego.

Kiedy poziom bezrobocia w kraju sięga 10 procent, poszukujący pracy potrzebują każdej wskazówki jaką mogą otrzymać, nawet jeśli pochodzi ona od rabina czy księdza. Jakkolwiek znalezienie płatnych zajęć dla swych członków nie stanowiło pierwotnego przesłania kościoła, oprócz karmienia głodnych czy bezdomnych, to z pewnością obecnie jest taka potrzeba. „Powszechnie pastorzy wiedzieli jak ludzie zarabiali na utrzymanie”, wyjaśnia pastor Peg Chemberlin, prezydent Krajowej Rady Kościołów. „Nowość polega na tym, że kongregacje kościelne oferują obecnie programy dla tych członków, którzy borykają się ze swym życiem zawodowym”.

Wszyscy wiedzą, że rzeczy mają się źle, kiedy kraj traci 11,000 miejsc pracy w listopadzie a Amerykanie są niezmiernie uradowani. Pewnie, że bezrobocie spadło o skromne 0.2 procenta do poziomu 10 procent, ale nadal pozostaje najgorsze w ostatnich dekadach. A co ważniejsze, nie widać końca na horyzoncie. Nawet jak zatrudnienie zacznie powracać wcześniej niż się oczekuje, co może się zdarzyć skoro więcej środków stymulacyjnych zaczyna działać – amerykańskie bezrobocie prawdopodobnie pozostanie wysokie w najbliższych latach, na poziomie 7 czy 8 procent w 2014. „Przeciętny Amerykanin nie będzie zamożniejszy za pięć lat – bezrobocie pozostanie wysokie i wzrost wynagrodzeń nieznaczny” twierdzi George Soros, który przepowiedział „czas destrukcji bogactwa” na cztery miesiące przed uderzeniem kryzysu.

Ale w czasach recesji zastój jest nowym wzrostem. Jakikolwiek niewielki, okresowy wzrost w zatrudnieniu będzie prawdopodobnie niski, ponieważ ciągle pozostaje dużo do wydojenia z teraźniejszych pracowników. Statystyki za listopad wykazują, że średni tydzień pracowniczy wynosi jedynie 33 godziny, dając bosom dużo możliwości by wziąć ich do galopu zanim zatrudnią nowych pracowników . A wielkim zaskoczeniem z listopada było to, że administracja Obamy wydała miliardy upewniając się, że spadek zatrudnienia nie pogorszy się. Nawet jeśli rząd skieruje pieniądze z subwencji banków w kierunku wsparcia małej przedsiębiorczości, jak sugerowano, to będzie niemożliwe powtórzenie wzrostu stymulacyjnego z roku 2009. Rosnące zadłużenie po prostu nie pozwala Waszyngtonowi na większe wydatki.

Permanentne bezrobocie

Jedną z czołowych różnic pomiędzy obecną recesją a przeszłymi jest ta, że kredyt pozostał tak mocny przez długi okres czasu. Ale jakkolwiek stopy procentowe pozostają tak niskie jak były w latach łatwych pieniędzy, to gotówka po prostu nie przepływa. Jest to szczególnie tragiczne dla malej przedsiębiorczości, która tworzy dwie trzecie amerykańskich nowych stanowisk pracy, a która polega w większości na pożyczkach bankowych, które zostały zmniejszone o 17 procent od ubiegłego roku. Zdobywca Nagrody Nobla, ekonomista Joseph Stiglitz, który uczestniczył w ostatniej konferencji Obamy w Waszyngtonie dotyczącej pracy, zauważa, że właściciele małej przedsiębiorczości również zwiększają kapitał poprzez refinansowanie domów i karty kredytowe. Obecnie, w sytuacji, kiedy rynek pożyczek hipotecznych się załamał i obcinane są karty kredytowe, a oprocentowanie podnoszone do 30 procent, żadna z tych opcji nie jest realna. „Nie ma po prostu magicznego pocisku na uruchomienie obecnie nowych miejsc pracy”, informuje Stiglitz.

Tymczasem globalizacja nadal powoduje ogromne straty, nawet w przypadku prac umysłowych. Nowo powstałe rynki, jak Chiny i Brazylia wyszły z kryzysu finansowego bogatsze i silniejsze; ich lepiej wykształceni i bardziej produktywni pracownicy są w stanie w coraz większym stopniu wykonywać prace na wyższych poziomach w sieciach żywnościowych. Ostatni raport McKinsey Global Institute dowodzi, że 71 procent amerykańskich pracowników wykonuje prace, na które zmniejsza się popyt i zwiększa zaopatrzenie. Nawet konsultanci McKinsey z pensją miliona dolarów rocznie powinni się martwić; jak długo potrwa zanim ich partnerzy z indyjskiej Infosys z pensją $200,000 zajmą ich miejsca?

Kulturalne i polityczne konsekwencje tego są otrzeźwiające. Badania wykazują, że wysokie bezrobocie ma katastrofalne konsekwencje dla społecznego zaangażowania. Zrozpaczeni, zwolnieni z pracy ludzie wycofują się z kościołów, szkół i urn wyborczych, a skutek tego jest wirusowy. „Zwolnienie z pracy sprawia, że jest się permanentnie mniej związanym ze społecznością”, twierdzi profesor Harvardu, Robert Putnam, autor „Bowling Alone”, wydanego w roku 2000 bestseleru na temat społecznej alienacji w Ameryce. Warto wziąć pod uwagę, że bezrobocie wśród czarnoskórych mężczyzn w wieku od 16 do 19 lat kształtuje się na druzgocącym poziomie 57 procent, co stanowi wzrost z 34 procent w listopadzie roku 2007. Dodając do tego fakt, że kryzys może spowodować rozszerzenie przepaści pomiędzy bogatymi i ubogimi, która powiększała się od 1980., mamy do czynienia z sytuacją gotową na okropną, populistyczną politykę.

Bezrobocie pozostanie trwałym elementem amerykańskiego pejzażu. Jakiekolwiek długoterminowe rozwiązanie będzie oznaczało skoncentrowanie się na edukacji w szkołach podstawowych i średnich w celu zapewnienia globalnie konkurencyjnej siły roboczej i dostępnej opieki zdrowotnej dla wszystkich by złagodzić nierówności płac. Co jest ani proste ani tanie. Ale ma to zasadnicze znaczenie, jeśli Amerykanie chcą utrzymać standard życia. Tymczasem zmianie ulegają typowe cechy amerykańskiego zatrudnienia: mobilność i przedkładanie doświadczenia nabywanego u kolejnych, często zmienianych pracodawców nad lojalność wobec firmy. Nowy sondaż Fidelity dowodzi, że co czwarty pracownik w wieku od 22 do 33 lat, będąc częścią nowego pokolenia dorastającego w dobie recesji, opowiada się za zatrudnieniem u tego samego pracodawcy przez całe życie, co stanowi wzrost o 14 procent od roku 2008. To wzruszające zobowiązanie. Pytaniem pozostaje to, ilu pracodawców byłoby tym zainteresowanych.

Wyrwać z bezrobocia

Tymczasem w całym kraju, od Connecticut do Kalifornii, kościoły, świątynie i meczety zabierają się za kryzys zatrudnienia pomagając swym wyznawcom w znalezieniu pracy. Historycznie rzecz biorąc instytucje religijne odgrywały pewną rolę w karierze ludzi. Przez lata chrześcijańskie kościoły występowały za podniesieniem minimalnej płacy, a podczas tegorocznej corocznej konferencji Narodowej Rady Kościołów główny mówca opowiadał się za drugim pakietem stymulacyjnym by stworzyć dodatkowe miejsca pracy, jak również za powołaniem Narodowego Biura Księgowania Zatrudnienia by kontrolować tworzenie prac. Zmianie uległ poziom, w którym kościoły, synagogi i świątynie zaczynają być zaangażowane w konkretne poszukiwania zatrudnienia. Dla niektórych instytucji nie wystarczy już tylko opowiadać się za regulacjami politycznymi w celu wydźwignięcia ludzi z ubóstwa, zwłaszcza jeśli wyznawcy borykają się ze znalezieniem następnej wypłaty.

Wiele kościołów organizuje sesje informacyjne dla osób poszukujących pracy, fora wymiany informacji, spotkania indywidualne przygotowujące do rozmów kwalifikacyjnych i programy edycji podań o pracę. Wśród uczestników są pracownicy fizyczni, byli pracownicy szczebla kierowniczego i sekretarki. Organizowane są także prezentacje na temat gospodarowania budżetem domowym w ciężkich czasach ekonomicznych i nieformalne spotkania rozszerzające sieć kontaktów zawodowych. Mają zwykle charakter nieformalnego spotkania podczas poczęstunku, a większość uczestników ubrana jest w dżinsy i swetry. Obecni na nich reprezentują różne grupy wiekowe: od absolwentów koledżów po osoby w podeszłym wieku. Jakkolwiek sesje te odbywają się w budynkach kościelnych, to rzadko mają charakter modlitewny, jakkolwiek prośby o znalezienie godnej pracy przez bezrobotnych stanowią część formalnych nabożeństw. Otwarte są dla osób różnych wyznań i oscylują w stronę ekumenizmu.

Uczestnicy podkreślają początkowe zaskoczenie liczbą biorących w nich udział zainteresowanych osób. Ale poczucie depresji czy przygnębienia z powodu powszechności bezrobocia zastępuje ulga i doświadczenie wspólnoty doświadczeń kryzysu. Z sesji wychodzą uspokojeni, że nie są jedynymi, których dotknęło bezrobocie. Widok ludzi w różnym wieku, o różnym poziomie wykształcenia, stażu i doświadczeniu zawodowym oferuje pewien komfort. Częstym tematem spotkań jest bowiem to w jaki sposób radzić sobie ze stratą pracy i co możemy zrobić by sobie pomóc. Kontekst religijny nie jest w nich nachalnie obecny. To zasadnicza zmiana postawy w porównaniu do oferowanego w przeszłości wsparcia moralnego i doradztwa. Obecnie zastępują je warsztaty na temat pisania podań kwalifikacyjnych, seminaria o tym, jak się reklamować i intensywne szkolenia dla potencjalnych przedsiębiorców. A nie bez znaczenia są internetowe wymiany informacji na łamach witryn takich jak LinkedIn, gdzie członkowie kościoła zamieszczają posty z zawiadomieniami o nowych stanowiskach pracy.

W obecnej sytuacji poszukiwanie pracy jest bowiem doświadczeniem i ćwiczeniem wiary, i pomaga w tym fakt, że domy modlitwy wiedzą coś o wierze w coś wyższego niż sam człowiek. Większość poszukujących, niejako bezwiednie, poszukuje zrozumienia i wsparcia w tym, przez co przechodzą. Czasami bardziej niż zapłaty. Oprócz współczucia istotne dla wiernych jest to, że kościoły i synagogi odpowiadają na ich bezpośrednie potrzeby – nawet jeśli w grę wchodzą nie tak znów święte, pragmatyczne formy warsztatów poświęconych redagowaniu podań o pracę, spotkania rozszerzające kontakty zawodowe czy stanowiska pracy wydarte na siłę z kazalnicy.

Więcej prac w nowym roku?

Może życzeniowo, a może w niejako w odpowiedzi na powyżej opisane inicjatywy instytucji religijnych prasa zapowiada lepsze prognozy zatrudnienia w nowym roku. Zapowiedź poprawy sytuacji na rynku zatrudnienia pochodzi z sondażu przeprowadzonego przez Challenger, Gray & Christmas, firmy doradczej świadczącej usługi w sprawie zatrudnienia i reorientacji zawodowej dla zwalnianych pracowników, która monitoruje publiczne ogłoszenia dotyczące planów zatrudnienia i zwalniania. Prognoza tej firmy oparta jest głównie na dwóch trendach wykrytych podczas sondażu.

Po pierwsze, ogłoszenia o zwolnieniach z pracy spadły drastycznie. Szczytowym miesiącem dla zwolnień był styczeń roku 2009, kiedy to osiągnęły one 241,729, liczbę najwyższą od stycznia 2002. Odtąd miesięczne redukcje zatrudnienia spadały stopniowo do 50,349 w listopadzie, ostatnim za który jest dostępna statystyka. W pierwszej połowie roku 2009 miesięczne straty zatrudnienia wynosiły średnio 130,000; w drugiej połowie roku, do listopada, przeciętna liczba zwolnień wynosiła połowę tego, czyli 69,000.

Po drugie, donosi firma, plany zatrudnienia nasiliły się. Biorąc pod uwagę ogłaszane publicznie nowe miejsca pracy, rok 2009 zdecydowanie przewyższa sytuację z roku 2008. W dziedzinie sprzedaży liczba nowych miejsc pracy wynosiła w roku 2009 84,367, podczas gdy w roku poprzednim – 3,872. Zdecydowanie wzrosła także statystyka zatrudnienia w administracji rządowej, która, według sondażu, zatrudniła 29,915 nowych pracowników, w porównaniu z 7,770 w roku 2008. W dziedzinie rozrywki liczba nowych stanowisk wyniosła 22,385, a w roku ubiegłym 5,541. Przemysł samochodowy zatrudnił 21,813 w roku 2009, i jedynie 436 w roku 2008. Finanse przyjęły 12,337 nowych pracowników, w porównaniu z 3,440 w roku ubiegłym.

Oczywiście, te liczby odzwierciedlają jedynie publiczne ogłoszenia o pracę, a jak firma sondażowa informuje, wiele decyzji dotyczących zatrudnienia i zwalniania zapada bez wiedzy opinii publicznej. Jest również prawdą, że wiele dziedzin nadal oferuje mniej miejsc zatrudnienia niż w roku 2008: w sektorze energetycznym ogłoszenia o pracę wyniosły w roku 2009 7,525, mniej niż 18,216 w roku 2008. Pomimo tego wykresy trendów nie pozostawiają wątpliwości. W roku 2008 i w pierwszej połowie roku 2009 miało miejsce wiele zwolnień – i niewiele zatrudnień. Obecnie zwolnienia ustępują, a zatrudnienie powraca. Ogłoszenia o pracę w roku 2009 wyniosły 236,981, w porównaniu z 118,600 w roku 2008. W pewnym punkcie w roku przyszłym krzywe muszą się przeciąć. Lista płac wzrośnie i, wcześniej czy później, poziom bezrobocia zacznie spadać. „Koniec roku jest typowo okresem, w którym obserwuje się dużo zwolnień”, stwierdza John A. Challenger, dyrektor naczelny firm: „Fakt, że redukacja zatrudnienia nadal maleje w ostatnim kwartale jest dobrym znakiem, że rynek pracy naprawdę rozpoczął proces uzdrowienia.”

Ale niełatwo przewidzieć kiedy rozpocznie się tworzenie nowych miejsc pracy czy kiedy poziom bezrobocia spadnie, dodaje Challenger. W rzeczywistości wzmocnienie rynku zatrudnienia mogło mieć paradoksalny skutek tymczasowego podniesienia poziomu bezrobocia.

A oto dlaczego. Powszechne zwolnienia i zamrożenie płac tak zniechęciło wielu Amerykanów, że zaprzestali poszukiwania pracy. W rezultacie nie są uważani jako „część siły roboczej” i nie są liczeni wśród niepracujących przez Biuro Statystyki Pracy, które nadzoruje liczbę zatrudnionych. W listopadzie w tej grupie znajdowało się 6 milionów Amerykanów, więcej niż 4.2 milionów w listopadzie w roku 2007, zanim rozpoczęła się recesja, stwierdza Challenger. Ale poprawa zatrudnienia skłoni wielu z tych ludzi do rozpoczęcia poszukiwań pracy – i podniesie poziom bezrobocia.

Na podst. „Newsweek” oprac. E.Z.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor