W 2008 r. w Chicago i okolicach dokonano aż 277 napadów na banki, co stanowiło tylko niewielki wzrost w porównaniu do lat poprzednich. Według FBI słaba ekonomia bezpośrednio wpływa na wzrost przestępczości, w związku z czym liczba ta nikogo nie zaskoczyła. W 2009 r., mimo wciąż kulejącej gospodarki, odnotowano zaledwie 190 podobnych napadów. Specjaliści twierdzą, że gwałtowny spadek zawdzięczamy nowoczesnej technice.
Sam napad ciągle wygląda podobnie. Do kasy podchodzi zamaskowana osoba, straszy i domaga się pieniędzy. Ponieważ pracownicy instytucji finansowych niezależnie od sytuacji mają obowiązek podporządkować się żądaniom, łup trafia w ręce przestępcy, a on sam bez większych przeszkód opuszcza budynek, gdyż nadrzędnym celem jest bezpieczeństwo osób zgromadzonych w banku.
Tu zaczyna się trudniejszy etap napadu. Ze zrabowanymi pieniędzmi trzeba uciec. Udaje się to mniej więcej połowie. Większość pozostałych trafia w ręce policji po kilku dniach śledztwa. Pozostali, zachęceni sukcesem próbują ponownie i często przez długi czas unikają spotkania z organami ścigania. Na przykład aresztowany w 2008 r. Jose Banks podejrzewany jest aż o 21 napadów. Niektórzy, mimo upływu lat wciąż znajdują się na wolności, jedynie przy okazji kolejnych skoków trafiając na pierwsze strony gazet, które wymyślają dla nich ciekawe przydomki, typu: Kapelusznik (bo zawsze nosi kapelusz), Narciarz (na akcję wkłada gogle narciarskie), Gentleman (zawsze szarmancki wobec kasjerek). Z każdym napadem pozostawiają jednak jakieś ślady, głównie w postaci nagrań z bankowych kamer, zwiększając tym samym szanse FBI.
Od pewnego czasu służby śledcze mają do dyspozycji kilka urządzeń, które pozwalają na szybkie schwytanie przestępcy. Najpopularniejszym, stosowanym od ponad roku jest mały nadajnik GPS, ukryty w gotówce. Coraz więcej banków kupuje nadajniki wielkości karty kredytowej i podczas napadu wkłada je do worka z pieniędzmi. W momencie oddalenia się od kasy GPS uruchamia się automatycznie, a policja śledzi na ekranie drogę ucieczki. W ten sposób schwytano w ubiegłym tygodniu trójkę mężczyzn, która spokojnie przygotowywała się do liczenia pieniędzy w domu jednego z nich, po udanym napadzie na bank w miejscowości Calumet City.
W ubiegłym roku dzięki temu urządzeniu udało się uwolnić mężczyznę przetrzymywanego dla okupu. Do żądanych 40 tysięcy dolarów FBI dołączyło GPS, który doprowadził do znajdującej się na południu Chicago kryjówki porywaczy.
Zdarzają się jednak przypadki, że technika zawiedzie. Wezwany do naprawy bankowego zamku specjalista opróżnił szufladę pełną gotówki, w której ukryty był nadajnik. Strażnicy obserwowali jego wędrówkę po banku, jednak w momencie pokonywania drzwi wyjściowych sygnał znikł, by chwilę potem pojawić się juz na zewnątrz. Złodziej zatrzymał się w pobliskim McDonaldzie, gdzie nie kryjąc się zaczął liczyć pieniądze. Trafił na mały GPS, który podrzucił na platformę zaparkowanego w pobliżu pick-up‘a. Tylko dzięki świadkom publicznego liczenia gotówki udało się zatrzymać złodzieja.
Policja i agenci FBI przekonani są jednak, że nowoczesna technika pomaga im w pracy. Według nich gwałtowny spadek napadów związany jest z coraz lepszą wykrywalnością, a tę zawdzięczają mini nadajnikom i coraz lepszym, cyfrowym kamerom.
„Rabusie wiedzą, że w momencie przekroczenia progu banku zrobione im będzie bardzo ładne, wyraźne zdjęcie” –mówią przedstawiciele policji.
W większości przypadków wystarcza ono do ujęcia sprawcy. Jeśli nie, to umieszczane jest na specjalnej stronie internetowej, gdzie każdy może je sobie obejrzeć. Zainteresowanym podajemy adres: BanditTrackerChicago.com
Strona odwiedzana jest każdego miesiąca przez tysiące osób i pozwoliła na ujęcie wielu sprawców.
Technika oczywiście odgrywa coraz większą rolę w ujęciu przestępców bankowych, jednak policja wciąż nie lekceważy tradycyjnych metod. Jedna z najstarszych, barwienie skradzionych pieniędzy, ciągle przynosi rezultaty.
W ubiegłym miesiącu aresztowano w Willowbrook Williama Baaske, gdy w niesionej przez niego zrabowanej torbie z pieniędzmi eksplodował pojemnik z tuszem. Świadkowie zadzwonili na policję widząc jak za idącym po ulicy mężczyzną ciągnie się fioletowy dym.
W czerwcu jeden ze złodziei próbował wpłacić zabarwione pieniądze na swoje konto w banku, kilka dni po napadzie na inny w tej samej miejscowości.
Poza tym, przestępcy tak zaabsorbowani są próbami zmylenia kamer i poszukiwaniami GPS-u, że często zapominają o jeszcze jednym, najstarszym sposobie wykrywania zbrodni – odciskach palców. Wykrywalność rośnie, ucieczka z łupem staje się coraz trudniejsza.