„Wystawiłbym swoich kierowców przeciwko każdemu w Północnej Ameryce – mówi Bobby Richardson, odpowiedzialny z ekipę zajmującą się usuwaniem śniegu z chicagowskich ulic – 10 cali śniegu, stopa? To dla nas nic. Nic!”.
Przechwala się, ale ma ku temu podstawy. Opublikowany niedawno przez Illinois Policy Institute raport przyznaje chicagowskim kierowcom pługów śnieżnych najwyższą możliwą ocenę – „A”, zwłaszcza za utrzymywanie w należytym porządku głównych arterii komunikacyjnych miasta. Pozostałe, boczne ulice, uprzątane są w drugiej kolejności, jednak i tu pojawiła się wysoka ocena , bo „B+”.
Niedawne intensywne opady śniegu w Waszyngtonie na kilka dni praktycznie sparaliżowały miasto. Rozwiązanie podobnego problemu w Chicago zajęłoby kilkanaście, najwyżej kilkadziesiąt godzin.
Ubiegłotygodniowe, wtorkowe opady były największymi w historii naszego miasta w lutym. 275 maszyn nieprzerwanie przez całą noc usuwały śnieg z ulic. W efekcie następnego dnia rano większość dróg była czysta i sucha.
Agencja AP porównała wyniki ekip zimowych z poszczególnych miast USA przyznając nam, podobnie jak wspomniany powyżej instytut, najwyższe oceny.
Dla mieszkańców Chicago wysoka operatywność departamentu odpowiedzialnego za odśnieżanie ulic nie jest zaskoczeniem. Nawet gdy brakuje funduszy, a miasto stara się na wszystkim oszczędzać ulice zawsze są zima przejezdne. Historia Chicago uczy, iż zaniedbania w tym departamencie mogą zakończyć polityczną karierę. Miało to miejsce w 1979 r. gdy ubiegający się o reelekcje burmistrz Michael Bilandic przegrał demokratyczne prawybory. Kilka miesięcy wcześniej, podczas intensywnych opadów śniegu miasto nie było, ze względu na koszty, odśnieżane. Od tamtej pory sytuacja taka nigdy się nie powtórzyła.