----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

18 lutego 2010

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

- Sto piętnaście!
- Powinno być sto dziewiętnaście - cztery kilo wam brakuje.
- Schudłem cztery kilo!

- No, słowem przywozicie do kraju, cztery kilogramy obywatela mniej. A gdyby tak każdy wracał ze stratą paru kilo, było by nas mniej coraz!
- To co mam zrobić?
- Sześćdziesiąt za każdy brakujący(...)

 

Na pewno większość z nas pamięta tę scenę z „Misia”. Powracający do kraju turysta musi zapłacić za każdy brakujący kilogram. Jest śmiesznie i wesoło, zwłaszcza, że przecież nie jest to aż tak nierealne, jak sie na pierwszy rzut oka wydaje...

Wyobraźmy sobie teraz drugą dekadę XXI w. i podobną, choć odwrotną sytuację:

 

- Sto dziewiętnaście!

- A powinno być sto piętnaście – cztery kilo za dużo.

- To co mam zrobić?

- Sześćdziesiąt za każdy dodatkowy.

 

W tym momencie wiadomo już, że jesteśmy na lotnisku i przechodzimy odprawę. To, co jeszcze niedawno pojawiało się jedynie w repertuarze komediowym powoli staje się rzeczywistością.

Na pewno niektórzy słyszeli już o przygodzie, jaka spotkała Kevina Smitha, reżysera, który ciała ma nieco więcej, niż umiejętności filmowych. Linie Southwest odmówiły mu miejscówki w samolocie uznając, że zabiera zbyt dużo miejsca opłaconego przez siedzącego obok pasażera. Grzecznie ale stanowczo wyproszono go z samolotu. Reżyser podniósł alarm, pojawiły się takie słowa jak „dyskryminacja”, „pozew”, „odszkodowanie”.

Kraj podzielił się na dwie, nierówne części. Większość mu współczuje i łączy w cierpieniu. Pozostali uznali, że nie był on pierwszym, ani ostatnim, którego spotkało takie zdarzenie i spokojnie zajęli się innymi sprawami. Linie przeprosiły ale zdania nie zmieniły zapowiadając egzekwowanie tego stosunkowo nowego rozporządzenia w przyszłości.

Ja mam dylemat i nie mogę zdecydować się na żadną ze stron konfliktu.

Z jednej strony rozumiem, że osoby otyłe muszą liczyć się z dodatkowymi kosztami podróżując samolotem. Miejsca jest tam niewiele, równo jest ono podzielone i każdemu przysługuje jeden, średnich rozmiarów fotel. Chcemy zająć dwa, dopłacamy. Tu nie ma dyskusji, takie są prawa rynku. Jeśli płacimy za jeden kawałek pizzy, to nie dostajemy dwóch, mimo, że po jednym nie zaspokoiliśmy głodu. Kevin Smith nie powinien robić z tego zdarzenia afery i raczej przygotować się na wyższe koszty każdej podróży lub znaleźć alternatywny środek transportu. Może też spróbować ćwiczeń i diety.

Z drugiej strony zastanawiam się, gdzie jest granica, do przekroczenia której nie możemy dopuścić.

Jeszcze niedawno podróż samolotem była przyjemnością. Dla każdego z innego powodu, ale przynajmniej sam lot nie psuł nam humoru. W tej chwili na myśl o podniebnym podróżowaniu u większości z nas pojawiają się łzy w oczach. Najpierw trzeba się spakować. Nie jest to proste, zważywszy na ilość zakazów i nakazów jak pojawiła się po 9/11. Jest to zrozumiałe, choć według mnie czasami ochrona lotnisk nadużywa naszej cierpliwości i wyrozumiałości. Niedawno kilkuletni, niepełnosprawny chłopiec musiał zdejmować medyczne obręcze z nóg, bo wzbudzał alarm detektora metalu. Później okazało się, że można było inaczej. Jednak upokorzenie zostało.

Na miejscu musimy meldować się na kilka godzin przed zaplanowanym lotem, stoimy w długich kolejkach, gdzie na nas pokrzykują, wydają rozkazy, każą się rozbierać, a niedługo – o czym poinformowano przedwczoraj – poddawani będziemy wyrywkowym testom na obecność śladowych ilości materiałów wybuchowych. Mówiąc wprost – tak jak do tej pory bagaże, teraz będą pocierać nasze ciała jakimiś wacikami, które potem będą oddawane do szybkiej analizy. Gdy po tych zabiegach dostajemy się w końcu na pokład samolotu jesteśmy zmęczeni, zastraszeni i czujemy się jak po chicagowskim maratonie.

Współczesne samoloty niewiele różnią się od autobusu. Powiedziałbym nawet, że pod wieloma względami im ustępują. Z roku na rok linie lotnicze upychają w nich coraz więcej foteli, ograniczają przestrzeń każdego pasażera, domagają się opłat za najmniejsze drobiazgi do tej pory przysługujące płacącym setki lub nawet tysiące dolarów podróżnym.

Niech nam spadnie na podłogę gazeta lub książka. Podniesienie jej to niezły trening dla całego ciała i test cierpliwości dla współpasażera, gdy nasza głowa nagle znajdzie się na jego kolanach, a ręce zostaną uwięzione pomiędzy fotelami. Chcemy się napić, coś zjeść, posłuchać muzyki, obejrzeć film – coraz częściej musimy za to dać po kilka dolarów.  Nie płacimy dodatkowo jeszcze tylko za światło nad fotelem i papier toaletowy w WC. Na wszystko jednak przyjdzie pora. Ktoś śmiał się niedawno, że koniec świata nastąpi w momencie, gdy obsługa przed rozpoczęciem podróży poinformuje:

- W przypadku dekompresji kabiny proszę wrzucić do otworu z prawej strony fotela $2.50 w celu uruchomienia mechanizmu opuszczającego maskę tlenową.

Może to kogoś śmieszy, u mnie wywołuje jedynie złość. Obawiam się bowiem, że to wizja przyszłości. Oczywiście osoby pokonujące na pokładach samolotów większe odległości widzą te zmiany z opóźnieniem. Wcześniej testowane są na liniach krajowych i wbrew pozorom przodują w tym wielcy przewoźnicy. Małe firmy wciąż się uśmiechają, podają kawę i zimne napoje.

Niecałe dwa lata temu, gdy United i American zaczynały wprowadzać opłaty za drugi bagaż, firmy europejskie głośno zapewniały, że u nich to niemożliwe. Spróbujmy dziś, zaledwie po kilkunastu miesiącach zabrać ze sobą w podróż na stary kontynent dwie walizy bez dopłat. Nie ma szans.

Powracając do Kevina Smitha. Nie współczuję mu, choć w jego konkretnym przypadku pracownicy Southwest wykazali się lekką nadgorliwością. Nie jest on wcale największym mężczyzną i daleko mu do klinicznych przypadków.

Jeśli chodzi o linie lotnicze to wiemy już, że wykorzystają każdą okazję do zaoszczędzenia lub zarobienia dodatkowych pieniędzy. Statystyki mówią, że 65% społeczeństwa amerykańskiego ma nadwagę. W innych krajach współczynnik ten jest niższy, ale notuje się tendencję zwyżkową. Innymi słowy za kilka lub kilkanaście lat będzie tam tak samo. Obawiam się, że doczekam chwili, gdy bilet lotniczy będzie zależał od wagi pasażera i jego bagaży. Oczywiście nie dotyczy to obecnie i nie będzie dotyczyło w przyszłości osób majętnych. Fotel w pierwszej klasie jest znacznie większy. Zmieści się w nim każdy. Najgorzej będzie mieć nadwagę i pustą kieszeń. Miłego weekendu.

 

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor