W czwartek, 18 lutego, Joseph Stack, 53-letni programista, w akcie samobójczym rozbił samolot o budynek zawierający biura IRS w Austin w Teksasie, powodując śmierć jednego z pracowników i niszcząc budynek. Pozostawiony przez niego antyrządowy manifest odnotowuje problemy z IRS i uznaje przemoc za jedyną odpowiedź wobec nadużyć administracji. Samobójca jest jednym z 79% procent Amerykanów, którzy machnęli ręką na swój rząd. Ostatni sondaż Rasmussena wskazuje, że zdecydowana większość Amerykanów jest przekonana, że ich rząd jest zupełnie obojętny wobec nich, ich zmartwień i ich potrzeb. Jedynie 21 procent amerykańskiej populacji jest zdania, że rząd Stanów Zjednoczonych posiada przyzwolenie rządzonych oraz że owe 21 procent stanowi klasa polityczna i liberałowie. Rasmussen konkluduje, że rozziew pomiędzy populacją Amerykanów a rządzącymi politykami „może być obecnie tak duży jak pomiędzy koloniami i Anglią w 18 stuleciu”.
„Jeśli to czytasz, niewątpliwie zadajesz sobie pytanie – Dlaczego musiało do tego dojść?”, pisze Stack w pośmiertnym manifeście. I wyjaśnia: „Przemoc nie tylko jest odpowiedzią, jest jedyną odpowiedzią...Wreszcie jestem gotowy na zatrzymanie tego szaleństwa...No cóż, Wielki Panie Bracie IRS, spróbujmy czegoś innego: weź swój haracz i śpij dobrze”, czytamy w nocie datowanej w dniu samobójstwa. Manifest rejestruje szczegóły „prawdziwego amerykańskiego koszmaru”, który, informuje autor, rozpoczął się na początku lat 1980. Wtedy to przyjaciele zapoznali go z grupą osób studiujących kody podatkowe. W szczególności zajęli się „sekcją dotyczącą zwolnień podatkowych, które sprawiają, że instytucje takie jak wulgarny i skorumpowany kościół katolicki, są tak niesamowicie bogate”. Samobójca wyjaśnia, że pieczołowicie studiowali prawo podatkowe, z pomocą doświadczonych prawników podatkowych, po czym zaczęli robić dokładnie to samo, co „duzi chłopcy”, z wyjątkiem okradania kongregacji i oszukiwania rządu na temat olbrzymich dochodów w imię Boga. Celem, pisze Stack, była „tak bardzo potrzebna re-ewaluacja praw, które umożliwiają potworom zinstytucjonalizowanej religii wystawienie na pośmiewisko ludzi uczciwie zarabiających na życie”, wyznaje Stack w liście. I wtedy właśnie, wyjaśnia, dowiedział się, że istnieją dwie oddzielne interpretacje każdego prawa – jedna dla bogatych, a druga obowiązująca nas wszystkich. Ta lekcja patriotyzmu, kontynuuje, kosztowała go $40,000 i 10 lat życia, a ponadto zniweczyła plany emerytalne. Przede wszystkim jednak uświadomiła mu po raz pierwszy, że żyje w kraju, którego ideologia oparta jest na kompletnym kłamstwie, czytamy w manifeście.
List Stacka ukazuje nam obraz młodego człowieka, który studiował inżynierię w Harrisburg, w Pensylwanii, tak ubogiego, że żywił się masłem orzechowym i chlebem, albo krakersami Ritz, kiedy go było na nie stać. Wyznaje, że oparł się chęci jedzenia żywności dla kotów jako suplementu swej diety, co sugerowała mu jego starsza sąsiadka. Później jednak jego kondycja finansowa się poprawia, bo czytamy, że w latach 1980. i na początku 1990, Stack wydał $5,000 z własnej kieszeni i poświęcił co najmniej 1,000 godzin na apelowanie do administracji. Spędził niezliczone godziny na autostradach L.A. jeżdżąc na spotkania stowarzyszeń próbujących podjąć kampanię przeciwko tym okropnościom, pisze Stack nie wdając się w szczegóły.
List kończy się wzmianką o komunistycznym i kapitalistycznym kredo, a także uzasadnieniem konieczności przemocy. „Miałbym jedynie nadzieję, że uderzając w nerw, który stymuluje podwójny standard, odruchową reakcję rządu, która powoduje jeszcze głupsze drakońskie restrykcje, ludzie obudzą się i ujrzą pompatycznych, politycznych zbirów i ich bezmyślnych sługusów, takimi jakimi są.”
Przesłanie Stacka, określane niemal w całej prasie jako szaleńcze, podziela Samantha Bell, 38-letnia córka z pierwszego małżeństwa, która uważa swego ojca za bohatera. Wyznała ona w „Good Morning America”, że o ile samobójcza misja ojca była „błędna”, to stwierdziła, że zgadza się z jego antyrządowym przesłaniem. Jej zdaniem, „zbyt wielu ludzi oczekuje na to, że rzeczy się wydarzą, ale jeśli nikt nie zacznie mówić głośno o niesprawiedliwości, to nic nigdy nie będzie osiągnięte”. Pani Bell oznajmiła, że, jej zdaniem, ojciec spalił swój dom, ponieważ podatki od nieruchomości reprezentowały dla niego rząd. Pani Bell przeniosła się do Norwegii po utracie pracy, będąc w ciąży. Swego ojca wspomina jako kochającego, troskliwego, pełnego poświęcenia człowieka, który cieszył się każdą chwilą spędzoną zarówno z nią jak i trójką jej dzieci. „Człowiek, który to zrobił nie był moim ojcem”, wyznała.
Misja samobójcza Stacka zwiększyła liczbę jego zwolenników na internecie, w tym grupy „The Philosophy of Joe Stack” funkcjonującej w ramach Facebook, która ma niemal 2,000 fanów, spowodowała wyrazy uznania na personalnych stronach internetowych, a nawet stworzyła grę wideo polegającą na spaleniu domu i rozbiciu samolotu o budynek.
Internetowy manifest Stacka nie wyjaśnia jednak powodów jego samobójczego aktu. Jak wynika z dokumentów sekretarza stanu Kalifornii, Stack posiadał problematyczną historię działalności biznesowej. Dwa razy otwierał firmy zajmujące się oprogramowaniem w Kalifornii, które były w końcu zawieszane przez stanową Franchise Tax Board. W roku 1985 założył Prowess Engineering Inc. w Corona. Ale i ta firma została zawieszona dwa lata później. Założył także Software Systems Service Corp. w Lincoln w roku 1995, ale i jej działalność została zatrzymana w roku 2001. Stack wymieniał siebie jako dyrektor naczelny obu przedsiębiorstw.
Prasa zlekceważyła ten akt terroryzmu jako działanie szaleńca walczącego z wieloma demonicznymi wrogami: rządem, amerykańskim urzędem podatkowym, kościołem katolickim, korporacjami, jak General Motors, kompaniami ubezpieczeniowymi i firmami farmaceutycznymi. Rzeczywiście, każdy akt samobójczy jest szaleństwem. Ale wydaje się, że przypisywanie Stackowi jedynie podatkowych frustracji jest celowym spłycaniem jego uzasadnionego gniewu społecznego. Stack oskarżający rząd głównie za wspomaganie amerykańskich korporacji i subwencjonowanie ich za publiczne pieniądze, nie brzmi szaleńczo. Jest jednym z nas mówiących to samo przy stole kuchennym albo przemilczających swe frustracje w biurze za cenę utrzymania pracy. I jakkolwiek John Kass, którego zwykle darzę olbrzymim szacunkiem, zastrzega się w tytule swego felietonu, że Stack nie reprezentuje naszego gniewu, to śmiem twierdzić, że tak właśnie jest. Stack brzmi bowiem jak przeciętny Amerykanin wyrzucający rządowi nie tylko subwencjonowanie winnych kryzysu korporacji i obciążenie tym zwykłych obywateli, ale także inne niegodziwości wyrządzone zwykłym ludziom, jak on sam. Desperat miał bowiem nadzieję, że reszta z nas, których nazywa żywymi trupami, zostanie obudzona dzięki jego drastycznemu działaniu.
Pretensje Stacka brzmią znajomo. Jego frustracje przypominają bowiem populistyczny gniew będący podstawą każdego wolnościowego ruchu społecznego, z najnowszą kontestacją Tea Party włącznie.
Stopień społecznego niezadowolenia rośnie bowiem z miesiąca na miesiąc i nie ma nic wspólnego z charakterystyczną dla przeszłości walką dwóch partii. Społeczne niezadowolenie i rozczarowanie dotyczące wybieralnych urzędników administracji, wszechobecnej korupcji, nepotyzmu, a przede wszystkim finansowania winnych olbrzymich malwersacji za publiczne pieniądze, nie jest ani demokratyczne ani republikańskie. Jest ponadpartyjne i powszechne. A zwrócone jest przeciwko rządowi na wszystkich poziomach i politycznym urzędnikom. I nie ma nic wspólnego z szaleństwem. Co więcej, jest uzasadnione. I optymistyczne, zauważa Kass, jako że wyborcy odczuwają jeszcze potrzebę i konieczność zmian, wierząc, że są w stanie coś zmienić poprzez swój akt głosowania.
Jest bowiem coś gorszego od złości. Potulność w takich warunkach jest aktem prawdziwie irracjonalnej jaźni. Świadczy o bierności obywatelskiej przypominającej beznadziejność bydła prowadzonego na rzeź. Pomyślmy tylko o alternatywie. Wyobraźmy sobie jak klasa polityczna obżera się kosztem ludzi, rok po roku, a wyborcy pozostają bezczynni. Tymczasem gniew i rozczarowanie społeczne jest przedstawiane w mediach jako niebezpieczne i irracjonalne. Trzeba więc pamiętać, że jest to tylko kolejna sztuczka polityczna obrana w celu omamienia płatników. Pomijając cynicznych polityków i rozzłoszczonych pilotów, Amerykanie mają prawo być rozgniewani z powodu tego co wybrani przez nich urzędnicy wyrządzili krajowi.
Natomiast za każdym razem, kiedy oglądamy się za siebie, jesteśmy oszukiwani. Nasze podatki rosną, bogate korporacje otrzymują subwencje rządowe z naszej kieszeni, prace znikają, a klasa polityczna bogaci się na układach.
Tak, jesteśmy rozgniewani. W ubiegłym tygodniu prasa ujawniła federalny fundusz podatkowy w wysokości $1 miliona oferowany byłemu przewodniczącemu Izby Reprezentantów, Dennisowi Haster, na prowadzenie biura w Yorkville i zatrudnienie zespołu sowicie opłacanych pracowników. Hastert, płatny lobbysta na rzecz rządów Turcji i Luksemburga, nie widzi w tym nic złego. I na tym właśnie polega problem z politykami Illinois i reszty kraju.
Przewodniczący Izby, Michael Madigan, tatuś Lisy – prokurator generalnej stanu, zbija fortunę redukując podatki od nieruchomości możnych. I nie zapominajmy o burmistrzu Daley, który przez lata dbał o swych kumpli i członków rodziny, podczas gdy upadały finanse miejskie.
W kontekście tych wydarzeń rozwija się ekstremalny ruch przeciwny opodatkowaniu. Stowarzyszenie pod nazwą The Southern Poverty Law Center’s Inteligent Project odnotowało pięć znanych mu działań wewnętrznego terroryzmu skierowanego przeciw IRS-owi w ostatnich piętnastu latach, włączając akcję z roku 1995 przeciwko urzędowi IRS w Austin. Dyrektor projektu, Mark Potok wyznaje, że w ostatnich latach „mamy do czynienia z eksplozją anty-rządowych grup militarnych i tak zwanych Patriot”, a ich głównym przesłaniem jest to, że podatki są kompletnie bezprawne. Manifest Stacka określa przemoc jako działanie konieczne z racji wyższych pryncypiów ustanowionych przez twórców amerykańskiej konstytucji.
Na temat „populistycznego gniewu” wypowiadał się w swym pierwszym emitowanym w telewizji wywiadzie senator Scott Brown z Massachusetts. Republikanin, który zdobył miejsce po Edwardzie Kennedy, objeżdżając kraj w ciężarówce, został zapytany o to czy za tragedię w Teksasie należy winić publiczne niezadowolenie. Senator wyznał, że frustracja odegrała decydującą rolę nie tylko w procesie jego wyboru, ale że jest wyraźnie odczuwalna podczas sprawowania przez niego funkcji w Waszyngtonie. „Ludzie są sfrustrowani”, wyznał Brown. „Chcą przejrzystości. Chcą, by wybrani przez nich urzędnicy byli odpowiedzialni i otwarci, a także by mówili o rzeczach, które dotyczą codziennego życia obywateli”, stwierdził w wywiadzie transmitowanym na tle pożaru w Teksasie. Senator Brown nie był pewien czy społeczna frustracja i tragedia w Teksasie były ze sobą powiązane, ale każdy uważny obserwator tych wydarzeń nie ma wątpliwości.
Wygrana Browna, który zajął miejsce utrzymywane przez długi czas przez demokratę Teda Kennedy’ego, stanowiła pierwsze większe zwycięstwo ruchu kontestacyjnego Tea Party. Obietnice Browna że zwiększy obronę Stanów Zjednoczonych przed terroryzmem i zablokuje Obamowską reformę służby zdrowia, nadały mu aurę bohatera tego ruchu wyrażającego głębokie niezadowolenie społeczne.
Porównanie frustracji z manifestu Stacka do przesłanek ideologicznych Tea Party nasuwa się niejako automatycznie. Stack był niejako jednoosobową partią herbatkową w swym odrzuceniu konwencjonalnych partii, przywództwa partyjnego, organizacji czy platform politycznych. Zbieżna jest zarówno amorficzność Tea Party obejmującej wiele różnych przekonań jak i jej opozycyjność wobec formalnej administracji. Tea Party nie jest bowiem partią polityczną, jest ruchem masowym wyrażającym postępujące niezadowolenie poruszające obecnie Amerykanów. Oponenci programu Obamy stanowią tym niemniej ważną siłę polityczną współczesnej polityki krajowej.
Jeśli czytając wiadomości prasowe mruczysz z niezadowoleniem coś w rodzaju: „Chyba żartują”, to możesz uważać się za członka Tea Party. W sytuacji głebokiego i systemowego kryzysu ekonomicznego, wysokiego bezrobocia i federalnego zadłużenia na poziomie trylionów, wybuch gniewu społecznego był nie do uniknięcia. Filozofia Tea Party zainspirowała setki witryn internetowych i stron Facebook. Nie ma wprawdzie siedziby głównej, kierownictwa ani wybranych kandydatów, ale ostatnie sondaże ujawniły, że dwie trzecie Amerykanów uważa się za rozczarowanych albo zagniewanych z powodu działań rządu. Podstawowym wydaje się odrzucenie idei, że rząd jest w stanie rozwiązać drażliwe problemy poprzez kompleksowe prawodawstwo. Zwolennicy ruchu w równym stopniu czują wstręt do demokratów jak i do republikanów. Zasadniczą kwestią wydaje się być zaufanie, a raczej jego brak. Stąd odpowiedzią Tea Party jest mniejsza administracja, na bardzo krótkiej smyczy konstytucyjnej, ze zmniejszonymi wydatkami i zrównoważonym budżetem.
Ironiczne w stosunku do Obamy jest to, że Tea Party wykorzystuje techniki zastosowane przez prezydenta w czasie jego własnej kampanii politycznej: ogłoszenia o spotkaniach w ramach Meetup.com, wiadomości tekstowe wysyłane do serwisu społecznościowego Twitter, cyfrowe filmy wideo, drzewa emailowe i inne innowacje technologiczne objęte parasolem społecznego porozumiewania się za pomocą sieci internetowej.
Kontestacyjnym przesłaniem ruchu jest brak zaufania do rządu, który dowiódł, że nie działa skutecznie, a obywateli nie stać na dalsze eksperymenty. Opiera się na odrzuceniu progresywnej filozofii liberalnej pokładającej wiarę w naukowo skoncentrowanych intelektualistów będących w stanie analizować problemy społeczne i skonstruować sposób sprawowania władzy przez rząd. Zdaniem Tea Party, takie założenie jest nie tylko błędne, ale niebezpieczne. Kontestanci wierzą, że problemy są rozwiązywalne lepiej wysiłkiem indywidualnym, a nie w formie programów rządowych. Podejrzewają, zresztą słusznie, że prawdziwym celem progresywizmu jest nie rozwiązanie problemów, ale koncentracja władzy. Bez względu na to jaki problem się pojawia, rząd zawsze się powiększa.
Nie bez znaczenia dla zwolenników Tea Party jest przekonanie, że pierwotnie chrześcijańskie podwaliny konstytucyjne są powoli zastępowane przez tendencje socjalistyczno-komunizujące. Wreszcie, charakterystyczne dla opozycjonistów jest aktywizowanie oddolne, oparte na wierze, że to obywatele zatrudniają urzędującą administrację, a nie odwrotnie.
Niewątpliwie desperacki czyn Stacka nie powinien być ani akceptowalny ani demonizowany, choć demony, z którymi się borykał są zupełnie racjonalne, a jego złość brzmi jak argumenty zwolenników Tea Party. Nie dajmy się jednak zwieść, że każdy rodzaj gniewu społecznego jest irracjonalny i niebezpieczny. Jest bowiem dla niego miejsce w amerykańskiej polityce. Niekoniecznie w ciasnych ramach dwóch partii politycznych.
Na podst. „Time” i „Chicago Tribune” oprac. E.Z.