Sąd Najwyższy ma wkrótce podjąć decyzję dotyczącą zgodności zakazu posiadania broni palnej w Chicago z 2. poprawką do Konstytucji, dającą wszystkim obywatelom takie prawo. Ostateczny werdykt usłyszymy w czerwcu. Jednak sędziowie już zasygnalizowali, że nadszedł czas, by potwierdzić, iż prawo do posiadania broni gwarantowane w Ustawie Najwyższej dotyczy wszystkich, a nie tylko członków rządu i pracowników agencji federalnych.
Wiele wskazuje na to, że po 28 latach obowiązywania zakazu zostanie on uchylony. Podczas niedawnych przesłuchań przedstawicieli obydwu stron konfliktu członkowie Sądu Najwyższego często powtarzali opinie wyrażane już w 2008 r. podczas podobnej rozprawy, w wyniku której Dystrykt Columbia zmuszony został do zezwolenia mieszkańcom Waszyngtonu na posiadanie broni we własnym domu.
Właściwie to od tamtej sprawy wszystko się u nas zaczęło. Decyzja sprzed 2 lat stała się precedensem na skalę krajową, pozwalającą przeciwnikom zakazu w innych miastach na ponowne wniesienie spraw do sądu, z nadzieją, że tym razem będzie to próba udana.
W miniony wtorek przewodniczący składu sędziowskiego, John Roberts, nazwał konstytucyjne prawo „niezwykle ważnym”. Inny sędzia, Anthony Kennedy, opisując 2. poprawkę użył słowa „fundamentalna” i porównał ją z prawem do swobody wypowiedzi.
Chicagowscy prawnicy utrzymują jednak, że miasto ma pełną swobodę we wprowadzaniu wszelkich rozporządzeń mających na celu ochronę swych mieszkańców.
„Pytanie brzmi: dlaczego prawo takie ma być odebrane lokalnym samorządom, a nie: czy powinniśmy je mieć. Mieliśmy je od zawsze” – to słowa Benny Salomon, reprezentującego miasto.
Eksperci zajmujący się interpretacją zapisów Konstytucji wiedzą, że decyzja Sądu Najwyższego nie będzie łatwa. Pytanie, czy Karta Praw odnosi się również do lokalnych społeczności, takich jak poszczególne stany, powiaty i miasta, zadawane jest nieprzerwanie od zakończenia wojny secesyjnej. Mimo wszystko większość z nich przekonana jest, że zmuszony do udzielenia ostatecznej odpowiedzi Sąd Najwyższy odpowie na to pytanie twierdząco.
Oznaczałoby to, że Chicago zobowiązane będzie do zmiany przepisu zakazującego posiadania broni palnej. Na pewno nie będziemy jako mieszkańcy Chicago mogli chodzić z pistoletem przy sobie, prawdopodobnie będziemy go mogli jednak legalnie kupić i trzymać we własnym domu, czy to w zamykanej szyfrowo szafie, czy też w czasie snu pod poduszką.
Na razie zwolnieni z jego przestrzegania są obecni i byli członkowie policji i wojska, a także aldermani, którzy ochoczo z tego korzystają.
Mimo, że na razie wiele wskazuje na przyszłe zwycięstwo przeciwników zakazu, to powinniśmy liczyć się z możliwością podjęcia przez sąd innej decyzji.
W przypadku Waszyngtonu leżącego w District of Columbia chodziło o interpretację prawa federalnego, a nie lokalnego, co ma miejsce w Chicago. W związku z tym argumenty obrony, czyli przeciwników, będą miały nieco większe znaczenie. Burmistrz Richard Daley, niezachwiany zwolennik zakazu posiadania broni ma jeszcze kilka asów w rękawie, z których na pewno w odpowiednim momencie skorzysta. Na razie zapowiada walkę do końca i przytacza statystyki i wyniki badań z różnych źródeł mające usprawiedliwiać utrzymanie obowiązującego prawa.
Według niego powszechna dostępność broni palnej jest powodem wiekszości morderstw i przestępstw kryminalnych nie tylko w naszej aglomeracji ale w całym kraju. Uważa też, że przestępstwa z wykorzystaniem broni palnej są „epidemią narodową”.
Podobnie jak Chicago należy do nielicznych miast posiadających opisany powyżej zakaz, tak cały stan Illinois jest jednym z 3 rejonów w całym kraju, obok Wisconsin i Dystryktu Columbia, gdzie pod żadnym pozorem nie wolno nosić broni palnej poza własnym domem. W pozostałych stanach prawa są różne. W niektórych można mieć przy sobie nawet kilka jej sztuk, nie tylko pistoletów, czy rewolwerów, ale także broni długiej; w innych ograniczenia dotyczą rodzaju broni; jeszcze inne wymagają specjalnych zezwoleń, które nie każdy może otrzymać.
Argumenty przeciwników posiadania i noszenia broni palnej są powszechnie znane i nie zmieniają się od wielu lat. Opierają się one głównie na przeświadczeniu, że liczba zabójstw z jej użyciem jest bezpośrednio związana z dostępnością do niej. Ograniczenie posiadania ma wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa.
Z kolei zwolennicy pełnego dostępu do broni palnej posługują się teorią opracowaną przez profesora Johna Lotta, kiedyś z Univerity of Chicago, obecnie Maryland. W 1998 roku opublikował on pracę zatytułowaną „Więcej broni, mniej ofiar”. Posłużył się w niej głównie statystykami. Okazało się, że w rejonach, w których zezwolono ludziom na swobodny dostęp do pistoletów i rewolwerów spadała gwałtownie liczba popełnianych zbrodni. Lott uważa, że może się tak dziać, gdyż przestępcy zdają sobie sprawę, iż każda osoba może posłużyć się bronią palną i dociera do nich, że nie tylko oni są jej posiadaczami. W swej pracy wyraźnie napisał, iż wprowadzenie zakazu jej posiadania było bezpośrednią przyczyną gwałtownego wzrostu przestępczości w ostatnich dekadach, co dotyczy również Chicago.
Posiadanie broni palnej w domu wcale nie musi jednak wpłynąć na obniżenie przestępczości i związanej z nią liczby morderstw.
Alan Gura, reprezentujący National Rifle Association, jedną ze stron w konflikcie, przekonywał w ubiegłym roku, iż w momencie zniesienia zakazu przestępczość w Chicago spadnie. Według niego potencjalni włamywacze zastanowią się dwa razy przed dokonaniem czynu przestępczego mając świadomość, iż wewnątrz domu może znajdować się uzbrojony właściciel.
Policja nie komentuje całej sprawy, jednak niektórzy jej przedstawiciele wyśmiewają tę teorię.
„Zwykle nikt nie włamuje się do domu, w którym ktoś się znajduje” – mówi Mark Donahue, prezydent Fraternal Order of Police.
Brady Heimke, reprezentujący organizacje popierające zakaz posiadania broni przytacza wyniki badań przeprowadzonych w 1988 r. przez Emory University, które w pewnym stopniu wspierają ten pogląd. Trzymanie broni palnej w domu 21 krotnie zwiększa ryzyko skrzywdzenia któregoś z domowników, a nie napastnika. Pistolety chowane w domach wykorzystywane są do popełniania samobójstw, często dochodzi też do pomyłek, gdy członka rodziny cicho wchodzącego do domu w środku nocy bierze się za włamywacza.
Jednak te wszystkie dane nie będą na razie brane przez Sąd Najwyższy pod uwagę, gdyż do jego członków należy wyłącznie interpretacja zapisów Konstytucji. Dopiero w przypadku decyzji niezgodnej z wolą administracji miasta rozpocznie się dyskusja nad odpowiednią zmiana przepisów.
Nie czekając na nią mieszkańcy Chicago od lat potajemnie zbroją się. Są to najczęściej pistolety małego kalibru, które łatwe są do ukrycia i kosztują znacznie mniej.
Policja ocenia, że ponad 150 tysięcy osób mieszkających w Chicago posiada nielegalnie broń palną, a niektórzy eksperci twierdzą, iż liczba ta jest znacznie wyższa.
„Wolą bronić się później przed sądem, niż ryzykować swe życie w starciu z bandytą” – mówią prawnicy zajmujący się prawem karnym.
Najczęściej posiadaczami pistoletów małokalibrowych są właściciele niewielkich, całodobowych sklepików, kierowcy samochodów holowniczych, taksówkarze, a także pielęgniarki i lekarze pracujący na nocnych zmianach w lokalnych szpitalach.
Zresztą policja doskonale zdaje sobie z tego sprawę i w wielu przypadkach nie umieszcza w oficjalnych raportach informacji na ten temat. Znane są przypadki, gdy właścicielowi sklepu lub stacji benzynowej uda się dzięki posiadanej nielegalnie broni odpędzić napastników, czasem nawet oddając niecelny strzał, a policja po przybyciu na miejsce celowo nie zauważa broni i nie wspomina o niej w swoim raporcie.
W okolicach Chicago aż pięć małych miejscowości posiadało jeszcze dwa lata temu podobny do chicagowskiego zakaz: Winnetka, Wilmette, Evanston, Morton Grove i Oak Park. Dwa z nich, Wilmette i Evanston, uchyliło zakaz tuż po decyzji z 2008 r. nakazującej zniesienie podobnego zakazu w Waszyngtonie. Największym miastem, w którym prawo takie wciąż obowiązuje jest oczywiście Chicago.
Wprowadzanie lokalnych, niezgodnych podobno z Konstytucją zakazów posiadania krótkiej broni palnej zaczęło się od miejscowości Morton Grove, która w 1981 roku stała się pierwszym miastem w USA wprowadzającym taki przepis. Rok później, pod wpływem nacisku opinii publicznej zaszokowanej zamachami na prezydenta Reagana i papieża Jana Pawła II podobny przepis wprowadziło Chicago. Następnie dołączyły Evanston i Oak Park oraz kilkadziesiąt innych, małych miejscowości w całym kraju. Sprawa zakazu kilka razy trafiała do sądów różnych instancji. Zawsze jednak ich decyzja sprzyjała zwolennikom i pomysłodawcom zakazu. Orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Dystryktu Columbia było pierwszym w historii przypadkiem wydania innego, niż wcześniej oświadczenia w tej sprawie. Być może w czerwcu sprawa wytoczona przeciw Chicago zakończy się podobnie. Czy decyzja taka okaże się dla miasta i jego mieszkańców dobra - pokaże przyszłość.