----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

11 marca 2010

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Nasz gubernator rozczarowuje coraz bardziej. Proponowany przez niego budżet na przyszły rok trudno nazwać w ogóle planem, a co dopiero próbą ratowania stanu.

Albo Pat Quinn uważa wszystkich za bardzo naiwnych, albo sam nie potrafi logicznie myśleć.

Przede wszystkim nawet jeśli otrzyma wszystko o co poprosił lub do czego chce zmusić, to i tak pieniędzy zabraknie. Nie bardzo rozumiem więc, na czym polegać ma w tej sytuacji ratowanie budżetu. Owszem, trudno z dnia na dzień znaleźć 13 brakujących miliardów, ale trzeba mniej więcej wiedzieć, skąd pojawią się one w przyszłości.

Przed kilkoma dniami dowiedzieliśmy się, że w celu ratowania zagrożonej cięciami budżetowymi edukacji musimy zapłacić wyższe o 1 proc. podatki, które ładnie określono „świadczeniem na edukację”. Inaczej zajęcie straci co najmniej 17 tysięcy nauczycieli. Powinniśmy więc zacisnąć pasa i pomóc w utrzymaniu ich miejsc pracy.

Z drugiej strony grube miliardy z budżetu przeznaczane są na roboty publiczne, czyli naprawę i budowę dróg, mostów, parków, bibliotek oraz innych budynków stanowych i użyteczności publicznej. Podobno plan ten pozwala na stworzenie nowych, okresowych  miejsc pracy.

Gubernator woli zwolnić kilkanaście tysięcy osób gdyż brakuje mu pieniędzy na ich pensje, niż zrezygnować z części wielomiliardowego planu, który pozwoli na zatrudnienie w przyszłości podobnej liczby pracowników.

Przy okazji, gdyby na chwilę zrezygnować z części napraw i remontów to nie tylko bezrobocie pozostałoby na tym samym poziomie, ale w budżecie pojawiłoby się kilka brakujących miliardów, można by było spłacić część długów, a na ulicach i autostradach zrobiłoby się nieco więcej miejsca. Może ja jednak źle liczę...

Szkoły posłużyły gubernatorowi do zastraszenia podatników i reprezentujących ich w Springfield polityków. Do niczego więcej.

Quinn postawił ultimatum: albo wyższe podatki, albo zamykamy szkoły. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że jego zagrania są już znane i nie odniosą żadnego skutku. Podatki prawdopodobnie będą niedługo podniesione, ale nie w wyniku jego „przebiegłego” planu, a ze względu na brak jakichkolwiek innych pomysłów. Pamiętamy chyba sytuację sprzed kilku miesięcy, gdy zagroził odebraniem pieniędzy opiece społecznej. Gdy w ten sposób nie udało się zmienić stopy podatku dochodowego powiedział: Żartowałem, przecież nigdy bym się do tego nie posunął.

Czy on myśli, że nikt tego nie pamięta? Dlaczego teraz ktokolwiek miałby uwierzyć, że odebrałby pieniądze szkołom, które uważa, co podkreśla na każdym kroku, za naszą przyszłość?

Pieniądze znaleźć też można w innym miejscu. Podobnie jak w naszym budżecie domowym, tak i stanowym muszą obowiązywać pewne zasady. W trudnych czasach zaciskamy pasa wszyscy, wliczając w to pracowników podległych Illinois. Kilka obowiązkowych, bezpłatnych, wolnych dni w roku dla małej garstki zatrudnionych przez stan nie jest zaciskaniem pasa.

Powszechnie wiadomo, że wielu pracowników z tego sektora przechodzi na emeryturę już w wieku 55 lat, czyli po niespełna 30 latach pracy. Otrzymują oni emeryturę w wysokości 80% swych ostatnich zarobków, nakazane prawem coroczne jej podwyżki, a także bardzo dobre, darmowe ubezpieczenie zdrowotne. Prywatny sektor czegoś takiego nie oferuje.

Reformatorzy nawołują do zmian. Według nich podniesienie wieku emerytalnego dla części pracowników stanowych i ograniczenie automatycznych podwyżek to już kilka miliardów dolarów oszczędności rocznie. Oczywiście nie życzę nikomu, by zarabiał i otrzymywał mniej, niż mu wcześniej obiecano, ale skoro wszyscy to wszyscy. Dlaczego z zaciskania pasa zwolnieni mają być pracownicy stanowi? Dlaczego ktoś po przepracowaniu 50 lat w prywatnym sektorze ma dostawać mniej i płacić za swe ubezpieczenie? Tylko dlatego, że nie miał kolegów ani rodziny w administracji i podległych jej departamentach?

Polityk rangi Quinna musi się choć raz na jakiś czas czymś wykazać. Choć raz w roku musi podjąć dobrą decyzję, lub odrzucić złą propozycję. W przypadku Quinna nic takiego dotąd nie nastąpiło. Poza nieustannym powtarzaniem, że znaleźliśmy się na skraju bankructwa nie przedstawił niczego, co by nas od tej przepaści odsuwało. Proponuje wręcz rozwiązania, które na bliższą i dalszą metę nie mają większego sensu, nie mówiąc już o ewentualnych, pozytywnych ich skutkach. Z trwogą myślę o przyszłości...

Skoro o liczeniu pieniędzy mowa, to słów kilka na temat urzędu statystycznego, który już za tydzień rozpocznie kolejny, wielki spis ludności.

Agencja AP opublikowała wyniki kontroli finansowej w U.S. Census, które nie są zbyt budujące. Firma powołana i istniejąca po to, by liczyć i przygotowywać zestawienia, na podstawie których budowany jest później plan wydatków dla całego kraju najwyraźniej sama nie potrafi zbyt dobrze gospodarować swymi zasobami.

Urząd ten zatrudnia okresowo aż milion osób, by policzyć 300 milionów, z czego większość i tak wypełni formularz otrzymany pocztą. Oznacza to, że każdy z pracowników będzie miał do odwiedzenia od kilku do kilkunastu domów, zakładając, że zamieszkuje je standardowa rodzina, a więc dorośli plus dwójka dzieci. Połowa zrobiłaby to samo w niewiele dłuższym czasie.

Już na etapie przygotowań do spisu wyrzucono w błoto kilka milionów dolarów. Każda bowiem zatrudniana osoba musiała przejść kilkugodzinne szkolenie, za które otrzymywała 300 dolarów. Kilkadziesiąt tysięcy osób po zainkasowaniu pieniędzy zrezygnowało z dalszej pracy. Do tego doliczyć trzeba koszt zorganizowania szkolenia.

Kolejne miliony utopione zostały w rachunkach za służbowe podróże, które uznano w większości za zawyżone.

Kontrola zwróciła również uwagę na reklamy U.S. Census, które pojawiły się podczas SuperBowl. Oceniono, że nie tylko nie były one ciekawe, ale też nie przekazywały żadnych istotnych informacji. Każda z nich kosztowała 2.5 mln. dolarów.

To tylko kilka przykładów. Jest ich kilkadziesiąt. Wszyscy maja nadzieję, że ludzi liczyć potrafią lepiej. Miłego weekendu.

 

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor