----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

18 marca 2010

Udostępnij znajomym:

Wystarczy rozejrzeć się dokoła, by stwierdzić, że mieszkamy w kraju grubasów. Najnowsze statystyki dowodzą, że ponad dwie trzecie dorosłych i jedna trzecia dzieci ma nadwagę. Co gorsza, 34 procent dorosłych i 17 procent dzieci jest otyłych. Epidemia otyłości dotyczy także najmłodszych Amerykanów, ponieważ 10 procent noworodków i dzieci uczących się chodzić jest niebezpiecznie ciężkich. Kultura otyłości rozprzestrzenia się w szybkim tempie. Jeszcze w nieodległej przeszłości, w latach 1990 – 2008 ludzie z nadwagą stanowili poniżej 19 procent populacji. Obecnie jest ich już od 21 procent do 32.8 procent, w zależności od stanu.

Epidemia otyłości jest najbardziej niepokojąca wśród amerykańskich dzieci: statystyki ujawniają potrójny wzrost wagi wśród dzieci w wieku od 12 do 19 lat, począwszy od lat 1980. Obecnie jedna trzecia amerykańskiej młodzieży ma nadwagę lub jest otyła, a niemal 10 procent niemowląt i małych dzieci cechuje zatrważająco wysoka masa ciała. Dzieci otyłe, których wskaźnik masy ciała wynosi lub przewyższa 95% populacji w tym samym wieku i tej samej płci, są narażone w dzieciństwie na rozwój chorób, które niegdyś były zdominowane przez dorosłych: wysokie ciśnienie krwi, wysoki cholesterol oraz cukrzycę typu II. Wielu z nich jest napiętnowanych i cierpi z powodu niskiego poczucia własnej wartości, co prowadzi do depresji. Jeśli obecny trend się utrzyma, to niemal co trzecie dziecko urodzone po roku 2000 – i co drugie w grupie mniejszościowej – wykształci w swym życiu cukrzycę typu II, według American Diabetes Association.

Otyłość jest związana z atakami serca, ślepotą, amputacjami i chorobami nerek. Badanie opublikowane w ubiegłym miesiącu w Journal of the American Medical Association dowodzi, że otyłe dzieci są podwójnie narażone na przedwczesną śmierć niż dzieci z niższą wagą. Według statystyk rządowych obejmujących lata 2007-2008, które zostały opublikowane w marcu, poziom otyłości utrzymuje się na stabilnym poziomie przez ostatnie pięć lat. Ale nawet bez znacznych skoków w otyłości dzieci, skutki epidemii będą trwać przez dziesiątki lat.

Te dane statystyczne opierają się na pomiarach wzrostu i wagi u 5,700 dorosłych i 4,000 dzieci, w ramach sondażu przeprowadzanego przez Centers for Disease Control and Prevention co dwa lata. Wyniki dotyczące dorosłych, wykazujące, że 68 procent ma nadwagę, były praktycznie niezmienne od trzech lat. W większości grup wiekowych, czarnoskórzy dorośli charakteryzowali się najwyższym poziomem otyłości, po czym następowali Amerykanie pochodzenia latynoskiego i biali.

Wśród dzieci w wieku od 2 do 19 lat, 32 procent było otyłych, co utrzymywało się w większości na stałym poziomie. Ale niepokojące było to, był to najwyższy stopień otyłości. A procent wyjątkowo otyłych chłopców w wieku od 6 do 19 lat stale wzrastał, osiągając 15 procent w porównaniu z 9 procent w latach 1999-2000.

Naukowiec związany z CDC i autorka badania Cynthia Ogden stwierdza, że niezmniejszający się poziom otyłości rozczarowuje, a niepokojące jest to, że najbardziej otyli chłopcy wydają się jeszcze przybierać na wadze. Badanie nie miało na celu analizy przyczyn, ale Ogden wskazuje na napoje bezalkoholowe, gry wideo i bezczynność jako możliwe powody stanu rzeczy. „Nie możemy być z siebie zadowoleni. Ciągle mamy problem”, stwierdza Ogden.

Problem wybiega poza zmieszczenie się w dżinsy czy miejsce w samolocie, bowiem szacunkowy koszt otyłości w Stanach Zjednoczonych wynosi $147 miliardów. Kwestia otyłości zagraża nawet narodowemu bezpieczeństwu – bycie otyłym jest głównym powodem odrzucenia rekrutów. Nie tak dawno obwiniano za to brak osobistej siły woli. Obecnie otyłość jest uważana za zagrożenie zdrowia publicznego, żniwo toksycznego środowiska, zagrażającego dobru dzieci i ich przyszłości.

Nie jest to tylko problem Ameryki. Globalna otyłość opanowuje większość planety obejmując ponad 1 miliard otyłych lub posiadających nadwagę dorosłych. I jakkolwiek Stany Zjednoczone nie należą do najbardziej otyłych – Nauru, Micronesia i kilka innych krajów bije nas w tej kategorii, to znajdujemy się bardzo blisko niechlubnej czołówki. Urbanizacja, modernizacja, technologia i globalizacja rynków żywnościowych, które obejmują eksport Coke i hamburgerów, stworzyła kryzys o „proporcjach epidemii”, w określeniu World Health Organization.

Ale to właśnie Ameryka stała się przodującą na świecie maszynką produkcji tłuszczu. Tę pozycję osiągnęliśmy dzięki wielorakim innowacjom, z których niektóre miały na celu doskonalenie, a nie zdeprawowanie naszego stylu życia. Szybka żywność jest środkiem doraźnym dla głodnych, pracujących rodzin. Samochody i autobusy dostarczają dzieci do szkół szybciej niż spacer po chodniku. Dorastaliśmy przyzwyczajeni do światowego porządku szybkości i wygody.

Ale wraz z przetworzoną żywnością przyszły tłuszcz, cukier i kalorie. Mnóstwo kalorii. Kiedy w latach 1950. powstał McDonald’s, napój gazowany ważył siedem uncji, według badania przeprowadzonego przez Journal of the American Dietetic Association. Obecnie, 7-Eleven oferuje 44-uncjowy kolos – Super Big Gulp, który ma swój własny klub fanów na Facebook. Specjalność Burger King’s – Whooper zawiera niemal 700 kalorii. A badania dowodzą, że im więcej nam się oferuje, tym więcej jemy.

Wysokokaloryczna, mało-odżywcza żywność jest wszechobecna – na stacjach benzynowych, lotniskach, w szkołach, gdzie ma to znaczenie dla dzieci. The National School Lunch Program, przekształcony w prawo przez prezydenta Harry’ego Trumana, został stworzony dla głodnych dzieci, które potrzebowały dodatkowych kalorii. Obecnie obsługuje 31 miliony dzieci, z których większość ich nie potrzebuje. Posiłki szkolne, które są subsydiowane przez rząd, podlegają standardom żywieniowym, ale nie zawsze przekłada się to na jabłka i ogórki. Niemal 44 procent szkół nie oferuje codziennie żadnych świeżych owoców czy surowych warzyw.

Dzieci uzupełniają, a czasami zastępują, swe posiłki „żywnością konkurencyjną”. Automaty z żywnością funkcjonują w 17% szkół podstawowych, w 82% gimnazjów i 97% szkół średnich. Większość stanów ma niezwykle słabe standardy lub żadnych, jeśli chodzi o żywność konkurencyjną, informuje Margo Wootan, dyrektor polityki żywnościowej w Center for Science in the Public Interest. Mary Story, dyrektor Robert Wood Johnson Foundation’s Healthy Eating Research, zadaje proste pytanie: jeśli przeciętny dzień szkolny ma jedynie sześć godzin, dlaczego w ogóle sprzedawać przekąski? Jeśli mają być oferowane, to powinny pochodzić z grupy, której dzieciom brakuje w obecnej diecie: owoców, warzyw, niskotłuszczowego i beztłuszczowego nabiału, i żywności pełnoziarnistej.

Kalorie to nie wszystko. Ćwiczenia były zwykle nieodłączną częścią dnia szkolnego, a obecnie dla zbyt wielu dzieci są jedynie elitarnym przywilejem. Szkoły, które są skoncentrowane na standardach nauki napędzanych przez faworyzującą czytanie i matematykę ustawę No Child Left Behind, nie mogą sobie pozwolić finansowo i akademicko na oferowanie wychowania fizycznego, nawet jeśli badania wykazują, że aktywność fizyczna poprawia wyniki akademickie. Minister zdrowia zaleca dla dzieci przynajmniej 60 minut umiarkowanej aktywności fizycznej dziennie przez większość dni w tygodniu, tymczasem dwie trzecie uczniów szkoły średniej nie ma na to czasu. Zbyt wiele chłopców i dziewcząt zajmuje się zamiast tego elektroniką: dzieci w wieku od 8 do 18 poświęcają średnio siedem i pół godzin dziennie na telewizję, gry wideo i komputer.

Nie służą nam również nasze przedmiejskie plany architektoniczne, będące pod wpływem starych praw regulujących podział na strefy. Jeszcze sto lat temu okolice mieszkalne były oddzielone od dzielnic pracy w celu zaoszczędzenia ludziom wdychania sadzy. Tymczasem obecnie „jazda na rowerze i spacery zostały systematycznie usunięte z życia”, komentuje Jim Sallis, dyrektor programu RWJF’s Active Living Research.

Świadomy, że ma problem w relacjach ze społeczeństwem, przemysł żywnościowy podejmuje kroki mające wykazać, że może być częścią rozwiązania problemu, bez pomocy ze strony regulacji rządowych. „Zmieniliśmy przepisy ponad 10,000 produktów w celu ograniczenia tłuszczu, kalorii, cukru i sodu”, twierdzi Scott Faber z Grocery Manufacturers Association. Sałaty są teraz rutynowo oferowane w sieciach szybkiej żywności; KFC wprowadziło grylowanego kurczaka w ubiegłym roku (jedno grylowane skrzydełko – 80 kalorii, jedno smażone – 190). Coke wprowadziła na rynek 7.5 uncjową puszkę w grudniu. A przemysł napojowy zastąpił wysokokaloryczne napoje bezalkoholowe niskokalorycznymi, bardziej pożywnymi opcjami w szkołach, co zredukowało kalorie o 88% począwszy od roku 2004.

Ale te wysołki ciągle mają na celu zdrową konkurencję, a nie zdrowe żywienie. Paczuszka czipsów Doritos czy ciastek Oreos o wartości 100 kalorii stanowi próbę połączenia obu programów i jakkolwiek niektórzy pediatrzy chwalą ten produkt, mniej kalorii to dobra rzecz, to puryści tacy jak doktor Sarah Armstrong, pediatra z Duke University Medical Center, zachęca pacjentów do podejmowania lepszych wyborów, nie tylko jedzenia mniejszych ilości niezdrowych rzeczy. Tak jak napoje gazowane, które oszczędzają na kaloriach, ale są dalekie od pożywności.

Rzecznicy zdrowia publicznego stają do walki z Wielką Żywnością, podobnie jak ich poprzednicy z Wielkim Tytoniem. Doktor David Kessler, były szef FDA, dowodzi, że utuczenie Ameryki nastąpiło umyślnie w miarę jak kompanie żywnościowe celowo wytwarzały nieodparte koktajle z cukru, tłuszczu i soli. Wysiłki producentów w celu ulepszenia towarów nie przekonują Kelly Brownwell, szefa Rudd Center for Food Policy and Obesity z Yale University. „ Kraj zwykle obdarza przemysł żywnościowy przywilejem wątpliwości”, stwierdza. „Przemysł twierdzi, że nie musi być regulowany prawnie, że może pilnować się samodzielnie. Przemysł tytoniowy wykorzystywał to niszcząc niewiadomo ile istnień ludzkich w konsekwencji tego przyzwolenia. Oczekiwanie że przemysł żywnościowy będzie inny byłoby myśleniem życzeniowym.”

Zwłaszcza, że chwalebne wysiłki są połączone ze zwodniczymi informacjami. W bieżącym miesiącu komisarz FDA, Margaret Hamburg przesłała list otwarty do przemysłu żywnościowego przywołując przykłady naruszenia etykietowania żywności, wprowadzającego konsumentów w błąd. Na przykład, niektóre gatunki tarty z kremem kokosowym, filety rybne i produkowany z organicznych warzyw tłuszcz do pieczenia są promowane jako nie posiadające tłuszczów nienasyconych, ale nie ujawniono, że mają wysoki poziom tłuszczów nasyconych i ogólną zawartość tłuszczów.

Do tego wszystkiego dochodzi szalejący marketing. Skierowana na dzieci reklama żywności i napojów stanowi przedsięwzięcie rzędu $1.6 miliarda rocznie. Rodzice i dzieci są ciągle atakowani reklamą. Najmniej odżywcze płatki śniadaniowe należą do najbardziej agresywnie i często reklamowanych dzieciom, według badania przeprowadzonego ostatnio przez Yale. „Myślę, że przesadą jest stwierdzenie, że pierwsza poprawka gwarantuje prawo wytwórcy płatków śniadaniowych do reklamy cukrowego produktu śniadaniowego wobec pięciolatków”, stwierdza doktor David Ludwig z Harvard University. „Tego typu praktyki domagają się regulacji.”

Być może nie byłoby od rzeczy zaadoptowanie bardziej europejskiego podejścia w większym stopniu przyzwalającego na wtrącanie się rządu, który zachęca do zdrowszych zachowań. Szwecja i Norwegia zabraniają jakiejkolwiek reklamy wobec dzieci młodszych niż 12 lat w czasie komercyjnych programów telewizyjnych. Francuzi usunęli ponad 22,000 automatów z żywnością ze szkół i zastąpili je wodotryskami z wodą pitną. Dania wprowadziła zakaz nienasyconych kwasów tłuszczowych w roku 2003 i planuje wprowadzenie podatku na tłuszcze nasycone w roku obecnym. Miasto Nowy Jork rozpoczęło swą własną lokalną rewolucję w Stanach Zjednoczonych. Szef miejskiego Departamentu Zdrowia, doktor Tom Frieden wprowadził zakaz tłuszczów nienasyconych i zmusił do ujawniania kalorii w restauracyjnych zestawach potraw. Nie jest jasne, czy zmieni to nawyki żywieniowe, ale nowe badanie przeprowadzone w Seattle dowodzi, że rodzice wybiorą posiłki zawierające mniej niż 100 kalorii dla swych dzieci, jeśli zobaczą informację dotyczącą zawartości kalorycznej. Podejście Friedena zwróciło uwagę Obamy: wybrał go na szefa CDC.

Obecnie Frieden wraz z grupą wyznającą podobny pogląd popierają podatek na napoje cukrowane. Według doktora Kelly Brownwella kalkulacja ta powinna wyglądać następująco: 1 cent za uncję napoju gazowanego może zredukować konsumpcję o 23 procent, co ostatecznie zaoszczędzi $50 miliardów w wydatkach na opiekę zdrowotną w ciągu najbliższych 10 lat. Kontrowersyjny federalny podatek od napojów bezalkoholowych był uważany za sposób sfinansowania reformy służby zdrowia. Jeszcze w ubiegłym roku wypowiadał się o nim pozytywnie prezydent Obama. Ale koalicja zorganizowana przez przemysł napojowy wydała miliony dolarów na lobbing przeciwko temu, dowodząc, że obciążałoby to pracujące rodziny. W obawie przed „policją żywnościową” pomysł ten nie zyskał akceptacji. Wydaje sie jednak, że zyskuje lokalną aprobatę, bowiem kilka stanów wprowadziło przepisy podatkowe od napojów gazowanych, a burmistrz Nowego Jorku stwierdził, że „jest sensowne” by w ten sposób zwiększyć dochód stanowy.

Doktor Ludwig jest również zdania, że podatek tego typu równoważyłby subsydia rządu na towary takie jak kukurydza i soja. Wysokocukrowy syrop kukurydziany, zsyntetyzowany z kukurydzy, jest głównym składnikiem w wielu słodzonych napojach i przekąskach. „Posiadamy tanie warunki kaloryczne, a wiele z tych kalorii pochodzi z dodatków tłuszczowych i cukrowych”, informuje doktor David Wallinga z Institute for Agriculture and Trade Policy w Minnesocie. „Nie posiadamy jednak przepisów zachęcających do produkcji owoców i warzyw i innej zdrowej żywności.”

Cena posiada również pewną kontrolę nad gruczołem ślinowym: nowe badanie Uniwersytetu Północnej Karoliny w Chapel Hills, które śledziło uczestników przez ponad 20 lat, dowodzi, że młodzież je mniej pizzy i pije mniej napojów gazowanych w miarę jak rośnie ich koszt. A dobrą wiadomością jest to, że ich waga i ryzyko zapadnięcia na cukrzycę spada.

By zmienić nawyki żywieniowe potrzeba zmiany całej kultury jedzenia, a rozpocząć trzeba od edukacji dotyczącej wartości odżywczych. Pokazanie dzieciom piramidy żywnościowej jest dobre, ale nie wystarczy. Muszą się one nauczyć jakie artykuły wybierać w kolejce po lunch, a ktoś musi im pokazać jak wygląda talerz kolorowej i pożywnej żywności. Szkoły powinny otrzymać subsydia w celu naprawy niesprawnych piekarników, kupna mikserów i barów sałatkowych, tak by obsługujący je pracownicy mogli robić coś więcej niż tylko podgrzać przetworzoną żywność.

To jednak przede wszystkim rodziny muszą zmienić sposób jedzenia. Odgrzewanie przetworzonej żywności w kuchenkach mikrofalowych stanowi obecnie niechlubny standard żywienia. Przygotowanie obiadu wymaga wprawdzie jedynie 3 minut, ale skutki tego są niepowetowane. Edukacja na temat jak przyrządzać zdrowe posiłki może być zadaniem dla specjalistów od żywienia i organizacji społecznych, ale nie będzie skuteczna, jeśli wszędzie, od centrów sklepowych po lokalne piekarnie, otaczać nas będzie żywność przetworzona. Subsydia rządowe i polityka podatkowa może przyczynić się do zmiany. Ale to, co jemy, zależy przecież od nas samych. Decyzja o kupnie mięsa zamiast mrożonek do podgrzania, warzyw i owoców zamiast gotowych koktajli, nic nas nie kosztuje i wiąże się jedynie z odrobiną więcej czasu. Zmiana tego co i jak jemy może nastąpić choćby dziś, w naszym domu, na naszym własnym talerzu. A tyle właśnie potrzeba by zmienić wszechogarniającą nas kulturę otyłości.

Na podst. „Newswek” oprac. E.Z.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor