Tak przynajmniej uważa gubernator, Patrick Quinn. Według niego jest to jedyny sposób na zmniejszenie deficytu budżetowego i uniknięcie poważnych cięć wydatków na edukację.
Quinn wciąż wierzy, że legislatorzy zgodzą się na podwyżkę indywidualnego i biznesowego podatku dochodowego, mimo, że coraz większa ich liczba zaczyna poszukiwać rozwiązań alternatywnych. On sam przekonany jest, iż takich nie ma.
„Spodziewam się pozytywnego głosowania w tej sprawie – powiedział kilka dni temu gubernator – W innym przypadku będą musieli wytłumaczyć swym wyborcom dlaczego występują przeciw szkołom nie zapewniając im odpowiednich funduszy”.
Chodzi o planowany budżet, w którym nie wspomina się o podwyżce podatku, ale w zamian proponuje się 1.3 mld. dolarów mniej na edukację.
Niezależna od planowanego budżetu podwyżka miałaby uchronić szkoły przed oszczędnościami, choć wiązałaby się z podniesieniem indywidualnego podatku dochodowego na 4 proc., a biznesowego na 5.8 proc.
1% to teoretycznie niedużo, jednak dla większości podatników są to setki dolarów.
Jeśli ktoś na przykład zarabia w tej chwili rocznie $30,000 i płaci z tego $900 stanowego podatku, to po podwyżce płaciłby $1,200.
Przewodniczący stanowej Izby Reprezentantów, Michael Madigan, pochwalił Quinna za odwagę ale stwierdził, że proszenie o podwyżkę wcale nie oznacza, iż ją dostanie.
„Mieszkańcy Illinois nie chcą podwyżki – mówi Madigan – Mają problemy ze znalezieniem pracy, brakuje im pieniędzy. Można podziwiać gubernatora za nawoływanie do zmian w tak trudnych czasach i przekonywanie, że powinniśmy podnieść podatki dla dobra stanu. Nie oznacza to jednak, że tak się stanie”.
Podobną opinię wyraża coraz większa liczba demokratycznych polityków. Część z nich zaczyna podzielać pogląd republikanów sprzeciwiających się podwyżce do czasu ograniczenia wydatków stanu we wszystkich niemal departamentach.
Bill Brady, republikański przeciwnik Quinna w nadchodzących, jesiennych wyborach, od początku jest przeciwnikiem podwyżki. Nie zaproponował jednak do tej pory żadnego alternatywnego rozwiązania potwierdzając w pewnym sensie twierdzenie obecnego gubernatora, że jest to jedyny sposób naprawy obecnej sytuacji.
Na razie Pat Quinn planuje pożyczenie pieniędzy na spłatę dotychczasowych długów, co często stosowane było w przeszłości. Nigdy jednak stan Illinois nie miał jeszcze tak słabej punktacji u kredytodawców. W tej chwili gorsze od nas notowania w całym kraju ma jedynie Kalifornia.
Gubernator planuje pożyczkę w wysokości prawie 5 miliardów. Poszukuje najniższego oprocentowania i najdogodniejszego planu spłat. Coraz częściej zadawane pytanie brzmi; Gdzie, przy naszej wydolności kredytowej, można pożyczyć taką sumę?
Na to pytanie na razie nikt nie potrafi udzielić odpowiedzi, a powinna ona pojawić się jak najszybciej.
Zadłużenie wobec różnych instytucji i własnych departamentów sięga wielu miesięcy. Cierpią z tego powodu nie tylko szkoły, czy organizacje opieki społecznej, ale również sami legislatorzy, którzy nie otrzymują pieniędzy na prowadzenie wynajętych biur.
Właściciele budynków, w których ulokowane zostały poszczególne biura stanowych polityków zaczynają przygotowywać pisma dotyczące zaległych rachunków.
Wiadomo o co najmniej pięciu takich przypadkach – donosi Chicago Tribune.
Odpowiedzialny za rachunki stan Illinois nie płaci od kilku miesięcy nie tylko za wynajem pomieszczeń, ale również większości rachunków swoich senatorów.
Sen. John Jones, republikanin reprezentujący Mount Vernon, otrzymał już kilka ponagleń od agencji zajmujących się ściąganiem zaległych należności z pytaniami o zaległe rachunki za prąd i telefon. W kilku przypadkach zaległości przekroczyły już 12,000 dolarów. Jeśli nie zostaną w najbliższym czasie uregulowane politykom grozi nakaz opuszczenia zajmowanych pomieszczeń.