O tym, że kryzys wciąż trwa przekonują nas informacje docierające za pośrednictwem mediów. Nie chodzi wcale o wyniki giełdowe, wysokość bezrobocia, czy statystyki dochodów firm. Świadczą o tym drobne, codzienne przykłady, z których dowiadujemy się, że od pieniędzy ważniejsza jest strawa...
W Charlotte, mieście położonym w Północnej Karolinie, trzech mężczyzn podjechało do okienka dla zmotoryzowanych w restauracji Taco Bell. Jeden wyciągnął pistolet, drugi ręce, a trzeci poprosił o posiłek.
Obsługujący okienko chłopak nawet nie próbował przekonywać do wzięcia w zamian pieniędzy, tylko szybko wydał im kilka kawałków ciasta z jabłkami. Napastnicy, najwyraźniej zadowoleni z napadu, odjechali w nieznane...
Inny przykład pochodzi z Hillsdale w New Jersey, również sprzed kilku dni. Do jednej z lokalnych restauracji ktoś włamał się w nocy. Wyjął z lodówki kurczaka, usmażył go i zjadł z ugotowanym osobno ryżem. Pogardził leżącymi na wierzchu $200 i zostawiając bałagan w kuchni opuścił lokal.
Do tego, że wciąż panuje kryzys, mało tego, pogłębia się, przekonują mnie bardziej takie właśnie historie, a nie informacja, że jakiś stan stoi na skraju bankructwa i bezrobocie w nim przekroczyło 11 proc...
W niedzielę otrzymaliśmy w prezencie reformę systemu opieki zdrowotnej, choć wydaje mi się, że nie jest to zbyt precyzyjne określenie ustawy, którą podpisał prezydent. Odpowiednią nazwę znajdziemy, na razie zastanówmy się, co właściwie się zmieni. Osób, które potrafiłyby wyczerpująco odpowiedzieć na to pytanie jest w całym kraju kilkanaście. Nie mamy z nimi bezpośredniego kontaktu, więc pozostaje nam zgadywanie i wiara w to, co jest nam podane w wielkich skrótach. Na dokładne przeglądnięcie wszystkich zapisów potrzeba będzie nieco czasu, jednak na razie chyba nie ma potrzeby, by to czynić.
W 24 godziny po złożeniu prezydenckiego podpisu na ostatniej stronie, debaty zaczęły się od nowa. Już mamy kilkaset poprawek, propozycji zmian. Zanim wszyscy się dogadają, uzgodnią wspólne punkty i wycisną dla siebie, co tylko możliwe, treść podpisanego właśnie dokumentu zmieni się wielokrotnie.
Wszyscy zauważyli, że chyba po raz pierwszy w historii nastąpił tak zdecydowany podział. Żaden, ani jeden z republikańskich Kongresmenów nie poparł ustawy. Porównywana jest ona do historycznego wydarzenia, jakim było wprowadzeni Social Security i Medicare. Jednak te dwa programy, mimo kontrowersji, zatwierdzone zostały w końcu wspólnie przez obydwie partie. Gdyby kilku... no choćby jeden republikanin się wyłamał i poparł reformę, byłoby łatwiej dokonywać porównań i nazywać to wydarzenie historycznym. Skoro jednak używamy już tego słowa, to warto pamiętać, że historyczny wcale nie musi oznaczać dobry. Na życzenie podaję przykłady z przeszłości.
Podobnie jak większość mieszkańców tego kraju jestem zwolennikiem zmian w tzw. opiece medycznej oraz, a może przede wszystkim w systemie ubezpieczeń zdrowotnych. Nawet lekarze przyznają, że są, a właściwie były konieczne. Boją się wprawdzie utraty części zarobków, ale to akurat mnie nie martwi. Wielu przedstawicieli tego szanowanego i bardzo potrzebnego zawodu zapowiadało niedawno, iż w przypadku podpisania reformy zrezygnują z pracy. Może byłoby to z korzyścią dla nas? Zostaliby z nami poważni, dojrzali fachowcy, którzy nie posługują się idiotycznymi argumentami.
Kilka punktów reformy cieszy mnie. Zlikwidowanie ograniczeń w finansowaniu leczenia, zakaz odrzucania przez ubezpieczenie ze względu na wcześniejsze lub pojawiające się nagle choroby, zniżki podatkowe dla rodzin adoptujących dzieci, etc.
Martwi mnie zagrożony karą obowiązek posiadania polisy, nawet tej najtańszej i wciąż istniejące bariery w zakupie ubezpieczenia w innym stanie.
Każdy z nas ma, albo za chwilę będzie miał na ten temat własne zdanie. Na dyskusje przyjdzie jeszcze czas. Może za kilka dni lub tygodni rozmowy przybiorą jakąś ludzką formę, bo to, co dzieje się w tej chwili zawstydziłoby nawet pacjentów przychodni leczącej zaburzenia psychiczne. W końcu to podobno cywilizowany kraj, choć na taki od kilku tygodni nie wygląda.
Tak jak wspomniałem, podoba mi się kilka rozwiązań. Boje się jednak, że niektórzy, zwłaszcza właściciele niewielkich firm zaczną wykorzystywać ją do własnych celów. Może łatwiej i prościej będzie zapłacić roczną karę za brak oferty ubezpieczeniowej dla pracowników, niż targować się o ich stawki? Dla niektórych może to być opłacalne. Dla pracowników będzie to kolejny cios.
Może niektóre firmy zwolnią część pracowników tak, by znaleźć się w grupie wolnej od nakazu oferowania ubezpieczeń i w ten sposób zaoszczędzą w ogólnym rozrachunku? Mam nadzieję, że właściciele firm pamiętają jednak o starym powiedzeniu: Dobry i produktywny pracownik, to szczęśliwy i zadowolony pracownik. Zobaczymy....
Oczywiście temat reformy nie zakończył się, pojawiła się jedynie szansa na poruszenie innych. W kolejce czekają: ekonomia, sprawy zagraniczne, imigracja.
Wszystkie związane są z pieniędzmi.
Pomysł nie jest mój, ale powtórzę. Gdyby zalegalizować pobyt kilkunastu milionów nieudokumentowanych, płacących podatki, przestrzegających prawa imigrantów i w ramach kary za dotychczasowy pobyt kazać im zapłacić po, na przykład $2000 grzywny, to wiele problemów finansowych zostałoby rozwiązanych.
Oczywiście na reformę opieki medycznej byłoby za mało, ale zadłużenie budżetowe kilku stanów, w tym np. Illinois, przestałoby istnieć.
Niektórzy podejrzewają, że kryzys, który jest obecnie największa przeszkodą w przeprowadzeniu reformy imigracyjnej, może jednocześnie być największym jej sprzymierzeńcem. Taki mały paradoks.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak