----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

22 kwietnia 2010

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Każdy z nas zwykle wyrywa się, by coś powiedzieć. Czekamy na przerwę w opowieści drugiej osoby, by tylko wtrącić kilka własnych słów.

Tym razem było inaczej. Wszyscy milczeliśmy przez kilkanaście dni. Z różnych powodów. Jedni głęboko i szczerze przeżywali tragedię, inni nie znajdywali słów, by wyrazić swoje emocje. Byli też tacy, którzy chcieli rozmawiać, ale w inny sposób, niekoniecznie akceptowany przez pozostałych, więc również milczeli.

Każdy miał prawo do takiego zachowania, jakie uznał za najbardziej stosowne. Oczywiście zdarzały się wyjątki.

Myślę, że nauczyliśmy się przez te dni wiele o nas samych. Poznaliśmy nasze mocne oraz słabe strony i nie mówię teraz o poszczególnych jednostkach, ale grupie. Niestety, wbrew oczekiwaniom nie zmieniamy się chyba wystarczająco szybko. Wciąż jesteśmy zbyt niecierpliwi i, nie ma co ukrywać, nieco podzieleni.

Niedawna tragedia nie wpłynie na nas znacząco. Chyba nie... Wyrażamy często taką nadzieję, ale powiedzmy sobie szczerze, że krzyki i wskazywanie palcami jeszcze podczas żałoby nie napawały optymizmem. Zwykłe, codzienne tematy powróciły szybciej, niż się można było spodziewać. Wcale w obliczu tragedii nie złagodnieliśmy, na pewno nie złagodnieli reprezentujący nas politycy. Nie możemy mieć o to do nikogo pretensji, tak jak nie możemy z oburzeniem wskazywać palcem osób wykazujących w ostatnich dniach nieco bardziej pragmatyczne podejście do życia. Tak, jak wspomniałem, każdy czyni wszystko na swój sposób.

Na pytania, odpowiedzi, oceny i wnioski nadejdzie jeszcze czas. Prawdopodobnie szybciej, niż się spodziewamy.

Czas, którego prawdziwej wartości, niestety, nie znamy, a może nie potrafimy docenić, biegnie do przodu. Każdego dnia naszej planecie przybywa 200 tysięcy nowych mieszkańców. To około 6 milionów miesięcznie. Rocznie przybywa nam więc 72 miliony sąsiadów. Trudno w to uwierzyć, ale to fakt.

Co zaskakujące, świat ma kłopoty ze znalezieniem dla niektórych z nich miejsca do życia. Znajdują więc go sami. W swych poszukiwaniach kierują się najczęściej prostymi potrzebami: dach nad głową, praca, a co za tym idzie posiłek każdego dnia. Niektórzy poszukują bezpieczeństwa, ochrony i spokoju. Ludzie ci określani są imigrantami.

Stany Zjednoczone należą do krajów o wysokim przyroście naturalnym. Znacznie wyższym, niż inne kraje rozwinięte, cała Europa, Rosja, czy Chiny. Oprócz rdzennych Indian każdy mieszkaniec tego kraju pochodzi z innej części świata. Jeśli nie on, to jego rodzice, dziadkowie lub pradziadkowie. Prawdą jest, że wszyscy jesteśmy tu imigrantami, choć coraz częściej o tym zapominamy.

Kilka dni temu policjanci w Arizonie otrzymali zezwolenie na kontrolę dokumentów pobytowych wszystkich, którzy nie wyglądają na obywateli. Trudno w tej chwili powiedzieć, czym się oni będą kierować zatrzymując podejrzane o nielegalny pobyt osoby, można sie jednak domyślać, że albo prawo to zostanie bardzo szybko cofnięte, albo tamtejsze sądy będą miały bardzo dużo pracy z oskarżeniami o dyskryminację.

Dla wielu osób, włączając w to mnie, jest to bardzo znaczące wydarzenie. Na razie trudno jeszcze ocenić jego wagę, jednak konsekwencje już teraz można przewidzieć.

Kraj ten zmienia się znacznie szybciej, niż byśmy tego oczekiwali. Kto wcześniej słyszał, by neonaziści protestowali w centrum Los Angeles przeciwko nielegalnym imigrantom powiewając flagami ze swastyką i unosząc ramiona w znienawidzonym przez większość świata pozdrowieniu? Usłyszeli wszyscy kilka dni temu.

Jedno tylko jeszcze nie jest pewne. Obecna tam policja miała chronić protestujących przed mieszkańcami L.A, którzy w 75% składają się z imigrantów, czy też ewentualnych widzów przed zapędami neonazistów. Władze milczą w tej sprawie.

Atmosfera wokół imigrantów jest zła. Bardzo zła. Wszelkie zapowiedzi dotyczące ewentualnej reformy możemy między bajki włożyć, bo nie ma w tym kraju w tej chwili polityka, który odważyłby się dać cokolwiek imigrantom. Zwłaszcza nielegalnym. Prezydent też może uśmiechać się do różnych organizacji i spotykać, przemawiać, obiecywać...nie wierzę.

Jeśli cokolwiek w sprawie nieudokumentowanych mieszkańców tego kraju zdarzy się, na pewno będzie to na ich niekorzyść. Może więc lepiej jeszcze chwile poczekać?

Z drugiej strony przypominam sobie rozmowę z rdzennym Amerykaninem sprzed kilku lat. Nie, nie był to Indianin, ale określenie takie stosuje się już teraz do np.: Irlandczyków mieszkających w USA od trzech pokoleń.

Człowiek ten nie zapomniał o swoich korzeniach, sprzyjał ewentualnym zmianom prawa pozwalającym na uregulowanie pobytu, a nawet w miarę możliwości w tym pomagał. Prosił jednak, by zrozumieć, że określenie „kraj imigrantów” nie może funkcjonować wiecznie. Kiedyś przychodzi kres, nasycenie i równowaga, głównie za sprawą właśnie wysokiego przyrostu naturalnego, o którym wspominałem wcześniej. Według niego moment ten właśnie nadszedł. Przykro mu tylko było, że tak wiele osób w tak nieładny sposób wyraża swoje opinie. Wierzył jednak, że w końcu znajdzie się rozwiązanie.

Cóż, słuchałem i na końcu kiwnąłem głową. Nie oznaczało to, że się z nim w pełni zgadzam, a jedynie, że rozumiem jego punkt widzenia. To było kilka lat temu.

W tej chwili wystarczy popatrzeć na wyniki badań opinii publicznej, by wiedzieć, w jaką stronę podążą wszelkie prace ustawodawcze. Nie trzeba być jasnowidzem. Oto kilka przykładów:

Czy uważasz, że rząd federalny robi wystarczająco dużo, by chronić kraj przed napływem nielegalnych imigrantów? Tak – 23%, Nie – 74% (Washington Post, 21-24 kwietnia).

Czy legalna imigracja do USA powinna być: ograniczona, zwiększona, utrzymana na obecnym poziomie? Ograniczona – 41%, Zwiększona – 16%, Utrzymana – 35% (CBS News/New York Times, 5-12 kwietnia).

Warto jeszcze przypomnieć, że w 2008 r. aż 52% pytanych popierało budowę 700 milowego muru na granicy z Meksykiem. Dziś liczba ta jest znacznie wyższa.

Dlatego nie traktujmy tego, co wydarzyło się w Arizonie jako ciekawostki informacyjnej, a raczej jako zapowiedź tego, co niedługo może mieć miejsce w innych częściach kraju.

Mam tylko nadzieję, że podstawą do okazywania dokumentów pobytowych nie będzie akcent słyszalny w czasie zakupów w sklepie lub wywieszenie innej, niż amerykańska, flagi przed domem lub na samochodzie. Bo tego właśnie niektórzy już się boją. Nie tylko w Arizonie.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com

 

 

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor