----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

22 kwietnia 2010

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Katastrofa samolotu rządowegoTU-154M pod Smoleńskiem jest wydarzeniem wykraczającym poza ramy racjonalnej analizy. Skala tragedii jest wprost niewyobrażalna. Jednak dotarcie do przyczyn wypadku i wprowadzenie w życie wynikających ze śledztwa wniosków ma zasadnicze znaczenie zarówno dla funkcjonowania państwa polskiego, jak i stanu świadomości narodowej.

W konsekwencji niewytłumaczalnej tragedii umysł ludzki w naturalny sposób poszukuje odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Symbolika zarówno miejsca wypadku, jak i jego skala, pod nieobecność rzetelnych analiz pozostających w gestii obcego państwa, sprawia, że do głosu dochodzą teorie konspiracyjne, niezweryfikowane pogłoski i domniemania dotyczące tej katastrofy lotniczej, najtragiczniejszej nie tylko w dziejach lotnictwa polskiego, ale także Rzeczypospolitej. U podstaw wypadku, jak i jego irracjonalnych interpretacji leżą jednak twarde fakty.

Oficjalne śledztwo prowadzi rosyjska prokuratura i to ona dysponuje wszelkimi dowodami rzeczowymi – informuje prokurator generalny Andrzej Seremet. Organy polskiej prokuratury prowadzą odrębne śledztwo. Wojskowa prokuratura wystąpiła z trzema wnioskami do prokuratury rosyjskiej w celu ustalenia wszystkich istotnych dowodów, informuje. Strona rosyjska udostępniła polskim prokuratorom materiały sprawy, umożliwiła udział w przesłuchaniu świadków, personelu odpowiedzialnego za kierowanie lotami oraz naocznego świadka katastrofy, a także umożliwiono stronie polskiej zadawanie pytań. W Smoleńsku pracowało łącznie czterech prokuratorów wojskowych, pięciu funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej i trzech funkcjonariuszy ABW.

Prokuratura polska koncentruje się w obecnie na zbieraniu i zabezpieczaniu dowodów. Zebrano próbki paliwa, zabezpieczono instrukcje i zakresy obowiązków osób funkcyjnych. Przesłuchano 50 osób z obsługi technicznej, pracowników portu lotniczego, pracowników Biura Ochrony Rządu, trwają przesłuchania świadków. Jak poinformowano na konferencji prasowej, za kilka dni ma się skończyć prowadzona w Polsce analiza polskiego rejestratora lotu TU-154M, tak zwanej trzeciej czarnej skrzynki. Pułkownik Zbigniew Drozdowski z komisji badania wypadków lotniczych MON wyjaśnił, że bierze się pod uwagę wszystkie założone wersje przyczyn katastrofy, z których żadna nie jest dominująca, ani też żadna nie jest odrzucana.

Jak głosi komunikat Ministerstwa Obrony Narodowej badanie katastrofy samolotu TU-154M jest obecnie na etapie wstępnym. Obejmuje on między innymi zabezpieczenie miejsca wypadku i dokumentów oraz powołanie przez szefa MON Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWL LP), której przewodniczy pułkownik rezerwy Edmund Klich. Resort stwierdza, że komisja rozpoczęła działania z zakresu drugiego etapu badania – między innymi badanie miejsca wypadku i szczątków, przesłuchanie świadków, odsłuchanie rejestratorów i korespondencji radiowej. MON informuje, że zakończenie tych czynności powinno nastąpić w przeciągu kilku tygodni, także z powodu tego, że dowody znajdują się poza granicami kraju. Drugi etap, tak zwany dowodowy, zajmie kolejne 2 -3 tygodnie, wskazuje resort. W jego ramach zostaną wykonane ekspertyzy i eksperymenty oraz obliczenia lotu, a etap ten zakończy się postawieniem hipotez przyczyn wypadku. Etap trzeci, będący czasem ostatecznego wnioskowania wieńczonym określeniem przyczyn wypadku, niedociągnięć oraz zaleceń profilaktycznych, może trwać od kilku dni do kilku miesięcy. Ostatni etap polegający na opracowaniu dokumentów końcowych badania zdarzenia, może potrwać kolejne 2-3 tygodnie.

W opublikowanym komunikacie resort podkreśla, że pełne i rzetelne wyjaśnienie przyczyn katastrofy samolotu rządowego pod Smoleńskiem wymaga przeprowadzenia kompletnej procedury badania. Upublicznienie obecnie hipotez opartych na niezweryfikowanych pogłoskach i domniemaniach dotyczących taj katastrofy, byłoby nie tylko nieodpowiedzialnością, ale mogłoby naruszać cześć osób poległych, informuje resort. Komunikat przypomina także, że prezydent Rosji powołał Międzynarodową Komisję Lotniczą do zbadania tego wypadku, pod przewodnictwem Tatiany Anodinej, w której składzie są akredytowani członkowie KBWL LP.

Ze wstępnych ustaleń wynika, że samolot TU-154 przewożący m. in. prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego wraz z małżonką, rozbił się na wysokości około 350-500 metrów od początku pasa startowego. Samolot przypuszczalnie zahaczył lewym skrzydłem o drzewo lub o maszt naprowadzający przy próbie lądowania we mgle.

Na miejscu katastrofy zakończyło się już wykonywanie czynności procesowych, a zebrane szczątki samolotu zostały przetransportowane na płytę lotniska Siewiernyj w Smoleńsku, gdzie ułożono je w skali rzeczywistej. Prace nad szczątkami samolotu podjęła podkomisja techniczna Międzynarodowej Komisji Lotniczej.

Niemałe kontrowersje wywołała rewelacja „dziennika Gazety Prawnej” o tym, że prokuratorzy odsłuchujący nagrania zarejestrowane przez czarne skrzynki mieli usłyszeć „krzyki przerażenia i bólu” pasażerów. Dziennik powołał się na „jednego z wojskowych prokuratorów”. Gazeta cytując swego anonimowego informatora napisała: „”W kilkudziesięciu ostatnich sekundach nagrania rejestrator z kokpitu nagrał rosnący szmer z przedziałów pasażerskich. Aż w końcu usłyszeliśmy nieludzki krzyk przerażenia i bólu”.

Te rewelacje prasowe nie zostały jednak potwierdzone przez prokuraturę, która radzi, by wstrzymać się ze spekulacjami”, przynajmniej do czasu powrotu z Rosji naczelnego prokuratora wojskowego, pułkownika Krzysztofa Parulskiego. Pułkownik Rzepa, znajdujący się w Moskwie, nie potwierdza tych informacji. Wyjaśnia on, że czarne skrzynki to dwa rejestratory, z których jeden zapisuje parametry lotu, a drugi rozmowy w kokpicie pilotów. Jak zaznaczył, cały czas trwa analiza zapisów z czarnych skrzynek. W ubiegłym tygodniu prokurator generalny Andrzej Seremet informował prasę, że w kilku ostatnich sekundach „piloci wiedzieli, że się rozbiją” i zapowiedział, że zapis rozmów z czarnych skrzynek zostanie ujawniony, a nieupublicznione miały być jedynie „treści intymne”.

Niezależnie od oficjalnych komunikatów Ministerstwa Obrony Narodowej prasa rozpowszechnia analizy dotyczące nie tylko wypadku samolotu rządowego pod Smoleńskiem, ale czarnej serii wypadków polskiego lotnictwa, której kulminacją zdawała się być ostatnia tragedia. Wywiadu na ten temat udzielił prasie Tomasz Hypki, sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa. Jego zdaniem tragiczny wypadek polskiej maszyny pod Smoleńskiem jest kontynuacją trzech poprzednich, obejmujących pierwszą katastrofę w Mirosławcu, następną w Babich Dołach, w której zginęło kilku lotników w samolocie Bryza, a następnie fatalny wypadek pod Toruniem, gdzie zginął jeden członek załogi samolotu Mi 24. Oznacza to, że w polskim systemie szkolenia lotnictwa dzieją się rzeczy niedobre, komentuje Tomasz Hypki. „Trzeba z tego wyciągnąć daleko idące wnioski”, sugeruje.

Hypki wyraża opinię, że w obecnej sytuacji, w której tragedia potwierdziła niemożność zagwarantowania bezpieczeństwa tak wielu przedstawicielom polskiego rządu i nieumiejętność prawidłowego wyszkolenia załogi samolotu, zarządzający Ministerstwem Obrony Narodowej Bogdan Klich powinien podać się do dymisji. Sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa podsumowuje, że tragedia pod Smoleńskiej była niejako powtórzeniem katastrofy z początku 2008 roku, w której wypadkowi uległ samolot CASA. Przyjmując, że nie mamy jeszcze jasności co do szczegółów technicznych katastrofy pod Smoleńskiem, to do wspólnych elementów obu tragedii należały: źle wyposażone lotnisko, źle przygotowani ludzie naprowadzający samolot i załoga, która chyba nie zdawała sobie sprawy z tego w jak trudnej sytuacji się znalazła, fatalna pogoda i presja zarówno wysokich dowódców sił powietrznych w roku 2008, a obecnie najwyższych urzędników administracji państwowej.

Z katastrof poprzedzających katyńską nie wyciągnięto żadnych wniosków, nie zmieniono żadnych procedur, nie zrobiono nic by wypadek się nie powtórzył, oznajmia Hypki. Podkreśla fakt źle wyposażonego lotniska w Smoleńsku jako czynnik, który, jego zdaniem, przyczynił się do katastrofy. Na tak źle wyposażonych lotniskach, jak to w Smoleńsku, przyznaje Hypki, ląduje się przy dobrej pogodzie i dobrej widoczności. Lotnisko pod Smoleńskiej jest byłym lotniskiem wojskowym, gdzie już od dłuższego czasu właściwie się nie lata. Jest ono uruchamiane od czasu, wykorzystywane przez lotnictwo sportowe, przez małą wytwórnię znajdującą się w pobliżu, natomiast dla Polski zrobiono wyjątek i robiono go wielokrotnie wcześniej dla polskich samolotów ze względu na umiejscowienie lotniska w pobliżu Katynia. Czy wyjątki takie powinny się zdarzać, to pytanie do organizatorów wyjazdu delegacji polskiej do Katynia, nawołuje Hypki.

Według sekretarza Krajowej Rady Lotnictwa, przewóz pasażerów takiej rangi, jak miało to miejsce w samolocie rządowym TU-154, nakłada konieczność unikania ryzyka. Tymczasem jakkolwiek na obecnym etapie nie można jeszcze z całą stanowczością stwierdzić, że za katastrofę była odpowiedzialna załoga, to taka jest prawda, wyznaje Hypki. Załodze nie wolno podejmować ryzyka, zwłaszcza w sytuacji, w której na pokładzie znajduje się tylu przedstawicieli państwa. Ryzyko powinno być minimalizowane, wyjaśnia Hypki. Od lat nawołuje on do zmiany szkolenia, które powinno uwzględniać ryzyko jedynie w przypadku pilotów wojskowych, a lotnictwo cywilne powinno mieć na uwadze fakt, że latamy przede wszystkim w czasie pokoju.

Zdaniem Hypkiego, czynnik ludzki był dominujący w katastrofie pod Smoleńskiem. Bezpośrednio winę ponoszą piloci, załoga, natomiast pośrednio winni są dowódcy i minister Klich, uważa sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa. „W normalnym kraju, następnego dnia po takiej katastrofie minister powinien podać się do dymisji”, sugeruje Hypki. „Przed wojną pewnie strzeliłby sobie w łeb”, dywaguje Hypki. „A tutaj minister wychodzi i poucza innych co mają robić”. „Mówi, że w MON wszystko jest super zorganizowane, bo prezydent zginął w zgodzie z procedurami, komentuje Hypki.

Hypki uważa, że w MON powinno nastąpić „trzęsienie ziemi”. Jego zdaniem trzeba zmienić wszystkich, którzy zarządzają tym resortem, którzy od dwóch lat, licząc jedynie od katastrofy w Mirosławcu, właściwie nic nie zrobili, a którzy pozwolili na powtórzenie katastrofy. „Potrzeba bardzo radykalnych kroków, zarówno co do struktur, jak i co do ludzi”, mówi. „Mamy rozdęte struktury, mamy bardzo dużo ludzi, którzy biorą bardzo duże pieniądze, natomiast nie potrafią stworzyć systemu szkolenia, uczenia odpowiedzialności za to co się robi”, gromi rozmówca. „Kiedyś było niewyobrażalne, żeby z prezydentem nie leciał dowódca pułku, albo przynajmniej jego zastępca. W prezydenckim samolocie rządowym wysłano trzydziestoparolatka, który, owszem, miał spory nalot, ale na to zadanie zdecydowanie za mały. Ze względu na wiek, nie posiadał wystarczającego doświadczenia życiowego, które pozwoliłoby mu oprzeć się presji, może nie bezpośredniej, ale psychologicznej. To muszą być ludzie bardzo zrównoważeni. W Stanach Zjednoczonych pilotami takich samolotów są pięćdziesięciolatkowie”.

Hypki dostrzega także błędy proceduralne. W przeszłości przygotowywano co najmniej dwa lotniska, informuje, na wypadek awaryjnego lądowania z prezydentem, a w przypadku Smoleńska wydaje się, że było tylko jedno lotnisko, komentuje. Samolot w takiej sytuacji pogodowej jak pod Katyniem powinien był ominąć lotnisko polowe i polecieć do Mińska, a może nawet zawrócić do Warszawy. Powinien być tak zatankowany, by móc spędzić wiele godzin w powietrzu i szukać bezpiecznego miejsca lądowania dla wszystkich, którzy byli na pokładzie, twierdzi.

Hypki jest autorem artykułu pod tytułem: „Do krwi ostatniej”, w którym przekonuje, że dopóki nie dojdzie do wielkiej tragedii, nie nastąpią żadne zmiany. Informuje on, że po raz pierwszy kwestią wymiany sprzętu lotniczego znajdującego się w pułku specjalnym zajęto się w roku 1993, niemal 20 lat temu. Od tego czasu nic się nie wydarzyło, a różne rozgrywki lobbingowe spowodowały, że nie kończono przetargów. Dochodziło do nich za premiera Millera, potem premiera Buzka, a ostatnio nie doszło do przetargu za kadencji Tuska. Winą za to obarcza grupę lobbująca za samolotami Embraer, najpierw 145, potem 175, którzy blokują wszystkie możliwe rozwiązania, zachęcając polityków do kupna brazylijskich samolotów bez przetargu.

Hypki sugeruje konieczność przeprowadzenia w Polsce uczciwego przetargu i wyboru najlepszych maszyn. Przypomina zarazem, że minister Klich jest odpowiedzialny za decyzje o wyremontowaniu obydwu Tupolewów za blisko 70 milionów, a tyle, bez specjalnego wyposażenia, kosztuje jeden nowy samolot, informuje Hypki.

Nie ulega wątpliwości, że gdyby polscy piloci lecieli nowoczesną maszyną, to prawdopodobieństwo, że się rozbiją, nie byłoby mniejsze. Zawsze czynnikiem decydującym jest najsłabsze ogniwo: wyszkolenie pilota, wyposażenie samolotu lub wyposażenie lotniska. Pogoda ma mniejsze znaczenie, mówi Hypki. Nie była ona przyczyną katastrofy, ponieważ nie doszło do żadnej gwałtownej zmiany atmosferycznej, a piloci i załoga zdawali sobie sprawę z warunków pogodowych. Znaczące było wyszkolenie załogi. „Bogdan Klich powinien się podać do dymisji”, konkluduje sekretarz Krajowej rady Lotnictwa. Doprowadzenie do przetargu i postawienie warunku dostarczenia samolotów zastępczych w okresie oczekiwania na sfinalizowanie umowy byłoby z pewnością tańsze niż wypożyczanie bez przetargu samolotów brazylijskich, wnioskuje Hypki.

Z podobnym wnioskiem wystąpił generał Sławomir Petelicki w liście otwartym do premiera Donalda Tuska, opublikowanym w „Polska – The Times”. Generał w ostrych słowach nawołuje do zdymisjonowania Bogdana Klicha. Jako przyczyny swej propozycji przytacza karygodne zaniedbania, niekompetencje i arogancję, w wyniku których staliśmy się jedynym na świecie krajem, który stracił całe prawie dowództwo wojska ze zwierzchnikiem sił zbrojnych, prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej na czele. Generał Petelicki wnioskuje o rozwiązanie w trybie pilnym wojskowej prokuratury i powierzenie prowadzonej przez nią sprawy prokuraturze cywilnej, a także o ustanowienie pełnomocnika rządu ds. ratowania naszych sił zbrojnych i powołanie na to stanowisko generała dywizji Waldemara Skrzypczaka, który miał odwagę głośno mówić o zaniedbaniach, a przede wszystkim odwołanie ministra obrony narodowej i do czasu wybrania prezydenta powierzenia kierownictwa resortem przewodniczącemu Komisji Obrony Narodowej Senatu, Maciejowi Grubskiemu, który wykazał się dobrą znajomością problematyki wojskowej w czasie obrony żołnierzy z Nangar Khel.

W chwili oddawania obecnej edycji „Monitora” do druku, prasa informuje, że decyzja o ujawnieniu zapisu treści czarnych skrzynek zostanie podjęta dopiero po dostarczeniu przez stronę rosyjską dowodów o które zwróciła się polska prokuratura. Czarne skrzynki są obecnie przedmiotem badań międzynarodowej komisji i zostaną przekazane do prokuratury rosyjskiej dopiero po ich zakończeniu. Ta z kolei przekaże je stronie polskiej, poinformował prokurator generalny Andrzej Seremet.

Za wcześnie na jakiekolwiek wnioski w sprawie katastrofy samolotu rządowego pod Smoleńskiem. Jednakże z niezwykłą uwagą powinniśmy przyglądać się sposobowi prowadzenia w tej sprawie śledztwa, zwłaszcza, że nie toczy się ono na polskiej ziemi. I bardzo wnikliwie kontrolować ministra obrony narodowej, który, jak się wydaje, pozostaje zainteresowany utrzymaniem obecnego stanu rzeczy niż jakimikolwiek przeobrażeniami resortu przynajmniej pośrednio odpowiedzialnego za katastrofę.

Na podst. prasy oprac. E.Z.

 

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor