----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

29 kwietnia 2010

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Zacznijmy od najnowszej wiadomości.

Pewien kucharz, niezły zresztą, bo zatrudniony w restauracji Lockwood, uznanej za jedną z 10 najlepszych w Chicago w 2008 r., więc powinniśmy go raczej nazywać szefem kuchni, przygotował specjalną potrawę: karpia azjatyckiego w sosie cytrynowym.

Na niedawnym pokazie nowego dania przekonywał, że zamiast budowania zapór, rażenia prądem i prób chemicznego wyduszenia tego gatunku lepiej wykorzystać go w kuchni.

Dołączył tym samym do coraz liczniejszego grona osób wyrażających podobne opinie. Pamiętamy przecież jednego z naszych lokalnych polityków, aldermana Waltera Burnetta z 27 okręgu miejskiego, który z zachwytem mówił o karpiu azjatyckim, jako odpowiedzi na potrzeby milionów głodujących.

„Powiedzmy, że to dobra ryba, pozwólmy im go odławiać, a wkrótce problem zniknie” – mówił całkiem poważnie na obradach w centrum Chicago. Niektórych rozśmieszył, innych zatrwożył.

Burnett się wygłupił, szef kuchni przynajmniej stworzył coś ciekawego.

Przy okazji warto wspomnieć, że już kilka firm odławia przemysłowo z rzek Illinois wspomnianą rybę, zamienia ją na filety, paszę dla zwierząt, mączkę i kilka innych produktów, po czym ze sporym zyskiem sprzedaje do różnych azjatyckich krajów. Wszystko dzieje się spokojnie, bez wielkiego rozgłosu.

Osobiście nie martwię się zbytnio atakiem tej ryby na lokalne wody, wydaje mi się, że jest w tym sporo przesady, choć na pewno środowisko naturalne w pewnym stopniu, przynajmniej na początku, może ulec niewielkim przeobrażeniom.

W informacji o mistrzu kucharskim zainteresowała mnie jeszcze jedna rzecz.

Musiał on zmienić nazwę ryby, gdyż azjatyckiego karpia nie zjadłby w tak eleganckiej restauracji nikt.

W ten sposób rynek poznał nową rybę – szanghajskiego basa. Lepiej? No pewnie...

Przypomniały mi się wtedy inne historie dotyczące zmian nazw różnych gatunków ryb tylko po to, by przeciętny konsument nie domyślał się, co kupuje w sklepie. Pełna lista dopuszczonych na rynek amerykański nazw znajduje się na stronie FDA.

Decydując się na zmianę nazwy specjaliści od marketingu i reklamy chcieli sprzedać nam produkt, którego w normalnych okolicznościach prawdopodobnie unikalibyśmy za wszelką cenę.

Dlatego zamiast antara patagońskiego, wyjątkowo brzydkiego, posiadającego wielkie zęby morskiego stworzenia, którego jeszcze 30 lat temu nikt nie jadł, mamy w restauracjach chilijskiego basa zaliczanego do przysmaków. Drogich zresztą.

Kto by zjadł delfina? Lub choćby rybę o tej nazwie niekoniecznie związaną z rzeczywistymi delfinami? Chyba niewielu... A tak mamy mahi-mahi, które jest przebojem każdej kuchni.

Podobnych przykładów są dziesiątki.

Kupując coś w sklepie rybnym nie zastanawiamy się nad nazwami. Gdybyśmy tylko wiedzieli, co czasami kupujemy.

Najbardziej niebezpieczne są wszelkiego rodzaju filety. Poza badaniem genetycznym właściwie nie mamy szans na odgadnięcie prawdziwego pochodzenia produktu. Studenci z Nowego Jorku przebadali kilka lat temu 60 dań rybnych pochodzących z lokalnych sklepów i restauracji. Ponad połowa była podróbkami. Czyli zamiast szlachetnej ryby kupowaliśmy coś, co w niektórych częściach świata uznawane jest za niejadalne.

Skoro już o rybach mowa...to kontynuujmy temat.

Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak często zmiany nazw, nie tylko stworzeń morskich, związane są z ochroną lokalnych rynków zbytu.

Całkiem niedawno amerykańscy hodowcy sumów sprzeciwili się nazywaniu sumami takich samych ryb pochodzących z Wietnamu. Sprawa otarła się o Kongres, który niedługo zadecydować ma w tej sprawie. Nie wiadomo jaka nazwę rynkową przyjmą azjatyckie sumy, może nawet nazywane będą wąsatą kaczką. Jeśli tak postanowią politycy oczywiście.

Kilka lat temu Unia Europejska próbowała nazwać sardynki pochodzące z Peru podróbkami prawdziwych sardynek, które podobno żyją wyłącznie na niewielkim odcinku Morza Śródziemnego, Czarnego, a także u europejskich wybrzeży Atlantyku. Domagano się nazywania ryb z Pery szprotami lub pilardami. Światowa Organizacja handlu nie dała się oszukać i Peru wygrało.

W USA nie jest tak łatwo wygrać z lokalnym lobby. Poławiacze homarów ze stanu Maine uważają, że nazwa ta pasuje wyłącznie do ich produktu. Wszystkie inne to podróbki, w związku z czym i nazwa musi być zmieniona. A wtedy i cena inna i popularność mniejsza. Dzięki kilku zainwestowanym milionom dolarów dopięli w Waszyngtonie swego. Teraz tylko wtajemniczeni wiedzą, że można zjeść prawdziwego homara za pół ceny i pod inną nazwą.

Powróćmy teraz na chwilę do azjatyckiego karpia. Wyjątkowo nieciekawej ryby, którą coraz częściej rodzice zaczynają straszyć niegrzeczne dzieci. Czy tego chcemy, czy nie, trafi ona do sklepów i restauracji. Być może przyjmie się zaproponowana kilka dni temu nazwa bas szanghajski, być może ktoś wymyśli lepszą. Nawet się nie zorientujemy, kiedy stanie się ona przysmakiem, a jej pochodne produkty zaczną zapełniać nasze lodówki. Tak, jak dzieje się z tysiącami innych produktów.

Kilka dni temu skontaktował się ze mną stały słuchacz radia, pan Adam, który przy okazji innego tematu przypomniał o niedawnej decyzji nazwania ślimaka winniczka rybą lądową. Chodziło o to, że Francuzi nie mogą dofinansowywać z funduszy unijnych ich produkcji. Mogliby, gdyby ślimak był rybą.

Wystarczył odpowiedni wniosek do Brukseli i już, załatwione. Popularny ślimak stał się rybą lądową, zmieniając zapisy we wszystkich istniejących książkach do biologii i mieszając w głowach naukowcom.

Okazuje się, że naukowcy muszą liczyć się ze zdaniem polityków, nawet tych najgłupszych lub sowicie opłacanych. Jeśli opłaca się zamienić ślimaka na rybę, to tak się stanie. Jeśli homary żyją tylko u wybrzeży stanu Maine, tak będzie. Sardynki występują tylko w Europie? Nie ma sprawy.

Już wiele lat temu specjaliści od marketingu ostrzegali, że jeśli nazwa jakiegoś produktu jest zbyt ładna, najczęściej wieloczłonowa, to z prawdziwym produktem, na którym nam zależy i którego poszukujemy, ma niewiele wspólnego.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak

rafal@infolinia.com

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor