Prezydent Barack Obama chce, by Kongres rozpoczął prace nad reformą imigracyjną jeszcze w tym roku. Mówił o tym podczas niedawnego przemówienia z okazji meksykańskiego święta Cinco de Mayo. Słowa dobierał jednak na tyle ostrożnie, że przedstawiciele organizacji proimigracyjnych nie są pewni, czy należy ten apel traktować poważnie.
Rozmowy na temat reformy niewątpliwie nabrały przyspieszenia po wydarzeniach w Arizonie. Są to jednak w dalszym ciągu puste obietnice, nie przybliżające nas w najmniejszym stopniu do rozwiązania problemu.
To, czy jakiekolwiek działania na rzecz imigrantów mają szanse powodzenia w Waszyngtonie, jest wciąż wielką niewiadomą. Demokraci ostrożnie badają sytuację i zastanawiają się, czy i w ogóle jakakolwiek propozycja ma obecnie szansę na choćby częściową realizację.
„Jedyną drogą naprawy naszego zepsutego systemu imigracyjnego jest całościowa reforma” – deklarował prezydent w przemówieniu wygłoszonym w środę w Ogrodzie Różanym Białego Domu podczas uroczystości zorganizowanej w związku z obchodami święta narodowego Meksyku, Cinco de Mayo
„Chcę, by prace ruszyły jeszcze w tym roku. Chcę by zarówno demokraci, jak i republikanie współpracowali ze mną w tej sprawie” – mówił Barack Obama apelując do legislatorów o rozpoczęcie prac nad nową ustawa jeszcze w tym roku.
Środowe przemówienie prezydenta napełniło optymizmem wielu nieudokumentowanych imigrantów. Chyba jednak nieco zbyt wcześnie.
Podczas ostatnich rozmów z dziennikarzami Obama wielokrotnie podkreślał, że imigracja jest trudnym tematem i żadna ustawa nie zostanie przegłosowana bez pomocy republikanów, którzy w większości przeciwni są proponowanym dotąd rozwiązaniom.
Rozpoczęcie prac, o których wspominał prezydent w niedawnym przemówieniu nie oznacza jednak, że cokolwiek zostanie osiągnięte.
W ubiegłym tygodniu demokraci w Kongresie zaproponowali kilka zmian. Znalazło się wśród nich zaostrzenie kontroli na południowej granicy i pomoc w legalizacji pobytu ponad 12 milionów przebywających w USA od lat nielegalnych imigrantów.
Nowojorski senator, demokrata Charles Schumer zaapelował do republikanów o udział w dyskusji:
„Prosimy naszych republikańskich kolegów o udział w realizacji tego trudnego zadania – mówił Schumer – Nie jesteśmy w stanie przeprowadzić reformy bez udziału obydwu stron”.
Oczywiście w centrum dyskusji znajduje się złagodzone juz przed tygodniem pod wpływem nacisków ze strony polityków i różnych organizacji prawo w Arizonie. W tej chili przypomina ono już ustawy federalne obowiązujące w wielu innych stanach, choć jeszcze kilkanaście dni temu określano je jako najbardziej drakońskie wobec imigrantów.
Widzimy więc, że bez chęci pomocy ze strony republikanów nic się nie wydarzy. Atmosfera w Waszyngtonie na razie nie sprzyja jakimkolwiek proimigracyjnym zabiegom, choć wiele osób nieustannie próbuje.
Środowe wystąpienie prezydenta z jednej strony napawa optymizmem, z drugiej nie wnosi niczego nowego.
W miniony weekend w ponad 80 miastach odbyły się protesty przeciw antyimigracyjnej ustawie w Arizonie połączone z wiecami poparcia wobec ewentualnej reformy. Uczestnicy pokojowych demonstracji domagali się również od prezydenta wypełnienia przedwyborczych obietnic. W 2008 r. Obama zapewniał, że zajmie się zmianami legislacyjnymi, które pozwoliłyby na uregulowanie pobytu ponad 12 milionów nielegalnych imigrantów. Jednak priorytetem była trudna sytuacja ekonomiczna i reforma służby zdrowia.