----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

03 czerwca 2010

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Niemal sześć tygodni upłynęło od wybuchu szybu wiertniczego, który 20 kwietnia spowodował śmierć 11 pracowników Deepwater Horizon i rozpoczął największy wyciek ropy w historii Stanów Zjednoczonych. Około 120 mil wybrzeża Luizjany zostało zanieczyszczonych przez plamy ropy i substancje smoliste. Tymczasem przedsiębiorstwo naftowe BP ucięło rozsadzoną w wyniku wybuchu rurę, przez którą wydobywa się ropa. Umożliwi to dostosowanie przygotowywanej pokrywy do średnicy rury, która w założeniu ma ściągać ropę na statek. Manewr ten wydaje się jednak bardziej niebezpieczny niż poprzednio podejmowane próby zatrzymania ciągłego wypływu ropy i może jeszcze pogorszyć sytuację. Ucięcie rury może bowiem spotęgować upływ ropy poprzez usunięcie oporu rury.

Tymczasem na witrynie internetowej BP można na żywo obserwować jak milę pod powierzchnią wody zdalnie sterowane roboty przygotowują się do ryzykownego manewru mającego zatamować wyciek ropy ze zdradzieckiego szybu. Początkowego kroku odcięcia rozerwanej rury wyrzucającej 798,000 galonów ropy dziennie dokonano na początku tygodnia. BP desperacko poszukuje sposobu na zatrzymanie stałego wycieku ropy zanieczyszczającej Zatokę Meksykańską. Kompania upewnia opinię publiczną, że z pomocą ekspertów z całego świata, jej inżynierowie pracują ciężko nad ewaluacją wszystkich potencjalnych pomysłów w celu znalezienia wykonalnych rozwiązań, ale wydają się chaotyczni w działaniach i pozbawieni spójnego planu, a poza tym walczą z czasem. Wybuch tego rozmiaru widocznie nie był oczekiwany, jakkolwiek powinien był być.

Jednym z najbardziej zadziwiających przykładów nieprzygotowania BP jest raport strategiczny dotyczący reakcji na sytuacje niespodziewane, który został przygotowany w zgodzie z prawem federalnym. Raport liczy 583 strony, ale jest alarmująco krótki w kwestii tego jak zatrzymać wybuch ropy na głębokości oceanu. Teraz, kiedy doszło do najgorszej z przewidywanych sytuacji, przedsiębiorstwu brakuje rozwiązań. „To co teraz robią jest jak budowa wozu strażackiego po zapaleniu się domu – oczywiście zły porządek rzeczy”, podsumowuje Rick Steiner, biolog oceaniczny i niezależny konsultant w dziedzinie zapobiegania i reakcji na wyciek ropy, który pracował nad wieloma wypadkami wycieku ropy, w tym Exxon Valdez. „Jest to ogromna katastrofa – że pozwolono im wiercić w głębi oceanu bez realistycznego planu zatrzymania niekontrolowanego wybuchu. Jest odpowiedzialnością przemysłu, by taki plan posiadać, i odpowiedzialnością rządu jest by upewnić się, że przemysł go ma”, informuje Steiner. W tym przypadku, zabrakło obu.

Plan reakcji na wypadek wycieku ropy, który został zatwierdzony przez Minerals Management Service, jest pełen szczegółów dotyczących tego jak oszacować ilość ropy na powierzchni wody i jaki formularz wypełnić po zastosowaniu dyspergatorów. Ale gdy w grę wchodzą rodzaje innowacyjnych rozwiązań wymaganych do zatrzymania wycieku ropy pod wodą, plan nie oferuje odpowiedzi, ani nie poświęca im należytej uwagi. Co ciekawe, BP zauważa potrzebę ochrony morsów, lwów morskich, wydr morskich i fok, zwierząt, które nie mieszkają w rejonie Zatoki. Wskazuje to na to, że co najmniej części planu dotyczące ochrony Zatoki mogły być zaczerpnięte z planu reakcji na wyciek ropy przygotowanego na potrzeby innych regionów, na przykład Alaski. Plan przewiduje wprawdzie możliwość najgorszego scenariusza wybuchu do jakiego w rzeczywistości doszło, ale nie oferuje wystarczających opcji co do wybuchu na dużych głębokościach oceanicznych. Nie wykłada szczegółowych procedur, na przykład kopuł powstrzymujących, zabiegów określanych mianem „top kill” czy „junk shot”. Natomiast dyskutuje wykorzystanie dyspergatorów, łodzi i żurawi do zbierania ropy z powierzchni oceanu.

Oczy pod wodą

Większość narzędzi służących do zahamowania olbrzymiego wypływu ropy na powierzchni oceanu, to jest zbierania ropy, jej spalania i używania dyspergatorów, wykorzystuje tradycyjne rozwiązania technologiczne i pozostaje niezmienne przez dziesiątki lat. Ale próby powstrzymania i ostatecznie założenia pokrywy na źródło wytrysku ropy wymagają najnowocześniejszych technik, opartych na wyrafinowanych zdalnie sterowanych pojazdach, czyli remote-operated vehicles (ROV). Niemal na każdej konferencji prasowej administracja BP podkreśla trudność przeprowadzania takich operacji na ekstremalnych głębokościach, gdzie człowiek nie może bezpośrednio współdziałać z niesprawnym wyposażeniem.

Zdalnie sterowane narzędzia podwodne, ROV, mają zasadnicze znaczenie dla każdej z operacji będącej częścią reakcji BP na podwodny wybuch szybu wiertniczego. Natychmiast po zatopieniu szybu Deepwater Horizon, zdalnie sterowane pojazdy zostały użyte do zbadania i prób aktywacji źle funkcjonującego zabezpieczenia na wypadek wybuchu, urządzenia osadzonego na źródle wytrysku ropy, które powinno było zamknąć źródło na wypadek wybuchu. Później, ROV były użyte do usytuowania koferdamu, urządzenia służącego do powstrzymania wypływu i skierowania ropy na powierzchnię w celu zebrania jej, ale ostatecznie zostało ono zablokowane przez kryształki hydratu metanu i musiało zostać usunięte na bok. Zdalnie sterowane urządzenia były także wykorzystane w przygotowaniach do operacji określanej mianem „top kill”, w której ciężki błoto wiertnicze miało zostać użyte do próby zasypania źródła wybuchu na stałe. Tymczasem we wtorek BP porzuciło pomysł zatamowania niekontrolowanego wypływu ropy z uszkodzonego szybu w ramach operacji „top kill”. „Nie mówimy już o przykryciu szybu. Mówimy o opanowaniu szybu”, informuje Thad Allen, komandor straży przybrzeżnej, zarządzający wypadkiem wybuchu ropy.

Procedura podejmowana obecnie przez BP ma na celu opanowanie wypływu ropy naftowej, która wylewa się do Zatoki w ilości ponad 500,000 galonów dziennie począwszy od eksplozji w dniu 20 kwietnia. W ramach tej operacji podwodne roboty mają przeciąć pękniętą rurę, która jest połączona z uszkodzonym zabezpieczeniem na wypadek wybuchu, a znajdującym się na szczycie szybu. Następnie powstrzymująca przykrywa zostanie umieszczona na przeciętej końcówce w celu skierowania większości ropy do rury prowadzącej do szybu wiertniczego. Cała operacja obcięcia rury i jej zatamowania ma potrwać, jak się oczekuje, kilkanaście dni i może tymczasowo przyspieszyć wypływ ropy o jak się szacuje, 20 procent.

Retoryka zapewnień

Jednak czytając rewelacje prasowe na temat reakcji BP i rządu trudno jest oprzeć się wrażeniu, że podejmowane strategie technologiczne są nieprzemyślane i zostały podjęte ad hoc przez całkowicie niekontrolujący sytuacji zarząd BP. Oto zaledwie kilka dni wcześniej, bo 27 maja, przedstawiciele BP jak i ten sam admirał straży przybrzeżnej, który we wtorek wychwalał skuteczność operacji powstrzymania wycieku, zapewniali o tym, że „top kill”, strategia obecnie zarzucona, „działa skutecznie” i że sytuacja „zostanie opanowana”. W dniu 27 maja, po niemal 19 godzinach pompowania błota i innych płynów do uszkodzonego szybu, przedstawiciele BP i administracja straży przybrzeżnej stwierdzili, że „proces działa”. W kontekście późniejszych wydarzeń, wydaje się to niczym innym jak tylko stwierdzeniem na wyrost, nie popartym żadnym doświadczeniem empirycznym, i przypomina bardziej hasło propagandowe niż naukowo sprawdzalną strategię postępowania. Wprawdzie przedsiębiorstwo rafineryjne BP oceniało szanse operacji „top kill” na jedynie 60-70%, a związana była ona z ryzykiem, że ciśnienie ropnego błota dodatkowo obciąży rurę, powodując jej rozerwanie i zwiększenie wypływu ropy. Przedsiębiorstwo podkreślało przy każdej okazji, że nie mogło oszacować skuteczności tej metody, ponieważ nie była ona nigdy wypróbowywana na takich głębokościach.

Brzmi to wprawdzie logicznie, ale nie zapominajmy, że to argumentacja stosowana przez kompanię naftową, której zyski oblicza się w miliardach dolarów i którą z pewnością stać było na przeprowadzenie solidnych testów i zabezpieczenie procedur na wypadek wybuchu, który nie był zresztą nieprawdopodobny.

W atmosferze wskazywania winnych i rozpowszechniania fałszywych raportów, rząd przystępuje do ataku. Jak wiadomo, jest to najlepsza obrona. We wtorek prasa poinformowała o wszczęciu dochodzenia kryminalnego przeciwko BP. Departament Sprawiedliwości bada czy przedsiębiorstwa, które posiadały prawa własności i zarządzania szybem Deepwater, włączając w to BP i Transocean Ltd, pogwałciły ustawy federalne grożące karami kryminalnymi i cywilnymi, w tym Clean Water Act i Endangered Species Act. Eric Holder, Minister Sprawiedliwości, oświadczył we wtorek, że istnieją „wystarczające dowody na poparcie dochodzenia kryminalnego” dotyczącego wypływu ropy, który spowodował zamknięcie niemal jednej trzeciej wód federalnych Zatoki dla połowów, zanieczyścił wybrzeża i rozprzestrzenił skażenie w promieniu 200 mil. We wtorek prezydent Obma spotkał się z członkami komisji, którą uformował w celu rekomendacji kroków by zapobiec podobnej katastrofie. Pojawił się w Rose Garden ze współprzewodniczącym panelu, byłym senatorem demokratycznymz Florydy, Bobem Grahamem i Williamem Reilly, który przewodniczył Environmental Protection Agency za byłego prezydenta George H.W. Busha. Prezydent poinformował, że za sześć miesięcy spodziewa się od komisji raportu w kwestii potencjalnych zagrożeń. „Jesteśmy odpowiedzialni za przeprowadzenie dochodzenia na temat zaistniałych nieprawidłowości i wyznaczenia reform potrzebnych by nigdy nie powtórzyło się podobne doświadczenie”, stwierdził Obama.

Śnieżnobiała koszula Obamy

Ale przemówienia i deklaracje prezydenta wydają się nieadekwatne. Pozostają bowiem jedynie w granicach słów, a trudno przecież oceniać werbalną skuteczność. W ciągu pięciu ostatnich tygodni administracja Obamy zadziwiająco wszechstronnie rozpowszechniła przeświadczenie, że reaguje na katastrofę. Poza powtarzalnymi wycieczkami członków gabinetu w rejon zatoki, Biały Dom co najmniej raz na dzień wysyłał obszerne uaktualnienia na temat „szerokiej reakcji administracji wobec wycieku”, odnotowując wielokrotnie, że 20,000 pracowników świadczących pomoc humanitarną pracuje w rejonie, z czego niektórzy zaangażowani są w zatamowywanie szybu, a inni w akcję ratunkową na terenach bagiennych. Ale deklaracje tego typu mają ograniczoną wartość informacyjną. Przypominają gromadzenie dowodów przez wyrzucanego z pracy pracownika przygotowującego się do obrony swych racji. Są lekcją wyuczoną na zaniedbaniach Busha, którego spóźniona i niedostateczna reakcja na Katrinę zaowocowała wzrostem publicznej niechęci. Tymczasem powaga obecnej sytuacji przekracza jedynie werbalną skuteczność przekazu. Występując przed kamerami Obama odnosi się do katastrofy jakby odbyła się ona już dawno, a reakcje na nią były jedynie efektem ubocznym. „Jest to coś, z czym należy sobie poradzić natychmiast, a nie jakiś czas później”, stwierdził, co zabrzmiało nieco dziwnie, skoro nikt nie sugeruje opóźnienia reakcji na bardziej odpowiedni czas. Obiecywał także, że „kamery mogą odejść, media mogą znudzić się historią, ale nie my”, deklarował pomimo niemal okołodobowego skupienia na plażach Zatoki i podwodnej kamery nieprzerwanie monitorującej wyciek. Ze śmiertelną powagą powtarzał, że jest to „największy wyciek ropy w historii Ameryki”, jakby miało to jakiekolwiek praktyczne znaczenie dla akcji ratunkowej.

Rybakom pozbawionym źródła dochodu, z których niektórzy muszą już leczyć skutki skażenia organizmu, mieszkańcom wybrzeża, ale także postronnym obserwatorom z innych stanów, puste deklaracje wydają się dowodem braku zaangażowania. Pomimo posłużenia się pytaniem córki „Czy udało się już zatkać dziurę?”, Obama nie zbudował wizerunku skutecznie reagującego prezydenta. Może powinien był zabrudzić sobie śnieżnobiałą koszulę podnosząc ptaka pobrudzonego smolistą substancją? A może wyjaśnić dlaczego nie było lepszego planu? Póki co reakcja zarówno BP, jak i rządu przypomina korporacyjną przepychankę.

Tymczasem po porzuceniu strategii „top kill”, z którą BP wiązało największe nadzieje, a która okazała się nieskuteczna, następną będzie wiercenie dodatkowych szybów, co nie zostanie zakończone wcześniej niż dopiero za dwa miesiące. Trudno wyobrazić sobie skalę zniszczeń, które już obecnie przebijają grozę najgorszych scenariuszy.

Komu wierzyć?

W obecnej, patowej sytuacji, gdy w grę wchodzi niekontrolowalny wypływ ropy, nie wiadomo komu wierzyć. Wraz z rozszerzaniem się zasięgu wycieku ropy, rosną pretensje do głównych graczy.

Chociaż opinia publiczna staje się coraz bardziej wroga wobec rządu, to Obama wyszedł z tego szampańsko. Prezydent tworzy nową komisję w celu dotarcia do prawdy w kwestii wycieku ropy. Przyrzekł, że ukarze każdego, kto będzie uznany winnym złamania istniejącego prawa i stworzy nowe, jeśli obecne są zbyt pobłażliwe. Przez chwilę zdawało się, że rządowa polityka partyjna polegała na zdaniu się na BP w kwestii teorii, że kompania naftowa posiadała zarówno pieniądze jak i technologię by zatamować wyciek. Ale skoro BP nie była w stanie tego zrobić w ciągu ostatniego miesiąca, Obama i jego zespół nie grają już miło, przynajmniej przed kamerami.

Thad Allen, pełniący funkcję komandora krajowego wypadku, dwukrotnie w ubiegłym tygodniu wypowiadał się pozytywnie na temat różnych procedur BP, które następnie kończyły się fiaskiem. Co gorsza, w obu przypadkach BP zawiesiło obie operacje zanim Allen udzielił swych komentarzy. Allen nigdy nie kłamał, ale jego oświadczenia były ogólnikowe i w niektórych przypadkach wprowadzające w błąd. W odniesieniu do procedury „top kill” wyznał „Los Angeles Times”, że „opanujemy to”. Biorąc pod uwagę jego bezpośredniość, wydawało się to jak deklaracja zwycięstwa. Oświadczenie nie było fałszywe, ale nie ujawniało wiele problemów, które w końcu okazały się fatalne. W rezultacie trudno mu wierzyć. Jest teraz głównym rządowym źródłem dotyczącym aktualizacji w sprawie wycieku.

Od Tony Haywarda, CEO BP, nikt nie oczekiwał bezstronności. Resztki szacunku publicznego starcił wraz ze swą deklaracją, że „chce odzyskać swe życie z powrotem”. Zakwestionował także naukowe raporty dotyczące olbrzymich smug ropy majaczących głęboko w oceanie, uznając, że ponieważ ropa utrzymuje się na powierzchni, w całości wypłynie na zewnątrz. Hayward ignoruje fakt, że miliony galonów dyspersantów, które jego firma rozpryskała na powierzchni ropy, łamią ją w drobniejsze cząstki, które zatapiają się znacznie łatwiej.

W wielu mediach ukazuje się ponadto Bill Nye, inżynier mechaniki z wykształcenia, który wyjaśnia podstawy wycieku. W zasadzie broni inżynierów BP, ale krytycznie wypowiada się na temat luźnych regulacji, które przyczyniły się do wypadku. Dostrzega w nim dobry powód, by dokonać dużych zmian w celu zredukowania naszego uzależnienia od ropy.

Na dalszy plan schodzi także Mary Landry, kontradmirał straży granicznej, która nie będzie już prowadziła konferencji wespół z BP. Została zastąpiona przez Jamesa Watsona. Biały Dom miał ponoć poinformować CBS News, że „nikt nie był nieszczęśliwy z powodu Landry, a jedynie z powodu sytuacji, w której rząd i BP miały wspólny mikrofon”.

Wiarygodność traci także Doug Suttles, BP Chief Operating Officer, który nie tylko informował, ale lansował metody kontroli wycieku, które później skończyły się niepowodzeniem.

Jak widać, wypływ ropy przypomina bardziej szeroko zakrojony spektakl, którego aktorzy wchodzą lub schodzą ze sceny w zależności od tego czy zyskują publiczną popularność czy ją tracą, a nie w związku z posiadanymi kwalifikacjami, doświadczeniem lub autorytetem naukowym. Nie ulega wątpliwości, że katastrofa nad Zatoką Meksykańską jest skutkiem zaniedbań i przepychanek korporacji, które w swej bucie nie uznają nawet swej winy. Stąd też aktorzy tragicznego widowiska zachowują się w zgodzie z protokółem korporacyjnej poprawności, dbając bardziej o budującą zaufanie retorykę niż o racjonalne rozpoznanie sytuacji. Świadczy o tym choćby groteskowy brak odpowiedzialności CEO BP, Haywarda, który w rozmowie z kolegami z zarządu przedsiębiorstwa stwierdził z przerażającą szczerością: „What they hell have we done to deserve this?”

Problem w tym, że globalna katastrofa w rodzaju tej, którą obserwujemy nad Zatoką Meksykańską, jest rozwiązywana przez winne jej korporacje, włączając w to administrację rządową. Korporacyjne państewka w rodzaju BP są zaniepokojone wyrządzonym zanieczyszczeniem jedynie z uwagi na zmarnotrawienie środków należących do akcjonariuszy, a nie nieokreślonego pod względem własności dobra wspólnego. Hayward, CEO BP przyznał w rozmowie z Wall Street Journal, że ten gigant wydobycia ropy nie posiada ani technologii umożliwiającej zatrzymanie wycieku, ani zrozumienia konieczności przygotowania na wypadek najgorszego. Podobnie swego własnego interesu przestrzega administracja rządowa z jej serwilistyczną mentalnością pozyskania i utrzymania poparcia wyborczego. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że korporacyjna przepychanka, której jesteśmy świadkami, katastrofy ani nie zatrzyma, ani też nie zapobiegnie następnej.

Na podstawie „Newsweek” oprac. Ela Zaworski

ezaworski@gmail.com

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor