... nawet kampania przedwyborcza.
Dziennikarze z innych stanów żartują sobie, że ich koledzy z Illinois nawet przy okazji wyborów nie mają okazji poważnie na jakikolwiek temat porozmawiać.
W całym kraju mówi się o sprawach poważnych, nurtujących społeczeństwo, nie ograniczając się wyłącznie do własnego podwórka.
U nas, na szczeblu miejskim, walka pomiędzy kandydatami na jakiekolwiek stanowisko może być rozstrzygnięta już podczas rozmowy na temat niewłaściwie zamontowanego znaku drogowego, wydatków na biuro lub sympatii sportowych.
Nieco wyżej, w stolicy Illinois, obecni kandydaci zajmują się głównie wyłapywaniem błędów i niedociągnięć drugiej strony. Quinn oskarża Brady`ego o bagatelizowanie posiedzeń legislatury, Brady oskarża Quinna o zbytnią spolegliwość wobec wyborców i w tym przypadku chodzi o to nieco bardziej pejoratywne zabarwienie tego określenia.
Mistrzami bałaganu i niekompetencji są jednak w Illinois kandydaci do Senatu.
Zarówno demokrata Giannoulias, jak i jego republikański przeciwnik Kirk mówią dużo, ale sensu większego w tym nie ma. Pierwszy nazywa drugiego kłamcą, drugi doszukuje się u pierwszego powiązań mafijnych. O problemach z jakimi obydwaj mieliby się zmierzyć po ewentualnym zwycięstwie nie było jeszcze słowa. Może z wyjątkiem powtarzanych od dekad przez polityków wszystkich partii sloganów typu: mniej podatków, więcej szkół. W te jednak nikt już chyba (mam taką nadzieję ) nie wierzy.
Zaskakujące jest to, że obydwaj wciąż jeszcze biorą udział w wyborach. Czy powierzylibyśmy nasze sprawy osobie, której prywatny bank ma poważne, nie do końca wyjaśnione problemy finansowe? Giannoulias nie tylko nie potrafi wyjaśnić wielu spraw z tym związanych, ale na fotelu skarbnika stanowego też nie zabłysnął. Ot, zwykłe urzędnicze wypełnianie obowiązków. W senacie potrzeba jednak chyba kogoś z większą wyobraźnią, ale z kolei nie aż tak wielką, jaką posiada Kirk.
Czy zaufalibyśmy komuś, kto fantazjuje na temat swej przeszłości w wojsku? Weterani wiedzą, że każdy kto otrzymał jakieś wyróżnienie zapamiętuje to wydarzenie do końca życia. Nie można mówić tu o niedopatrzeniu. Nie można też mylić zestrzelenia swego samolotu z niepotwierdzonymi raportami dotyczącymi obecności strzałów w jego pobliżu. To spora różnica.
Dziennikarze wygrzebali mu podobnych nieścisłości więcej. Jedno dotyczy wypowiedzi Kirka na temat ropy naftowej. Według niego powinniśmy sami ją wydobywać, a nie kupować z Iranu i wspomagać tamtejszy, nieprzychylny USA rząd.
Problem w tym, że nie kupujemy ropy w Iranie. Prawo tego wyraźnie zakazuje i nakłada bardzo dotkliwe kary na firmy łamiące ten przepis.
W tłumaczenie, że alternatywy poza tymi dwoma kandydatami nie było i musimy teraz wybierać mniejsze zło też nie uwierzę.
Burmistrz Chicago jeszcze niedawno znany był z niezłych, choć często kontrowersyjnych pomysłów. Niektóre sprawiały, ze jako miasto trafialiśmy od czasu do czasu na pierwsze strony ogólnokrajowych gazet. Tak dorobiliśmy się wielu różnych tytułów i wyróżnień. Czasami nawet ktoś z nas brał przykład, bo wiele pomysłów było niezłych, choć zwykle niezwykle kosztownych.
Te czasy już się skończyły. Teraz jeśli ktoś o nas mówi, to raczej nieprzychylnie. Tak jak kilka dni temu, gdy kraj obiegła wiadomość, że będziemy butelkować wodę lejącą się z naszych kranów i sprzedawać ją z zyskiem. Bo woda w Chicago jest czysta i smaczna, więc czemu nie?
Nie, bo to niepoważne. Takie mam na ten temat zdanie i go nie zmienię. Próba zarabiania na butelkowaniu wody z ujęć na jez. Michigan jest podobna do 10 centowej opłaty za luksus posiadania wody pitnej w małej, plastikowej butelce, który obowiązuje od kilku lat w Chicago. Nawet najlepiej oczyszczona pozostaje wodą z Michigan, którą mamy w kranie.
Oczywiście bzdurnych pomysłów nie brakuje też u innych Propozycja sprawdzania dokumentu tożsamości przy kupnie telefonu na kartę została już wyszydzona przez wszystkich. Co z tego, skoro Kongres USA postanowił się tą sprawą zająć.
Wszystko stąd, że planujący niedawny zamach w Nowym Jorku na Time Square mężczyzna posłużył się takim przedpłaconym aparatem podczas kupna samochodu. Z tego powodu trudniej go było znaleźć.
Prawda jest też, że takie telefony wykorzystują sprzedawcy narkotyków i próbujący ukryć swą tożsamość ludzie świadomie łamiący inne prawa.
Jeśli jednak ktoś myśli, że sprawdzając ID podczas ich kupna zapobiegniemy ewentualnym atakom terrorystycznym, lub że spadnie z tego powodu sprzedaż kokainy na ulicach to chyba żyje w innym świecie.
Z drugiej strony telefonów na kartę używają anonimowi informatorzy, dziennikarze śledczy i wiele innych osób, które z racji swego zawodu muszą chronić swe dane. Odbierając im takie narzędzie odcinamy dopływ wielu pożytecznych informacji.
Dobrze, że pomysł z telefonami nie pochodzi z Illinois.
Czasami naprawiamy błędy, choć dochodzimy do tego przez lata. Tak było w przypadku klas komputerowych w więzieniach stanowych. Wiele lat temu powstał program, który eksperymentalnie objął 11 takich placówek.
Skazani za ciężkie przestępstwa ludzie zdobywali nowy zawód – technika komputerowego lub osoby biegłej w jego obsłudze.
5 lat trwały badania nad przydatnością tego programu w rehabilitacji więźniów, gdy wreszcie okazało się, że klasy komputerowe nie mają najmniejszego wpływu na zdobycie pracy po wyjściu na wolność. Potrzeba było kilku lat, kilku milionów dolarów i armii psychologów by wykazać, że skazany za morderstwo lub gwałt prawdopodobnie nie znajdzie pracy w księgowości lub nie będzie chciał jej wykonywać.
W podobny sposób wyeliminowano kilka dni temu w naszych więzieniach kursy biznesowe, które miały pomóc w - dokładnie nie wiadomo w czym – prawdopodobnie znalezieniu pracy w zarządzie dużej korporacji lub założeniu własnego przedsiębiorstwa.
O wiele pożyteczniejsze są w więzieniach programy nauczające konkretnego zawodu, takiego jak mechanik, czy operator ciężkiego sprzętu. Te jednak zostaną zlikwidowane ze względu na 13 miliardową dziurę w stanowym budżecie, która rośnie w czasie, gdy my słuchamy utarczek polityków pokroju Giannouliasa, czy Kirka.
Miłego weekendu
Rafał Jurak