Chicagowskie podatki i dodatkowe opłaty należą już w tej chwili do najwyższych w USA. Wkrótce, dzięki nowym propozycjom władz miasta, mogą wzrosnąć o kolejne 25%.
Dla osoby przybywającej do nas w odwiedziny, niezależnie, czy jest to typowy turysta z innego stanu, czy biorący udział w konferencji lub targach biznesmen, koszt kilkudniowego pobytu jest znacznie wyższy od innych, dużych i popularnych miast amerykańskich.
Władze wprawdzie przekonują, że nie jest jeszcze najgorzej, ale jednocześnie planują kolejne podwyżki, za sprawą których ceny zakupów i usług poszybują znacznie wyżej.
Już od samego początku, czyli lądowania w Chicago, miasto stara się wyciągnąć z kieszeni jak najwięcej:
- Wykupując bilet lotniczy na samolot startujący z jednego z naszych lotnisk dopłacamy $4.50. Lądowanie to drugie tyle. Już niedługo ta miejska opłata za korzystanie z lotnisk wzrośnie do $7 od osoby.
- Biorąc taksówkę z lotniska płacimy w tej chwili ekstra $2 doliczane do ceny przejazdu. Niebawem będziemy płacić $4.
- Pożyczając samochód na O`Hare trzeba będzie już od końca lipca zapłacić dziennie dodatkowe $8.
- Podatek hotelowy i restauracyjny też mamy najwyższy w kraju.
Każdy z tych ukrytych podatków, dla uspokojenia nazywanych opłatami, to kilka dolarów. Jednak w ciągu krótkiego pobytu zaczynają one stanowić poważny wydatek, zwłaszcza dla mającego najczęściej ograniczony budżet turysty.
Obliczono, że w 2009 r. dodatkowe, jednodniowe opłaty przy pożyczeniu samochodu, posiłku w restauracji i wynajęciu pokoju hotelowego wynosiły w Chicago $40.99, co stawiało nas na pierwszym miejscu w kraju. W tym samym czasie w Las Vegas za to samo trzeba było zapłacić dodatkowe $32.67, a w popularnym Orlando na Florydzie niewiele ponad $25.
Burmistrz Richard Daley zawsze, gdy planowane są kolejne podwyżki mówi, że nie ma innego wyjścia i, że zostały one głęboko przemyślane. Przekonuje też, że wysokie podatki i opłaty nie wpłyną na liczbę odwiedzających nas osób. Sporo w tym stwierdzeniu nieprawdy, gdyż tracimy każdego roku kilka konferencji, targów i wystaw. Dane linii lotniczych też mówią o coraz niższej liczbie pasażerów przybywających do Chicago. Owszem, w przypadku wystaw spore znaczenie mają koszty samej jej organizacji, ale podatek od każdej sumy to dodatkowo ok. 20 proc. Przedstawiciel małego biznesu woli pojechać na podobną do Las Vegas, gdzie zapłaci mniej za hotel, wyżywienie i transport. W efekcie organizatorzy przenoszą całą imprezę, gdyż zaczyna brakować gości.
Wysokie podatki wymierzone najczęściej w turystów ograniczają też mieszkańców Chicago i jego przedmieść. Każdy przecież od czasu do czasu bierze taksówkę, udaje się do restauracji, czy korzysta z lokalnych hoteli. Robiąc to musimy przygotować się na spory wydatek:
- Chicagowski podatek od posiłku w restauracji jest najwyższy w kraju i wynosi 10.25%. Za nami znajduje się Minneapolis z 10.15%, potem Seattle i Washington – 10%, następnie Oakland – 9.75. Jeszcze niższy, i to znacznie, jest on w potrzebującym pieniędzy na odbudowę Nowym Orleanie, rozrywkowym Las Vegas, czy popularnym Orlando.
- Wypożyczając w mieście samochód płacimy w sumie aż 23.73% podatków i opłat – nie tylko chicagowskich, ale również transportowych, stanowych, powiatowych i federalnych – w sumie najwięcej w Stanach Zjednoczonych. (Phoenix – 21.94%, Las Vegas – 19.75%, Seattle – 19.63%).
- Przygotujmy się na sporą opłatę, jeśli chcemy w Chicago przespać się w hotelu. Do ceny pokoju musimy doliczyć w sumie 15.39% podatków. Na szczęście w tej kategorii nie okupujemy jeszcze pierwszego miejsca, choć znajdujemy się w czołówce. (Nowy Jork – 17.91%, Nashville – 17.86, San Antonio – 17.5, Dallas – 17%)
Obserwując dotychczasowe zmagania budżetowe, planowane inwestycje, stan posiadania i coraz niższe zyski z innych źródeł możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, iż w niedalekiej przyszłości we wszystkich kategoriach podatków i opłat znajdziemy się na pierwszym miejscu w kraju. Na razie pozycję tą zajmujemy „tylko” w około 80% zestawień.