----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

24 czerwca 2010

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Stojące na krawędzi katastrofy finansowej i pozbawione federalnych pieniędzy stymulacyjnych administracje stanowe borykają się z trzecim z kolei rokiem dotkliwego deficytu budżetowego. Pracownicy rządowi zostali zwolnieni w połowie stanów i Puerto Rico. Dwadzieścia dwa stany wprowadziły niepłatne urlopy. Co najmniej 28 stany zarządziły cięcia na wszystkich poziomach, a wiele dodało głębsze redukcje w wybranych agencjach. Niemal wszędzie dochód podatkowy spadł wraz z upadkiem cen nieruchomości, dochody skurczyły się, a konsumenci przestali kupować. Spadające ceny akcji i nieruchomości starły na miazgę często niedofinansowane publiczne plany emerytalne. Bezrobotni zwiększyli zapotrzebowanie na opiekę społeczną i usługi Medicaid. Administracje rządowe, które były oszczędne w przeszłości, obecnie ledwo przędą. Rządy, które za dobrych czasów były rozrzutne budując swe budżety na optymizmie i najlepszych możliwie scenariuszach wydarzeń, obecnie stoją przed ryzykiem zniszczenia na podobieństwo dzielnic nędzy podczas trzęsienia ziemi.

National Governors Association (NGA) odnotowuje, że ogólna kwota wydatków administracji stanowych w Stanach Zjednoczonych spadła przez dwa ostatnie lata z rzędu, po raz pierwszy odkąd rozpoczęto gromadzenie danych. Począwszy od 2008 roku fiskalnego, stanowe administracje rządowe zatwierdziły ponad $300 miliardów deficytu budżetowego, a kolejne $125 miliardów już obecnie jest przewidywane w nadchodzących latach, informuje Corina Eckl, dyrektor programu fiskalnego w National Conference of State Legislatures (NCSL).

Przyzwyczajeni do wzlotów i upadków zwykłego cyklu ekonomicznego, politycy i planiści stoją przed corocznym, ciągle rosnącym deficytem. Deficyty są rozwiązywane najczęściej poprzez budżetowe hokus-pokus. Ale długość i głębokość obecnej recesji zmuszają administracje rządowe do wyjścia poza sztuczki i przeprowadzenia autentycznych cięć.

Wielu podatników może słusznie stwierdzić, że najwyższy czas żeby wydatki spadły. Ale budżety rządowe zawierają wiele kosztów stałych. Edukacja na poziomie szkoły podstawowej i gimnazjalnej absorbuje niemal jedną trzecią wydatków. Dochodzą do tego wydatki medyczne, a oprócz tego więzienia muszą być utrzymywane, koledże i uniwersytety otwarte, odsetki od obligacji i innych pożyczek zapłacone.

Na odrodzenie ekonomiczne nie ma co liczyć. Stanowe szkatuły wypełnione miliardami dolarów dzięki ustawie stymulacyjnej z roku 2009 są obecnie puste, a administracje gotowe do przykręcenia kurka. W ubiegłym tygodniu prezydent Obama skierował niezwykłą prośbę w do Kongresu o $50 miliardów nadzwyczajnej pomocy na rzecz administracji stanowej w celu powstrzymania zwolnień nauczycieli, strażaków i policji. Ale jest to rok wyborczy i demokraci w Waszyngtonie mają niewielki apetyt na dodanie zer na końcu deficytu federalnego. Jedynie rząd federalny może wykazać deficyt; stany i miasta muszą zbalansować swe budżety albo stawić czoła niewywiązaniu się z płatności. Już teraz 11 stanów przewiduje większe luki budżetowe, większe niż 10% ogólnych wydatków w roku 2013. Tak nieustępliwe biadolenie budżetowe jest bezprecedensowe we współczesnym rządzie amerykańskim. Trzeba by cofnąć się do lat 1930. by znaleźć analogię.

Jak skończyły się pieniądze

Na większą skalę fiasko finansowe rozgrywa się w Kalifornii i Nowym Jorku. Oba stany chlubią się gospodarkami o wiele większymi niż Grecja, która tak bardzo zakłóciła światową gospodarkę tej wiosny. I oba są sparaliżowane strukturalnymi deficytami, o wiele za dużymi niż wydają się ogarnąć ich politycy. Impas w Kalifornii pomiędzy republikańskim gubernatorem Arnoldem Schwarzeneggerem i demokratami kontrolującymi zgromadzenie ustawodawcze wydaje się ukuty w betonie. W ubiegłym roku Złoty Stan został zredukowany do wydawania skryptów dłużnych; w roku obecnym w budżecie, stanowiącym jakieś $19 miliardów luki, jest po raz kolejny miszmasz. W Nowym Jorku demokraci kontrolują wszystkie poziomy, ale nie mogą znaleźć porozumienia co do redukcji kosztów, które byłoby akceptowalne dla związku pracowników publicznych, który pomógł ich wybrać. Deficyt Alabamy wynosi $9.2 miliardy

Na mniejszą skalę kryzys można oglądać oczami dziewięciolatka, Campbell Jenkinsa z Charlotte, w Północnej Karolinie, który po usłyszeniu od swej matki że dwie trzecie oddziałów bibliotecznych może zostać zamkniętych z powodu braku funduszy, zorganizował protest wyrażony pisaniem listów przez uczniów swej czwartej klasy. Na potrzeby utrzymania biblioteki uczniowie ofiarowali $595 ze sprzedaży lemoniady.

Wszystko to jest szokiem dla mieszkańców Charlotte, którzy dawno przyzwyczaili się do dobrobytu, który wydawał się nieskończony. „Mamy duże banki. Jak to się stało?”, zapytuje dyrektor powiatowego budżetu. Kiedy Charlotte rozwijało się, powiat zatwierdził $1.5 miliardowy budżet by zbudować nowy budynek sądu i nowe szkoły, powiększyć więzienia, ulepszyć parki i otworzyć najnowocześniejsze biblioteki. Wtedy uderzyła recesja. Lokalne bezrobocie wzrosło do 11.7% w styczniu – dwukrotnie więcej niż dwa lata temu. Domy i komercyjne nieruchomości straciły na wartości, co wyczerpało główne źródło dochodu powiatu – podatki od nieruchomości. W rezultacie o 5% został zredukowany przyszłoroczny budżet, o $71 milionów powiększone cięcia oprócz $76 milionów redukcji w roku ubiegłym. Oznacza to niemal $150 milionów strat w dwa lata – dziurę, której nie zapełni wieczność stoisk z lemoniadą. W ostatniej chwili członkowie komisji powiatowej przeznaczyli dodatkowe $3.5 milionów na biblioteki, oszczędzając co najmniej niektóre z tych, którym grozi zamknięcie. Nie zmienia to jednak sytuacji budżetowej, która stanowi ciągły problem.

Przeciętni Amerykanie jak Wall Street

Upadek instytucji Wall Street, jak Lehman Brothers, w niczym nie przypominał zagrożenia zamknięcia lokalnego oddziału biblioteki na przedmieściach w Charlotte. Ale bez względu na to czy bohaterowie są potężni czy słabi, rozgrywająca się katastrofa finansowa jest w rzeczywistości serią wariacji wokół pojedynczego tematu. W dobrych czasach, kiedy przyszłość wydawała się kuloodporna, wszelkiego rodzaju wspaniałe przedsięwzięcia pływały na falach zadłużenia. Nikt nie dbał, ponieważ wszyscy planowali wzbogacić się zanim przyjdą rachunki do zapłacenia. Arbitrażyści dźwigni kredytowych, pozbawieni gotówki kupcy domów na kredyt, którego oprocentowanie jest wyższe niż przy standardowym kredycie, rządowe figury udzielające obligacji i zwiększające pensje – wszystko to było wariacjami tej samej naznaczonej fatum sytuacji. Jak to się stało, że tak wiele osób zapomniało na raz, że bańki zawsze się rozbijają?

Pozbawione gotówki stanowe i lokalne rządy podjęły przewidywalne kroki. Wyczerpały swe fundusze przeznaczone na deszczowe dni; z całej gotówki jaka powinna się znaleźć w skarbcach stanowych pod koniec roku fiskalnego 2010, dwie trzecie będzie utrzymane jedynie w dwóch stanach, Alasce i Teksasie, które korzystają z ogromnych złóż paliw. Dla porównania 14 stanów ma mieć rezerwy w wysokości mniej niż 1% ich rocznych wydatków, zasadniczo żyją z dnia na dzień mając nadzieję, że ich czeki nie odbiją się. I większość stanów będzie miała rezerwy znacznie niższe niż bezpieczny poziom rekomendowany przez National Association of State Budget Officers. Nieufne co do powszechnych podwyżek podatków w złych warunkach ekonomicznych, administracje rządowe przeszukują swe sofy w poszukiwaniu pieniędzy i karzą nieposłusznych, zamykają furtki w przepisach prawnych, rozprawiają się z przestępcami podatkowymi i podwyższają podatki na tytoń, alkohol, hazard, napoje gazowane i słodycze – nawet wodę butelkowaną w stanie Waszyngton. Niemal połowa stanów podwyższyła opłaty za wyższą edukację, usługi sądowe, dostęp do parków i licencje biznesowe.

Są to sprawdzone reakcje na spadek w cyklu biznesowym, ale w miarę jak biadolenie ciągnie się z roku na rok, zbilansowanie budżetu staje się coraz trudniejsze. Teraz ujawniły się poważniejsze kwestie i trudniejsze wybory, począwszy od bałaganu z Medicaid. Stworzony przez Kongres, administrowany przez stany i opłacany przez zlepek federalnych, stanowych i lokalnych administracji rządowych, system opieki zdrowotnej dla biednych Amerykanów jest w najlepszym przypadku bezładną mieszaniną. Z gwałtownie rosnącą liczbą klientów, mieszanina staje się katastrofą nie do powstrzymania.

Według NGA, liczą osób objętych przez Medicaid wzrośnie średnio w następnym roku o szacunkowo 5.4%. Tymczasem przewidywane fundusze prawie w ogóle nie wzrosną. Może to nie oznaczać katastrofy w stanach takich jak Nebraska, który przewiduje wzrost liczby pacjentów Medicaid o 2%. Ale w zniszczonej przez przejęcia domów Arizonie, administracja planuje wzrost ponad 17%, a ciśnienie budżetowe jest ogromne.

Kto ustąpi? Przygotujmy się do ubezpieczenia bezpłatnego dla wszystkich. Stany wywierają nacisk na Waszyngton by utrzymał wyjątkowy suplement Medicaid, który był częścią pakietu stymulacyjnego. Jak do tej pory kongresowi moderatorzy bledną na widok kosztów. Jeśli waszyngtońscy zwolennicy utrzymywania budżetu federalnego pod kontrolą wygrają tę bitwę, to stany planują wycisnąć pacjentów, którzy są obecnie chronieni przez warunki związane z pieniędzmi pakietu stymulacyjnego. Żaden suplement federalny nie oznacza, że nie będzie zobowiązań. Już teraz różne stany rozważają ostrzejsze przepisy określające warunki kwalifikacyjne, niższe świadczenia, wyższe opłaty wkładu własnego, tak zwanego copaymentu i inne restrykcje. A poza tym jest jeszcze trwająca walka pomiędzy stanami i systemem medycznym. Administracje rządowe wyciskają pieniądze z lekarzy i szpitali jak się da: najpierw obcinają wypłaty na rzecz usług Medicaid, a potem podnoszą opłaty instytucji świadczących opiekę Medicaid.

Podobnie niewesoła jest kwestia wynagrodzeń i świadczeń pracowników sektora publicznego. Bałagan w New Jersey jest skrajnym przykładem rozpowszechnionego problemu: wiele stanów i lokalnych administracji popełniło błąd pozyskiwania głosów pracowników sektora publicznego poprzez zwiększanie wynagrodzeń i świadczeń, wyobrażając sobie jednocześnie, że inwestycje funduszy emerytalnych będą jedynie wzrastać. Opowieści o szczodrych emeryturach dla stosunkowo młodych urzędników służby cywilnej pojawiały się ostatnio w czołówkach gazet. Nowojorski Times odnotowywał, że 3,700 emerytowanych nowojorskich urzędników służby cywilnej zarabia ponad $100,000 rocznie w wypłatach emerytalnych, włączając w to byłego policjanta z Yonkers w wieku 47 lat. Chłopcem z plakatu kalifornijskich emerytur jest szef straży pożarnej w Bay Area, który w wieku 51 lat pobierał ponad $241,000 rocznie w wypłatach emerytalnych. The Pew Center on the States, bezstronna grupa badawcza, szacuje, że administracjom stanowym brakuje co najmniej $1 biliona tego, co umożliwiałoby wywiązanie się z obietnic dotyczących emerytur urzędników służb cywilnych. Chicagowski profesor ostatnio obliczył wysokość deficytu jako $3 biliony. Według Pew połowa stanów dysponowała w pełni finansowanymi planami emerytalnymi w roku 2000, ale w 2008 ta liczba zmalała do czterech.

Ciężko obciąć świadczenia policjantów, strażaków i nauczycieli. Ale długotrwała recesja rzuciła oślepiające światło na fakt, że pracownicy sektorów publicznego i prywatnego funkcjonują w oddzielnych ekonomiach. Pracownicy sektora prywatnego stoją przed częstą fluktuacją kadr, niepohamowaną redukcją, nie wzrastającym wynagrodzeniem i rosnącymi kosztami składek ubezpieczeń zdrowotnych. Finansują swe własne emerytury poprzez 401(k) i podobne plany, które rosną i upadają na falach rozwoju ekonomicznego. Wielu pracowników sektora publicznego, dla kontrastu, korzysta z bezpieczeństwa zatrudnienia, i liczba prac rządowych wzrosła nawet kiedy poziom powszechnego bezrobocia wystrzelił ponad 10%.

B jak bankructwo

Krach z roku 2008 zdenerwował także niektórych liderów służby cywilnej. W Georgii co najmniej kilkanaście władz samorządowych miasta i agencji skorzystało z „egzotycznych, bardzo ryzykownych pochodnych papierów wartościowych” określanych jako „swaps” w nadziei na zmniejszenie kosztów obligacji, według dochodzenia dziennika z Atlanty „Journal Constitution”. Zapłaciły niemal $300 milionów na rzecz takich banków inwestycyjnych jak Goldman Sachs, JPMorgan i UBS. Potem, kiedy układy się popsuły, niektóre administracje rządowe zapłaciły dodatkowe $100 milionów by je unieważnić.

Splajtowane „swaps” doprowadziły do jeszcze tragiczniejszych konsekwencji w Birmingham w Alabamie. Były burmistrz, Larry Longford, został skazany na 15 lat więzienia za łapówkarstwo w spisku obejmującym wymianę obligacji w roku 2002 i 2003. To zadłużenie było tylko częścią szalonych wydatków władz samorządowych miasta przeznaczonych na zadaszony stadion, poprawę komunikacji i program stypendialny, cele szlachetne, ale niedostępne w mieście, w którym wysoki podatek w wysokości 10%, nawet na żywność, nie przyniósł oczekiwanego dochodu. Nowy burmistrz sprząta proponując 10% redukcję pensji pracowników miejskich, zamknęcie bibliotek i centrów rekreacyjnych i rezygnację z programu rozdawania laptopów dla uczniów szkół podstawowych. Co do kosztów kanalizacji, to wzrosły czterokrotnie i pojawiła się spekulacja, że Birmingham zmierza do bankructwa.

W San Diego sąd badający kłopoty finansowe poznał powtarzającą się praktykę niewywiązywania się z płatności na rzecz miejskiego funduszu emerytalnego, a jednocześnie przyznawania wysokich emerytur pracownikom służby cywilnej. Co prawdopodobnie jest legalne, choć nieroztropne.

W rzeczywistości słowo na „b” wkradło się w dyskusje publiczne w całym kraju do tego stopnia, że pewna liczba inwestorów martwi się, że obligacje władz samorządowych miasta stały się ostatnią napędzaną zadłużeniem bańką gotową do pęknięcia. Kalifornijski związek pracowników sektora publicznego prowadzi lobbing w sprawie ustawy, która całkowicie zabraniałaby bankructw, w obawie przed możliwością, że rozpowszechniona niewypłacalność doprowadzi do uniknięcia zobowiązań emerytalnych. Bardziej niepokojące jest jednak ryzyko, ze cała ta katastrofa nie nauczy nas wiele. Administracje stanowe są już obecnie objęte zakazem formalnego bankructwa, i jakkolwiek wiele z nich jest niewypłacalnych, to jakoś, w dłuższym czasie, połączą koniec z końcem. Ale czy uczynią to podnosząc podatki i wycofując się z innowacyjnych programów społecznych?

Kilku liderów podnosi poprzeczkę nieco wyżej próbując przekształcić obecny kryzys w szansę na reformę rządu. Jennifer Granholm, gubernator Michigan, stanu zniszczonego przez kurczący się przemysł samochodowy, nawołuje do rewolucji efektywności. Obcięła niepotrzebne departamenty, sprzedała nadmiar własności stanowej i zredukowała setki przestarzałych rad i komisji. Wyniesiona do urzędu przez stanowy związek nauczycieli w roku 2002, pomyślnie wprowadziła plan usunięcia na emeryturę tysięcy starszych nauczycieli i zastąpienia ich mniejszą liczbą młodszych i mniej zarabiających.

Gubernator Indiany, Mitch Daniels, sprywatyzował biurokrację, sprzedał źle zarządzane drogi szybkiego ruchu i pozbawił certyfikacji związek pracowników sektora publicznego w Indianie. Co z pewnością nie przysporzy mu przyjaciół w nadchodzących wyborach w roku 2012, ale uratuje stan przed bankructwem.

A Illinois? Jakkolwiek zarówno Indiana jak i Michigan są sąsiednimi administracjami, to nie wydaje się, że nasz miłościwie nam panujący rząd jest gotowy na jakiekolwiek zmiany. No może poza spektakularnym popisem powierzchowności naszych przywódców, którzy dzięki celowo nagłaśnianemu procesowi Blagojevicha sami umknęli odpowiedzialności.

Na podst. „Time” oprac. Ela Zaworski

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor