----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

08 lipca 2010

Udostępnij znajomym:

Wiemy co jadł na śniadanie i czy mu smakowało.

Znamy producenta koszuli, którą włożył na siebie danego dnia oraz jej odcień  i liczbę kieszeni.

Znamy każdy jego krok. Nie jest w stanie ukryć przed nami niczego.

Jesteśmy nawet informowani jaki kolor miał samochód, którym wjechał do miasta.

Pamiętam, że ostatni raz na temat jednej osoby przekazywano aż tyle szczegółów w roku 1995, gdy przed sądem stanął OJ Simpson. Trudno jednak te sprawy porównywać, może z wyjątkiem zaangażowania w nie dziennikarzy.

Oni wiedzą kiedy, w jakim pokoju, jakiej sieci hotelowej spotkał się z przedstawicielami jakiejś drużyny. Nie wiedzą jedynie, jak się te rozmowy zakończyły.

Z tym większą energią powracają więc do śledzenia każdego kroku LeBrona Jamesa, jednej z największych gwiazd koszykówki ostatnich lat.

Rozumiem to wszystko, choć nieco mnie to przeraża. Zaglądam na stronę doniesień sportowych lokalnych mediów. Jedna na dwadzieścia wiadomości nie dotyczy LeBrona Jamesa.

Nawet nie będąc wielkim fanem koszykówki nazwisko wypada znać. To jeden z najbardziej utalentowanych graczy w historii tego sportu. Ma na koncie wszystkie możliwe nagrody i wyróżnienia. Mimo zaledwie 26 lat swym dorobkiem mógłby obdzielić kilku innych graczy NBA.

Zanim rozpoczął zawodową karierę już miał podpisany kontrakt reklamowy z firmą NIKE na 90 mln. dolarów, a to był dopiero początek.

Rozumiem więc, dlaczego kilka drużyn, włączając w to Chicago Bulls, chciałoby go widzieć u siebie. Zwłaszcza, że możliwość zatrudnienia takiego zawodnika nie przytrafia się zbyt często.

LeBron jest od niedawna wolnym strzelcem. Niezależny od jakiejkolwiek drużyny dzięki wygasłemu kontraktowi. Oznacza to, że każdy może złożyć mu propozycję, a on może ją przyjąć  lub odrzucić.

Próbuje wielu, my też. W sprawę zaangażowali się politycy każdego szczebla.

Burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg, próbuje przekonać go do wschodniego wybrzeża i cudu, jakim jest Wielkie Jabłko. Departament promocji realizuje plan przyciągnięcia go do tego miasta.

Chicago też nie śpi. Kusi go jak może wykorzystując do tego wszelkie kontakty. Nawet prezydent Obama powiedział niedawno, że LeBron wyglądałby nieźle w koszulce Bulls.

Cleveland Cavaliers, z którymi właśnie wygasł mu kontrakt też nie chcieliby go utracić.

Wszyscy i tak podejrzewają, że pójdzie do Miami, gdzie ma przyjaciół, ale to na razie jeszcze nie jest pewne.

O co chodzi???

O pieniądze, sławę i rozgłos. Nie LeBrona Jamesa, ale drużyny i miasta, której się uda.

Za nim bowiem, niezależnie ile kosztować będzie transfer, przyjdą sponsorzy, wypełnione trybuny na meczach i odpowiednie wpisy w ksiażkach do historii.

Pamiętamy przecież ile uczynił dla chicagowskiej koszykówki Jordan. LeBron mógłby zrobić nawet więcej w czasach portali społecznościowych, Twitterów i innych narzędzi  wpływu na masy.

Chodzi tylko o to, że w zalewie informacji na jego temat zaczynamy gubić główny wątek, którym jest umowa z nowym klubem i kolory przyszłej drużyny. Na razie na ten temat wiemy niewiele, więc zastępujemy to każdym, najdrobniejszym szczegółem z jego życia. Chyba niepotrzebnie.

Pensylwania. Piękny stan. Góry, rwące potoki, wspaniałe trasy narciarskie i najdziwniejsze prawa o jakich słyszał świat. Niektóre dotyczą sprzedaży alkoholu. ..

Proszę wyobrazić sobie erę prohibicji, a następnie przyjąć do wiadomości, że niewiele się od tamtej pory zmieniło.

Każdemu przybyszowi z innego stanu, na przykład Illinois, zajmuje około dwóch dni zrozumienie obowiązujących tam zasad i napicie się pierwszego piwa.

Pensylwania od kilkudziesięciu lat uważnie pilnuje, by zysk ze sprzedaży alkoholu nie trafił przypadkiem do prywatnej kieszeni. W związku z tym kupić go można wyłącznie w stanowych, specjalistycznych sklepach, których pracownicy są na pensjach odpowiedniego departamentu.

Piwo można kupić wyłącznie w większych opakowaniach, nie można, tak jak np. w Chicago, wyjąć jednej, chłodnej butelki z lodówki i za nią zapłacić.

Niektóre restauracje i bary mogą wprawdzie sprzedawać niskoprocentowy alkohol na wynos, ale obowiązuje limit 6 butelek na osobę.

Dlatego cały kraj z niedowierzaniem przyjął wiadomość, iż w Pensylwanii, jako pierwszym stanie pojawiły się automaty sprzedające wino.

Podchodzimy, pod odpowiedni czytnik wkładamy prawo jazdy, uśmiechamy się, gdy automat robi nam zdjęcie, dmuchamy w alkomat, dokonujemy wyboru i wrzucamy pieniądze.  W ciągu minuty wyskakuje odpowiednia butelka. Podobno wino z automatu smakuje tak samo jak kupione w sklepie.

Urządzenia tego typu nie są nowością. Pół Europy i cała Japonia używa ich od lat. W USA do tej pory panowało przekonanie, iż nie jest to najlepsza forma sprzedaży. Za trudna dla ludzi, zbyt ryzykowna dla kart kredytowych, niebezpieczna dla nieletnich, etc.

Dopiero gdy z podobnych automatów zaczęto kupować iPody, komputery i wycieczki w ciepłe kraje ktoś wyciągnął wniosek, że być może społeczeństwo dorosło do takiej formy zakupów alkoholu.

Według mnie, jeśli Pensylwania, ze wszystkimi swoimi pokręconymi prawami jako pierwsza umieściła takie urządzenia w sklepach i centrach handlowych, to wszystko, wszędzie jest możliwe. Nawet to, że Pat Quinn w końcu okaże się dobrym gubernatorem dla Illinois, a reprezentacja Polski w piłce nożnej znajdzie się już za cztery lata w finale Mundialu.

Uważam też, że automaty do wina obrazują doskonale zaufanie polityków do społeczeństwa. Jeśli do tej pory nie możemy korzystać z takich i podobnych rozwiązań, gdyż wydajemy się im zbyt nieodpowiedzialni lub wręcz głupi, to w ilu jeszcze sprawach traktują nas jak stado baranów? Zostało kilka linijek, więc nie będę wymieniał swoich domysłów, bo na to potrzeba znacznie więcej miejsca.

Na koniec kilka słów o zakładach pieniężnych. W czasie Mistrzostw Świata w piłce nożnej najwięcej z nich dotyczy oczywiście poszczególnych meczów. Jednak w Anglii, która już dawno odpadła z rozgrywek, pieniądze stawia się teraz na BP.

Tak jest, tę samą firmę, która nie może zakręcić kurka z ropą w Zatoce Meksykańskiej.

Bukmacherzy przyjmują zakłady, czy szef BP straci pracę, czy nie. Wszyscy przekonani są, że tak i to jeszcze przed końcem roku, w związku z czym zysk tu niewielki.

Jeśli ktoś natomiast chciałby postawić na utrzymanie przez niego stanowiska, to w przypadku wygranej może zarobić fortunę. Zabawa w duże pieniądze trwa, mimo umierającego życia w Zatoce.

Świat jest dziwnie skonstruowany. Miłego weekendu.

Rafał Jurak

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor