Mówi się, że Pentagon ma w swoich komputerach kilkadziesiąt tysięcy wariantów gier wojennych. Gotowe symulacje, przewidywane straty, najlepsze rozwiązania. Czyli teoretycznie przygotowani jesteśmy na każdą ewentualność związaną z najazdem obcego wojska. Wystarczy wywołać na ekranie, nałożyć niewielkie poprawki i zastosować.
Wiadomo też, że wszystkie media mają w swoich archiwach materiały na temat każdej żyjącej, ważnej osobistości na świecie. Pełne biografie, osiągnięcia, wyróżnienia. Na wypadek, gdyby coś się wydarzyło złego. Po to, by nie trzeba było w pośpiechu szukać danych i składać takiego materiału. Po to, by natychmiast opublikować, nadać lub transmitować.
Światowa Organizacja Zdrowia posiada gotowe scenariusze postępowania na wypadek wielkiej epidemii, pojawienia się nowego wirusa i innych, niespodziewanych zagrożeń medycznych. Jakoś one działają, bo od czasu, gdy powstały i zaczęły być wykorzystywane ludzkość uniknęła kilku poważnych problemów.
Mamy plany na każdą ewentualność – tornada, śnieżycy, powodzi, gradobicia, upałów, trzęsienia ziemi. Budujemy i oznaczamy trasy ewakuacyjne, odkładamy pieniądze na wypadek naturalnych katastrof.
Nie mamy wiele jeśli chodzi o katastrofy spowodowane przez człowieka. Wiemy jedynie, iż przygotowani jesteśmy na wypadek wybuchu jądrowego, ale i tak niewiele możemy wówczas zrobić. W dużych miastach ćwiczymy ewakuacje na wypadek pożaru lub skażenia chemicznego. Przygotowani jesteśmy na kilka ewentualności, w których mogą zginąć ludzie...
85 dni, 16 godzin i 25 minut upłynęło od eksplozji na platformie Deepwater Horizon do momentu ogłoszenia przez BP, że wyciek ropy do Zatoki został zatrzymany.
Na razie nie wypada okazywać zbyt wielkiej radości, gdyż jest to rozwiązanie tymczasowe i nie wiadomo jeszcze, czy konstrukcja wytrzyma. Podejmowano tyle nieudanych prób, że apel o spokój jest zrozumiały. Podejrzenia, że to nie koniec są uzasadnione. Osoby odpowiedzialne za akcję ratunkową uprzedzają, iż ponowne, celowe otwarcie zaworów może okazać się konieczne.
Osobiście mam nadzieję, że najgorsze mamy już za sobą. Wprawdzie naukowcy z zaskoczeniem informują, iż zniszczenia są mniejsze, niż zakładano, to jednak gdzieś ta ropa musi być i przez wiele dziesięcioleci będzie wpływać na życie, a właściwie jego brak w niektórych rejonach Zatoki.
By wyobrazić sobie jej ilość posłużmy się obrazowym porównaniem. Każdego dnia z uszkodzonego odwiertu wydostawało się tyle ropy, ile potrzeba na wypełnienie od piwnicy po dach około 800 jednorodzinnych, dwupiętrowych domów, jakich miliony widzimy w Chicago i na przedmieściach. Teraz pomnóżmy to przez 85 dni, 16 godzin i 25 minut.
Mam również nadzieję, że cała sprawa nie zakończy się klapsem i symbolicznym odszkodowaniem, na co w tej chwili się zanosi. BP w wyniku niewyobrażalnie drogiej akcji promocyjnej w mediach odzyskuje zaufanie społeczeństwa i poparcie polityków. Murem stoi za nią rząd Wielkiej Brytanii, której połowa mieszkańców ma od ceny akcji BP uzależnione wypłaty świadczeń emerytalnych. Powoli uspokajają sie inwestorzy, wszystko wygląda bowiem dobrze, firma nie jest poważnie zagrożona. Od zysków przez następne kilka lat odliczone będzie po kilka procent na pokrycie strat związanych z eksplozją i jej następstwami. Nic wielkiego..
Ja też nie domagam się krwi. Nie czekam na sąd nad szefostwem tej firmy, nie życzę źle osobom, których życie zależy od sytuacji finansowej wspomnianej korporacji. Mam jedynie nadzieję, że kiedy opadnie już kurz bitewny, wypłacone zostaną odszkodowania, a w wodach Zatoki rozpocznie się długi proces odbudowy życia, ktoś pomyśli o przyszłości. O tym, w jaki sposób można uniknąć podobnych sytuacji lub jak im szybko zaradzić. Nie chodzi o podwyższenie kar za ewentualne zatrucie środowiska i wydłużenie w kodeksie wyroków dla winnych, ale raczej o strategię postępowania w przypadku podobnych wydarzeń. Na morzach i oceanach rozbiło się już kilkadziesiąt tankowców, a w samej Zatoce to już drugi w krótkim czasie podobny wyciek ropy. Do tej pory nie ma żadnego planu działania na wypadek takiego zdarzenia. Może dlatego, że woda w końcu wszystko przykryje, a może dlatego, że w tę akurat działalność zaangażowane są firmy prywatne, którym bardziej opłaca się zapłacić odszkodowanie, niż wydawać pieniądze na profilaktykę. Nikt tak naprawdę tego nie wie.
Ostatnie zdania poświęcę sprawom lokalnym, przede wszystkim sądzonemu właśnie w centrum Chicago Rodowi Blagojevichowi. Może się bowiem okazać, że za tydzień nie będzie o czym pisać. Szansa minimalna, ale istnieje.
Prokuratura zakończyła prezentowanie oskarżeń i swych dowodów. Zajęło im to mniej czasu, niż przewidywano. Pojawiło się pytanie, czy mają tak niewiele na byłego gubernatora, czy też dobrze i szybko wykonują swoją pracę?
Wiele skazuje, że pierwsza część powyższego pytania jest prawdziwa. Mają niewiele. Podobnego zdania jest obrona, gdyż bez prezentowania swojego punktu widzenia zwróciła się do sądu o pełne uniewinnienie byłego gubernatora ze względu na brak dowodów jego winy.
Bo ich nie ma. Prokuratura nie udowodniła niczego. Ani tego, że wziął od kogoś pieniądze, ani, że komuś groził, ani, że sprzedał miejsce w Senacie. Pokazała jedynie, iż Blagojevich nie szanował zbytnio wyborców, innych polityków i używał niecenzuralnych słów. To jeszcze nie zbrodnia.
Teoretycznie nie trzeba mu udowadniać, że zrobił coś złego. Wystarczy, by udowodnić, że miał taki zamiar. Dla niektórych może się to wydać nieuczciwe, ale tak wygląda prawo. Złe zamiary też są karalne.
Wiele osób ma wrażenie, nieobecne na początku rozprawy, że przy odrobinie szczęścia obrońcy są go w stanie wyciągnąć z kłopotów. Zaczynają się już łamać jurorzy, prawnicy obserwujący rozprawę, inni politycy, a także media.
Rod Blagojevich nigdy nie przegrał wyborów. Obecna rozprawa jest teraz do nich podobna. Kiedy zabrakło argumentów pojawiły się sympatie, a tu były gubernator czuje się jak ryba w wodzie. Nie można oczywiście przedwcześnie przewidywać wyniku, ale można juz robić zakłady. Obydwie strony mają szansę, co jeszcze miesiąc temu było nie do pomyślenia. Miłego weekendu.
Rafał Jurak