W odpowiedzi na artykuł z ubiegłego tygodnia pod tytułem: „Czy się stoi, czy się leży, czyli o zarobkach nauczycieli”, otrzymaliśmy list od wzburzonego Czytelnika:
Szanowni Państwo:
Proszę przyjąć wyrazy zdumienia za bezkrytyczny wybiorczy przedruk. Artykul Pani Eli jest pozbawiony intelektualnej głębi i odpowiedzialności za słowo. Bycie "papużką" może być zabawne, ale z czasem można zapracować na percepcję czytelników i nie zawsze będzie to percepcja pozytywna.
Z poważaniem,
Christopher Krzysztof Rudzinski, MBA,LLM
State of Illinois certified
type 75 Director of Special Education
Chief School Business Official
type 09 LBS1
High School Teacher -8 endorsements.
Szanowny Panie Krzysztofie,
Dziękuję za Pana uwagę, którą, jak Pan widzi, przedrukowujemy, zawsze wdzięczni za odźwięk od Czytelników.
Co do Pana wzburzenia, to je podzielam, choć z zupełnie odwrotnych pozycji. Otóż absolutnie zgadzam się z tezą, że nauczyciele powinni zarabiać ponad $100,000, a niektórzy i więcej. Ale niestety, nie wszyscy, i z pewnością nie na podstawie standardowej tabelki płac, nagradzającej wszystkich tak samo i po równo. Staż pracy i zdobyte niegdyś stopnie naukowe nie przekładają się bowiem ani na przygotowanie nauczyciela do pracy, ani na wyniki uczniów, ani na zwykłą chęć do pracy z młodzieżą. Wiedzą to wszyscy rodzice posyłający swe dzieci do szkół publicznych. Podobnie jak to, że wyrugowanie źle przygotowanych, leniwych i aroganckich nauczycieli ze skorumpowanego systemu szkół publicznych jest warte każdych naszych, podatniczych pieniędzy.
Ela Zaworski