----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

12 sierpnia 2010

Udostępnij znajomym:

Obfite opady deszczu w lipcu i ciepłe, letnie dni przyczyniły się do wyjątkowego wylęgu komarów, które atakują już niezależnie do pory dnia nawet w przydomowych ogródkach znajdujących się na terenie Chicago. Ocenia się, że takiej liczby tych owadów nie notowano w okolicach od ponad 20 lat. Przeszkodą w pełnym wykorzystaniu tegorocznego lata są również wysokie temperatury i rekordowa wilgotność powietrza.

Przed wysokimi temperaturami ostrzeżono w minioną środę mieszkańców kilkunastu stanów, w tym Illinois. Problemem jest wysoka wilgotność powietrza, która powoduje, że w godzinach popołudniowych temperatura odczuwalna może przekraczać nawet 43 stopnie Celsjusza, czyli 109 w skali Fahrenheita. Ostrzeżenie przed upałami obowiązuje do piątkowego wieczoru, choć możliwe jest, że nadchodzący weekend okaże się równie upalny.

"Dla wielu osób mieszkających w stanach na Środkowym Zachodzie jest  najgorszy tydzień tego lata" - powiedział Mike Eckert, synoptyk z amerykańskiego Narodowego Centrum Meteorologicznego.

W lipcu rekordowe temperatury odnotowano także na Wschodnim Wybrzeżu. Z danych amerykańskiego urzędu ds. oceanów i atmosfery (NOAA), który gromadzi dane od roku 1895, wynika, że rekordowe odczyty z termometrów padły w stanach Delaware i Rhode Island.

Średnia temperatura w lipcu w całych Stanach Zjednoczonych wynosiła 24 stopnie Celsjusza i była o 0,6 stopnia wyższa od notowanej na przestrzeni ostatnich 100 lat.

Lipiec nie tylko był gorący, lecz i mokry. To z kolei spowodowało, że w niektórych amerykańskich stanach obserwuje się prawdziwą inwazję komarów.

W metropolii chicagowskiej w ciągu ostatnich dni populacja tych owadów wzrosła prawie o 800 procent. Komary stały się tak dokuczliwe, że władze postanowiły zadziałać - jeszcze w tym tygodniu w Chicago i na przedmieściach mają zostać przeprowadzone opryski zabijające te dokuczliwe owady, a także ich larwy.

Od kilku lat stosuje się takie metody, by zmniejszyć liczbę przypadków zarażenia wirusem Zachodniego Nilu, przenoszonym przez komary i ptaki.

Wirus, który pojawił się w USA w 1999 roku, zbiera śmiertelne żniwo. W tym roku zmarły zarażone nim dwie osoby (w stanie Arizona), a co najmniej 45 zachorowało - wynika z danych Ośrodka Zwalczania Chorób Zakaźnych (CDC) w Atlancie. W ubiegłym roku z tego powodu zmarło 32 Amerykanów, a zachorowało 720.

Objawy zakażenia wirusem Zachodniego Nilu są podobne do grypy. W większości wypadków infekcja ma lekki przebieg i może nawet pozostać niezauważona przez chorego. W cięższych przypadkach przypomina grypę i tylko u najbardziej wrażliwych przybiera bardzo ostre formy. Zakażenie może być śmiertelne u dzieci, ludzi starszych oraz osób z osłabionym systemem odpornościowym.

Na szczęście odmiana komarów, która atakuje w ostatnich tygodniach najbardziej, nie jest najgroźniejsza. Badania wykazały, że wirusa Zachodniego Nilu najczęściej przenoszą odmiany potrzebujące do wylęgu suchej i ciepłej, a nie wilgotnej i gorącej pogody.

PAP, inf. wł. RJ

 

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor