82-letni alderman od 37 lat reprezentujący 50. okręg miejski, znany przede wszystkim z zasypiania podczas obrad, nie zamierza przechodzić na emeryturę. Postanowił po raz 11 ubiegać się o reelekcję. Uważa on, że rezygnacja lub ewentualna przegrana kosztować będzie podatników więcej, niż zmiana na stanowisku, co w obecnych, trudnych czasach byłoby działaniem nieodpowiedzialnym.
Argument ten brzmi nieprawdopodobnie, został jednak przez aldermana Stone użyty w rozmowie z dziennikarzami. Przypomniał, że po przejściu na emeryturę przysługiwać mu będzie $90,000 rocznego wynagrodzenia plus jednorazowa wypłata w wysokości $200,000. Zachowanie przez niego stanowiska będzie więc dla budżetu znacznie tańsze - przynajmniej na razie.
“Podatnicy zaoszczędzą wybierając mnie ponownie” – uważa Bernard Stone, który jest najstarszym zasiadającym obecnie w radzie miasta aldermanem i drugim pod tym względem w historii miasta.
Rekordzistą jest jak dotąd Vito Marzullo, reprezentujący w przeszłości 25. okręg, który zrezygnował ze stanowiska w 1985 r. w wieku 89 lat. By pobić jego rekord Stone musiałby być wybrany w lutym i jeszcze raz w 2015 r. co jednak może nie być takie proste ze względu na pogarszające się notowania aldermana.
Jeszcze niedawno wspominał o emeryturze, zmienił plany w momencie ogłoszenia decyzji Richarda Daley, którą nazwał „ucieczką z tonącego statku”.
“Potrzebni teraz będą doświadczeni ludzie. Niektórzy kandydaci starający się o fotel burmistrza nie mają o tej pracy pojęcia” – mówił Stone i sugerował, że w takiej sytuacji zastąpienie weteranów w radzie miasta młodymi, niedoświadczonymi politykami nie będzie służyła miastu.
Stone przez wiele lat żył w bliskiej komitywie z odchodzącym burmistrzem, który pomagał mu w zdobywaniu pieniędzy na kolejne kampanie wyborcze. Jednak dwa lata temu drogi polityków rozeszły się. Stone zmuszony został do dogrywki, w której uzyskał zaledwie 3% przewagę nad popieranym przez związki zawodowe kandydatem. Z trudem, ale zachował swe stanowisko. Szansa na kolejne zwycięstwo w lutym jest niewielka, zwłaszcza, że kandydatów przybywa.
„Jak wygram, to wygram. Jak przegram, to trudno. W moim wieku nie ma to znaczenia, przynajmniej będę miał wysoka emeryturę” – mówi Stone na kilka miesięcy przed wyborami, co nie jest chyba najlepszą taktyką.
Dwóch pracowników jego komitetu wyborczego trafiło niedawno do więzienia za próby manipulacji głosami w 2007 r. Stone nazywał wówczas ich aresztowanie politycznym prześladowaniem i podobno do tej pory zdania nie zmienił.
W swej 37 letniej karierze dwa razy starał się o stanowisko burmistrza, zgłosił wiele kontrowersyjnych ustaw, z których większość została przez miasto odrzucona, ale najbardziej znany jest ze spania podczas obrad różnych komitetów I komisji.
W 2004 r. okładkę Sun Times ozdobiło zdjęcie śpiącego Bernarda Stone podczas dyskusji w radzie miasta na temat zakazu używania telefonów komórkowych podczas jazdy samochodem.
„Niektórzy głęboko zamyślając się zamykają oczy, co może być mylnie odebrane jako sen” – tłumaczył Stone kilka dni później.
W grudniu 2008 r. zrobiono mu zdjęcie, gdy spał podczas obrad miejskiego Komitetu Finansowego obradującego nad dzierżawą parkometrów, a w 2009 r. podczas obrad tej samej komisji zastanawiającej się nad przyszłością okręgów TIF.
W 2002 r. Bernard Stone publicznie przeprosił za niewolnictwo podczas dyskusji na temat odszkodowań dla potomków niewolników.
W 2006 r. głosował przeciw minimalnej stawce godzinowej dla pracowników dużych sklepów operujących na terenie Chicago, ale kilka dni później przewodził udanej akcji mającej na celu podniesienie pensji aldermanów do ponad 100 tysięcy rocznie.
W 2003 r. jego syn, Jay Stone, starał się o pozycje aldermana w innym okręgu wyborczym. Bernard poparł urzędującego kandydata, powiedział, że syn przynosi wstyd i nie ma o niczym pojęcia. Jay przegrał, ale podobno utrzymuje ze swym ojcem przyjazne kontakty.
Jego cała polityczna filozofia zawarta jest w wygłaszanym często zdaniu:
„Dbasz tylko o tych, którzy dbają o ciebie. Czyli tych, którzy na ciebie głosują”.
RJ