Rahm Emanuel zrezygnował w ubiegłym tygodniu ze stanowiska szefa gabinetu Białego Domu rozpoczynając kampanię wyborczą o stanowisko burmistrza Chicago. Na swej witrynie internetowej, pod adresem www.chicagoforrahm.com, opublikował sfilmowane oświadczenie, w którym zapoczątkował cykl spotkań politycznych pod hasłem „Tell It Like It is”, czyli, w wolnym tłumaczeniu, „Mów bez ogródek”, czy po prostu „Wal prosto z mostu”.
Proszę bardzo. Ponieważ nie zauważyłam, żeby kandydat na stanowisko burmistrza spotykał się z reprezentantami naszej grupy etnicznej, pozwolę sobie zauważyć, że Rahm Emanuel będzie musiał nas trochę skokietować. I nie mam tu na myśli wrzucania nas do jednego worka ze wszystkimi innymi grupami etnicznymi walczącymi o reformę imigracyjną. Ani o instalowanie swoich pracowników na kierownicze pozycje polonijnych organizacji charytatywnych. Chodzi o konkretne stanowiska w administracji stanowej i miejskiej, w której Polaków nie ma. Bo, co tu ukrywać, jako grupa etniczna, niereprezentowana obecnie w administracji Chicago, jesteśmy na sprzedaż. Kto nas kupi?
Kandydat nie marnuje czasu. Jak się oczekuje, nie ogłosi on oficjalnie swych planów kandydowania na stanowisko burmistrza Chicago przed upływem listopadowych wyborów, ale już w poniedziałek zadebiutował w roli polityka umizgującego się do potencjalnych wyborców. Ściskał dłonie pasażerów kolejki miejskiej na stacji w Roosevelt, udzielił autografu na rękawach policjanta, a także wpadł do pobliskiego sklepiku spożywczego. Jest oczywiste, że tego typu imprezy polityczne są nieodłącznym elementem krajobrazu wyborczego i nikt nie oczekuje, że poprawią reputację skorumpowanego Chicago. Na celu mają bowiem rozszerzenie popularności kandydata, a nie rozwiązywanie jakichkolwiek problemów politycznych.
Wygwizdany
Wbrew pozorom, środowiska, naprzeciw którym wychodzi Emanuel nie są przypadkowe, a sceneria spotkań nie ma w sobie nic ze spontaniczności. Jest dobrze skalkulowaną grą polityczną. Oto pierwszego dnia po ogłoszeniu rezygnacji ze stanowiska w Białym Domu przyszły kandydat zatrzymał się na przystanku kolejki w South Loop na południu miasta, odwiedził tanią restaurację w Chatham, popularną restaurację meksykańską i sklepiki wzdłuż ulicy Devon. Rozmyślny strateg Obamy kokietował w ten sposób główne grupy wyborców, w tym społeczność czarnoskórych, Meksykanów, Żydów, ale także świeżych imigrantów z krajów arabskich.
W czasie jednej z tych wizyt doszło do zamieszania. Kiedy Emanuel przełykał jajka popijając kawą w Izola’s Restaurant przy ulicy 79., jego rozmowę próbowali przerwać mieszkańcy, oskarżając niedawnego szefa gabinetu Obamy o brak zatrudnienia na południowej stronie Chicago. Pomny rejestrowania całego zajścia przez kamery telewizyjne, Emanuel podjął próbę stłumienia gniewu niezadowolonych wyjaśniając, że, w jego mniemaniu, administracja Obamy pomogła w stworzeniu nowych miejsc pracy. „Będą ci zadawane trudne pytania i musisz się na to przygotować”, ostrzegł czarnoskóry rozmówca, niewątpliwie przyzwyczajony do rozgrywek kartą rasową. Widać jednak, że nie chodziło mu o nic konkretnego, a jedynie o spowodowanie medialnego zainteresowania, bo ostatecznie wystąpił w roli gospodarza witającego polityka w swym mieście.
Podczas pierwszego dnia testowania nastrojów społecznych, Emanuel odwiedził również Pilsen, gdzie spotkał się z dyrektorem naczelnym United Neighborhood Organization, Juanem Rangelem, wpływowym zwolennikiem burmistrza Richarda Daley’ego. Sam Rangel stwierdził, że nie udziala poparcia Emanuelowi, ale, że, w jego odczuciu, znajduje się on wśród kilku kwalifikujących się kandydatów. Emisariusze kampanii tych polityków witali Emanuela na zewnątrz restauracji Nuevo Leon przy ulicy 18.
Wokół restauracji zgromadzili się także zwolennicy kongresmana Luisa Gutierreza i byłego prezydenta rady chicagowskich szkół publicznych, Gery Chico, którzy wygwizdywali Emanuela kiedy przechodził wzdłuż domu. Niektórzy lokalni aktywiści rozdawali także ulotki niezostawiające na polityku sichej nitki za to, że będąc częścią administracji Białego Domu nie uaktywnił się w obronie praw imigracyjnych. „Gutierrez tak! Rahm nie”, wykrzykiwało na zewnątrz restauracji kilkanaście osób, a zwolennicy Chico zbierali podpisy by umieścić swego kandydata na liście wyborczej. „Nie będziemy ustępować miejsca ani Rahmowi Emanuelowi ani nikomu innemu”, oświadczył Robert Reyes, rzecznik Chico.
Intruz z Waszyngtonu
Ewidentnie nie tak wyobrażał sobie Emanuel powitanie w Chicago. Prasa krajowa krytykuje Emanuela za skok na lokalną kampanię. Lokalna prasa podgrzewa natomiast jego wizerunek jako intruza z Waszyngtonu. Oto w ubiegłym tygodniu lokalna rozgłośnia WLS roztrząsała problem stałego pobytu Emanuela, który obecnie nie mieszka w Chicago, a posiadany w mieście dom wynajmuje komuś innemu. Znamienne jest również to, że zaledwie kilka tygodni temu umowa o wynajem nieruchomości należącej formalnie do Emanuela została przedłużona, a zamieszkującą ją rodzinę nie interesują przepychanki polityczne o stołki, ale utrzymanie dzieci w szkołach, do których obecnie uczęszczają.
Emanuel odpiera ataki o formalny brak zamieszkania w Chicago roszczeniowymi stwierdzeniami o tym, że mieszkańcy miasta nie dbają o kwestię jego zamieszkania. Może się jednak w tym względzie mylić. I nie tyle chodzi o to, co polityk uzurpuje sobie interpretowanie powszechnej opinii chicagowian, co o formalny wymóg rady wyborczej. Otóż lokalne prawo wyborcze stanowi, że kandydat na stanowisko burmistrza musi zamieszkiwać w mieście przez co najmniej rok przed wyborami rozpoczynającymi się w lutym. Okazuje się więc, że kwestia zamieszkania Emanuela jest nie tylko formalną, ale również polityczną przeszkodą. Tymczasem Emanuel spędził większość ostatnich dwóch lat w Waszyngtonie.
Sam kandydat oświadcza, że „Spędziłem całe moje życie, z wyjątkiem studiowania w koledżu i pracy w Białym Domu, tutaj, w mieście Chicago”. Emanuel, który wychował się na przedmieściach, uparcie obstaje, że urodził się w Chicago i że wychował się w metropolii chicagowskiej, a także że posiada dom, w którym wychował swe dzieci. Na swej stronie internetowej polityk wielokrotnie podkreśla swe chicagowskie korzenie. Określa siebie jako rodowitego chicagowianina i twierdzi, że pracował ciężko by bezpośrednio służyć mieszkańcom Chicago jako kongresman przez trzy kadencje.
Emanuel, były kongresman chicagowski, od dawna zamierzał kandydować na pozycję burmistrza, pod warunkiem, że zrezygnowałby z niej Daley. Po ogłoszeniu przez Daley’ego, że nie będzie on kandydował na siódmą kadencję, Emanuel przypuścił szturm o fotel burmistrza.
Emisariusz Obamy
Problem polega na tym, że polityczne koneksje Emanuela rzucają na polityka niekorzystne światło. Otóż można niemal być pewnym, że w czasie kampanii pojawią się pytania dotyczące związków Emanuela z byłym gubernatorem. Zwłaszcza, że zaświadczają o nich byli kumple, a obecnie rywale politytyczni. W tym Chico, szef rady Chicago City Colleges i były szef gabinetu Daley’ego, który powołuje się na niedzielny artykuł „Chicago Tribune” ujawniający nowe szczegóły dotyczące stosunków Emanuela z administracją Blagojevicha.
Blagojevich i Emanuel znali się dobrze i byli postrzegani jako polityczni sprzymierzeńcy. Emanuel zastąpił Blagojevicha jako kongresman z 5. okręgu Illinois, a obaj często pojawiali się wspólnie, kiedy Blagojevich pełnił funkcje gubernatora; współ-przewodniczyli programom opieki zdrowotnej i farmaceutycznemu, które przyciągnęły uwagę w skali kraju.
Nie ulega wątpliwości, że w przyszłej kampanii wyborczej Emanuel stanie przed koniecznością odpowiedzi na pytanie o odegraną przez siebie rolę wysłannika prezydenta Obamy w dyskusji z Blagojevichem na temat potencjalnych następców na miejsce zwolnione przez Obamę w Senacie. Bezpiecznie zaszyty w Białym Domu, Emanuel był w stanie uniknąć reperkusji procesu Blagojevicha, a szczegóły jego stosunków z byłym gubernatorem nie zostały ujawnione podczas dochodzenia, natomiast on sam odmówił komentowania swej roli.
Raport z roku 2008 sporządzony przez administrację Obamy precyzuje jednak bezsprzecznie jego rolę jako pośrednika pomiędzy Obamą a Blagojevichem, który dostarczył byłemu guberbatorowi listę zaaprobowanych kandydatów, w tym nazwiska stanowego kontrolera Dana Hynes, kongresmana Jesse Jacksona Jr., Jan Schakowsky i weterana wojny w Iraku, Tammy Duckwortha. Raport informował również, że Emanuel przedstawił również kandydaturę prokurator generalnej, Lisy Madigan i byłej dyrektor komunikacji, Cheryle Jackson, jako dodatkowe opcje podczas ostatniej rozmowy telefonicznej Emanuela z szefem gabinetu gubernatora, Johnem Harrisem, jeszcze przed aresztowaniem Blagojevicha. Według źródeł Chicago Tribune, Emanuel powiedział śledczym, że powodem zasugerowania dodatkowych nazwisk była obawa Obamy, że Blagojevich odrzucił pierwotnych kandydatów. Emanuel stwierdził, ze administracja reagowała na raport Fox News o tym, jakoby były stanowy prezydent senatu, Emil Jones z Chicago, nieobecny na liście Obamy, mógł być preferowanym wyborem Blagojevicha.
„Chicago Tribune” informuje, że Emanuel zadzwonił do Harrisa sugerując wybór Madigan po spotkaniu z senatorem Dickiem Durbinem i doradcą Obamy, Davidem Axelrodem, którzy uznali ten wybór za słuszny. Urządzenie podsłuchowe zamontowane na telefonie Harrisa zarejestrowało Emanuela jak próbował przekonać Blagojevicha do wzięcia pod uwagę jako kandydatki prezydenta Chicago Urban League, Cheryle Jackson. Pełniła ona funkcję wysokiego rangą Afro-amerykańskiego doradcy gubernatora i zdaniem Emanuela jej wybór wpłynąłby pozytywnie na nękanego kłopotami gubernatora. Harris poinformował go jednak, że Blagojevich nie miał dobrych relacji z Jackson.
Podczas procesu byłego gubernatora adwokaci Blagojevicha utrzymywali, że jego głównym celem było mianowanie prokurator generalnej, Lisy Madigan na miejsce po Obamie w wyniku politycznego porozumienia z jej ojcem, Michaelem Madigan, czołowym krytykiem Blagojevicha, który przygotowywał się do procedury odwołania gubernatora. Obrona wyznała radzie przysięłych, że Emanuel zgodził się zaledwie na dzień przed aresztowaniem Blagojevicha pomóc wynegocjować umowę. Harris zeznał śledczym, że Emanuel wyraził zgodę na pośredniczenie pomiędzy Obamą a Blagojevichem w kwestii kandydatury Madigan.
Obrona byłego gubernatora wyznała radzie przysięgłych, że Emanuel początkowo wyznał Blagojevichowi, że preferowanym kandydatem Obamy była Valerie Jarrett. Ta informacja spowodował falę rzekomych intryg Blagojevicha, który miał dyskutować zamianę miejsca w Senacie na stanowisko w administracji Obamy, pozycję ambasadora czy pozycję przywódcy organizacji fundowanej przez zwolenników Obamy.
Ofiara Blagojevicha?
Prokuratura w procesie Blagojevicha sportretowała Emanuela jako ofiarę kolejnego spisku byłego gubernatora. Blagojevich został oskarżony o próbę zmuszenia Emanuela do pomocy w zbiórce funduszy, kiedy zasiadał on w Kongresie, w zamian za udostępnienie $2 milionowej dotacji, obiecanej szkole w okręgu byłego gubernatora. Byli pracownicy Blagojevicha zeznali, że Blagojevich wstrzymał fundusze w celu zmuszenia brata Emanuela, znanego agenta holywodzkich talentów, do zorganizowania zbiórki środków na rzecz gubernatora. Do zbiórki nie doszło, ale stan w końcu udostępnił pieniądze na budowę stadionu.
Sędziowie ławy przysięgłych nigdy nie słyszeli nagrań rozmów Emanuela, jakkolwiek raport administracji Obamy dowodzi, że rozmawiał on z Blagojevichem „jeden lub dwa razy” w dniach od 6. do 8. listopada.
Rewelacje „Chicago Tribune” dowodzą, że pomiędzy raportem administracji Obamy a procesem oskarżycielskim Blagojevicha istnieje, w kwestii udziału Emanuela, mnóstwo zasadniczych rozbieżności. Szczególnie zadziwiające jest to, że w trakcie procesu nie wspomniano o rozmowach Emanuela z gubernatorem, do jakich doszło w tygodniach przed jego aresztowaniem. Wszystko to może sytuować Emanuela w pozycji bynajmniej nie ofiary, ale głównego emisariusza administracji Obamy. W trakcie procesu nazwisko Emanuela pojawiało się wielokrotnie, jednakże został on nieoczekiwanie zwolniony z przesłuchań.
Zapowiedziana przez prokuraturę perspektywa ponownego procesu przeciwko Blagojevichowi, w sytuacji, w której ława przysięłych nie była zdolna do podjęcia decyzji, oznacza możliwość ponownego zamieszania Emanuela w proces korupcyjny.
Poparcie jego kandydatury przez prezydenta Obamę, według którego Emanuel byłby doskonałym burmistrzem, nie uchroni go jednak od drugiej tury procesu Blagojevicha. A cała sprawa z pewnością nie pomoże mu w pozyskaniu wyborców, zwłaszcza, że stanie on wobec konieczności pokonania rywali.
Wśród tych ostatnich szczególną zaciętością wykazuje się Jesse Jackson, który zaprzecza podejrzeniom, że wiedział o planie zorganizowania przez jego zwolenników zbiórki pieniędzy na rzecz Blagojevicha w celu wygrania miejsca w Senacie. „To nie ja jestem na taśmach z nagraniami, ale on”, przytomnie wskazując na Emanuela. Okazuje się jednak, że nadzieje Jacksona na stanowisko burmistrza zostały nieco nadszarpnięte przez ujawnienie jego kochanki w Waszyngtonie.
Raport na temat Emanuela opublikowany przez „Chicago Tribune” w ubiegłym tygodniu przytacza konkluzje prawników waszyngtońskich i rzecznika Emanuela, jakoby ten emisariusz Obamy nie przekroczył obowiązujących norm praworządności. Publikacja „Tribune” w przeddzień rozpoczęcia kampanii polityka może jednakże sugerować czytelnikom zupełną odwrotność, a mianowicie to, że Emanuel nie tylko pośredniczył w negocjowaniu zaaprobowanych przez Obamę kandydatów na stanowisko w Senacie i że był następnie chroniony immunitetem gwarantowanym z Białego Domu.
Jeśli chodzi o stanowisko burmistrza w Chicago, to zauważam, że jakkolwiek miłościwie nam panujący prezydent macza palce w ambitnych planach Emanuela, to nie jesteśmy jeszcze królestwem. Poparcie kandydatury Emanuela przez Obamę jest oczywiście nieco paraliżujące nie tylko dla jego rywali, zwłaszcza biorąc pod uwagę pokaz siły w trakcie procesu Blagojevicha, czy choćby znalezienie haka na krytycznego wobec Emanuela Jacksona, ale pomimo mocno skompromitowanej w Chicago demokracji, pozostaje mi jeszcze nadzieja na mądry wybór obywatelski. Jeśli jeszcze taki istnieje.
Tymczasem chicagowscy radni oświadczają, że Emanuela po prostu nie znają i nie posiadają z nim żadnych relacji. Jednym z nich jest radny Howard Brookings Jr z okręgu 21. „Żaden z naszych okręgów nie został naprawdę dotknięty przez niego w czasie, gdy sprawował funkcję kongresmana. Będzie musiał więc wyjść nam naprzeciw i zabiegać o nas, i powiedzieć nam jaki ma plan dla naszych okolic”.
Podobnie ma się rzecz z polonijnymi organizacjami. Z zupełnie mi nieznanych względów niektóre organizacje polonijne pozostają pod wrażeniem, że pan Emanuel nas reprezentuje. Jak to zwykle bywa, wokół polityka tej rangi krążą różnorodne grupy partykularnych interesów niekoniecznie reprezentujące interesy Polonii, ale swoje własne. Ostrzegam wszystkich Państwa, by uważnie nasłuchiwać, jakie konkretnie propozycje wysuną one wobec kandydata i w jaki sposób mają Państwo z tego skorzystać. Wszyscy wiemy bowiem dobrze, że na polonijnym rynku politycznym funkcjonują zupełnie skostaniałe i niereformowalne struktury, nie mające nic wspólnego z naszymi interesami politycznymi, ale wykonujące nieistotne ruchy podtrzymujące jedynie swe liche istnienie.
Tymczasem Rahm Emanuel będzie musiał nas trochę skokietować. I nie mam tu na myśli zainstalowania swych własnych pracowników na kierownicze stanowiska polskich organizacji charytatywnych. Ani o wrzucanie nas do jednego worka ze wszystkimi innymi grupami etnicznymi walczącymi o reformę imigracyjną. To, panie Emanuel, zdecydowanie za mało by Polonia chciała na Pana zagłosować.
Chodzi, jak zwykle w Chicago, o konkretne stanowiska w administracji stanowej i miejskiej, w której Polaków nie ma. Bo, co tu ukrywać, jako grupa etniczna, niereprezentowana obecnie w administracji Chicago, jesteśmy na sprzedaż. Pytaniem pozostaje, kto nas kupi? Kto da więcej?
Ela Zaworski