Mieliśmy sporo szczęścia. Ominęły nas najsilniejsze wiatry, a tym samym zniszczenia były stosunkowo niewielkie. Niestety, mieszkańcom Minnesoty i pozostałych okolic jeziora Superior szczęścia zabrakło. Fale na tym akwenie osiągały ponad 6 metrów wysokości, a wiatr zrywał dachy znajdujących się w pobliżu budynków.
Sześciometrowe fale są nawet na oceanie zjawiskiem niecodziennym, a przecież Wielkie Jeziora z oceanami nie mają nic wspólnego. Według encyklopedii cyklon jest zwykle tropikalny i raczej nie występuje w naszych rejonach. Gdy siła wiatru przekracza pewną wartość mamy dla podobnego zjawiska własną nazwę – huragan. Tym razem jednak wystąpiło kilka okoliczności, które kazały Krajowemu Centrum Meteorologicznemu nadać dwudniowym burzom odpowiednie określenie.
Nad Wielkimi Jeziorami uformował się we wtorek i środę największy od ponad 70 lat układ niskiego ciśnienia, w wyniku którego siła wiatru przekraczała w niektórych rejonach prędkość 70 mil na godzinę. Poruszające się nad samą ziemią w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara masy powietrza oraz bardzo silne wyładowania atmosferyczne świadczyły, że nie mamy do czynienia ze zwykłym załamaniem pogody – wystąpił tu bardzo rzadki cyklon kontynentalny.
Najsilniejsze wiatry wystąpiły w rejonie jez. Superior, gdzie stacja meteorologiczna na wyspie Royale w stanie Michigan odnotowała podmuchy przekraczające 80 mil na godzinę. Aglomeracja Chicago przygotowana była na najgorsze, jednak oko cyklonu ominęło nas. Owszem, silny wiatr uczynił nieco szkód, kilkaset tysięcy osób przez kilkadziesiąt godzin pozbawionych było prądu, zniszczonych zostało kilkanaście budynków. Na północnych przedmieściach wiatr złamał kilka drzew. Konar jednego z nich spadł na jadący ulicą samochód, przebił metal i ugrzązł w ciele kierującej pojazdem kobiety. Dzięki szybkiej akcji straży pożarnej trafiła ona do szpitala, gdzie poddana została operacji. Jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Na lotniskach chicagowskich, głównie O`Hare we wtorek odwołano prawie 200 lotów, kilkaset samolotów podążających w naszą stronę wysłano na inne lotniska. Jak zwykle w obliczu zmian pogodowych najbardziej ucierpieli podróżni, choć powinni być szczęśliwi, że nasz rejon znalazł się na krawędzi zjawiska nazwanego „Cyklonem Środkowego-Zachodu”.
Wielu mieszkańców jest jednak rozczarowanych. Słuchając przepowiedni meteorologicznych spodziewali się ujrzeć za oknami swych domów niemal koniec świata. A tu nieco silniejszy, niż zwykle wiatr, pochmurne, choć tylko częściowo niebo i warunki nie odbiegające zbytnio od typowego, październikowego dnia w Chicago. Synoptycy nie podzielają tego rozczarowania. Według nich położenie miasta uratowało nas przed poważnym niebezpieczeństwem. Cyklon w Chicago? To coś, czego raczej nikt z nas nie chciałby doświadczyć.
RJ