----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

28 października 2010

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Każdego dnia ze skrzynki pocztowej wyjmuję kilka ogłoszeń wyborczych kandydatów przeróżnej maści politycznej. Wszyscy deklarują to samo: redukcję wydatków rządowych, obniżkę podatków, ukrócenie niegospodarności i nadużyć administracji, stworzenie nowych miejsc pracy i poprawę sytuacji ekonomicznej. Wszystkie, co do jednego wyrzucam do kosza.

Zamiast gołosłownych obietnic wolałabym po prostu oświadczenia dotyczące podstawowych kwestii społecznych, jak stanu budżetu, ekonomii, zatrudnienia, ale także aborcji, związków homoseksualnych, czy ustawy imigracyjnej. Problem w tym, że w obawie przed zniechęceniem do siebie potencjalnych wyborców, politycy unikają jednoznacznych deklaracji. Wolą pozostać niedookreśleni niż mieliby zostać postrzeżeni jako niepoprawni politycznie lub, co gorzej, konserwatywni społecznie. Stąd też nie dziwię się zbytnio temu, że gubernator Quinn odmówił odpowiedzi na sondażowe pytania Konferencji Katolickiej w Illinois. W przypadku urzędującego polityka ukrywanie swych poglądów w celu przypodobania się możliwie najszerszemu gronu wyborców wydaje się jednak rzeczą bezprecedensową.

Obecna kampania należy do jednej z najbardziej negatywnych w ostatnich latach, a jej retoryka ociera się jeśli nie o polityczną ekstremę, to z pewnością polityczne zamieszki. W sobotę demokratyczny senator stanowy, Rickey Hendon stwierdził: „Jeśli uważacie, że geje i lesbijki powinni być zamknięci i postrzeleni w głowę, głosujcie na Billa Brady”. Przyzwyczailiśmy się już wprawdzie do agresji grup homoseksualnych i reprezentujących je polityków, ale tego typu pyskówki dowodzą, że personalne obelgi i polityczna poprawność, a nie demokracja stanowią podwaliny systemu wyborczego w Illinois.

O stołek po Obamie

W ostatnim tygodniu przed wyborami walka o fotel senatorski w Illinois pomiędzy republikaninem Markiem Kirk a demokratą Alexi Giannoulias stała się bardzo wyrównana. Jeszcze pod koniec sierpnia rywali różniło dziesięć punktów statystycznej przewagi, tymczasem ostatnie sondaże informują o różnicy jedynie 4 punktów, przy marginesie błędu statystycznego wynoszącym niemal tyle samo. Kirk przewodzi z 44% poparciem nad Giannouliasem, który odnotowuje 41% głosów wyborczych. Walka toczy się o 7% głosujących deklarujących niezdecydowanie. To kategoria, którą kandydaci wszelkiej maści próbują wygrać dzięki milionom dolarów poświęconym na oczernianie kontr-kandydata w obserwowanych w całym kraju wyborach o miejsce w Senacie zajmowane poprzednio przez Baracka Obamę. W sytuacji, w której obaj kandydaci idą łeb w łeb, o tym który z nich wygra miejsce w Senacie rozstrzygną wyborcy niezdecydowani, a jedną z decydujących będzie kwestia zaufania.

Pomimo statystycznego wyrównania rywalizacji, ostatnie sondaże ujawniają, że poparcie niezależnych wyborców, mieszkańców przedmieść i republikanów przesuwa się w kierunku Kirka. Jest to o tyle znamienne, że zaledwie cztery tygodnie temu sondaże „Chicago Tribune” informowały o nieznacznej, jedynie dwuprocentowej przewadze Giannouliasa z 38% poparciem nad Kirkiem posiadającym wtedy 36 procent poparcia, przy czym ogromna część wyborców, aż 17%, pozostawała niezdecydowana. Od tej pory Kirk wykorzystał swą czterokrotną przewagę kapitałową nad Giannouliasem emitując częste reklamy telewizyjne w formie ostrych ataków na oponenta, poparte krytycznymi komentarzami niezależnych grup związanych z partią republikańską.

Na przedmieściach, zamieszkanych w większości przez skłaniających się w kierunku republikanów urzędników, Kirk posiada obecnie od 55% do 30% przewagi nad Giannouliasem. Zupełnie niedawno, bo we wrześniu, stosunek głosów wynosił jeszcze 43% do 36%.

Wzrosło również poparcie Kirka wśród niezależnych, którzy jeszcze kilka tygodni temu stanowili 38% jego elektoratu do obecnie 50%, wykazują ostatnie sondaże. W ramach tej grupy poparcie dla Giannouliasa kilka tygodni temu pozostało stosunkowo niezmienne wynosząc około 28%. W tym czasie liczba niezdecydowanych niezależnych wyborców popierających Giannouliasa spadła z 22% do 8%, na rzecz Kirka.

Sondaże wskazują na kwestię zaufania jako centralne zagadnienie kampanii w przypadku obu kandydatów. Zauważono w tej dziedzinie istotne zmiany nastrojów. Jeszcze pod koniec ubiegłego miesiąca opinia społeczna faworyzowała w 35% Giannouliasa, uważając go za bardziej uczciwego i godnego zaufania i przypisywała jedynie 30% poparcia Kirkowi. W przeciągu miesiąca statystyka zaufania przechyliła się na korzyść Kirka, który zyskał 36% głosów wyborczych w porównaniu z jedynie 31% na rzecz Giannouliasa.

Co piąty wyborca nie wierzy żadnemu z kandydatów o miejsce w Senacie. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem kampanie wyborcze obu rywali koncentrują się na krytyce przeciwnika. Spoty reklamowe Kirka i popierane przez grupy takie jak American Crossroads i Crossroads GPS, wspierane przez byłego stratega George’a W. Busha, a finansowane przez nieujawnionych ofiarodawców, zwalczały skarbnika stanowego kreując negatywne wyobrażenie na temat jego kandydatury. Skupiają się one na fiasku finansowym rodzinnego banku Broadview Bank, pożyczkach udzielanych skazanym przez sąd zbrodniarzom i stratach w funduszu inwestycyjnym, Bright Start, programie oszczędnościowym dla studentów koledżów. Giannoulias wraz z Democratic Senatorial Campaign Committee odpowiadają ogłoszeniami podkreślającymi upiększenia poczynione przez Kirka, oficera marynarki, w swej historii służby i życiorysie.

W obecnej sytuacji ekonomicznej trudno pozbyć się wrażenia, że wybór kandydata nie jest jedynie kwestią wyłącznie nieokreślonych preferencji osobistych wyborcy. Nie zapominajmy, że gra ciągle toczy się o poglądy na temat poprawy gospodarki. W tym względzie Kirk sprzeciwia się federalnemu pakietowi stymulacyjnemu wartości $787 zaaprobowanemu przez Kongres. Podkreśla, że odkąd plan stymulacyjny stał się prawem, Illinois straciło ponad 177,000 miejsc pracy. Bezrobocie w skali kraju utrzymuje się na poziomie 9.5% po tym jak powiedziano nam, że plan uzdrowienia gospodarki powstrzyma je na poziomie 8%, argumentuje. Na pytanie o to czy cięcia podatkowe zaaprobowane podczas prezydentury George’a W. Busha powinny zostać przedłużone, odpowiada, że podwyższenie podatków powinno być ostatnią rzeczą w dobie recesji. Jako demokrata Alexi Giannoulias popiera plan stymulacyjny Obamy, jakkolwiek nie uważa, że potrzebny jest drugi plan odrodzenia gospodarki.

Nie bez znaczenia jest kwestia finansowania kampanii. Republikanie wydali o wiele więcej środków na reklamę, co ewidentnie opłaciło się. Miesiąc temu 23% wyborców miało korzystną opinię na temat Kirka, a 32% uważało go za niegodnego zaufania. O Giannouliasie taka sama liczba wyborców miała zdanie pozytywne jak i negatywne – 31%. Obecnie sondaże ilustrują zasadniczą zmianę nastawienia społecznego. Aż 31% wyborców postrzega Kirka korzystnie i niekorzystnie. Pozytywną opinię o Giannouliasa ma 27% wyborców, a niekorzystną 40%.

W Illinois, stanie, który zdecydowanie od lat faworyzuje demokratów, kluczem do zwycięstwa republikanów jest umocnienie poparcia wokół bazy partii republikańskiej i połączenie niezależnych wyborców nie związanych z żadną partią polityczną. Sondaż wskazuje na to, że Kirk z sukcesem działa w obu kierunkach.

Stąd też nawet nieznaczne przesunięcia wśród wyborców niezależnych mają istotne znaczenie dla wyniku wyborów i dlatego też są tak drobiazgowo śledzone przez analityków. Wskazują oni na negatywne opinie na temat Giannouliasa wśród niezależnych, które ujawnia aż 52% ankietowanych w porównaniu z 35% sondowanych zaledwie miesiąc wcześniej. Jednocześnie wzrasta poparcie niezależnych dla Kirka do 34%, który jest postrzegany negatywnie przez 28% wyborców. Niezależni uważają Kirka także za bardziej uczciwego i godnego zaufania niż Giannoulias. Wygrywa on pod tym względem z rywalem stosunkiem głosów 38% do 24%. Negatywna kampania wyborcza nie pozostaje bez konsekwencji na nastroje społeczne. Co czwarty z ankietowanych niezależnych nie potrafi wskazać który z konkurentów do miejsca w Senacie jest bardziej uczciwy i godny zaufania.

Sondaże wyborcze wskazują na prowadzenie Giannouliasa w Chicago, gdzie utrzymuje on 66% przewagę, w porównaniu z 13% poparcia dla Kirka. Tymczasem Kirk uzyskuje poparcie na przedmieściach. Jedynie dwie trzecie wyborców w przeważająco demokratycznym Chicago popiera kandydaturę Giannouliasa, co stanowi wzrost niższy niż 5% w porównaniu z końcem września. Jednocześnie 15% wyborców w mieście pozostaje niezdecydowanych. W tym samym czasie w rosnąco demokratycznym powiecie Cook Giannoulias prowadzi niewielką różnicą 49% w porównaniu z 43% przewagi nad Kirkiem.

Kirk posiada 15% punktów przewagi wśród mężczyzn, a Giannoulias – 8% punktów u kobiet w Illinois. Obaj kandydaci posiadają poparcie 43% zasadniczej grupy demograficznej: białych kobiet z przedmieść o umiarkowanych poglądach społecznych.

Kontest gubernatorski

Kolejną kampanią rozgrywającą się w świetle reflektorów jest walka o stanowisko gubernatora stanu. Nowe badanie opinii publicznej przeprowadzone przez „Chicago Tribune” i WGN ujawnia wyniki zadziwiająco zbieżne z wnioskami wynikającymi z analiz walki o miejsce w Senacie. Otóż i w tym przypadku gra toczy się obecnie o głosy niezależnych i mieszkańców przedmieść, a odbywa się to głównie za sprawą oczerniania kandydata na łamach prasy i reklam telewizyjnych. Intrygujące jest to, że zdaniem analityków to zacietrzewienie opłaca się i przynosi wymierne rezultaty sondażowe.

Republikanin Bill Brady na kilka dni przed wyborami posiada nieznaczną przewagę z 43% głosów nad demokratycznym gubernatorem stanu, Patem Quinnem, którego poparcie kształtuje się na poziomie 39%. Obecna przewaga sondażowa jest niczym pewnym, skoro margines błędu jest szacowany na 3.7 punktów procentowych. Od czasu ostatniego sondażu sprzed kilku tygodni stanowy senator z Bloomington zyskał, podczas gdy gubernator wykazał niewielkie zmiany wizerunku. Wcześniejsze sondaże ukazywały obu kandydatów praktycznie znajdujących się w martwym punkcie z porównywalnym poparciem społecznym, Quinna na poziomie 39%, a Brady – 38%.

Ostatnie badania informują, że Brady poradził sobie lepiej w okręgach z przewagą pracowników biurowych osiągając tam wzrost poparcia o 11% w porównaniu z ubiegłym sondażem. W tym samym czasie poparcie tej grupy społecznej dla Quinna spadło 8%.

Wśród wyborców niezależnych poparcie Brady’ego poprawiło się o 10 punktów procentowych, a Quinna pozostaje na tym samym poziomie. Postęp Brady’ego jest w dużej mierze zasługą negatywnej kampanii telewizyjnej przeciwko Quinnowi, finansowanej głównie przez Republican Governors Association. Jakkolwiek Quinn również wyemitował znaczącą porcję swych ataków, to jest jasne, że przegrywa pod względem posiadanych środków.

Nie wszystko jest jednak kwestią pieniędzy. Ogromna część, bo aż 41% wyborców ma niekorzystne zdanie o Quinnie, byłym wicegubernatorze, który przejął swą funkcję 21 miesięcy temu po aresztowaniu, postawieniu w stan oskarżenia i usunięciu Blagojevicha. Pozytywne zdanie ma o nim jedynie 34% wyborców, a statystyka ta nie uległa istotnym zmianom w porównaniu z sondażem sprzed miesiąca. Tymczasem Brady, o którym pozytywne mniemanie ma aż 34% wyborców, zyskuje w opinii społecznej, bowiem jeszcze miesiąc temu popierało go tylko 30%.

Ostatnie sondaże ujawniając ostrą rywalizację utrzymujących bardzo wyrównane poparcie rywali dowodzą przede wszystkim potrzeby zmiany. Licząca się część sondowanych, średnio co trzeci, nie posiadająca do tej pory żadnej opinii na temat Brady’ego dowodzi, że poszukują oni kandydata innego niż obecnie sprawujący urząd, z uwagi na niepewność ekonomiczną. Nie przeszkadza im, że Brady jest kandydatem nieznanym o nieustalonej reputacji. To dążenie do zmiany politycznej i ekonomicznej ilustrują wyniki sondażu wśród niezależnych, którzy faworyzują Brady’ego udzielając mu 47% poparcia wobec Quinna, który zdobył sympatię jedynie u 28% niezależnych. Niezależni, będąc najbardziej obecnie obserwowaną grupę wyborczą, uważają, że Brady jest lepszym kandydatem do rozwiązania finansowych problemów stanu, faworyzując go w 44%, w porównaniu z 24% poparcia dla Quinna.

Ogólnie 42% wyborców jest zdania, że zapowiedź Brady’ego o niesprecyzowanych cięciach budżetowych, ulgach podatkowych dla przedsiębiorstw i opozycji wobec podwyżki podatku dochodowego lepiej rozwiąże finansowe problemy stanu. Jedynie jedna trzecia głosujących popiera plany Quinna, które obejmują podwyżkę podatku od dochodu na rzecz finansowania szkolnictwa.

Brady cieszy się obecnie poparciem 85% wyborców, którzy uważają się za republikanów, co ilustruje wzrost poparcia biorąc pod uwagę 79% miesiąc temu.

Kontest gubernatorski przybrał niespodziewany obrót w ubiegły piątek, kiedy demokratyczny senator stanowy Rickey Hendon nazwał Brady’ego „idiotą, rasistą, seksistą i homofobem” podczas wiecu kiedy udzielał rekomendacji Quinnowi. Gubernator uściskał Hendona zanim stanął przed mównicą, a później wypierał się uwag Hendona podczas atakowania Brady’ego za jego konserwatywne poglądy w sprawach aborcji, praw dla homoseksualistów i minimalnego wynagrodzenia.

Analitycy oceniają, że za atakiem kryje się dość słabe poparcie wśród Afro-Amerykanów, kobiet, zwłaszcza mieszkanek przedmieść o społecznie umiarkowanych poglądach. Niewiele więcej niż połowa czarnoskórych wyborców postrzega Quinna korzystnie, jedynie dwie trzecie czarnoskórych popiera go, a około jedna czwarta nie ma zdania lub popiera kandydata trzeciej partii. Wśród kobiet na terenie stanu Quinn posiada niewielką przewagę nad Bradym stosunkiem głosów 43% do 38%. Wśród mieszkanek przedmieść obaj kandydaci są statystycznie wyrównani ciesząc się poparciem około 40%.

Ogólnie Brady i Quinn są uważani za równie uczciwych i godnych zaufania. O ile jednak 77% republikanów posiadało zaufanie do swego nominata bardziej niż do Quinna, to jedynie 66% demokratów ufało swemu własnemu kandydatowi bardziej niż Brady’emu.

Tyle statystyka. Już za kilka dni przekonamy się, czy warto wierzyć prognozom sondaży społecznych.

Na koniec – o najważniejszym wyścigu wyborczym, chociaż nie komentowanym przez prasę i, jak sugeruje John Kass, celowo utrzymywanym w cieniu pierwszoplanowej, gorącej debaty politycznej dyskutowanej na pierwszych stronach gazet i w czasie największej oglądalności telewizyjnej. Wtajemniczeni nie chcą by wyborcy koncentrowali się na tej kampanii lub by nawet wiedzieli, że istnieje, dywaguje Kass. A jest ona najważniejsza, podsumowuje. Chodzi o stanowisko przewodniczącego Izby Reprezentantów Illinois, które od 25 lat sprawuje Mike Madigan. Przewodniczący kontroluje budżet stanowy i każdą ustawę legislacyjną, a poza tym rządzi partią demokratyczną. Dorobił się fortuny jako adwokat redukujący podatki dla potężnych właścicieli nieruchomości, ale nie ulega wątpliwości, że pozostaje to w sprzeczności z jego funkcją publiczną. Planuje zainstalować swą córkę, Lisę Madigan, na stanowisko gubernatora za cztery lata.

Madigan nie jest przed nikim odpowiedzialny. Nie jest bowiem obieralny. Wyborcy głosują natomiast na kontrolowanych przez niego demokratycznych członków Izby. By móc utrzymać w ryzach stanową legislaturę, Madigan musi kontrolować dwanaście kluczowych okręgów wyborczych. Tymczasem zadziwiającym zbiegiem okoliczności członkowie stanowej Izby nie wyrażają ochoty na kontestowanie jego kandydatury jako przewodniczącego Izby. Część z nich nie jest nawet dostępna by ustosunkować się do pytania czy w przypadku wyboru lub reelekcji będzie głosować za utrzymaniem Madigana na stanowisku. Milczenie dwunastu członków Izby kontrolowanych przez Madigana jest znamienne, poucza Kass kilka dni przez wyborami. Albo ich kupił albo się go boją, sugeruje dziennikarz. Jeśli głosujesz na jednego z dwunastu członków stanowej Izby Reprezentantów, pamiętaj że w rzeczywistości opowiadasz się za kontrolą Illinois przez Madigana, radzi Kass. Ich listę publikuje Kass w środowym wydaniu „Chicago Tribune”.

Najważniejszą zmianą tegorocznej kampanii jest to, że nie jest już możliwe zidentyfikowanie osób odpowiedzialnych za finansowanie reklamy wyborczej. Decyzja Sądu Najwyższego w styczniu zniosła restrykcje na korporacje i związki zawodowe wykorzystujące swe środki do wpływania na wybory. W związku z luką prawną i pobłażliwym wprowadzaniem w życie prawa podatkowego przez Federal Election Commission, korporacje i zamożni ofiarodawcy mogą obecnie wydawać ogromne sumy na reklamy kampanijne, pewni, że ogół społeczny nie będzie wiedział kim są. Jedynie do środy przedsiębiorcy, związki zawodowe i grupy interesu wydały $264 milionów. Co najmniej $128 milionów pochodzi od grup, które nie są zobowiązane ujawnić swych ofiarodawców.

W takich warunkach wybór dokonywany przez ogół społeczeństwa przybiera formę transakcji na którą istnieje prawne przyzwolenie ogółu. Ale z interesem publicznym nie ma to nic wspólnego. Ani z demokracją.

Na podst. „Chicago Tribune” oprac. Elżbieta Zaworski

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor