Większość szkół publicznych w Illinois nie sprostała federalnym standardom edukacyjnym, informuje stanowe kuratorium. Po raz pierwszy od wprowadzenia w życie prawa federalnego „No Child Left Behind” w 2002 roku aż 52.5% szkół publicznych w Illinois nie osiągnęło odpowiedniego postępu zaplanowanego na dany rok akademicki.
Szkoły, które przez dwa kolejne lata nie zrealizują celów założonych w ramach federalnie administrowanego testu sprawności akademickiej, są zaszufladkowane jako potrzebujące poprawy. W pierwszym roku nic się nie dzieje. Ale jeśli nadal nie osiągają zamierzonych wyników, stają w obliczu sankcji, a nawet konieczności całkowitej restrukturyzacji instytucji. Po dwóch kolejnych latach te szkoły, które otrzymują środki federalne na rzecz uczniów nisko uposażonych, muszą udostępniać dokształcanie lub transfer swych uczniów do innych szkół. Muszą także przedstawić stanowemu kuratorium plany dokonania zmian. Te szkoły, które nie otrzymują środków federalnych z tytułu Title I, na poprawę postępu akademickiego dzieci ze środowisk nieuprzywilejowanych, również muszą zaprezentować plan poprawy wyników i podjęcia działań korygujących, ale nie są zmuszone oferować swym uczniom transferów.
W obecnym roku rekordowa liczba 367 szkół musi podjąć dramatyczne kroki restrukturyzacyjne z uwagi na nieosiągnięcie postępu przez okres co najmniej sześciu kolejnych lat. Najgorzej wypadły stanowe szkoły średnie. Dziewięć z dziesięciu publicznych szkół średnich w Illinois, czyli 609 z ogólnej liczby 665 w obrębie stanu, nie spełniło federalnych wymogów w zakresie czytania i pisania. Niewiele lepiej wygląda sytuacja w szkołach podstawowych i gimnazjach. Aż w 44 procentach nie osiągnęły one federalnych standardów opanowania materiału.
Nieosiągalny standard?
Nawet najlepsze ze stanowych szkół średnich uplasowały się poniżej federalnych oczekiwań akademickich. Wśród szkół, które nie sprostały standardom znalazły się instytucje od lat plasujące się w czołówce rankingów, między innymi New Trier Township High School i Lemont High School. Ten ewenement ilustruje nie tyle niedociągnięcia szkoły, niewątpliwie jednej z najlepszych i dumnie publikującej tegoroczne wysokie wyniki średniej ACT, ale ograniczenia prawne ustawy No Child Left Behind. Ze względu na niedociągnięcia akademickie małej grupy uczniów przejawiających problemy z przyswajaniem wiedzy cała szkoła uplasowała się poniżej progu akademickiego. Ujawnia to jedno z istotnych ograniczeń prawa, które obarcza szkoły nie osiągające wymaganych wyników w odniesieniu jedynie do niewielkiej grupy uczniów, takimi samymi etykietkami i sankcjami jak szkoły, w których praktycznie wszyscy uczniowie podupadają pod względem akademickim. Tego typu sytuacja kwestionuje zasadność federalnego standardu. Trudno bowiem New Trier High School nazwać szkołą podupadającą, skoro 98% jej absolwentów dostaje się do koledżów, a ta sama grupa uczniów przejawiających problemy z przyswajaniem wiedzy, która nie dorównała standardowi federalnemu określanemu mianem AYP, czyli adequate yearly progress, uzyskała średni wynik z testu ACT na poziomie 22.6 punktów, o dwa punkty wyżej niż średnia stanowa.
To nie jedyna prawna pułapka, którą niesie z sobą prawo No Child Left Behind. Ustawa federalna wymaga, by wszystkie szkoły doprowadziły każdego ucznia do opanowania materiału z zakresu czytania i matematyki do roku 2014, co nie tylko dla nauczycieli wydaje się niemożliwe do wykonania. Tymczasem poziom standardu rośnie z roku na rok w miarę zbliżania się do sztucznie stworzonego na potrzeby rządu terminu ostatecznego.
W bieżącym roku 77.5% uczniów było zobowiązanych, na mocy ustawy, do opanowania umiejętności czytania i rozwiązywania problemów matematycznych na poziomie swej klasy. Jeszcze w ubiegłym roku wymóg federalny określał ten pułap na poziomie 70%. Mniejsze grupy społeczne uczniów, identyfikowane na podstawie rasy czy dochodu musiały także osiągnąć zamierzony przed administrację federalną cel akademicki. Problem w tym, że każdego roku poziom federalnych standardów edukacyjnych wzrasta. W przyszłym roku, zgodnie z wymogami ustawy federalnej, poziom stanowego standardu osiągnie 85%. Oznacza to, że sytuacja będzie pogarszać się z roku na rok. W praktyce przełoży się to na coraz większą liczbę szkół, które nie będą w stanie sprostać standardom edukacyjnym.
Jak odczytać raport szkoły?
Sytuacja, w której jedyną zmianą dokonywaną w ramach systemu stanowych szkół publicznych są poprzeczki statystyczne, wydaje się z gruntu demoralizująca. Przede wszystkim dla dyrektorów i administratorów lokalnych kuratoriów, którzy z lekceważeniem traktują odgórnie narzucone normy kształcenia, które, jak się okazuje, w większości przypadków są całkowicie nierealistyczne, a więc nieosiągalne. Obserwujący tę sytuację rodzice, próbując zrozumieć zarówno postęp swoich dzieci, jak i poziom lokalnej szkoły publicznej, którą zresztą finansują z własnej podatniczej kieszeni, są, mam wrażenie, celowo wprowadzani w błąd. Po pierwsze, konfundujące są dla nich komentarze dyrektorów i nauczycieli, którzy rutynowo bagatelizują wyniki testów stanowych usprawiedliwiając własne zaniedbania i nieudolność. Rodzice mogą więc zostać uspokojeni informacją, że szkoła nie dorównała stanowym standardom ze względu na niepowodzenie stosunkowo wąskiej grupy uczniów wymagających dodatkowej instrukcji. Mogą także usłyszeć, że zróżnicowanie społeczne szkoły sytuuje ją w wyjątkowo niekorzystnej pozycji w stanowym rankingu. Częstą wymówką jest także rutynowe lekceważenie tego typu testów jako rzekomo nie odzwierciedlających pracy ucznia i nauczyciela.
Powyższe argumenty są jedynie po części prawdziwe. Prawda jest to, że im większe zróżnicowanie społeczne populacji uczniowskiej w szkole, tym większe prawdopodobieństwo akademickiej porażki. Ustawa No Child Left Behind osądza bowiem szkoły pod względem tego jak kształcone są szczególne podgrupy rasowe, ekonomiczne, językowe. Szkoły w Illinois muszą posiadać co najmniej 45 uczniów w danej grupie wiekowej, by grupa musiała sprostać wymogom stanowych standardów. Ale warunki ekonomiczne nie zawsze stanowią uzasadnienie dla nauczycielskich niedociągnięć. Od lat obserwuję sytuację, w której nauczyciele są nie tylko pozostawieni samym sobie, bez nadzoru dyrekcji, zwykle unikającej konfliktu ze związkami zawodowymi, a także pozbawieni materiałów metodycznych. Nawet książki z przedmiotów tak podstawowych jak nauki ścisłe, nauki społeczne, czy przyrodnicze, są uczniom tego jednego z najbogatszych krajów świata wypożyczane na okres ich używania, a potem zabierane. Szkolenia dydaktyczne nauczycieli są zwykle organizowane kosztem dni nauki, więc nie cieszą się wśród rodziców zbytnią popularnością. Przynoszą niewiele dobrego, skoro nauczyciel bez nadzoru i sankcji profesjonalnego metodyka robi zwykle to co mu się żywnie podoba. Rutynowo brakuje programów nauczania. Wystarczy zapytać o rozkład programu na najbliższy semestr, by przekonać się, że praktycznie ich nie ma. Nauczyciel nie jest nawet zobowiązany do prowadzenia lekcji na podstawie konspektu, czego oczywiście nikt nie weryfikuje. Nie mogę więc pozbyć się wrażenia, że uczniowie ubodzy, czarnoskórzy, dwujęzyczni, czy wykazujący trudności z przyswajaniem wiedzy, są dla szkoły nie tylko przysłowiową dojną krową przynoszącą dużo mleka z federalnego przydziału, ale i poręczną wymówką, jak również usprawiedliwieniem pospolitego nieróbstwa.
Walka o kasę
Ustawa No Child Left Behind, wprowadzona w życie w roku 2002, zakładała wprawdzie odpowiedzialność szkoły za akademickie osiągnięcia każdego z uczniów, ale nie bez znaczenia jest także niebagatelna kwota wielkości $6.5 miliardów zainwestowana w Illinois z racji realizacji ustawy. Biorąc pod uwagę wysokość tej sumy i wrzawę powstałą w rezultacie niesprostania wymogom federalnym przez większość szkół średnich w Illinois, śmiem wątpić, że chodzi tu jedynie o dobro akademickie dzieci. Już obecnie wielu kuratorów kwestionuje zasadność ustawy federalnej, klasyfikującej w tej samej kategorii wiele różnych i nieprzystawalnych do siebie szkół. Wszyscy są zgodni co do tego, że nielogiczne jest porównywanie przysłowiowych jabłek do pomarańczy. Oczywiste jest jednak i to, że żadna szkoła nie chce znaleźć się na liście instytucji nie spełniających federalnych wymogów edukacyjnych.
Większość wychowawców nie traktuje testów stanowych jako jedynego wiarygodnego miernika osiągnięć ucznia. Mają one sens tylko wtedy, gdy szkoła i nauczyciel posiadają rzetelną informację na temat postępu ucznia. Tymczasem z tym bywa różnie. Z osobistego doświadczenia wnioskuję, że wyniki testu stanowią zaskoczenie dla nauczyciela, który nie czuje się odpowiedzialny i w praktyce nie jest rozliczany za wyniki osiągane przez uczniów na jakichkolwiek testach. W sytuacji, w której wykładowca nie czuje na swych plecach oddechu kontrolującego go metodyka i presji wymagającego dyrektora szkoły, rodzice są pozbawieni rzecznika interesów ucznia. Związki zawodowe funkcjonują na zasadzie gwaranta zatrudnienia nauczycieli, a poza informacją przekazywaną nieprzygotowanym rodzicom, testy stanowe pozostają niewykorzystywaną bazą danych, w większości przypadków całkowicie niepowiązaną z systemem nauczycielskiego awansu, wynagrodzenia, czy po prostu reputacji akademickiej. Najwyższa pora, by stanowe kuratorium wypracowało wreszcie sposób wiarygodnej i rzetelnej analizy wyników testów i opartą na osiągnięciach nauczyciela metodę ewaluacji jego działalności.
Szkoły, które nie uczą
Skoro szkół nie można naprawić natychmiast, walka o dużą kasę przenosi się na literę prawa. Pod wpływem krytyki prezydent Obama zasugerował kilka miesięcy temu reformę ustawy, która zrezygnowałaby z bezkompromisowego systemu oceny na rzecz wskaźnika biorącego pod uwagę rozwój ucznia w dłuższym okresie i rezerwowałaby najsurowsze sankcje dla osiągających najniższe wyniki 5% szkół. Administratorzy stanowego kuratorium zapowiadają rozpoczęcie odnotowywania postępu akademickiego ucznia w dłuższym okresie już w przyszłym roku.
O ile jednak przyszłość ustawy No Child Left Behind nie jest pewna, a w ostatnich trzech latach nie doszło do jej powtórnej autoryzacji, to prawo to nadal obowiązuje w całym kraju. A jego rezultatem w Illinois jest niezaprzeczalna konkluzja, że większość szkół publicznych w naszym stanie nie spełnia akademickich potrzeb ucznia. Czy wobec niezdania egzaminu przez szkoły, podatnicy zostaną zwolnieni ze swych podatniczych należności? Czy rodzicom, którzy nie chcą tolerować skorumpowanego i niesprawnego systemu szkół publicznych zostaną zaoferowane rekompensaty finansowe? Lub przynajmniej możliwości transferu?
Rezultaty stanowego testu ISAT, opublikowane w ubiegłym tygodniu, ujawniają, że w zdecydowanej większości szkół publicznych nauczanie myślenia i rozwiązywania zadań akademickich na wyższym poziomie, jest nieosiągalne, nawet w zamożnych środowiskach z zaangażowanymi rodzicami. Tysiące szkół publicznych w Illinois są jak mierni uczniowie, większość z nich zalicza testy, ale nie wyróżnia się pod względem akademickim.
Komu potrzebni najlepsi?
By rodzice mogli właściwie odczytać wyniki testów stanowych, należy wyjaśnić co kuratorium ma na myśli mówiąc o osiągnięciu („meeting”) i przekroczeniu (exceeding) standardów stanowych. Otóż sprostanie standardom oznacza, że uczeń zdał Illinois Standard Achievement Test i odpowiedział na od 54% do 57% pytań poprawnie w zakresie czytania i od 40% do 46% pytań z matematyki, w zależności od grupy wiekowej. Przekraczanie standardów wymaga od 77% do 91% poprawnych odpowiedzi z czytania i od 75% do 84% z matematyki. Jak widać, nie są to wymagania wygórowane i większość rodziców może mieć uzasadnione pretensje do nauczyciela i szkoły za nieprzygotowanie ucznia w przypadku, gdy ten nie osiąga standardów stanowych.
Tymczasem wśród 3,000 przetestowanych w bieżącym roku szkół w grupach wiekowych od trzeciej do ósmej klasy, jedynie 24% uczniów osiągnęło wyniki klasyfikowane jako przewyższające stanowe standardy w zakresie czytania, a 28.5% z matematyki. Zdecydowana większość uczniów uzyskała wyniki na poziomie standardów stanowych. Należy jednak pamiętać, że, jak informuje prasa w ubiegłych tygodniach, są one systematycznie obniżane przez lokalne kuratorium.
Osiągnięcie poziomu przewyższającego standard stanowy jest ważniejsze niż wydaje się to większości rodziców odczytujących wyniki testów, ponieważ po prostu zdanie egzaminu nie przygotowuje ucznia do wyzwań wyższych klas szkoły średniej i wymogów koledżów. Dorównanie standardowi stanowemu nie wystarcza i oznacza, że uczeń osiągnął minimalny próg wiedzy. Dopiero ocena na poziomie przewyższającym standardy stanowe obejmuje umiejętność krytycznego myślenia, kreatywności i zdolności analitycznych.
Nacisk na mierność
W rzeczywistości badanie z roku 2008 przeprowadzone przez Consortium on Chicago School Research w Uniwersytecie Chicagowskim ujawnia, że większość uczniów, którzy osiągają poziom standardu stanowego, nie przekraczając go, mają niewielkie szanse na uzyskanie niskiej oceny 20 punktów na teście wstępnym do koledżu ACT. Wszyscy wiemy, że liczba 20 punktów na teście ACT jest wynikiem bardzo niskim. Większość rodziców nie jest zainteresowana tym, by ich dzieci osiągały wyniki na poziomie minimalnych kompetencji.
Rodzice poszukujący najlepszych szkół muszą uważnie analizować statystyki. Szkoły zwykle publikują jedynie statystyki uczniów, którzy zdali pomyślnie test stanowy wrzucając do jednego worka uczniów, którzy osiągnęli minimalne standardy stanowe i tych, którzy je przekroczyli. W rezultacie tego niełatwo jest stwierdzić czy szkoły osiągają najwyższe wyniki czy staczają się.
Analiza przeprowadzona przez „Chicago Tribune” dowodzi, że szkoły wykazujące nawet ten sam procent uczniów zdających testy, charakteryzują zasadnicze różnice w liczbie uczniów osiągających najwyższe wyniki. Na przykład 17 szkół wykazało 100% uczniów zdających test z czytania, ale liczba ich uczniów przewyższających standardy stanowe oscylowała pomiędzy 9.1% i 90%. Tego typu różnice funkcjonują nawet w obrębie tego samego okręgu szkolnego. Na przykład w zamożnym Northbrook School District 27, jedna ze szkół podstawowych informowała o 90.4% uczniów przewyższających standardy z matematyki, podczas gdy inna szkoła podstawowa notowała tylko 49.8% uczniów w tej kategorii.
Biorąc pod uwagę wyniki w obrębie całego stanu, czarnoskórzy, Latynosi i mniej zamożni uczniowie byli najmniej reprezentowani w grupie z najwyższymi wynikami. Ponad 500 szkół wykazywało zaledwie 10% uczniów z najlepszymi wynikami z czytania.
Zdecydowana większość uczniów naszego stanu, od 53% do 56% zaliczyła najniższy próg wymogów z czytania i matematyki. „Od lat mówiłem, że nacisk Illinois State Board of Education przesunął się z osiągnięcia doskonałości do przeciętności”, stwierdza stoicko John Wick, były doradca do spraw testów w stanowym kuratorium, krytyczny w odniesieniu do minimalnych wymogów zaliczenia testu ISAT.
Tymczasem w stanowym kuratorium sytuacja od lat jest patowa. Zamiast zmian programowych i systemowych, koniecznych nie tylko na najwyższych stołkach, trwa karuzela stanowisk, z gorliwością wartą lepszej sprawy odnotowywana przez prasę. Oto czytamy o rezygnacji Rona Hubermana z funkcji szefa szkół publicznych. Jakkolwiek to stanowisko niewątpliwie polityczne, i jako namiestnik Daley’ego, Huberman musi ustąpić przed zakończeniem kadencji burmistrza, to nie bez znaczenia jest chyba fakt, że to Huberman wsławił się żądaniami ewaluowania nauczycieli na podstawie osiąganych przez nich wyników. Rezygnacja Hubermana wydaje się więc być sukcesem związków zawodowych nauczycieli i odstępstwem od próby rozliczania nauczycieli i szkół za kształcenie uczniów przeciętnych, pozbawionych krytycznego myślenia i umiejętności analizy. Wszystko wskazuje więc na to, że na lepsze wyniki akademickie naszych dzieci będziemy musieli długo czekać.
Na podst. „Chicago Tribune” oprac. Ela Zaworski
Zestawienie osiągnięć poszczególnych szkół jest dostępne na internecie pod adresem: www.schools.chicagotribune.com.