Tak niektórzy nazywają przyjęty w tym tygodniu budżet Chicago na przyszły rok. Nie przewiduje on bowiem podniesienia podatków i większości opłat miejskich, ale oznacza poważne problemy finansowe w połowie przyszłego roku, czyli już za kadencji następcy Richarda Daley i zmienionej rady miasta.
Zaproponowany przez burmistrza w ubiegłym miesiącu plan przyjęty został bez większych poprawek zdecydowaną większością głosów. Sprzeciwiło mu się zaledwie 7 radnych. Przewiduje on utrzymanie podatków na obecnym poziomie i zlikwidowanie ponad 600 milionowego deficytu za pomocą kilku ryzykownych posunięć:
-288 milionów pobranie zostanie z funduszu utworzonego po dzierżawie autostrady Skyway oraz sieci parkometrów. Tym samym tzw. żelazne fundusze miasta okrojone zostaną ponownie do poziomu, który trudno uznać za zabezpieczenie finansowe na przyszłość.
-Prawie 40 milionów pobranych zostanie z tzw. konta TIF (Tax Increment Financing) przeznaczonego na rozwój niektórych dzielnic miasta.
- Kolejne 142 miliony wyniosą oszczędności wynikające z przefinansowania starych pożyczek. Oznacza to obniżenie rat z jednoczesnym wydłużeniem okresu spłaty długów na przyszłe pokolenia.
-Kilkadziesiąt milionów zaoszczędzi miasto w wyniku nowych umów ze związkami zawodowymi dotyczących obowiązkowych bezpłatnych dni wolnych. Na razie jednak rozmowy na ten temat nie są jeszcze prowadzone.
- Zamrożenie zatrudnienia w niektórych departamentach będzie kontynuowane w 2011 r. Przyniesie to ok. 20 milionów.
- 13 milionów Chicago zaoszczędzi zwalniając 277 osób, w tym 60 na kierowniczych stanowiskach oraz w dziale informatycznym miasta.
- Realizacja planowanej prywatyzacji imprez miejskich – Taste of Chicago, koncertów w Grant Park.
Większość aldermanów starających się o reelekcje z ulgą przyjęła propozycję burmistrza związana z utrzymaniem podatków na dotychczasowym poziomie. W obawie przed utratą głosów poparli oni plan sięgnięcia po rezerwy finansowe zdając sobie sprawę z zagrożeń, jakie to ze sobą niesie. W połowie przyszłego roku fiskalnego miasto ponownie zmierzy się z poważnym deficytem, ale większość polityków ufa, że znajdzie się wtedy odpowiednie rozwiązanie. Nie będzie już rezerw, ale pozostanie możliwość podniesienia podatków juz po wyborach.
Reprezentujący 49 okręg miejski alderman Joe Moore sprzeciwił się takiemu rozwiązaniu i jako jeden z siedmiu radnych głosował „nie”:
„Rozumiem, że zbliżają się wybory, ale to jest wysoce nieodpowiedzialne – mówi Moore – Mamy poważną rozbieżność pomiędzy wydatkami i przychodami”.
Richar Daley nie zgadza się z twierdzeniem, że pozostawia swemu następcy bombę z opóźnionym zapłonem.
„Musimy chronić przyszłość miasta i nie sądzę, że postawiliśmy przyszłe władze w trudnej sytuacji – powiedział dziennikarzom burmistrz. Nie zamierza również przepraszać za naruszenie rezerw miasta – Musieliśmy, dlatego to zrobiliśmy”.
Wydaje się, że bez drastycznego podniesienia podatków lub obniżenia wydatków w najbliższej przyszłości nie obędzie się w Chicago. Ale to już zmartwienie nowego burmistrza i zmienionej rady miasta.
RJ