----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

18 listopada 2010

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Pogoń za legalizacją marihuany, określana mianem zielonej gorączki, ma na celu wydobycie narkotyku z podziemia uzależnień i nobilitowanie go jako życiowych preferencji, tak nieszkodliwych jak żeglarstwo, czy kuchnia makrobiotyczna. Zaledwie w pięciu ostatnich latach liczba sklepów z medyczną marihuaną wzrosła z czterech do niemal sześciuset, a liczba legalnych użytkowników marihuany w 13 stanach jest szacowana na 369,634. W okolicach Los Angeles zamiast tradycyjnych reklam hoteli i resortów pojawiły się billboardy zachwalające sklepy z marihuaną. W niektórych rejonach Kalifornii, gdzie marihuana przynosi największe dochody, szacowane na $14 miliardów rocznie, medycznie autoryzowana marihuana stała się tak ugruntowaną częścią bazy przemysłowej, że miasta rozważają jej opodatkowanie.

W dniu 19 października Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych ogłosił, że prokuratorzy federalni nie będą ścigać osób używających marihuanę w celach medycznych oraz dystrybutorów, którzy podporządkują się prawu stanowemu. Po raz pierwszy, w roku 1996 marihuanę zalegalizowała Kalifornia, a w jej ślady poszło kilkanaście stanów. Obecnie 13 stanów uprawomocnia stosowanie marihuany dla celów medycznych, umożliwiając lekarzom przepisywanie marihuany dla pacjentów cierpiących na różnorodne schorzenia, od AIDS do jaskry, a w Maryland recepta może złagodzić karę, jeśli narkomanowi grozi sprawa sądowa. Dotychczas prawa stanowe nie stanowiły jednak ochrony przed władzami federalnymi. W styczniu New Jersey stał się czternastym stanem, który zalegalizował marihuanę dla celów medycznych.

Medyczna marihuana w krótkim czasie przekształciła się z substancji zakazanej w artykuł dostępny powszechnie, jeśli ktoś skarży się na różne dolegliwości i ma wystarczającą cierpliwość by wypełnić kilka formularzy. W rzeczywistości pojawienie się marihuany wykorzystywanej medycznie posiada wiele cech produktu wkraczającego na rynek. Jak każdy gorący towar, narkotyk witany jest obecnie z taką samą ciekawością jak wino, ciemna czekolada czy ręcznie wytwarzany ser. Jedynie teraz pojawia się pod płaszczykiem opieki medycznej, dania o zdrowie, czy radzenia sobie z bólem.

Dwie uncje marihuany poproszę

George Soros, giełdziarz środków płatniczych i mecenas licznych organizacji liberalnych, rozpoczął finansowanie grup opowiadających się za legalizacją marihuany we wczesnych latach 1990., z instrukcjami by skierować energię w kierunku kwestii dających się wygrać, jak marihuana wykorzystywana w celach medycznych. Był to sprytny pomysł. Nawet kiedy sondaże ujawniały silny opór wobec legalizacji marihuany, to większość Amerykanów popierała udostępnienie narkotyku dla ulgi pacjentów. „Jeśli otrzymamy dostęp do medycyny, to w końcu uda nam się wywalczyć legalizację”, aktywista Richard Cowan stwierdził w roku 1993.

Nie mylił się. W roku 2000 wyborcy Kolorado zaaprobowali poprawkę do konstytucji stanowej, która uprawomocniała marihuanę dla pacjentów cierpiących na działające destrukcyjnie schorzenia medyczne, jak nowotwór, jaskra, HIV/AIDS i stwardnienie rozsiane, ale także bardziej niesprecyzowane symptomy, jak poważne nudności i silny ból. Wyborcy poparli poprawkę stosunkiem głosów 54% do 46%.

Wprowadzenie jej w życie oparło się na tak zwanym modelu opiekuna medycznego. Każdy pacjent, za rekomendacją lekarza, może wyznaczyć przyjaciela lub sąsiada do wyhodowania maksimum sześciu roślin marihuany do użycia przez pacjenta. Zarówno pacjent jak i jego opiekun rejestrują się w administracji stanu. Chodziło o uniknięcie czerpania zysku, a w okresie od 2000 do 20007 średnio zarejestrowało się 2,000 pacjentów.

Ale w roku 2007 organizacja opowiadająca się za legalizacją marihuany pod nazwą Sensible Colorado pozwała do sądu stanowy departament opieki zdrowotnej, a sąd orzekł, że wymóg ograniczający liczbę tak zwanych pacjentów korzystających z marihuany, jest niezgodny z konstytucją. Stanowiło to precedens, oświadcza Brian Vincente, dyrektor organizacji. Decyzja sądu oznaczała, że opiekun mógł mieć 50 pacjentów, jeśli miał na to ochotę. A jeśli ma się 50 pacjentów, dlaczego nie otworzyć sklepu? W ciągu dwóch kolejnych lat pojawiło się ponad 1,000 sklepów z marihuaną obsługujących ponad 100,000 mieszkańców Kolorado, którzy nagle odkryli u siebie potrzebę medycznie uzasadnionej marihuany i złożyli aplikację o kartę pacjenta.

Drastycznej zmianie uległa również gospodarka stanu. Pacjenci mogli wydać do $500 rocznie na hodowlę sześciu roślin we własnym zakresie. W porównaniu z tym sklepy rutynowo liczą sobie od $350 do $500 za 1 uncję marihuany. Biorąc pod uwagę, że pacjenci są zobowiązani przez prawo do posiadania nie więcej niż 2 uncji narkotyku, mogą z łatwością wydać $5,000 rocznie na leczenie. Tymczasem porządny sklep może mieć kilkaset stałych klientów.

Prosty rachunek sprawia, że hodowla marihuany stała się obecnie nową i bardzo dochodową dziedziną przedsiębiorczości. Jakkolwiek jeszcze nie tak dawno temu nikt nie przypuszczałby, że rzutki przedsiębiorczy Amerykanin może zajmować się zarobkowo sprzedażą trawki.

Zielona gorączka

Marihuana sprzedawana jest w kreatywnej różnorodności: jako Mowie Wowie, Couchlock, Atomic Haze, Mile High Macaroons, Cannabis Cups, Rice Krispies. Narkotyk można nabyć albo jako tradycyjną pączkowatą roślinę albo w formie aromatyzowanego produktu, jak na przykład batoników cytrynowych, czy babeczek. Możliwości udoskonalenia produktów zawierających marihuanę są wręcz nieograniczone. Podobnie jak potrzeba upowszechnienia konsumpcji narkotyku, o czym świadczy stylizowany na wzór krytyki żywności blog poświęcony wykorzystywanej medycznie marihuanie, Denver Chronicle.

Pojęcie medycznie stosowanej marihuany jest jednak eufemizmem dostosowanym na potrzeby rosnącego rynku. Palenie marihuany jest więc określane jako podawanie leków. Nikt z tej nowej branży przemysłowej nie nazywa narkotyku trawką ani marychą, tylko lekarstwem. Handlarze narkotyków to obecnie opiekunowie, a ludzie kupujący ich środki odurzające – są pacjentami. Nie ma w tym żadnej ironii, przymknięcia oczu, czy też specjalnych sygnałów. Dealerzy narkotyków mają na względzie jedynie biznes, kiedy skarżą się na ograniczające ich kreatywizm przepisy stanowej biurokracji.

Wymagają one, by potencjalny pacjent wypełnił najpierw stosowną formę aplikacyjną. Przede wszystkim musi on uzyskać rekomendację lekarza i wysłać pocztą poświadczoną notarialnie aplikację wraz z czekiem wystawionym na sumę $90 do stanowego departamentu zdrowia. Jeśli pacjent może udowodnić hodowcy, że złożył aplikacje o kartę, jest uprawniony do kupna lekarstwa, czyli narkotyku, po 35 dniach. Karta w końcu przychodzi pocztą, jakkolwiek zaległości w departamencie zdrowia wynoszą średnio 9 miesięcy i ciągle się wydłużają.

Dla właścicieli sklepów z marihuaną i wytwórców produktów aromatyzowanych przy użyciu marihuany obowiązujące obecnie przepisy wydają się nieskończenie skomplikowane. Tymczasem administracja Kolorado, zaalarmowana nagłym rozkwitem centrów sprzedających marihuanę i wzrostem ich klientów, umieściła ten nowo powstały przemysł pod prawnym nadzorem urzędnika stanowego departamentu skarbowego, niejakiego Matta Cook. Jest on byłym policjantem walczącym w latach 1980. z narkomanami, którzy obecnie określani są mianem pacjentów. Przygotowany przez niego zestaw przepisów liczy 92 strony i jest wzorowany na regulacjach kasyn. Samo kupno licencji kosztuje obecnie $18,000. Zarówno hodowcy roślin jak i właściciele sklepów stoją przed rygorystycznymi wymogami stałego zamieszkania i osoba z wyrokiem za przestępstwo narkotyczne, ma zakaz działalności w tej dziedzinie na całe życie. Właściciele centrów sprzedaży już wkrótce będą zobowiązani do umieszczenia kamer wideo w miejscach hodowli i sprzedaży, tak by administratorzy mogli zalogować się do internetu i prześledzić rozwój każdego pączka marihuany od momentu zasadzenia nasion do sprzedaży rośliny. Wideo będzie transmitowane do witryny dostępnej dla administratorów przez całą dobę. Administratorzy dyktują gdzie kamery musza być zainstalowane i pod jakim kątem.

Naćpany

Nikt nie wątpi w to, że wykorzystywana do potrzeb medycznych marihuana stanowi ulgę dla pacjentów cierpiących na raka, AIDS i stwardnienie rozsiane. Ale nie są to prawdziwi klienci tego przemysłu. Na początku roku departament zdrowia Kolorado ukazał, że jedynie 2% zarejestrowanych pacjentów miało raka, 1% miało HIV/AIDS. Natomiast przytłaczająca większość, bo aż 94% zarejestrowanych narkomanów, przepraszam, pacjentów, wykazywała „silny ból”, symptom, który jest zdecydowanie subiektywny i trudny do zmierzenia lub zweryfikowania przez lekarza. W skali stanu ponad 70% rekomendacji lekarskich było wystawionych przez mniej niż 15 lekarzy. Trzech na czworo pacjentów to mężczyźni poniżej 40 lat. Profil narkomana/pacjenta jako młodego mężczyzny skarżącego się na chroniczny ból, był średnio taki sam w innych stanach, które zalegalizowały marihuanę, jak Montana czy Kalifornia. Z drugiej strony, jak dowodzą właściciele sklepów z marihuaną, to młodzi mężczyźni są w większym stopniu skłonni do pracy w takich miejscach pracy, które powodują chroniczny ból. Statystyka dystrybucji dowodzi więc jedynie ich zdaniem, że ból jest bardziej powszechny w społeczeństwie niż AIDS czy rak.

Narkotyk działa różnie na każdego. Dla wielu pacjentów palenie trawki czy spożywanie aromatyzowanych marihuaną produktów szybko złagodzi ból, nudności czy skurcz mięśni związany z chemioterapią i stwardnieniem. Badania medyczne udowodniły ponad wszelką wątpliwość, że marihuana jest skuteczna w zmniejszaniu poważnego bólu. Niestety tylko kliniczne testy mogą wykazać, które ze 108 aktywnych związków powodują specyficzne z wielu efektów, a ponieważ proporcje związków różnią się w każdej z roślin, dawkowanie jest niemal niemożliwe do kontrolowania, kiedy roślina jest spożywana niemal w swym botanicznym stanie.

Hasz lekarstwem na wszystko

Nawet aktywiści przyznają, że marihuana powoduje uzależnienie u 10% stałych użytkowników, co jest mniej uzależniające niż alkohol (15%), czy papierosy (32%), które są, co podkreślają, całkowicie legalne. Trawka niewątpliwie powoduje poznawcze upośledzenie; w przeciwnym razie nikt by jej nie palił. Utrata pamięci i spadek zdolności podejmowania decyzji są najbardziej wyrazistymi skutkami, dowodzą dane anegdotyczne. Nikt nie wie jak długo trwa to upośledzenie, miesiąc, czy może przez całe życie, i do jakiego stopnia. Stosowanie marihuany zostało powiązane klinicznie z rozwojem depresji, niepokoju i schizofrenii. Ten związek jest szczególnie silny u młodszych użytkowników i jeszcze silniejszy u młodszych mężczyzn z predyspozycją do choroby psychicznej. Jednocześnie hodowcy marihuany i właściciele centrów sprzedaży narkotyku wychwalają uzdrawiające zdolności marihuany w kompendium pod tytułem „Diagnostic and Statistical Manual”, części „Whole Earth Catalog”. Maruhuana jest tam sprzedawana jako lek na wszystko, od migren, insomni, bólu krzyża i braku apetytu, po syndrom pobudliwego jelita, Tourette, dystrofię mięśniową, opryszczkę, cukrzycę, rzeżączkę, bulimię, egzemę, ale także otyłość i utratę wagi. Są nawet i tacy eksperci, jak lekarz medycyny alternatywnej i guru holistycznego leczenia, doktor Andrew Weil, który sugeruje, że marihuana może uleczyć raka.

Otumaniony

W opinii laików, którzy nigdy trawki nie palili, bo i nie czuli potrzeby, będąc w stanie osiągnąć tak wyczekiwaną euforię w inny, nie-narkotyczny sposób, zdolności medyczne, czy lecznicze haszu są chyba ostatnią rzeczą, która przychodzi na myśl. Wśród narkomanów, przepraszam, pacjentów, często trudno rozróżnić lecznicze czy uśmierzające funkcje marihuany od potrzeby, powiedzmy wprost, naćpania się. Świadczą o tym zeznania użytkowników publikowane na stronie prowadzonej przez Montana Caregivers Network. Jeden z usatysfakcjonowanych pacjentów tak oto opisuje swe doznania: „...to najsilniejsze uczucie euforii jakiego kiedykolwiek doznałem. Dosłownie powoduje, że całe ciało odczuwa odrętwienie i mrowienie. Dałbym 12 punktów w skali do 10 na ból.” Inny zeznaje: „Bardziej aktywne upojenie, w zasadzie ssanie w żołądku po kilku minutach i bardzo przyjemne umysłowe otumanienie. Ulga w bólu jest definitywnie również plusem w tym przypadku”. Nie da się ukryć, że tego typu zeznania dowodzą raczej rekreacyjnego, a nie leczniczego wykorzystania narkotyku. W najgorszym razie rozrywkowe użycie tłumaczy zastosowanie medyczne i odwrotnie. Z pewnością nikt nie opisuje w ten sposób rewelacji po użyciu Percocet, narkotycznego leku uśmierzającego ostry ból.

Marycha dla nieletnich

Krajowy sondaż na temat stosowania narkotyków dowodzi, że procent osób nieletnich, w wieku poniżej 17 lat, używających marihuany wzrósł z 6.7% w roku 2008 do 7.3% w roku ubiegłym. Wzrost dostępności narkotyku, a jednocześnie zmniejszenie percepcji jego szkodliwości, jako niewątpliwa konsekwencja legalizacji marihuany, powoduje niepowetowane skutki społeczne.

Aby zarejestrować się jako pacjent wykorzystujący marihuanę do celów medycznych, nieletni musi przedstawić notaryzowane podpisy obojga rodziców wobec rady opieki zdrowotnej w Kolorado. Badanie 55 nieletnich użytkowników marihuany dowiodło, że 60% z nich uzyskało swe narkotyki od pacjentów posiadających kartę medycznej marihuany. Tymczasem lekarze biją na alarm przestrzegając przed użyciem narkotyku w wieku dojrzewania, co podwaja ryzyko schizofrenii i innych schorzeń.

Paragraf 22

Pomimo głośno reklamowanych aktywistycznych sukcesów z rozpowszechnieniem marihuany, pojawiają się oznaki podejścia zdroworozsądkowego. Rada miejska w Los Angeles ostatnio zredukowała liczbę lokalnych centów sprzedaży z szacunkowo 1,000 do średnio 200. Styczniowa ustawa regulująca użycie medycznej marihuany w Nowym Jorku ma zdecydowanie ostrzejszy wydźwięk niż mieli oryginalnie nadzieję aktywiści. Stanowi ona, że jedynie śmiertelnie chorzy pacjenci, czy chorzy na raka lub stwardnienie rozsiane będą mogli nabyć narkotyk z kilku sponsorowanych przez stan sklepów. Podobnie prawo w Nowym Meksyku, uchwalone w roku 2007, zabrania prywatnej hodowli marihuany, która będzie dostępna jedynie w zarządzanych przez stanową administrację centrach.

Tymczasem na poziomie federalnym sytuacja nie uległa zmianie od roku 1985. Marihuana ciągle utrzymuje swój status jako substancji kontrolowanej, na równi z heroiną i LSD, z dużym potencjałem do nadużyć i nieuzasadnionym medycznie wykorzystaniem. Marihuana jest zakwalifikowana w tak zwanej kategorii Schedule 1, ponieważ badania naukowe nie uzasadniły jej medycznego zastosowania. Ta kwalifikacja ogranicza również badania medyczne, stwarzając swoisty paragraf 22. Tę sytuację patową mogą zmienić albo Kongres albo Drug Enforcement Agency, ale obie instytucje nie wykazują jakichkolwiek zmian postawy.

Podczas swej kampanii prezydenckiej Obama przyrzekł złagodzenie federalnej odpowiedzialności karnej wobec naruszeń dotyczących medycznego zastosowania marihuany, a minister sprawiedliwości Eric Holder wystosował w tej sprawie formalną notatkę służbową. Wyznaczenie na stanowisko administratora Drug Enforcement Administration Michele Leonhardt, znanej z bezkompromisowego podejścia do marihuany, było jednoznaczne z podjęciem walki z alternatywnym podejściem do wykorzystywanego do celów medycznych narkotyku. Świadczyły o tym naloty na centra sprzedaży marihuany w Nevadzie, Michigan i Kalifornii mające, zdaniem rządu, walkę z konwencjonalnym handlem narkotykami. Kiedy federalny sondaż w ubiegłym miesiącu ukazał wzrost stosowania narkotyków przez nieletnich, R. Gil Kerlikowske, administrator walki z narkotykami w administracji Obamy, natychmiast wskazał na prawo legalizujące marihuanę jako powód nadużyć. „Myślę, że cała ta uwaga i nacisk na określanie marihuany lekarstwem przesłały absolutnie złą wiadomość młodym ludziom”, stwierdził Kerlikowske.

Nie zapominajmy jednak o tym, że prawne perypetie z legalizacją marihuany jako lekarstwa są niczym innym jak tylko półśrodkiem, wytrychem, stanem tymczasowym. Nacisk na wykorzystywanie marihuany do celów medycznych pod pretekstem ustawy legalizującej walkę z rzekomym bólem, jest jedynie taktyką osiągnięcia celu całkowitej legalizacji marihuany. Dlaczego więc nie nazwać rzeczy po imieniu. Po co wchodzić bocznymi drzwiami, wciągając w to medycynę? Jeśli są ludzie, którzy palili marihuanę od lat i którzy nie mają zamiaru zrezygnować ze swych nawyków i którzy dobrze się z tym czują, dlaczego im na to nie pozwolić? Po co nakazywać im uzyskanie rekomendacji od lekarzy? Po co zmuszać ich do kłamstwa i wypełniania nikomu niepotrzebnych aplikacji? A jest to armia, bowiem liczbę nielegalnych użytkowników w 2009 szacuje się na 16.7 milionów. Chyba że chodzi tu nie o marihuanę, ale o opodatkowanie sprzedaży. A to już zupełnie inna historia.

Na post. „Time” oprac. Ela Zaworski

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor