----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

25 listopada 2010

Udostępnij znajomym:

14.7 procent, czyli 17.4 milionów amerykańskich rodzin odczuwało braki żywności w ubiegłym roku, dowodzi opublikowany ostatnio sondaż ministerstwa rolnictwa Stanów Zjednoczonych. Aż 5.6 milionów rodzin doświadczyło poważnych trudności, które zakłóciły normalne nawyki żywieniowe. Od 500,000 do 1 miliona z tych osób stanowiły dzieci. Raport potwierdza to, co widać gołym okiem, że liczba Amerykanów borykających się z wyżywieniem rodzin nie maleje od dziesiątków lat. To dlatego, że problem głodu ma związek nie tyle z żywnością, co zatrudnieniem i wynagrodzeniem.

Liczba domostw nie posiadających wystarczającej żywności utrzymała się na poziomie niemal takim samym jak w roku 2008, ale potroiła się w porównaniu z rokiem 2006. Utrzymywanie się „bardzo niskiego poziomu zabezpieczenia żywnościowego”, niezmienne w stosunku do roku ubiegłego, jest przez amerykańską administrację określane mianem „stabilizacji problemu” i przypisane skutecznej pomocy świadczonej przez federalne programy żywieniowe. Co czwarta rodzina, czyli 57 procent odczuwających trudności żywnościowe rodzin korzystało z federalnych programów oferowanych przez USDA, informują urzędnicy ministerstwa rolnictwa.

 

Dwa lata temu korzystała z nich co piąta osoba, tłumaczą zapominając, że statystyka ta nie dowodzi żadnej poprawy, a wzrostu liczby głodnych. Wszyscy wiemy, że tego typu eufemizmy nie nakarmią nikogo. Są kiepskimi wymówkami sytych pracowników rządowych, usprawiedliwiających samych siebie. Tymczasem nie ma mowy o jakiejkolwiek stabilizacji żywieniowej w obecnej sytuacji ekonomicznej, w której liczba bezrobotnych Amerykanów wzrosła z 9 milionów w roku 2008 do 14 milionów w roku 2009. Illinois usytuowało się w tej statystyce na poziomie 12.2 procent rodzin doświadczających problemów z wyżywieniem się, znacznie poniżej średniej krajowej.

Głód kojarzył się nam z innymi kontynentami i krajami niż mlekiem i miodem płynąca Ameryka. Nawet moje pokolenie, wychowane na Elementarzu Falskiego, kojarzy go głównie z Afryką, choć nawet Murzynek Bambo, który mieszkał w Afryce, wyglądał w podręczniku dla pierwszoklasistów na przyzwoicie najedzonego. Poruszeni szeroko rozpowszechnianymi widokami przewlekłych susz, burz czy nędzy w innych, odległych krajach, poczuwamy się do obowiązku wysłania pomocy społecznej czy żywnościowej na drugi koniec świata. Przyzwyczailiśmy się do tego, że nikt nie głoduje w Ameryce. W rzeczywistości głód uderza w naszych sąsiadów, czy okolice nie oddalone zbytnio od naszego miejsca zamieszkania. Warto o tym pamiętać robiąc zakupy z okazji Święta Dziękczynienia, czy przygotowując ekologiczny lunch dla własnego dziecka.

Żywność dla ubogich

Nawet osoby, które spożywają trzy posiłki dziennie mogą być niedożywione. Amerykanie w coraz większym stopniu jedzą tanią, bogatą w cukier żywność, której produkcja jest finansowana dzięki subsydiom rządowym dla przemysłów kukurydzianego i nabiałowego. Jak informuje niedawna publikacja „The New York Times”, amerykańskie ministerstwo rolnictwa głośno promuje lepsze nawyki żywieniowe, po kryjomu współpracując z Domino’s przy produkcji nowego produktu pizzy zawierającego o 40% więcej sera.

Wszyscy znamy sieć Domino’s Pizza, słynną z wysokotłuszczowej, ale taniej pizzy, dostępnej za kilka dolarów. Otóż nie wszyscy wiemy, że na początku roku przedsiębiorstwo przeżywało kłopoty finansowe. Sprzedaż spadła, a sondaż konsumentów dowodził niskiej oceny produktu. Wkrótce jednak pomoc nadeszła z organizacji pod nazwą Dairy Management. Firma współpracowała z Domino’s przy stworzeniu nowego rodzaju pizzy zawierającej 40% więcej sera, a także zaplanowała i zapłaciła $12 milionów za kampanię marketingową. Konsumenci pożerali pizzę z większą ilością sera, a sprzedaż wzrosła o kilkanaście procent. Jednakże jakkolwiek Domino’s czerpie ze sprzedaży ogromne zyski, gorzej z jakością produktu. Otóż zaledwie jeden kawałek pizzy zawiera aż dwie trzecie dziennego zapotrzebowania na tłuszcze nasycone, które mają związek z chorobami serca, a oprócz tego jest wysokokaloryczny.

Tymczasem Dairy Management nie jest prywatna firmą konsultingową, a marketingową kreacją amerykańskiego ministerstwa rolnictwa – USDA, tej samej agencji, która znajduje się w czołówce walki federalnej administracji z otyłością, zniechęcając z jednej strony do nadmiernego spożycia tej samej żywności, którą żarliwie promuje Dairy Management.

W tym szaleństwie jest jednak metoda. Otóż ostrzegani przez rząd przed tłuszczami nasyconymi Amerykanie zwracają się w kierunku niskotłuszczowych produktów mlecznych, pozostawiając nadwyżkę mleka pełnego i tłuszczu mlecznego. Ale rząd, poprzez Dairy Management, angażuje się w próby wykorzystania nabiału w amerykańskim pożywieniu, głównie przez ser.

Ser krzepi

Amerykanie spożywają obecnie 33 funty sera rocznie, niemal trzykrotnie więcej niż w latach 1970. Ser stał się największym źródłem tłuszczów nasyconych; jedna uncja wielu serów zawiera niemal tyle samo tłuszczów nasyconych co mleko pełne.

Jakkolwiek oficjalnie administracja federalna, na czele z Michelle Obamą, walczy z otyłością piętnując rozpowszechnienie cheesburgerów, makaronu zapiekanego z serem, itp, oraz wzywając restauratorów do wprowadzenia zdrowszych produktów, to w serii poufnych spotkań zaaprobowanych przez sekretarzy ministerstwa rolnictwa z administracji zarówno Busha jak i Obamy, Dairy Management współpracowało z restauracjami w celu rozszerzenia ich kart dań o produkty przeładowane serem.

Wychwalając pracę Dairy Management amerykańskie ministerstwo rolnictwa stwierdza, że produkty takie jak quesadilla z kawałkami befsztyka z serem cheddar, pepper jack, mozzarella i sosem śmietankowym, zawiera przeciętnie ośmiokrotnie więcej sera niż inny produkt z karty dań. Nie wspomina jednak, że quesadilla o ponad trzy czwarte przewyższa dzienną rekomendację poziomu tłuszczy nasyconych i sodu.

Dairy Management, którego roczny budżet osiąga $140 milionów, jest finansowane głównie dzięki narzuconym przez rząd opłatom na przemysł nabiałowy. Oprócz tego otrzymuje także kilkanaście milionów dolarów rocznie z ministerstwa rolnictwa, które mianuje niektórych członków jego rady nadzorczej, zatwierdza kampanie marketingowe i większość kontraktów i raz po raz składa Kongresowi raporty ze swej działalności. Działalność tej agencji, a bez wątpienia są ich dziesiątki, ujawnia jaskrawy przykład wewnętrznych sprzeczności w ramach Agriculture Department, pełniącego historycznie rolę jako marketera produktów rolnych i policji żywieniowej Ameryki.

Intrygującym przykładem tych nadużyć są długoletnie badania finansowane przez Dairy Management. Firma wydała miliony dolarów na badania wspierające krajową kampanię reklamową promującą pogląd jakoby ludzie mogli schudnąć poprzez konsumowanie więcej produktów mlecznych. Kampania, opłacana przez Dairy Management, została zakończona dopiero w roku 2007, chociaż inni badacze nie dowiedli roszczeń dotyczących takich korzyści związanych z utratą wagi. Podczas gdy kampania została zakwestionowana jako nieuzasadniona, rządowi prawnicy ostro bronili jej stwierdzając, że ministerstwo rolnictwa poddało rewizji, zaaprobowało i stale nadzorowało te próby.

Otyły, bo głodny

Otyłość jest związana z głodem, z powodu złych nawyków żywieniowych i braku zdrowych możliwości wyboru wśród wielu społeczności. Wielu z nas tyje, ale dodatkowe funty wagi są zagrożeniem dla życia i zdrowia. Według Centers for Disease Control and Prevention, ponad 30 procent dorosłych jest otyłych. Liczba dzieci borykających się ze swą wagą również wzrasta, zwłaszcza wśród Latynosów. Schorzenia związane ze sposobem żywienia, jak choroby serca i cukrzyca, znajdują się obecnie na liście głównych powodów śmierci w Ameryce. Nie umieramy dlatego, że nie jemy, ale ponieważ jemy źle.

Głód zagraża naszej przyszłości ekonomicznej i stabilności narodowej. Otóż jedno na czworo amerykańskich dzieci, niemal 17 milionów, mieszka w rodzinach doświadczających trudności żywnościowych. Dziecko, które jest głodne, nie może się uczyć. Dziecko, które nie uczy się, rezygnuje ze szkoły. Dziecko bez wykształcenia nie dostanie pracy i nie wspomoże amerykańskiej gospodarki we współzawodnictwie w warunkach ekonomii globalnej. Dziecko bez pracy może zwrócić się ku przestępczości, zostać aresztowane i kosztować podatników $40 rocznie za swój pobyt w więzieniu.

Otyłe dzieci ograniczają obronną zdolność naszej armii. Oficerowie wojska ostatnio ostrzegli, że ponad 9 milionów młodych mężczyzn w wieku od 17 do 24 lat, waży zbyt dużo by móc zaciągnąć się do wojska, ograniczając pulę kandydatów do służby.

Tymczasem ponad 9 procent wydatków medycznych, co stanowi $147 miliardów rocznie, jest przeznaczonych na leczenie otyłości, a otyli wydają o $1500 więcej rocznie na leczenie niż pacjenci o normalnej wadze. Rezultaty złego żywienia pogarszają nasze zadłużenie i narażają nas na niebezpieczeństwo. Ameryki po prostu nie stać na niedożywienie.

Jedzenie albo buty lub lekarstwa

Mitem jest wyobrażenie, że najbardziej prawdopodobną ofiarą niedożywienia są dzieci. Programy pomocy federalnej zapewniają nisko uposażonym dzieciom bezpłatne posiłki w szkole, ale ich matki, z których wiele jest samotnych i wykonujących nisko płatne prace w sektorze usługowym, często muszą wybierać pomiędzy żywnością, opłatą za wynajem, benzyną, opłatą za usługi medyczne i nowymi butami dla dzieci. Miliony amerykańskich kobiet, które znajdują się w tej kłopotliwej sytuacji, najpierw nakarmią swe dzieci, a same obejdą się bez posiłku.

Inną tragedią jest w Stanach Zjednoczonych gwałtownie rosnąca liczba osób starszych, które muszą wybierać pomiędzy żywnością, lekarstwami i opłatami za świadczenia. Jakkolwiek niewiele osób starszych przyzna się, że potrzebuje pomocy, to badanie przeprowadzone w roku 2007 przez Meals on Wheels wskazuje na to, że 6 milionów osób jest głodnych. Bezpłatne usługi dostaw żywności mają listy oczekujących w wielu miastach. Około 80 milionów urodzonych w okresie wyżu demograficznego, którzy zbliżają się do wieku emerytalnego, mogą żyć, jak się przewiduje, dłużej niż poprzednie pokolenia, ale nie wszyscy odłożyli wystarczająco dużo na swe ostatnie lata. Wraz ze starością może pojawić się głód.

Marnotrawstwo

Według nowej książki Jonathana Bloom pod tytułem „American Wasteland”, wyrzuca się aż 40 procent produkowanej żywności. Wiele z tego, na przykład odpady z gospodarstwa domowego czy rozkładające się owoce i warzywa, jest nie do zjedzenia i niepraktyczne do usunięcia. Daty przydatności do spożycia, zwłaszcza na puszkach, skazują miliony funtów żywności na składowiska odpadów. Logistycznie nie da się wyżywić wszystkich z resztek.

Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy ich używać. Kiedy prezydent Bill Clinton podpisał Bill Emerson Good Samaritan Food Donation Act w roku 2006, miliony inicjatyw w całym kraju odzyskały miliony funtów dobrej żywności z restauracji i hoteli i użyły jej do nakarmienia głodnych czy szkolenia zawodowego dla bezrobotnych. Banki żywności rozprowadziły setki milionów towarów stałych, a aktywiści zebrali zboża, które nie zostałyby sprzedane do sklepów.

Odkąd prezydent Lyndon Johnson ogłosił wojnę z ubóstwem w roku 1964, rząd działał skrupulatnie upewniając się, że nikt nie będzie głodny. Przez lata USDA zalewało środowiska nadmiarem towarów takich jak ser czy masło. Rejestracja do programu pomocy żywnościowej w formie talonów na żywność, obecnie określanego mianem Supplemental Nutrition Assistance Program, czołowego narzędzia federalnej walki z głodem, należy do historycznie najwyższych osiągając 42.4 milionów.

Nadal jednak liczba Amerykanów borykających się z trudnościami żeby wyżywić rodzinę nigdy nie zmalała. Dzieje się tak dlatego, że problem głodu nie dotyczy żywności. Chodzi o zatrudnienie i wynagrodzenie.

Uchwalenie ustaw określających wysokość pensji wystarczających na utrzymanie, taryf celnych, które zabezpieczą zatrudnienie w Stanach Zjednoczonych i powszechnego systemu opieki zdrowotnej, w połączeniu z konsumenckim wsparciem tych przedsiębiorstw, które wypłacają dobre wynagrodzenia, reinwestują w społeczności czy przyjmują przepisy proekologiczne, przyczyniłoby się do zwalczenia głodu w większym stopniu niż wszystko, czego próbowały organizacje charytatywne w ostatnich pięćdziesięciu latach. Bodźce zachęcające do lokalnej produkcji żywności utrzymałyby nas w zdrowiu, a nasze lokalne społeczności w dobrym tempie rozwoju. Tego właśnie życzmy sobie z okazji Święta Dziękczynienia.

Na podst. „The Washington Post” oprac. Ela Zaworski

 

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor